siwobrody prowadzi tutaj blog rowerowy

Wpisy archiwalne w kategorii

żubrówka

Dystans całkowity:2338.66 km (w terenie 151.00 km; 6.46%)
Czas w ruchu:133:27
Średnia prędkość:15.74 km/h
Maksymalna prędkość:52.36 km/h
Liczba aktywności:48
Średnio na aktywność:48.72 km i 3h 10m
Więcej statystyk

Dookoła Szczecina

  • DST 127.79km
  • Teren 20.00km
  • Czas 07:26
  • VAVG 17.19km/h
  • VMAX 42.00km/h
  • Sprzęt KTM
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 24 sierpnia 2013 | dodano: 25.08.2013
Uczestnicy

Głupota ludzka nie zna granic.
A moja w szczególności.
W piątek , zupełnie bezmyślnie , rzuciłem w trakcie rozmowy z Trendixem pomysł który chodził mi po głowie już od ponad roku.
Wycieczka wokół Szczecina .
Wszyscy jeżdżą gdzieś wokół. Jedni wokół świata , inni wokół Polski jeszcze inni wokół Zalewu Szczecińskiego ale nie spotkałem jeszcze wycieczki wokół Szczecina.
Tylko cały w tym ambaras że nie przyszło mi do głowy że Wojtek podchwyci mój pomysł.
Przecież ostatnio ciągle odmawiał wspólnych wycieczek .
A to że za krótkie , a to że za nudne , a to że ... coś tam.
A tu coś mu się pozmieniało i usłyszałem " będę o 10,00 jedziemy".
I tu skończyło się "rumakowanie".
Ludzie , przecież to było tylko podanie pomysłu a nie propozycja.
Każdy przecież wie ( no prawie każdy) że Szczecin " jest trzecim pod względem zajmowanej powierzchni (300,55 km² z czego prawie 24% zajmują grunty pod wodami) i siódmym[4] pod względem liczby ludności miastem Polski "
Skoro trzeci pod względem powierzchni to i do cholery obwód też ma wielki i jeszcze to że nie da się go objechać tak prosto bo te wody to nie koniecznie do przejechania rowerem.
Jeszcze miałem nadzieję że się rozmyśli , a może że samochód mu rano nie odpali albo .. no właśnie żadne " że" się nie spełniło i o 10,00 jak w zegarku się pojawił.
I już myślałem że się uda odwołać wycieczkę ( za cholerę nie mogłem znaleźć mapy Szczecina ) gdy na kilka chwil przed jego przyjazdem przyszedł sąsiad z prośbą o pomoc , w zamian oferując ........ mapę Szczecina .
Sąsiadowi pomocy odmówić nie można więc tak po 30 minutowej pomocy technicznej powróciłem z mapą Szczecina z lat 70 - tych.
Wojtek szczęśliwy z posiadania niezbędnej mapy zarządził wyjazd.
Ruszamy .
Pierwszy punkt osiągamy po jakichś 300 metrach .

No to teraz puszczę Wojtka w Puszczę Wkrzańską w te góry i piachy i zaraz sobie odpuści.
Nie odpuścił.

Dalej trochę pobłądziliśmy ( starałem się jak mogłem) i zamiast wyjechać w Przęsocinie wyjechaliśmy w Siedlicach.
Ale oczywiście Wojtkowi to nie przeszkadzało.
Przez Police dojechaliśmy do Mścięcina.
Myślałem że może Wojtek przestraszy się mega żuka .
Ale nie , jeszcze żuka czule tulił.

Ale nic z tego. W tym roku tak się "rozjeździł" na rowerze że nic go nie przestraszy.
Pokręciliśmy się po okolicy


ostrożnie rozglądając się za lokalnym bydłem

i ponownie wjechaliśmy do Szczecina

Jadąc wzdłuż Odry "podziwiamy" cmentarzysko upadłych zakładów przemysłowych


A tu podaję link do ciekawego artykułu na temat upadku szczecińskich zakładów przemysłowych ( większość w ramach tej wycieczki mijaliśmy)Opis linka
Dojechaliśmy do Gocławia


Wystarczy się rozglądać i zawsze zobaczy się coś ciekawego


Powoli zbliżamy się do dawnej Stoczni Warskiego

Potężne bunkry w okolicach stoczni

Mijamy resztki wielkiej niegdyś stoczni

i jedziemy na Wały Chrobrego





i piękne nowe nabrzeże ze ścieżkami rowerowymi , ławeczkami itd.

Co by nie mówić gospodarka upadła ale miasto pięknieje


Jako że miasto niektórzy zwą " największą w Polsce wieś z tramwajami " to i w takiej małej wsi co chwilę można spotkać kogoś znajomego.


Po chwili rozmowy ruszamy dalej



Wstępnie mamy już za sobą ok. 1/5 trasy więc przerwa na małe co nie co .
Nowe Stare Miasto - tu ostatnio zajadałem się lodami więc i Wojtek powinien je spróbować.



A Wojtek w międzyczasie foci okolicę

Koniec przerwy , po pysznościach ( gorąco polecam) jedziemy Trasą Zamkową podziwiając widoki na miasto





Tempo typowo fotograficzne


W końcu ruszamy dalej bo przy tym tempie to do jutra nie dojedziemy do celu
Mijamy lotnisko w Dąbiu

A niech to . Cel celem ale w końcu najważniejsze to zwiedzanie .
Jedziemy na lotnisko


Lotnisko zaliczone.
Dojeżdżamy do Dąbia.

Dalej ścieżką rowerową aż do samego końca

Dalej polnymi drogami w kierunku na Załom.
Po drodze trafiamy na budowane nowe rondo po którym będzie można bezpiecznie zjeżdżać na Załom , Pucice i dojechać do S-3

Dojechaliśmy do końca Szczecina w kierunku na Pucice.
Można powiedzieć że północną granicę miasta mamy objechaną.

Koniec Szczecina w kierunku na Pucice © siwobrody

Zaczynamy jechać wzdłuż wschodniej granicy.
Jedziemy obok dawnej fabryki kabli Załom.

Za fabryką koniec Szczecina i przejazd kolejowy na którym czekamy na przejazd pociągu


Kablową dojeżdżamy do Goleniowskiej i znowu jesteśmy w Szczecinie


Oczywiście znowu przerwa bo przejeżdża pociąg.


Jedziemy Goleniowską i skręcamy w ul. Zdrową .
Po chwili podziwiamy zaawansowanie prac przy budowie drogi łączącej rondo o którym wcześniej wspominałem z S-3.


Po przerwie ( oj , ilością przerw to bijemy na głowę wszystkich rowerzystów) jedziemy całkiem niezłym tempem do Wielgowa.
Dojeżdżamy do końca drogi prowadzącej na Goleniów

i ruszamy do Płoni.
Wyjazd na Stargard zaliczony

Kierunek Jezierzyce

W Jezierzycach kończymy wschodnią granicę miasta i ruszamy południową .
Dojechaliśmy do Pyrzyckiej .
Udokumentowaliśmy koniec miasta w kierunku na Pyrzyce
Z powrotem do Płoni i lasem w kierunku na Kijewo. Tu muszę przyznać że troszeczkę pobłądziłem.
Wojtek zaczął się śmiać a ja mu odpowiedziałem że nie ma strachu bo albo wyjedziemy na Szosę Poznańską albo na autostradę .
I wyjechaliśmy . Dokładnie na skrzyżowaniu tych obu .
Ponownie zagłębiliśmy się w las i w końcu dotarliśmy do wiaduktu nad autostradą.



Ruszamy dalej . Przez Kijewo , Klęskowo obok Bukowego do ul. Batalionów Chłopskich.
Na stacji paliw dokonaliśmy zakupów, zjedliśmy po hot dogu i Wojtek zatankował rower.

Ja wiedziałem że on musi mieć jakiś silnik bo przecież to niemożliwe żeby miał tyle sił sam z siebie.
Ruszamy w kierunku na Gryfino.
Przejeżdżamy przez Podjuchy , Żydowce i tu spotykamy następny upadły duży zakład .

( Tradycyjnie znowu pociąg)

Potężny zakład produkujący nie tylko materiały odzieżowe ale również kasety magnetofonowe. Kasety w Polsce produkowane były właśnie w Wiskordzie i Gorzowskim Stilonie .
Czas ruszać w drogę bo jeszcze kawałek przed nami aby zakończyć południową granicę miasta.
I ten etap zakończony.
Rogatki miasta w kierunku na Gryfino.

Wracamy z powrotem do Podjuch i wbijamy się na Autostradę Poznańską.
Rozpoczynamy objazd zachodnich granic miasta.
Widok na Odrę z Autostrady Poznańskiej.

Już mamy na liczniku ponad setkę.

Ruszamy dalej .
Autostradą Poznańską dojeżdżamy do cukrowni ( następna ruina gospodarcza) i uwieczniamy koniec miasta w kierunku na Kołbaskowo .

Powoli zapada zmierzch.
Słoneczko zachodzi a my nadal w drodze.

Ruszamy przez Gumieńce do Mierzyna.
Wyjazd z miasta na Lubieszyn.

Robi się coraz chłodniej i ciemniej.

Włączamy wszystkie światła jakie mamy i ruszamy do Bezrzecza.
W związku z ciemnościami i kiepskim oznakowaniem drogi ponownie błądzimy.
Całe szczęście że spotykamy ( mimo późnej pory) kogoś kto nam pomaga znaleźć drogę.
W końcu docieramy do Bezrzecza.


Powoli zaczynam patrzeć na swój rower z obrzydzeniem.
Te części mojego ciała które mają bezpośrednią styczność z rowerem protestują przeciw ponownemu dosiadaniu jego.
Po krótkiej naradzie rezygnujemy z przejazdu przez Wołczkowo i zjeżdżamy z górki przez oś. Zawadzkiego do al.Wojska Polskiego .
Docieramy do Głębokiego.
Ja prawie umieram a Wojtek pręży mięśnie i twierdzi że ma sił na tyle żeby teraz pojechać w odwrotną stronę.

Nasze rowery też nie mają nic przeciwko.

Ale ja stanowczo się przeciwstawiam i ruszam do domu.
To tylko niecałe 3 km.
Jak dla mnie to aż 3 km.
Wreszcie koniec . Pętla się zamknęła .
Na podstawie mojego licznika , rowerowy obwód miasta Szczecina to :

Wg licznika Wojtka :

I tak pierwsza setka w tym roku zaliczona.
Podziękowania dla Wojtka za tak interesująca wyprawę.
Ale na drugi raz to się powstrzymam od rzucania takich pomysłów na wycieczki.
Bo przecież jak będzie powyżej setki to Wojtuś od razu się zdecyduje.
A mnie wszystko boli.


Kategoria Ciekawostki miasta Szczecin, dookoła...., żubrówka

Do Muzeum Techniki i Komunikacji z rodzinką

  • DST 15.79km
  • Czas 01:14
  • VAVG 12.80km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 10 sierpnia 2013 | dodano: 10.08.2013

Na dziś planowana została wycieczka do Muzeum Techniki i Komunikacji . Oczywiście wycieczka rowerowa.
Tata pojechał "Czarną Perłą" młodszy siostrzeniec rowerem córki a ja ze starszym siostrzeńcem na tandemie ( spodobało się po ostatniej wycieczce).
Pilchowo , Głębokie , Las Arkoński , ul. Arkońska ( ścieżkami rowerowymi ) , ul. Niemierzyńska ulicą.
Dojechaliśmy.

Zwiedzamy pojazdy przed muzeum.

Wchodzimy do muzeum.

W pierwszym rzędzie pokazuję Szczeciński samochód sprzed II wojny.

Informuję o aktualnie najciekawszej "specjalnej" ekspozycji.

Oj to były czasy. I w życiu bym się nie spodziewał że ktoś zrealizuje pomysły " Papcia Chmiela"
Pojazdy z czasów "Tytusa , Romka i A' Tomka " w realnym wydaniu.







Po "powrocie w przeszłość " komiksową wracamy do przeszłości historycznej.
Jedna z wielu atrakcji muzeum , symulator jazdy tramwajem.

Młodszy siostrzeniec tak się rozpędził że ledwo " wyrabiał " na zakrętach.

Teraz już spokojnie zwiedzamy eksponaty.


Nowością w muzeum są manekiny ze szczecińskimi produktami przemysłu odzieżowego .

Głównie Zakładów Przemysłu Odzieżowego "DANA".
Zakładów już dawno nie ma ( jak i większości zakładów produkcyjnych z czasów PRL-u) ale jak się okazuje są jeszcze pamiątki po tych czasach "wielkiego Szczecina" .
Sam , za czasów mej młodości , mieszkałem na ul. Odzieżowej i pamiętam rozbudowę tych zakładów . DANA była naprawdę cenionym i znanym zakładem nie tylko w Polsce czy też innych "demoludach " ale też produkowała na eksport na tzw. " zachód".
Pamiętam samochody z "zachodnich Niemiec " ( najpierw NRF czyli Niemiecka Republika Federalna a później RFN czyli Republika Federalnych Niemiec) .
Ale nie ma co zanudzać historią , kto chce ten podjedzie do muzeum a kto chce więcej, niech pogada z rodzicami lub dziadkami.
Albo poczyta opisy przy wystawowych egzemplarzach .

Po wyjściu z muzeum zauważyłem ciekawą wystawę fotograficzną na zewnątrz.


Czas na powrót.
Jeszcze tylko lody w kawiarni nad muzeum

I powrót do domu.
Było ciekawie .
Jazda rowerami choć krótka i "ciśnięcia w "pedały" sprawiła wszystkim przyjemność.
No tak ale z takimi dystansami to Trendixa nie dogonię.
Ale jeszcze przyjdzie taki czas że .................


Kategoria Ciekawostki miasta Szczecin, KRÓTKO WOKÓŁ DOMU, żubrówka

Na jagody , czyli o dwóch takich co ..................

  • DST 75.57km
  • Czas 03:57
  • VAVG 19.13km/h
  • VMAX 30.00km/h
  • Sprzęt KTM
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 29 czerwca 2013 | dodano: 30.06.2013

Czy ktoś jeszcze pamięta tę piękną bajkę ?
Jak nie , to niech przeczyta a po lekturze znajdzie czas i chęć na następna bajkę .
Tę następną to już ja napiszę.
Więc piszę.
Dawno , dawno temu a właściwie to nie tak dawno bo dziś ( a właściwie to wczoraj )
wyruszyłem na wyprawę do Nowego Warpna.
Cel był słuszny i bajkowy.
Wyruszyłem na poszukiwanie runa . No bez jaj nie złotego runa a leśnego runa zwanego jagodami na dodatek czarnymi.
A tak naprawdę to żeby gonić pewnego złośliwego "skrzata" zwanego Trendixem który ciągle mi umyka.
Tak kole 16-tej spiąłem więc ostrogami mego rumaka i ruszyłem.
Traktem rowerowym do Tanowa i dalej na Dobieszczyn.
Pogoda w sam raz , nie za gorąco i nie za chłodno.
Tempo umiarkowane , tak stępa bez galopu.
Lasy wokół szumiały , ptaszęta ćwierkały , blachosmrody mnie mijały a ja , jak ten rycerz bez skazy podążałem ku celowi i przeznaczeniu.
Gdym dotarł do Dobieszczyna ruszyłem kłusem na Nowe Warpno nowo budowanym traktem wijącym się czarno wśród zielonych lasów.
Tak prawdę powiedziawszy to wiadomo że te czarne trakty to miedzy innymi działalność "czarnych i nieczystych sił " finansowanych z puli diabelskich sił nieczystych zwanych "Unią Europejską" .
I pomyśleć że drzewnej bez pomocy sił nieczystych też coś sami potrafiliśmy stworzyć.
Zostawmy diabelskie siły i ruszajmy w poszukiwaniu czarnego runa.
Chwila oddechu dla rumaka i podziwianie dbałości budowniczych o przyrodę.


I tak bez większych problemów ze strony miłośników przyrody trakt istnieje i ciągnie się dalej bez potrzeby budowy obwodnicy wokół mrówek.
Pogoda niby sprzyja
ale , jak to w bajce , wszystko może się zdarzyć.
Podążam dalej w knieję.
Cisza i spokój .
Ani żadna sierotka Marysia z gąskami mnie nie zaczepia , ani żaden zbój Madej ( mając wybór wolałbym pierwszą postać) i nawet ni widu ni słychu Koszałka Opałka.
I tu dochodzę do wniosku że za tego typka to ja sam robię , bo po prawdzie to ja robię za kronikarza i jeszcze ta broda.
Koniec dywagacji bo droga daleka a jak będę zwlekał to jeszcze jakiś wilk z Czerwonym Kapturkiem pod pachą się napatoczy.
Wpijam ostrogi w boki mego bachmata i w drogę.
I nagle mym oczom ukazuje się runo , czarne , smakowite runo.


Pojeść można a i inkaust czarny do spisywania historyi zacny można wyrobić.
Pojadłem , zapasy zacnego czernidła do pisania uzyskałem więc w drogę.
Dobrnąłem do Karszna.
I tu bajka się skończyła a właściwie potoczyła niezgodnie z planem. .
Ledwo dotarłem do Pałacyku w Karsznie gdy tuż przed nosem zamknięto mi bramę i możliwość zwiedzenia wystawy o której opowiadała mi Tunia.
Zamknięte to zamknięte jadę dalej .
Jako "zawodowy kronikarz" postanowiłem zwiedzić kościółek w Karsznie.

I tu też się spóźniłem

jest już prawie 18-ta .
Z kronikarskiego obowiązku pozostaje mi tylko zwiedzić Nowe Warpno , uwiecznić diabelskim wynalazkiem zwanym fotoaparatem że tu byłem i wracać do domu.
To uwieczniam.



W ostatniej chwili coś mnie tknęło aby zajechać do tawerny przy przystani na herbatkę.
Albo czary albo intuicja.
A może opatrzność nade mną czuwała lub inny czort.
Później się okazało że nie była to opatrzność a właśnie to drugie.
Ujrzałem w świetlistym blasku dwóch świętych :
Piotra i Pawła .
Obaj mieli właśnie imieniny.
A ja pecha.
Co za czort mnie skusił aby tam zajrzeć ?
Ale nie wyprzedzajmy faktów czy też jak drzewnej mówiono nie opowiadajmy bajek.
Jako nieśmiały z natury skrzat i mierny kronikarz ograniczę się jedynie do relacji . Komentować zdarzenia będę tylko wtedy gdy ....... nie będę miał innego wyjścia.
Tak więc tego pamiętnego roku spotkałem dwóch świętych .
Piotra i Pawła .
Obaj właśnie obchodzili imieniny.
Tak przy okazji wszystkiego najlepszego dla tych dwóch imienników.
A dla czego święci?
A bo trzeba mieć świętą cierpliwość do Piotra i trzeba być świętym Pawłem aby wytrzymać z Piotrem.
Ja tego też nie pojmuję ale jako kronikarz informuję.
I zupełnie bez sensu rymuję.
Ale jak mawiają w bajkach wieszcze , ta historia potrwa jeszcze.
Ja się boję i truchleję ale opiszę i na pergamin przeleję.
I burza mózgów i decyzja co dalej.
Jedziemy na Berlin czy też do Kopenhagi ?

Ja bym wolał do domu ale jak mam dwóch świętych , a może śniętych , a może natchnionych , czy też nawiedzonych to zdam się na ślepy los i pojadę z nimi.
Ruszamy promenadą.
Piotr pokazuje co jadł w tawernie.

Oraz jak duża była rybka.
Paweł ze świętym spokojem udaje że wierzy w te bajki.

Następnie Piotr udowadnia że to nie ryba a byk i próbuje ją ujeżdżać .

Kierujemy się na rynek.
Tu zobaczyłem czarodziejską skrzynkę z obrazkami.

Jak się paluchem dotknie to się obrazki zmieniają.

Ale to wszystko to jeszcze nic.
Po chwili w czarodziejskiej skrzynce .... zobaczyłem nas,

Ale cuda , ale bajki, ale czary .
I jeszcze tylko rzut oka na zaczarowany wernisaż .
Oj zaklął ktoś tego malarza w kamień a może w metal.

Pewnikiem kiepsko malował i to , co go spotkało to kara.

Piotr próbował go odczarować ale taki z niego czarownik jak nie przymierzając ........ święty.

No koniec zabawy trzeba ruszać w drogę.
Zgodnie z tradycją ilu rowerzystów tyle ......... propozycji szlaku.
Więc po burzliwej dyskusji podjęliśmy jedną słuszną decyzję - jedziemy do domu.
Problem jednak pozostał bo ......... każdy chciał jechać inną drogą.
A deszczyk zaczął lekko siąpić.
A Piotr zaczął .... śpiewać.
I tak w deszczu z piosenką na ustach jechaliśmy przez " deszcze niespokojne" , "przy ognisku" itd. A deszczyk z przerwami ale powoli się sączył z nieba.
Normalnie ktoś tam na górze z rozrzewnieniem wsłuchiwał się w piosenki i płakał coraz bardziej a Piotruś " kap, kap, płyną łzy".
Na górze ktoś się rozczulił tak mocno że ryczał a krokodyle łzy leciały nam za kołnierz.
To znaczy mi i Pawłowi bo Piotr jako starszy harcerz i weteran wycieczek rowerowych wydobył z przepastnych sakw sztormiak ( wyjmując po drodze : saperkę , lornetkę i jeszcze kilkanaście akcesoriów mogących posłużyć do założenia całkiem dużego obozu harcerskiego ).
Chłodno , głodno a do domu daleko.
I jeszcze ta beksa na górze.
W końcu daliśmy za wygraną.
Zjazd do pierwszego parkingu i pod daszek.

Koniec śpiewania. Dojadamy resztki zapasów ( podziękowania dla Pawła za kanapkę) i czekamy na koniec opadów.
.
I rozgrzewamy się opowiadaniem o gorącej kąpieli , gorącej zupie , suchych ciuchach i kropelce czegoś na rozgrzewkę ......... jak cali i żywi dotrzemy do domów.

Deszcz się powoli kończy.
Ruszamy resztkami sił do domu.
Mokre ciuchy wcale nie schną i jest mi zimno. Niestety w kolana też.
W koooooooooooooooooooooooooooooooońcu docieramy do Pilchowa.
Krótkie pożegnanie , podziękowania za wycieczkę i każdy najszybciej jak może do domów.
No bajka to nie była. I pewnikiem jakbym nie spotkał tych dwóch co to sobie balangę w Nowym Warpnie urządzili to bym dotarł do domu przed deszczem.
A tak , a tak to bym nie miał takiej zwariowanej wycieczki.
Podsumowując :
Jagody były ,
Dwóch było ,
Lać lało ale tylko w połowie ( tak od czasu jak tych dwóch świętych spotkałem )
I bajka jest do d...y bo bez ładu i składu i na dodatek w bajkach nikogo nie bolą kolana.
I najważniejsze , niewiele bo niewiele ale zmniejszyłem dystans do Wojtka


Kategoria piwko, żubrówka

Przyjaciół się nie wybiera....

  • DST 40.60km
  • Czas 02:33
  • VAVG 15.92km/h
  • VMAX 31.60km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 28 czerwca 2013 | dodano: 28.06.2013

Tak , tak , parafrazując powiedzenie " rodziców się nie wybiera " tym razem coś o przyjaciołach.
Dziś ostatni piątek miesiąca . A więc Masa krytyczna.
Już kilka dni wcześniej próbowałem namówić Basieńkę R102 na wspólny lans tandemem. Ale jak to bywa z przyjaciółmi nigdy ich nie ma jak człowiek potrzebuje.
A to że " nie chce mi się" , a to że " trzeba dojechać i wracać " , a to że .....
....... itd.
Ale prawda jest taka że przyjaciół się ma albo nie . A skoro się ma to trzeba im ..... ulegać dla podtrzymania znajomości.
Trudno , wyjazd i lans tandemem upadł.
( tak wiem że piszę za długie relacje ale dziś w nagrodę dla wytrwałych obiecuję że nie będzie ani jednego zdjęcia)

Za to dodzwoniłem się do Wojtka Trendixa , mojego najlepszego rowerowego przyjaciela , i jako że kończę pracę wcześniej to wcześniej wyjadę i się spotkamy przed masą.
Pierwsza wersja była taka że On jedzie ze Stargardu do Szczecina a ja wyjadę mu naprzeciw.
I jak już byłem prawie gotów do wyjazdu zadzwonił " No to ja już jestem w Dąbiu " .
Ożeż ty , specjalnie gonił jak nie przymierzając koks bylebym tylko nie za dużo
kilometrów zrobił do miejsca spotkania.
Zmiana planu to On jedzie z Dąbia a ja jadę na przeciw i spotkamy się na Placu Lotników w centrum.
Zanim dotarłem do Różanki telefon " Gdzie jesteś bo ja już czekam ? ".
LLLLLUUDZIIIIEEEEEE jeszcze niedawno stękał że za szybko jeżdżę a dziś .... ech szkoda gadać.
No to rzuciłem propozycję " jedziemy naprzeciw siebie i spotkamy się na Jasnych Błoniach przy rowerowej kawiarence.
No to z lekkim wahaniem się zgodził. No to "pędzę" , pot po plecach spływa .
ledwo dojechałem do Trzech Orłów .............. telefon.
I co jak myślicie , o co chodzi?
No więc On już był pod kawiarenką i stał w kolejce . Cholerny cyborg .
Tak , takich mam przyjaciół.
Ja już nie miałem sił na żadną kawę , musiałem odzyskać oddech a On z niewinną minką popijał sobie kawkę i focił okolicę.
Od tego miejsca , już jak prawdziwi przyjaciele , jechaliśmy razem ( chyba się zreflektował ) i nie rwał do przodu jak koks.
A może próbował powoli dostosować tempo do prędkości mającej nastąpić masy krytycznej. Powód nie istotny , istotne że dałem radę.
Dojechaliśmy do Placu Lotników , zgarnęliśmy Jaro i pojechaliśmy na odsłonięcie ( już odsłoniętej ) tablicy pamiątkowej poświęconej Wilhelm'owi Meyer'owi
Tablica była co prawda już odsłonięta ale spore grono Szczecinian mogło posłuchać sporą garść informacji na temat tego ciekawego człowieka i nie tylko.
Po zakończeniu tej części dzisiejszych atrakcji pojechaliśmy na Plac Lotników gdzie zbierało się już coraz większe grono miłośników rowerów i uczestników masy.
I jak to zwykle na masie .. cała masa znajomych i przyjaciół rowerowych.
Nie będę wymieniał wszystkich bo ..................... znowu bym się rozpisał.
Ale tak na marginesie powiem że byli tam zarządzający firmą MadBike u których zostawiłem dziś "rower" mojej przyjaciółki .
I nie mogę się powstrzymać od opisania tej historii .
Podjechałem samochodem z rowerem w środku ( rower taki śliczny , różowy ).
Gdy otworzyłem tylna klapę na widok "roweru" serwisanci powiedzieli - " Błagamy nawet go nie wyciągaj" .
No tak , pomyślałem sobie , jak porządny markowy rower na którym można zarobić to nie ma problemu , ale jak stary grat to nie ma chętnych. Po chwili mi wyjaśniono. Klasyczny market-owy produkt na częściach niewiadomego pochodzenia , nie do wyregulowania ( regulacja co 30 km czyli serwisant jeździ z nami na wycieczki ) części nie kompatybilne z żadnymi dostępnymi zamiennikami i ile by pracy nie włożyć nie ma żadnej gwarancji że będzie jeździć bez problemu .
Mało tego , najbardziej doświadczony serwisant powiedział na widok tego roweru " no to pozostała mi tylko Odra " .
Nie za bardzo zrozumiałem czy :
1. dla serwisanta jedynym wyjściem pozostało tylko utopić się w Odrze ?
2. rower nadaje się jedynie do ..... wrzucenia do Odry ?.
Ale po krótkiej rozmowie zrozumiałem chodziło o ......... drugą wersję.
I tu nastąpiło załamanie . Jak to , taki śliczny różowy rower do Odry?
A jak się jakiś statek przewróci na takim zatopionym rowerze?
A lada moment ma być zlot żaglowców.
Co robić?
Ale co by nie mówić to jednak profesjonalna firma .
Szefostwo firmy powiedziało : " damy radę , zrobimy co się da a nawet więcej , i nawet na specjalne zamówienie sprowadzimy różowy koszyczek na kierownicę zgodnie z zamówieniem."
No i to ja rozumiem. Klient nasz Pan.
I jak już mówiłem " przyjaciół poznaje się w biedzie" .
No nie wiem czy w tej biedzie nie taniej będzie kupić rower niż go serwisować ale .............. nie ma to jak mieć przyjaciół .
Choć nie do końca jestem pewien czy ich dzięki temu "rowerowi " nie straciłem .
No cóż , samo życie.
Ale wracając do meritum.
Masa jak masa , pełno znajomych i ........ nie znajomych .
Największą atrakcją było :
1. koszulka Yogi'ego i jego żony które razem tworzyły tandem.
2. rysowanie pasa dla rowerzystów na ul. Krzywoustego.
I tu muszę przyznać z pewną dozą nieśmiałości że miałem mieszane uczucia.
Tak nie do końca byłem przekonany do tej dzisiejszej akcji rysowania kredą tej wydzielonej części drogi dla rowerów.
Przyznaję się bez bicia . To była dobra akcja. Tu można było zrobić coś dobrego dla komunikacja rowerowej i to bez wielkich nakładów.
Mogę się nie zgadzać z niektórymi zachowaniami zarządu RS ale niektóre ich akcje są po prostu sensowne i jak najbardziej godne poparcia.
Może niektórym osobom się to nie spodoba ale w pełni popieram większość projektów RS choć są sprawy w których mam prywatnie zastrzeżenia co do form działania.
Ale wracamy do tematu i tak zbyt mocno rozciągniętego.
Jako "wróg publiczny nr 1 " w Rowerowym Szczecinie wracam do Przyjaciół w pozostałych kręgach.
Koniec masy .
Trendix się żegna i wraca do Stargardu.
Ja chcąc nie chcąc też wracam do domu.
Ale On wraca sam i prosto do domu a ja montuje ekipę z którą zrobimy kilka dodatkowych kilometrów aby zmniejszyć moje straty w " wyścigu pokoju"
Wyruszamy w ekipie liczącej 9 osób.
Po drodze dwoje uczestników " odpada".
Za Głębokim , jak dobrze policzyłem , jest nas siedmioro i jedziemy do Tanowa.
W Tanowie mamy pecha bo knajpa docelowa wcześniej się zamyka z przyczyn subiektywnych i wracamy w kierunku na Szczecin.
Część odbija na Bartoszewo a pozostali śmigają do domów.
Ja zostaję w Pilchowie i mając 40 km. na koncie kończę wycieczkę.
Po wejściu do domu dzwonie do Trendixa informując że w gronie przyjaciół zrobiłem całkiem przyzwoity dystans i odrabiam straty.
I tu doznałem załamania.
Niby Wojtek taki przyjaciel a .................. nie dosyć że przyjechał ze Stargardu rowerem , nie dosyć że nabił więcej kilometrów , nie dosyć że śmigał jak koks , to jeszcze zorganizował sobie ekipę która wyciągnęła Go na wydłużenie trasy przejazdu żeby nie dać mi szansy na dogonienie.
I pomyśleć , że jeszcze nie tak dawno , tak się bał zrobienia 100 km. w jeden dzień że jak miał 99,8 km to brał rower na plecy żeby nie zrobić 100-ówy .
A dziś organizuje sobie pomoc Stargardzkich przyjaciół żeby dorobić " parę " km. żeby nie zakończyć dania poniżej setki.
Mało tego , ostatnio jak próbowałem Go namówić na małą wycieczkę po Szczecinie to mi powiedział : na wyprawy poniżej 100 km nie jeżdżę.
I tu jest sprawa prosta .
Albo wygrana w wyścigu , albo Przyjaźń.
Wybór jest prosty .
W wyścigu nie mam szans , a ( w tym wypadku) szanse na Przyjaźń są dość wysokie.
I tak wybieram ( mniejsze zło) czyli przyjaźń.
I nie ważne że do mojego przyjaciela pozostało mi ponad tysiąc kilometrów.


Kategoria żubrówka, Z Rowerowym Szczecinem

Rowerowy Dzień Ojca

  • DST 28.55km
  • Teren 12.00km
  • Czas 02:17
  • VAVG 12.50km/h
  • VMAX 35.00km/h
  • Sprzęt KTM
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 23 czerwca 2013 | dodano: 24.06.2013
Uczestnicy

A tak sobie wymyśliłem że z okazji Dnia Ojca zaproszę tatę na wycieczkę.
Przy okazji pomyślałem ze może jeszcze któryś z ojców chciałby pojechać na krótką i spokojną przejażdżkę rowerową z dziećmi albo ktoś zaprosiłby swojego rodziciela na rower?
Stad pomysł aby wrzucić ta propozycję na forum RS.
(A tak przy okazji to najpewniejszy sposób żebym plan zrealizował bo jak już publicznie się zgłosiłem to nie wypada nie przyjechać.)
W niedzielę rano (chcąc nie chcąc) wstałem , przygotowałem rowery i poszedłem budzić ojca. I tu niespodzianka . Tata się lekko przeziębił w sobotę wieczorem i zrezygnował z wyjazdu.
No to mam szansę na "jednoosobowy wyjazd grupy zorganizowanej".
Nie ma co myśleć , jeden rower z powrotem do garażu , drugi pod siebie i w drogę.
Kierunek Głębokie .
Na Głębokim spotykam Fox-iki - krótka rozmowa , pozdrowienia i dalej w drogę na Jasne Błonia.
Tu już spokojnie odliczam minuty do godz. 10,00 i zastanawiam się dzie dalej sam pojadę.
Niestety plan nie wypalił bo ................. pojawili się uczestnicy wycieczki.
Najpierw pojawił się mój kolega Maciej z Kubusiem

Maciej z synem Kubusiem © siwobrody

Później Jewti i Paweł .
Jesteśmy na miejscu zbiórki © siwobrody

Piotr przyjechał co prawda na zawody badmintona i podjechał do nas przypadkiem ale Jewti z poważną miną powiedział" przyjechałem robić frekwencję".
No to jest już czwórka rowerowych wycieczkowiczów.
Zaraz ruszamy © siwobrody

Jeszcze tylko fotka na okolicę i jedziemy.
Widok na Jasne Błonia © siwobrody

Daleko nie zajechaliśmy bo tuż po ruszeniu trafiamy na imprezę dziecięco-ojcowską.
Tatusiowie w akcji © siwobrody
Jewti w fotograf © siwobrody
Zabawy na całego © siwobrody

Atrakcje nie tylko dla dzieci ale i dla ojców.
Jewti u ratowników © siwobrody

Po obfotografowaniu okolicy i i wizycie w rowerowej kawiarence ( tuż obok) jedziemy dalej i po następnych kilkuset metrach podziwiamy inną imprezę tego dnia .
Międzyosiedlowe wyścigi rowerzystów do lat ośmiu.
Między osiedlowy wyścig maluchów © siwobrody

Na starcie © siwobrody

Po następnej serii zdjęć w końcu ruszamy trochę dalej.
Pogoda niby w sam raz ale te chmury w oddali trochę grożą deszczem.
Jedziemy w kierunku na Głębokie ale odbijamy na Ul. Arkońską a dalej w górę w kierunku na Chopina i zajeżdżamy do dawnej Akademii Rolniczej aby pokazać Kubusiowi strusie.
Dalszy kierunek to Głębokie. Niestety lekko zaczyna mżyć a Kubusiowi robi się chłodno.
Jesteśmy w okolicy Arkonki.
Decyzja - wracamy z powrotem.
Po dotarciu do Różanki Maciej z Kubusiem ruszają prosto do domu ( zwłaszcza że chmur coraz więcej ) a ja z Jewtim zostajemy na Różance podziwiać róże i posłuchać koncertów.
Jewti i róże © siwobrody
Koncert na Różance © siwobrody
Naprawdę ciekawy koncert © siwobrody

Róże pod obstrzałem © siwobrody

Różanka w pełni © siwobrody

I pełno rowerzystów © siwobrody

Tu roztarliśmy się z Jewtim i każdy podążył w swoim kierunku niepewnie spoglądając w niebo.
Znów delikatnie pokropiło.
Dojechałem do Miodowej i przez Polanę Sportową , Polanę Harcerską , przez las dotarłem do domu.
I tu koniec wycieczki która w połowie się udała a w połowie nie wyszła.
Nie udało się pojeździć z tatą i nie udało się pojeździć ....samemu.
Udało się spędzić czas w miłym towarzystwie i w końcu znaleźć drogę do domu przez las a nie ścieżką rowerową.
Tak jadąc lasem zauważyłem dość duże kałuże .
Okazało się że udało się ominąć ulewę która przeszła nad Głebokim .
Jak to w życiu bywa , nie wszystko się udaje ale ..........................czasami się udaje że wszystko się udało.

A tak na marginesie.
W ramach "wyścigu pokoju" który zmienia się powoli w " ściganie Trendixa w niepokoju" różnica w dystansie między nami wynosi 1061,39.
No cóż , jak w ciągu najbliższego tygodnia nie spadnie śnieg ( Wojtek twierdzi że po śniegu nie jeździ) to szanse na zmniejszenie dystansu raczej są niewielkie.


Kategoria KRÓTKO WOKÓŁ DOMU, śWIĄTECZNIE, żubrówka

Po pracy i przy okazji drugie miejsce w "wyścigu"

  • DST 20.77km
  • Czas 01:03
  • VAVG 19.78km/h
  • Sprzęt KTM
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 21 czerwca 2013 | dodano: 21.06.2013

W końcu udało się zmusić samego siebie do małej rundki na rowerze.
Godz. 20.00 to całkiem dobra godzina na rower w tych upałach.
Tak jak wróciłem z pracy , bez przebierania , na rower i .... rehabilitować kolanko.
Tak właściwie to powoli dochodzę do wniosku że u mnie wszystko nadaje się do rehabilitacji.
Ale nie o tym miałem pisać.
Na rower i w drogę .
Spokojnie bez szarżowania do Tanowa i dalej w kierunku na Dobieszczyn.
Całkiem przyzwoitym tempem ( jak na mnie ) tak koło 20 km/godz dojechałem do drogi pożarowej 27 i zawróciłem ( nie wspomnę że zrobiłem sobie przerwę na pap.... [ cenzura] i lekki odpoczynek , bo wstyd).
Wracając usłyszałem za sobą odległe buczenie.
Odgłosy się nasilały . Coś mnie goniło.
Odgłosy się zbliżały. Coś było już tuż za mną.
Lekko przyspieszyłem.
Nic to nie dało. Bałem się spojrzeć za siebie.
I wreszcie to "coś "zaczęło mnie wyprzedzać.
Był to "wypasiony" , nowoczesny .... ciągnik rolniczy z dwoma długimi przyczepami pełnymi bel siana.
No, panie dziejku nie jest ze mną tak źle. Ja tam nie jestem jakimś koksem a tu taki nowoczesny "sportowy"ciągnik z ledwością mnie wyprzedza.Aż musiałem zwolnić bo już resztkami sił mnie wyprzedzał. Ale jestem dobry. I od razu poczułem się lepiej. No to za nim. I jak spojrzałem na licznik to okazało się że rozpędziłem się do 25 km/godz. Ale co to. Odgłosy z tyłu nadal są. Orzesz ty jeszcze jeden ciągnik za mną. No teraz to już się tak łatwo nie poddam. Jak dałem w " pedały" i ruszyłem w pościg za pierwszym ciągnikiem , jak prędkość podskoczyła do 26km/godz. jak ten z tyłu zaryczał to ............ no właśnie , to dostałem takiego szwungu że przez najbliższe 1000 metrów darłem 26,5 km/godz i ....................... ten drugi nie miał szans.
Jedyne co mi przychodziło na myśl to fakt że .................................................................................................. w końcu gdzieś powinni zjechać z tymi balami siana , bo ja już dłużej nie dam rady.
Pierwszy zjazd do leśniczówki (cholera) nie skręcili.
Pierwsze zabudowania w Tanowie ..... nie skręcili.
Język do pasa , tchu brakuje a oni ................... nie skręcili.
Powoli mnie skręca, tchu brakuje, ale jestem twardy , jak znane mi koksy , terminatorzy czy też inne harpagany .
Poczułem się prawie jak Gadzik , Misiacz, Monter , Rowerzystka , Bronik, Jaszek , Von Zan , Sakwiarz , Jewti i dziesiątki innych zaprzyjaźnionych Cyborgów.
Nie poddam się , wytrzymam , o ile te cholery w końcu gdzieś skręcą.
Jedynym pocieszeniem jest fakt że zarówno Trendix jak i Tunia nie dali by rady w tym wyścigu bo : Tunia zatrzymała by się żeby zrobić jakiś szkic do obrazu a Trendix rozstawiłby statyw do zdjęć.
A ja mimo utraty tchu dalej ciągnę ten wyścig w nadziei że w końcu ...........................................................................................................gdzieś muszą skręcić.
Język powoli zaczyna opadać niebezpiecznie tak nisko że zaraz wkręci się w korbę ale ja nie daję za wygraną .
Nadal jestem na drugim miejscu.
Ciągnik za mną wyje na najwyższych obrotach , nie ma wystarczająco długiego prostego odcinka żeby przypuścić atak na moją pozycję.
Nagle , ufffffffffffffffff pierwszy ciągnik zwalnia i .......... skręca.
I zupełnie mi nie przeszkadza że nie działają jego tylne lampy , że nie działa kierunkowskaz , ważne jest że się poddał i nie będzie dalej się ścigał.
I ten z tyłu przegrał i mam zapewnione drugie miejsce w wyścigu.
Uffffffffffffffffffffffffffffffffffffffffffffffffffffff.
Teraz to już mogę spokojnie wracać do domu.
I co z tego że nie zrobiłem 400 km w dzień.
I co z tego że mam ponad 1000 km strat w "wyścigu pokoju " z Trendixem .
I co z tego że nie zaliczyłem super wycieczek w których uczestniczyły dziesiątki znajomych robiąc setki kilometrów i setki zdjęć.
No , niech ktoś pochwali się drugim miejscem w wyścigu ciągników z sianem.
I nie ma znaczenia że powrót to marne 15 km /godz. ( w końcu muszę regenerować kolano a nie je nadwyrężać).
Jestem z siebie dumny i ................... opinie postronnych osób mnie nie interesują.
No , i teraz bójcie się .


Kategoria KRÓTKO WOKÓŁ DOMU, żubrówka

Wreszczie odrabianie strat i nie tylko

  • DST 64.25km
  • Teren 16.00km
  • Czas 04:00
  • VAVG 16.06km/h
  • VMAX 52.36km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Sprzęt KTM
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 18 maja 2013 | dodano: 18.05.2013

Na tą sobotę planowałem udział w wycieczce którą zaproponowała Jana na forum Rowerowego Szczecina
I to z kilku powodów.
Po pierwsze chciałem poznać autora książki "Tajemnice Szczecina" pana Andrzeja Kraśnickiego jr .
Po drugie poprosić o autograf do tej książki.
Po trzecie poznać kilka nowych miejsc w Puszczy Wkrzańskiej .
Po czwarte poznać nowych ludzi którzy jeżdżą rowerami .
I po piąte , ale to już wszyscy wiedzą , natłuc kilometrów aby gonić Trendixa.
Rano zadzwonił Jewti i poinformował że też jedzie na wycieczkę i się umówiliśmy na ul. Arkońskiej.
Swoją drogą dobrze że zadzwonił bo bym zaspał.
No to w drogę .
Z Pilchowa przez Lasek Arkoński na miejsce spotkania.
Dalej już razem , cały czas pod górkę na Warszewo.
Jesteśmy na miejscu zbiórki.


Uczestnicy się zjeżdżają.

Informacje organizacyjne , pieczątki do książeczek dla uczestników konkursów, i wstępne określenie przebiegu trasy i atrakcji.

Jak się Jewti dowiedział że nie będzie asfaltu , średnia prędkość poniżej 20 km/godz. a dystans poniżej 150 km. , to się załamał.

Przewodnik naszej dzisiejszej wycieczki , jak zobaczył do jakiego stanu doprowadził mojego kolegę też się przejął i próbował powstrzymać dalsze niekorzystne informacje za wszelką cenę

Ale było za późno.
Jedyne co pozostało do zrobienia to wspólna fotka

i ruszenie w drogę.




Pierwszy postój i garść informacji o dalszej drodze.
No to w drogę.

Bruk nam nie straszny

A najmłodsze uczestniczki wycieczki aż rozsadza energia.
Następny punkt wycieczki .
Swego czasu to jeziorko już zwiedzałem ale zimą i w innym towarzystwie.

Tym razem oprócz widoków , dostaję również sporo wiedzy na temat otaczających nas terenów.
Ruszamy dalej.
Tu też już kiedyś byłem z wycieczką którą znalazłem na forum RS i którą prowadził Monter

Ale to było zimą i tak dawno temu że zdążyłem zapomnieć ( ach ta skleroza).
Podziwiam wszystko jakbym był pierwszy raz.

Przewodnik opowiada o dębach
Dzieciaki pozują do zdjęć
a "karawana" rusza dalej

i poznajemy uroki puszczy
i podążamy za przewodnikiem dalej

Następny punkt programu.

Dość ciekawe miejsce i dość urokliwe ale szlag człowieka trafia na ludzką głupotę i wandalizm.

a widoki naprawdę piękne

Dziewczynki jeszcze pełne wigoru , pozują do zdjęć © siwobrody


jedziemy dalej.
I to miejsce jest dość ważne w dzisiejszej trasie.


W tym miejscu przewodnik straszy nas jakąś górką z którą trzeba będzie się zmierzyć.
Oj tam , strachy na Lachy , co to może być za atrakcja dla takich rowerzystów jak my.
I tu się myliliśmy.
Droga pod górkę © siwobrody

To nie droga , to piaskownica
Droga piaszczysta © siwobrody

Jak nawet rowerzyści wytrzymywali to rowery padały.
Ale , dla chcącego nic trudnego , więc przy pomocy scyzoryka awaria została osunięta.

Jedni jechali poboczem
inni pchali rowery przez piach
Tak przy okazji Jewti udowodnił mi że jego słabsze wyniki na "piaskowym podjeździe" nie są wynikiem słabszej kondycji a jedynie węższym oponom w jego rowerze.
Wreszcie koniec piaskowego podjazdu , bardziej przystosowanego dla miłośników MTB niż turystów .
Po odczekaniu chwili , aby wszyscy dotarli na szczyt , ruszyliśmy dalej .
Tak , tak , jak już ostatnie osoby dotarły , to zgodnie ze starą dewizą " są już wszyscy ? to czas zakończyć odpoczynek - ruszamy dalej"

Jesteśmy w Przęsocinie .
Stacja paliw której największą atrakcją jest wyeksponowany stary MIG.

Przewodnik opowiada o czasach , wcale nie tak odległych , gdy można było sobie zakupić różne egzemplarze wyposażenia armii za niewielkie pieniądze a dziś są to swego rodzaju rarytasy o całkiem konkretnej wartości .

Niektórzy łapali się za głowę że przegapili takie okazje.
Po wysłuchaniu informacji na temat miłośników militariów i związanych z tym tematem atrakcji dostępnych w różnych zakątkach kraju ruszamy w poszukiwaniu następnych ciekawych miejsc w Przęsocinie.
No ja jedno znalazłem.
I to obiekt który cały czas krążył w okolicy.
Jedna z najmłodszych uczestniczek wycieczki cały czas jechała na rowerze mojej ulubionej marki.
No tej atrakcji , to nawet przewodnik wycieczki nie przewidział.

Ale wracajmy do atrakcji jakie miał w zanadrzu przewodnik.
A to pomnik ku czci ( i tu nie wiadomo do końca czyjej bo dokumentnie zatarto wszelkie ślady w czasach PRL-u)
Ale nawet jak nie do końca było wiadomo o co chodzi to i tak wszyscy słuchali w skupieniu
Przy okazji oglądamy takie dawne obiekty których na szczęście nikt nie zniszczył.
i to pochodzące z czasów gdy Kolumb odkrył Amerykę.
Podziwiamy
A przewodnik palcami wskazuje " no i kto w to nie wierzy?"
Nikt się nie przeciwstawił.
Wracamy z powrotem do Puszczy Wkrzańskiej.

Niektórzy mają tych piachów trochę dość
inni całkiem dość.
Najmłodsze uczestniczki opusciły siły © siwobrody

W tym miejscu najmłodsi uczestnicy wycieczki opadli z sił i jako że byli już nie daleko od znanych im dróg podziękowali za dalszą wycieczkę.
I tak wszyscy byli pełni podziwu dla ich zdolności i hartu ducha i wytrzymałości.
Ci których siły nie opuściły ruszyli do Wodozbiorów.
A tam wieża i widoki.



A ja tradycyjnie zrobiłem sesję zdjęciową niektórym rowerom.

I jeszcze rzut obiektywu na wieżę widokową
I w tym miejscu miałem już zrealizowane trzy z pięciu powodów dla których wyruszyłem na wycieczkę .
Pierwszy , trzeci i czwarty.
Teraz przyszedł czas na realizację drugiego .
I się udało .

W moim egzemplarzu książki "Tajemnice Szczecina" mam osobisty wpis autora książki z dedykacją.
Właściwie to już niewiele do szczęścia potrzeba.
Został już tylko ostatni piąty powód.
Serdecznie dziękując przewodnikowi i organizatorom ruszamy w celu spełnienia ostatniego powodu.
I w związku z nim , pożegnaliśmy pozostałych uczestników wyprawy i ruszyliśmy w przeciwnym kierunku.
Przewodnictwo objął Jewti.
W końcu doświadczony rowerzysta z grupy "koksów" .
Ruszyliśmy.
Podał nam azymut.
Jedziemy w wyznaczonym kierunku.
Trasa nie do końca była przejezdna.
Jako że nie do końca byliśmy przygotowani do trasy jak uczestnicy wycieczek Montera , to zawróciliśmy i pojechaliśmy bardziej cywilizowanymi drogami.
To znaczy tak się man wydawało bo nie o taką cywilizację nam chodziło :

Po ominięciu tego śmietnika ruszyliśmy dalej z powrotem do Przęsocina aby dojechać do szosy Szczecin - Police.
Jewti jak poczuł szosę to dostał takiego kopa że nikt nie mógł nadążyć.

I tak w trójkę : ja , Paweł , Jewti ruszyliśmy do Polic.
Najpierw Jewti , ja za nim , a za mną Paweł.
Jewti wiedząc o mojej rywalizacji z Trendixem przejął rolę trenera .
Opracował trasę i strategię.
Trasa była do Polic a strategia " zapieprzać tak szybko aby nikt nas nie wyprzedził" .
I niewielu się udało.
Z Przesącina do Polic co prawda z górki ale ............ pobiłem życiowy rekord szybkości na rowerze.
52.36 km/godz.
Kosmos.
Ale nie o szybkość a o dystans w wyścigu chodzi więc Jewti poprowadził trasą która była treściwa w kilometry.
Z Polic mieliśmy pojechać skrótami do Tatyni.
I pojechaliśmy .
Przez Jasienicę.
Właściwie to nie powinienem narzekać bo mogło być przez Berlin czy też w wersji maxi przez Paryż.
W Tatyni złapał nas przelotny deszczyk co zresztą można rozpoznać po minie mojego trenera
Zwiedziliśmy kościółek
i spiętrzenie wody w pobliskim miejscu.
Przy okazji zaliczając pierwsze opady deszczu.
Lekko zmoknięci ruszyliśmy do Tanowa gdzie przy herbatce i kawałku potężnego ciacha odpoczęliśmy , podeschliśmy i .......... ruszyliśmy dalej.
W Pilchowie pożegnałem współtowarzyszy podróży w tym swojego trenera i udałem się do domku.
Piąty powód wycieczki też został zaliczony.
I teraz boję się zasnąć bo trener zapowiedział na jutro " trasa Szczecin - Berlin " bez przystanków i tempo powyżej 30 km/godz.
To ja chyba wolę się poddać.


Kategoria Ciekawostki miasta Szczecin, piwko, Szczecin na rowerach, żubrówka

A niech to wszystko i wszystkich szlag.............

Piątek, 17 maja 2013 | dodano: 17.05.2013

Jak w tytule .
Mam dość.
To ja tu całymi dniami pracuję od świtu do nocy ( no może lekko przesadziłem ale tylko lekko) a inni wokół śmigają na rowerach.
Już nie będę mówił o moim najlepszym koledze Trendixie bo to , to już o pomstę do nieba woła.
Albo się najadł szaleju albo to jakieś diabelskie sztuczki.
Jeszcze w zeszłym roku byłem od Niego : szybszy ,miałem więcej wycieczek , dłuższe trasy , więcej zdjęć i jedyne w czym byłem gorszy to w tym że nie kręciłem filmów.
A w tym roku jedyne co nie uległo zmianie to to że ............. dalej nie kręcę filmów.
A w ramach naszej rywalizacji zwanej "wyścigiem pokoju" odstawił mnie na ( wg. wczorajszych notowań ) na jakieś 250 km. I jeszcze dziś zadzwonił z niewinną minką " no , właśnie przejechałem 30 km." Jak bym się uparł to kilka kilometrów nadgonię po powrocie do domu. Ale po chwili dodał " no to teraz wracam do domu".
Cholera jasna to znaczy że zrobi ponad 60 km.
I jak tu nie mieć pretensji do życia?
{w tym miejscu odznaczam czas 22,09 i miejsce w którym przerwano mi wpis a o przyczynach przerwy napiszę później}
Ale to wszystko , to nie wszystko.
Po pracy zajechałem do MadBike na szklaneczkę wody i pogaduszki.
I to był jedyny miły akcent dzisiejszego dnia.
Oni byli tak zapracowani i zajęci że nie mieli czasu i możliwości na jazdę.
Radość nie trwała długo.
Zadzwoniłem do Misiacza. Mamy taką jedną sprawę do załatwienia.
I co ? i znowu mną wstrząsnęło . Misiacz co prawda nie był na rowerze ale na ....... jachcie.
Kurcze to ja w tym skwarze i spiekocie smażę się w tej puszce ( samochodzie) a On sobie pływa na tych "wyspos kanarinos" czy też innych "okolicos Kołobrzegos".
A szlag.
Ale z drugiej strony przyszedł mi do głowy pewien pomysł.
Skoro wujek Misiacz ostatnio nie czuje bluesa do roweru , to i mało jeździ( pojecie mało dotyczy jego wcześniejszych osiągnięć a nie moich obecnych)
to mam kandydatkę do "wyścigu pokoju " która mi zapewni że nie będę ostatni.
Tak więc oficjalnie zapraszam do rywalizacji Krysiorka.
Przy okazji informuję oficjalnie ze hombredelrio mimo wcześniejszego zaproszenia do wyścigu został jednogłośnie zdyskwalifikowany ( ten jeden głos to mój) ze względu na stosowanie środków dopingujących. I to wcale nie dla tego że środki te są niedozwolone a jedynie dla tego że ..... ma za dużo przejechanych kilometrów i nie jestem w stanie Go dogonić. Szlag , tego miałem nie pisać.
Ale wracajmy do dzisiejszego dnia.
Jeszcze tylko jedna sprawa do załatwienia na mieście i będę podążał do domu.
Ta jedna sprawa to pewien zabieg po którym będę się lepiej poruszał.
I tylko bez głupich komentarzy . Tu nie chodzi o przetaczanie krwi ani szprycowanie anabolikami w celu zrobienia 500 km przez weekend.
Wracam do domu.
Jestem częściowo zrezygnowany ale i spokojniejszy.
Ale nie za długo .
W drodze powrotnej do domu ciśnienie podniósł mi Monter .
Ja sobie tu jadę w tej puszce grzecznie i spokojnie a tu nagle jak coś nie świśnie jak coś nie śmignie . A to Monter na rowerze wyprzedza wszystkie samochody i pędzi gdzieś na wycieczkę. Nawet nie miałem okazji go pozdrowić .
I już był dwa skrzyżowania dalej.
Powiem szczerze miałem już dość.
Jeszcze tylko po zakupy i jadę do domu mając wszystko i wszystkich gdzieś.
Nie , to by było zbyt proste i zbyt łatwe.
Jeszcze nie dokończyłem zakupów a tuż przed kasą telefon.
"cześć jestem pod twoim domem , wracam z wycieczki , mogę wpaść na herbatkę"
To dzwonił jewti
Ożeż twoja mać , musiał mnie dobić?
Po krótkiej wymianie zdań stwierdził że nie będzie czekał i pojechał sobie.
Wreszcie dojechałem do domu.
Rozpakowałem zakupy i stwierdziłem : DOŚĆ.
Nakarmię i napoję psa , wyciągnę pierwszy rower jaki trafię i jadę.
Byle gdzie , byle jak , aby tylko jechać.
No chwilę to trwało , tak z pół godziny .
Ale wreszcie rower jest wystawiony ja ( nawet się nie przebierając) gotowy , dom zamknięty , ruszam. I cholera zapomniałem że czarna kobyła była ostatnio pożyczana i .......... siodełko przestawione.
No to z powrotem , otwieranie domu , szukanie klucza , regulacja siodełka , zamykanie domu i wreszcie w drogę.
I nie za daleko dojechałem bo się okazało że nie ma licznika.
No to już z "pewną dozą nieśmiałości" ( czytać należy " z dużą ilością słów niecenzuralnych") otwieranie domu , szukanie licznika , zamykanie domu i w drogę.
I ruszyłem.
Pilchowo , pod górę przez Leśno Górne ( nawet mi nieźle szło bo adrenalina pod wpływem której byłem pomagała) Police ( zjazd z Leśna do Polic to z górki więc rozpędziłem się do 45 km/godz.) , Tanowo i z powrotem do Pilchowa.
No tak w drodze z Polic to trochę tempo spadło ale jak sobie przypomniałem wszystkie afronty jakie mnie dziś spotkały to tempo podskoczyło.
A jeszcze jak pomyślałem o tych zakupach co sobie włożyłem do lodówki z okazji weekendu to jeszcze bardziej wzrosło.
I wreszcie koniec . Jestem z powrotem w domu.
Teraz już tylko przeleję moje żale na blogu i idę spać.
Ale nie , życie nie jest takie proste.
Pamiętacie ten wpis {w tym miejscu odznaczam czas 22,09 i miejsce w którym przerwano mi wpis a o przyczynach przerwy napiszę później?
Właśnie wyszedłem wtedy sobie na balkon aby przemyśleć dalszy wpis i zapalić ( cenzura zakaz propagowania wyrobów tytoniowych ) gdy pod domem pojawił się jakiś rowerzysta błyskający światełkami ( zrobiło się już ciemno) i zaczął wydzwaniać gdzieś komórką. W domu zadzwonił telefon i ............... i ledwo co uspokojony mój nastrój prysnął.
Cała "banda " rowerzystów pojawiła się pod moim domem.
Gdy wyszedłem przed dom ujrzałem : Anię , Montera , Jaszka , Yogiego , i kilka innych osób które nawet nie podjechały pod górkę pod mój dom.
Podjechali niby to z propozycją że chcą mnie zabrać na wycieczkę ale tak naprawdę chodziło im o wodę i coś do picia. Jak dostali wodę i to co miałem do picia , spojrzeli mi w oczy i .......... z nie kłamaną radością przyjęli do wiadomości że nie pojadę z nimi bo jestem pod wpływem środków potęgujących moją chęć do dokonywania wpisów.
I pojechali sobie cali szczęśliwi że nie dołączyłem się do wycieczki którą mógłbym spowolnić i zepsuć.
A mnie szlag trafiał do kwadratu.
Tak więc podsumowując dzisiejszy dzień i cały tydzień powiem szczerze :
A niech to wszystko i wszystkich szlag............


Kategoria KRÓTKO WOKÓŁ DOMU, samotnie, żubrówka

Trening przed Kaszeberunde a tak naprawdę .....ściganie Trendixa

  • DST 65.91km
  • Teren 5.00km
  • Czas 03:11
  • VAVG 20.70km/h
  • VMAX 37.40km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Sprzęt KTM
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 5 maja 2013 | dodano: 05.05.2013

No i nadszedł ten dzień.
Żadnych kompromisów. Twarda walka o kilometry i prędkość.
Trzy razy przed wyruszeniem w trasę sprawdziłem czy wszystko spakowałem i jak przyszło co do czego to ...................... aparatu fotograficznego nie było w sakwach.
Nie będzie zdjęć , nie będzie sentymentów. Twarda walka o honor , ilość kilometrów , prędkość i ........ coś tam jeszcze , ale nie pamiętam o co (skleroza nie boli , jedynie ostatnio boli mnie jeden ząb).
Wracając do tematu .
Dziś będzie krótko i zwięźle.
Jadę dla kilometrów i prędkości .
Bez zbędnych przerw dla zdjęć i innych pierdół .
Prawie jak "Gadzik " vel "Jarrek".
Co prawda to nie będzie Szczecin- Berlin , fotka pod bramą Brandenburską i z powrotem ale , jak na moje możliwości to coś w tym stylu.
Kiedy zacząłem swoją przyjaźń z Wojtkiem "Trendixem nie przypuszczałem że nadejdzie taki dzień gdy ............................będzie lepszy ode mnie .
I stało się . Jeszcze nie dawno to ja zmuszałem go do wycieczek i gonienia moich wyników. Teraz ja muszę gonić Go pod każdym względem.
Zdjęcia robi lepsze ( bo ma lepszy aparat i jeszcze umie je obrabiać).
Robi lepsze filmy bo ... ja nie mam kamery.
I tu moje tłumaczenia się kończą bo... poza tym jest w tym roku pod każdym względem lepszy.
Ale do czasu.
Ruszam. Pędem do Tanowa.Ile tylko dam rady. Mijając stada mieszczuchów obozujących i grillujących za Tanowem ruszam w kierunku na Dobieszczyn.
Przy leśniczówce skręcam na czerwony szlak i asfaltową drogą pędzę ( no to proszę czytać z pewną dozą wyrozumiałości) do jeziora Piaski.
Stąd " pędem" udaję się do Myśliborza Wielkiego.
Objeżdżam część jeziora ( tracąc na prędkości - dużo piachu) i wbijam się na budowana drogę Nowe Warpno - Dobieszczyn.
Pędząc ile sił w nogach mijam Dobieszczyn i "lecę" przez Stolec na Buk.
Po drodze , w przeciwieństwie co do niektórych znanych rowerzystów , robię przerwę na posiłek , picie i .. ( cenzura - zakaz reklamowania wyrobów tytoniowych).
Po , zdecydowanie zbyt długiej przerwie , ruszam ścieżką rowerową do Dobrej i dalej do Sławoszewa.
W Zjawie piję herbatkę i obgaduję pewna sprawę a następnie przez Bartoszewo "szybkim" tempem wracam do Pilchowa.
Koniec wycieczki.
Trasa przyszłego maratonu ( wersja mikro) przejechana.
Dystans do "przyjaciela " zmniejszony.
No to czas na przygotowania się do normalnego tygodnia bez przerw i wolnych dni.
Cel osiągnięty. Jestem teraz świadom swoich możliwości i to zarówno pod względem prędkości jak i wytrzymałości.
Wojtek , i tak się nie dam.


Kategoria samotnie, żubrówka

Wycieczka po Szczecinie w poszukiwaniu.............

Piątek, 3 maja 2013 | dodano: 05.05.2013

Od jakiegoś czasu chodził za mną pomysł na wycieczkę tematyczną po Szczecinie.
W wielu wpisach na blogach różnych osób , ten planowany temat , się przewijał .
Przykładowo u Benaska :w relacji z Berlinaczy też u Misiacza jedna z wycieczek. i wielu innych osób.
Kilka punktów w które miałem zajechać już było ustalonych a pozostałe , jadąc powoli , miałem zamiar znaleźć. Przy takim założeniu wycieczka miała być spokojna , fotograficzna ( tu mała dygresja - nie chodzi o wycieczkę fotograficzną w stylu moich znajomych " tempo takie żeby fotoradary zdjęcia robiły").
I na taką wycieczkę , bez pośpiechu i wielu kilometrów , namówiłem Joannę vel "havranek".
W tym miejscu muszę zmienić pierwotny plan wpisu albowiem :Zmiana serwera
Prosze o cierpliwosc, zmieniamy serwer PBS. Operacja potrwa jakis czas, u jednych szybciej, u innych dluzej (mysle, ze nie dluzej niz 24h). Co jakis czas warto dobrze odswiezyc strone... Do tego czasu mozna ponarzekac w notce na fejsie ;)
- photo.bikestats i nie ma możliwości wklejenia zdjęć które miały być zobrazowaniem narzuconego tematu.
Skoro tak , to opis będzie tak skonstruowany aby namówić potencjalnych czytelników do odgadnięcia przewodniego tematu wycieczki.
Wracamy do wycieczki . Po dojechaniu z Pilchowa do centrum i spotkania z Asią ruszamy do "Galaxy" I mamy pierwsze obiekty . I tu powinno być : zdjęcie nr.1 , zdjęcie nr.2 , zdjęcie nr.3 , no może jeszcze zdjęcie nr.4 .
Ruszamy dalej przez park Żeromskiego do teatru Polskiego.
Tu robię niestety nieudane zdjęcie nr.5.
Zwiedzamy okolice ul . Szarotki i Dubois i nad Odrą jedziemy w kierunku zamku Książąt Pomorskich.
Po drodze zarządzam postój, jeszcze przed Wałami Chrobrego, w celu uwiecznienia następnego "obiektu" i to dość długiego ( tu powinno być tak ze trzy zdjęcia).
Na wysokości Wałów wbijamy się w porządną ścieżkę rowerową ( nawet nie wiedziałem że taką piękną mamy ) i fotografuję niesamowite rzygacze na wieży Urzędu Wojewódzkiego. ( dwie fotki - nie związane z tematem).
Ruszamy dalej do Trasy Zamkowej.
Tuż przed spotykam następny obiekt i robię serię zdjęć.
Wjeżdżamy pod Trasę Zamkową i tu zgodnie z planowanym przeze mnie harmonogramem dokonuję serii zdjęć , również z ujęciami drugiej strony Odry.
Po tym seansie fotograficznym pada propozycja ze strony mojej współtowarzyszki wycieczki " jedziemy na nowe - stare miasto"
Taaaa , starożytni filozofowie mówili " z kobietami nadobnymi się nie dyskutuje , no chyba że Im się diamentowe kolie kupuje ".
Mnie to i na mały pojedynczy diament nie za bardzo stać a po drugie to już nie raz wyszedłem z opałów słuchając starożytnych maksym.
No to jedziemy .
I warto było.
Po raz pierwszy zobaczyłem to nasze nowe-stare miasto.
Wcale nie jest takie złe.
Knajpka na knajpce ale niektóre wcale nieźle wyglądają.
I tu nagroda za posłuszeństwo wobec dam , zostaję zaproszony na zupkę w knajpce o nazwie Haga.
Ale zanim tam wejdziemy nasz słuch ciągnie nas w inne miejsce.
Muzyka
I spotykamy pana który siedząc przed swoją galerią , obok Hagi mówi nam " proszę się nie obawiać rzucę okiem na Wasze rowery.
OOOOOOOOOOOOOO . proszę pana taki tekst to powód do bliższego zapoznania.
Nie dosyć że kusząca muzyka to jeszcze taki tekst .
No to ruszamy do ...........galerii ( co tam zupa).
I się zaczyna . Kurcze co za przemiły i p0ozytywnie nastawiony do życia człowiek. I się zaczyna . Zwiedzanie galerii i rozmowa. Joanna szybko znajduje bratnią duszę . On artysta mówiący obrazami . Ona artystka malująca słowami ( Jej wiersze zostały wydane w różnych tomikach lecz nie wszystkie rozumiem bo część wydano w języku angielskim a tego nie znam).
I tu powinna nastąpić seria zdjęć z galerii ale nidy rydy bo photo.bikestats. nie działa.
Ze mnie żaden artysta ale znalazłem jedno wspólne z właścicielem galerii i nie jest to artystyczne postrzeganie świata , ani wspólna muzyka , ani sposób nakładania farb na obraz, ani maksymy starożytnych filozofów.
To co mamy wspólne to pociąg do opis produktu
No proszę pana , ja tu jeszcze wrócę.
Na dłuższą rozmowę na temat wyższości ... ( cenzura - zakaz reklamowania produktów spirytusowych).
Po niezwykle sympatycznej rozmowie zachodzimy do Hagi na zupkę .
Pierwszej słynnej ........... nie ma . Drugiej w kolejności atrakcyjności .................... nie ma . Trzecia z oferty ............ jest.
Jemy i robię kilka fotek.
Nie ma co narzekać ta trzecia z oferty " gulaszowa" co prawda mało holenderska ale jest gorąca i smaczna. ( tu dwie fotki z lokalu).
Jeszcze wracamy do galerii aby podziękować za mile spędzony czas i dostajemy cynk że artystka która tak nas zauroczyła będzie z ............... koncertem w Szczecinie w czerwcu na Zamku.
No i szlag trafił zbieranie kasy na diament , trzeba zbierać na bilety.
Ruszamy dalej.
Po tej artystycznej i cholera muszę przyznać przemiłej przerwie ruszamy dalej w celu dotarcia do następnego punktu " planowanego obejrzenia obiektu".
No pod wpływem "sił wyższych" vel "havranek" jeden z punktów omijamy i jedziemy dalej ul. Kolumba .( coś się za tą gulaszową należy)
Mijamy Dworzec Główny , jedziemy ul Kolumba na Pomorzany.
I tak między skrzyżowaniem z Dąbrowskiego a skrzyżowaniem ze Szczawiową docieramy do następnego "obiektu".
Tu kilka fotek ( tyko proszę bez nerwowych komentarzy na temat photo.bikestats. )
I jedziemy na Pomorzany.
Tu miałem nadzieję na dojechanie do elektrowni Pomorzany aby zaliczyć jedną z tajemnic Szczecina wg.http://merlin.pl/Tajemnice-Szczecina_Andrzej-Krasnicki-jr/browse/product/1,760211.html ale ........ nie miałem wystarczającej ilości ........diamentów.
Zawróciliśmy ul. Powstańców Wielkopolskich do centrum.
I tu dokonałem następnego odkrycia .
I tu następuje seria zdjęć . Dwóch obiektów. A może trzech.
No to jak se wirtualnie obejrzeliście te zdjęcia to ruszamy dalej .
Odprowadzam swoją współtowarzyszkę do domu a sam ruszam do ............domu.
I koniec wycieczki , a dla wytrwałych czytelników którzy dotrwali do końca konkurs.
Co było tematem przewodnim wycieczki?
Jak się w końcu strona ze zdjęciami ruszy to wkleję fotografie i .........
..................... wyłonię finalistów.
Nagroda do odebrania w przyszłą sobotę na wycieczce którą zorganizuję.
Proszę nie liczyć na ....................... diamenty.


Kategoria Ciekawostki miasta Szczecin, KRÓTKO WOKÓŁ DOMU, żubrówka