czerwone wino
Dystans całkowity: | 41.31 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 02:28 |
Średnia prędkość: | 16.75 km/h |
Liczba aktywności: | 1 |
Średnio na aktywność: | 41.31 km i 2h 28m |
Więcej statystyk |
41 kilometrów i 10 litrów zup.
-
DST
41.31km
-
Czas
02:28
-
VAVG
16.75km/h
-
Sprzęt KTM
-
Aktywność Jazda na rowerze
Jak mniemam wpisów o tej wycieczce będzie sporo .
Zdjęć też.
Więc nie ma co się powtarzać.
Wszystkiemu winny jest Jewti.
Mogliśmy grzecznie siedzieć w domach , popijać coś tam albo tłuc kilometry po świecie.
A tu jakaś zabawa w ściganie biednych stworzeń i wyrywanie im kity.
Ale cóż , jak się wejdzie między wrony to się kreci jak i one.
No to zakręciłem.
I jeszcze namówiłem Stargardzki oddział Szczecina Na Rowerach.
Co prawda to nie trzeba było namawiać zbyt intensywnie bo na hasło " łapać Baśkę" i "zupa dyniowa" chętnych nie trzeba było szukać.
Sami się zgłaszali i to tłumnie.
Niektórzy tak pędzili aż im się dętki podarły.
Placyk pod wejściem na kąpielisko Głębokie powoli się zapełniał.
Srebrno-rudy lisek już jest.
I nie była to jedyna ruda lisiczka w tym towarzystwie.
Bronik spoglądał na obie z błyskiem w oku.
No , nie tylko on. Ale nie o tym miałem pisać.
Wracam do spotkania na Głębokim.
Pojawia się coraz więcej osób .
Niektóre osoby się zapowiedziały , inne nie.
Jednych się spodziewałem a na innych obecność liczyłem.
Aż tu nagle pojawiła się Basia Misiaczowa.
Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie to , że w pobliżu nie widać Misiacza.
Zdziwiony pytam się jak to możliwe.
I słyszę dość niespodziewaną odpowiedź.
Też będzie , ale za chwilę . Nie mógł za Mną nadążyć.
Oj ta depresja Misiaczowa jest dość intensywna.
Rozglądam się i widzę : Misiacza tak zmachanego że nawet nie ma sił aby przejechać skrzyżowanie i to na zielonym świetle.
Co ta jesień robi z ludźmi . I Misiaczami.
Powoli zaczyna brakować miejsca na placu.
Prawie wszyscy dotarli na miejsce zbiórki więc organizator imprezy wygłasza przemówienie , wita przybyłych , podaje szczegóły biegu , przedstawia lisicę na która będziemy polować i coś jeszcze ale nie dosłyszałem.
Jedni słuchali z uwagą a inni robili zakłady kto pierwszy złapie lisicę.
Teraz czas na zbiorową fotkę.
I tu jakiś uczestnik wycieczki wlazł mi w kadr i koniecznie chciał być na pierwszym planie. No może nawet nie chciał być w kadrze a jedynie uwiecznić w kadrze swoją część .
I szybki konkurs - kto był tym " elementem" i jaką część swego ciała chciał umieścić w kadrze?
Jak widać na tym ujęciu jest nas 28 osób a jeszcze zanim ruszyliśmy dojechały następne.
Dobrze , dobrze będę się już streszczał.
( I tak w Sławoszewie pod wpływem zupy dyniowej wiele osób przyznało się że nie czytają moich przydługich i nudnych relacji a ci bardziej przychylni powiedzieli ze czytają co drugą literę.)
Już , ruszamy.
I stoimy na czerwonym świetle.
Zaliczamy wiraże.
I proste odcinki.
A tak po drodze , gubimy środki łączności ( nie będę wymieniał kto zgubił - Jewti wstydziłbyś się - a kto znalazł - dzięki Misiacz)
Dojeżdżamy do Bartoszewa.
Udowadniamy że znaki drogowe mówią prawdę.
Wbijamy się w las.
Trzęsącą się ręką robimy zdjęcia godne obrazów Tuni lub fotomontaży Misiacza.
Gubimy drogę i część skręca w poszukiwaniu lisa idąc za tropem a część gubi trop i jedzie w siną dal.
A Tunia i tak robi to co lubi , czyli foci co się da i ... to co się nie da.
Ona to potrafi.
Nagle wszyscy stają w miejscu.
No tak , podziwiają myśliwego który złapał lisicę.
Kto żyw upamiętnia tą wiekopomną chwilę.
Bo ta chwila jest bezcenna . Można zakończyć bezkrwawe łowy i zacząć pędzić na zupę dyniową.
I dopiero zaczął się wyścig.
I jak zwykle , tylko widziałem znikające plecy innych uczestników wyścigu.
Wreszcie zupa dyniowa , tfu , chciałem powiedzieć meta.
Widok radości na twarzach miłośników zupy - bezcenny .
Za zupę możesz zapłacić gotówką.
Teraz szybko zostawić rower i gonić do bufetu.
Na ognisko nawet nikt nie spojrzał.
A takiego pełnego parkingu przed gospodą to nawet najstarsi górale nie widzieli.
Jedni stali w kolejce inni poszli ogrzać się przy ognisku.
Król polowania rozsiadł się jak basza , zapalił lulkę i krzyknął " jedz, pij i popuszczaj pasa."
A Monter jak to Monter spojrzał z rozbawieniem i pomyślał " a co wy wiecie o zabawach , co wy wiecie o skrótach , co wy wiecie o polowaniach"
Jedni mówią , inni myślą a jeszcze inni ......... zabrali się za zupę dyniową.
I tu powiem szczerze , ta Misiaczowa depresja musi być niezwykle silna .
Nawet nie był w stanie posmakować izotonika i oddał go Bronikowi.
Chyba sam sobie nie da rady z tym przesileniem jesiennym.
Misicz mówi się trudno , czas na poważniejsze leczenie.
Ale się nie martw . Nie tylko Ty masz problemy.
Ja sam nie wiem , czy to pod wpływem piwa , czy tez zupy grzybowej na grzybkach halucynogennych ale zacząłem gadać dziwne rzeczy i mieć jakieś wizje.
Nieważne.
Po skończeniu kiełbasek , chleba ze smalcem , kilku rodzajów zup ( wg. oficjalnych danych właścicieli gospody dokonaliśmy rekordu 10 litrów zjedzonych zup) zrobieniu setek zdjęć i spaleniu dwóch pni porąbanych drzew oraz (cenzura - zakaz reklamy wyrobów tytoniowych) ruszyliśmy w drogę powrotną.
Tym razem każdy ruszył wg. własnego uznania.
Podzieliliśmy się na kilka grup.
A zapomniałem , wrrrrruć .Jeszcze zanim wyruszyliśmy obyło się wręczenie nagród dla uczestników wycieczki.
Jewti przygotował osobiście nagrody dla uczestników. Za złapanie lisa , za montowanie skrótów , za ucieknie przed nagonką , za robienie zadymy ( tu chodzi o mnie i mój nałóg), za brojenie i mandaty ( a właściwie za nie brojenie), i za bycie najmłodszą uczestniczką wycieczki i za ...... mam sklerozę i nie wszystko zapamiętałem.
Wracając do relacji - po zakończeniu konsumpcji i wycieczki i odbiorze nagród , ruszyliśmy do domu.
Ekipa w której się znalazłem liczyła siedem osób.
Można by powiedzieć "siedmiu wspaniałych " ale tak naprawdę to było siedmioro wspaniałych .
Pojechaliśmy do Dobrej , nową ścieżką rowerową do Buku .
Na końcu tej ścieżki zrobiliśmy sesję zdjęciową.
W każdym razie próbowaliśmy zrobić.
Tunia ustawiała aparat na samowyzwalacz.
Nie zdążyła dobiec a Piotr się poruszył.
Po trzeciej nieudanej próbie zrobienia zdjęcia Ania dostała napadu śmiechu.
Ernir niby zachowywał spokój ale przecierał oczy ze zdziwienia i poprawiał nerwowo okulary.
Piotr chciał poczęstować Anię aby się uspokoiła .
Ale to nie działało . W końcu doszło do tego że powstała tak nerwowa atmosfera że wszyscy ( z wyjątkiem Ani i syna Trendixa - jako nieletniego nikt nie częstował) wspólnie zasiedliśmy i zapaliliśmy.
Tą scenę można podziwiać u Tuni na jej sesji zdjęciowej.
Po uspokojeniu całego towarzystwa ruszyliśmy do Buku a dalej do Dobrej.
Tu rozdzieliliśmy się .
Tunia , Ania i Piotr do Szczecina przez Wołczkowo a ja , Trendix z synem i Ernir przez Sławoszewo , Bartoszewo do Pilchowa.
I tu koniec wycieczki.
A nie mówiłem że będzie krótki opis i mało zdjęć.
No , może trochę skłamałem.
Kategoria czerwone wino, Szczecin na rowerach, Z Rowerowym Szczecinem
40 lat minęło jak jeden dzień - czyli impreza u Misiacza. Wersja klasyczna.
-
Aktywność Jazda na rowerze
W końcu mam chwilę czasu tak więc jako że tylko chwilę to opiszę choć w skrócie jak to wczoraj było.
Jak już wszyscy wiedzą była to impreza grillowo - urodzinowo- rowerowa.
Jako że na taką imprezę nie można pójść bez konkretnego prezentu to wyjechałem samochodem na drugą stronę Szczecina do upatrzonego wcześniej sklepu po konkretny zaplanowany prezent. Miało to trwać max. godzinę trwało ponad 2,5 godziny.
Gdy wjechałem na Trasę Zamkową utknąłem w gigantycznym korku ufundowanym mieszkańcom przez papraków budujących kładkę nad jezdnią w rejonie Basenu Górniczego. Trasę od Zamku Książąt Pomorskich do Basenu pokonałem w ponad 1,5 godz.
Po dokonaniu zakupów już bez większych problemów wróciłem do domu i po przygotowaniu roweru i siebie ruszyłem w drogę.
Po drodze spotkałem się z Anią Von Zan i z Arkonki wspólnie ruszyliśmy na działkę do Misiacza.
Byliśmy już nieźle spóźnieni ( oczywiście z mojego powodu) i staraliśmy się w miarę szybko dojechać. Niestety ja nie potrafię zrobić niczego prosto , zawsze mam jakieś atrakcje po drodze. I tym razem tez tak było.
Na rondzie przejeżdżając po przejeździe dla rowerów połączanym z przejściem dla pieszych zostałem potracony przez młodego kierowcę płci żeńskiej.
Mi nic się nie stało ale mój "anglik" nieźle ucierpiał. Przednie koło dostało się pod samochód i "trochę" się wygięło. No z dalszej jazdy raczej nic nie będzie. Ustalenia dotyczące zdarzenia , spisanie danych i , takie tam , zajęły następne 45 minut. W końcu ruszyliśmy , tym razem już pieszo , prowadząc rowery do Misiacza. Całe szczęście że Ania była ze mną , miałem świadka całego zajścia .
Na początku żeby rower można było prowadzić musiałem trochę co nieco podgiąć ale w trakcie prowadzenia roweru koło ....... powoli zaczęło się odkształcać do pierwotnego kształtu i po przejściu kilkuset metrów zaryzykowałem próbę jazdy na rowerze. Ludzie te stare solidne materiały i wykonanie to istne cudo...... zacząłem jechać. Dopiero wtedy wyszło że oprócz przedniego koła zdeformowaniu uległ też lewy pedał . Ale dało się jechać.
Wreszcie dojechaliśmy.
Towarzystwo już się świetnie bawiło a i my po dostaniu porcji jedzenia i picia też wzięliśmy udział w tej zabawie.
Ludzi było multum.Misiaczowy grill nie tylko dla rowerzystów. Początek
© siwobrody
Rowerów też.Misiaczowy grill - nie tylko dla rowerzyztów - ale bez rowerów się nie dało
© siwobrody
Wszelkie marki typy i modele.Misiaczowy grill - nie tylko dla rowerzyztów - choć rowerów pełno
© siwobrody
Impreza powoli się rozkręca.Misiaczowy grill - nie tylko dla rowerzystów - c.d.
© siwobrody
A teraz lista gości .Misiaczowy grill - plejada gości
© siwobrody
Bardziej znanych i mniej znanych , bardziej lubianych i ....Misiaczowy grill - plejada gości 2
© siwobrody
Tych ze strony Misiaczowej rodziny , z ich pracy , z rowerowych imprez,Misiaczowy grill - plejada gości 3
© siwobrodyMisiaczowy grill - plejada gości 4
© siwobrody
O , na przykład słynny "Monter" opowiadający o skrótach przez bagna i o tym jak wielkie paszcze miały krokodyle spotkane po drodze na bagnach : Misiaczowy grill - plejada gości 5
© siwobrody
Albo wszystkim znana Rowerzystka robiąca zdjęcia z ukrycia , czy też znany wszem i wobec Rudzielec szukający sponsorów koszulek RS .........bez logo RS-uMisiaczowy grill - plejada gości 6
© siwobrody
O chyba jednych znalazł. Czy to nie przedstawiciele MAD BIKE ?Misiaczowy grill - plejada gości 7
© siwobrody
Wśród gości nie brakuje znanego pod nickiem Bronik osobnika specjalizującego się w brojeniu. No cóż w ramach brojenia zdemolował pewnemu rowerzyście osłonę łańcucha w jego rowerze , próbował na imprezie u Misiacza grać w warcaby butelkami od piwa , Misiaczowy grill - plejada gości 8
© siwobrody
a nawet poszedł na sąsiednią działkę pomóc pewnej pani powiesić szafkę , czy coś w tym stylu. Ale to już inna historia.
A wracając do imprezy .
Gospodyni domu( a właściwie ogródka ) informuje gości jak bezpiecznie wrócić do domu. Podaje namiary na fotoradary, przejścia graniczne i gdzie mogą spotkać punkty kontrolne pomiaru trzeźwości. Dla niepewnych czy mogą wrócić bezpiecznie proponowano : kawę , herbatę i gorące posiłki przed wyjazdem. Bezpieczeństwo przede wszystkim.Misiaczowy grill - plejada gości 9
© siwobrody
Niektóre osoby testowały uśmiech , tak na wszelki wypadek, gdyby doszło do kontroli.Misiaczowy grill - plejada gości 10
© siwobrody
A inne wiedząc że jeszcze trochę zostaną .... rozpaliły ognisko.Misiaczowy grill - plejada gości 11
© siwobrody
Rozmowy toczyły się wartko.Misiaczowy grill - plejada gości 12
© siwobrody
Jedni goście wychodzili a inni dochodzili ( a właściwie dojeżdżali).Misiaczowy grill - plejada gości 13
© siwobrody
Grill chodził na okrągło i nikt nie mógł narzekać na głód.Misiaczowy grill -
© siwobrody
Niektóre osoby zmieniały się nie do poznania.
Np. z wiewiórek robiły się .... renifery,Misiaczowy grill - zabawa w pełni
© siwobrody
Albo spokojni stateczni osobnicy zakłócali porządek publiczny śpiewając sto lat w wersji rapującej. Misiaczowy grill - zabawa w pełni .
© siwobrody
Część gości po odśpiewaniu pieśni postanowiła wrócić do domu a Basia Msiaczowa sprawdzała czy nikt nie pomylił roweru z którym postanowił wracać. Misiaczowy grill - zabawa w pełni choć niektórzy już wychodzą
© siwobrody
Jedni goście pilnowali ogniska ...Misiaczowy grill - ognisko
© siwobrody
A inni prowadzili dysputy...Misiaczowy grill - robi się chłodniej
© siwobrody
A i tak gdy się zrobiło chłodniej i ciemniej wszyscy spotkali się wokół ogniska.Misiaczowy grill - robi się ciemniej
© siwobrody
Jako rasowy reporter i "paparacci" podążyłem chyłkiem za gospodarzem imprezy który poszedł do altanki , stanął przed lustrem i zadał sobie pytanie - "i po co ci to było?" Misiaczowy grill - gospodarz we własnej osobie
© siwobrody
A następnie ruszył w głąb działki szacując straty jakich dokonali goście tratujący zasiewy , niszczący sadzonki i kwiaty oraz osuszający skrzynki z .................................... piwem. Misiaczowy grill - zabawa w pełni mimo nocy
© siwobrody
Goście uparcie siedzieli dalej i nie zamierzali opuścić tak miłego miejsca.Misiaczowy grill - zabawa przy ognisku
© siwobrodyMisiaczowy grill - zabawa przy ognisku 2
© siwobrody
I tak przez to ognisko impreza ciągnęła się dalej. Misiaczowy grill - zabawa przy ognisku 3
© siwobrody
Zlitowałem się nad gospodarzami i dałem hasło do powrotu do domu.
Co prawda to rower nie był do końca sprawny , ja nie do końca byłem sprawny ale czas już był najwyższy aby wracać do domu.
Wiec ...... ruszyłem w drogę.
Kolega Monter przez kawałek trasy kontrolował czy dam radę ( oczywiście chodziło o stan mojego pojazdu) a dalej już samodzielnie odbyłem podróż pod tytułem " Szczecin nocą".
Naprawdę niezapomniane wrażenia.
I to ny było na tyle.
Przepraszam że wpis trwał tydzień ale były powody które uniemożliwiły mi wpis na bieżąco.
Mogę tylko dodać że rower jest już po naprawie i ze strony " sprawców " wypadku poczynione były starania mające na celu usuniecie szkód jakie zostały uczynione.
A Misiacz ( chyba nie do końca świadom tego co mówi) zapowiedział powtórkę z imprezy w najbliższym czasie.
Kategoria bez roweru, czerwone wino, śWIĄTECZNIE