siwobrody prowadzi tutaj blog rowerowy

Wpisy archiwalne w miesiącu

Luty, 2013

Dystans całkowity:5.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:1
Średnio na aktywność:5.00 km
Więcej statystyk

Spotkanie z Benaskiem , Trendixem i Rudzielcem czyli: przeziębienie , karkówka w kapuście i rower.

  • DST 5.00km
  • Sprzęt KTM
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 8 lutego 2013 | dodano: 31.03.2013

Czas na zaległe wpisy.
Nowy rok się dawno zaczął a ja właściwie jeszcze nie jeździłem na rowerze.
Ten jeden wypad do sklepu ( w styczniu ) gdy zabrakło mi (cenzura -zakaz reklamowania wyrobów tytoniowych) właściwie się nie liczy . Bez sensu się chwalić że zrobiłem 400m na rowerze i to tylko dla tego że .... padł akumulator w samochodzie. Tak więc styczeń minął a rowery gnuśniały w garażu ( rok temu w styczniu miałem przejechane ok 330 km) ale pojawiła się szansa na wycieczkę w lutym. Swój przyjazd , wielokrotnie odkładany , zapowiedział Krzysiek Benasek.
Wspólnie z Wojtkiem Trendixemrozpoczęliśmy przygotowania do ugoszczenia Krzyśka u którego byliśmy już wielokrotnie z wizytą.
Ja miałem przygotować ciekawe trasy i rowery a Wojtek specjały swojej żony jako wyszukane posiłki . Wreszcie nadszedł ten dzień. W piątek 8 lutego zaczęli się zjeżdżać goście . (Jako że pisze to z duuuuuuuuużym poślizgiem to biorąc pod uwagę moją sklerozę mogę trochę pomieszać kolejność faktów). Najpierw przyjechała Basia vel Rudzielec nick R102 - znana w naszym "światku" dość niezwykła osoba , która miała zamiar dodać pomysły na zwiedzanie Naszego miasta , wnieść pierwiastek żeński w to nasze "męskie" spotkanie i ....... kontrolować nasze pomysły. Nie wiem czy to był dobry wybór , bo jak przyjechała ( jako jedyna ) rowerem to była z tego faktu tak podekscytowana że trzeba było ją kontrolować (ale o tym później). Następnie przyjechał Wojtek z całą masą produktów spożywczych a na końcu zgodnie z rozkładem przyjazdów Krzysiek.
Krzysiek przywiózł ze sobą dwie rzeczy . Pierwszą , której się spodziewałem , to wielki karton piwa - każde innego gatunku a druga ,której się nikt nie spodziewał , to paskudne przeziębienie. Tego piwa to można się było spodziewać bo w końcu , jest on znanym kolekcjonerem kapsli a do kolekcji dokłada tylko te kapsle które pochodzą z piw które posmakuje.
Po zgromadzeniu wszystkich gatunków (łącznie z tymi które przywiózł Wojtek ) kolekcja wyglądała tak :
Jako że pora była późna czas był najwyższy aby zasiąść do kolacji.

Krzysiek jako "ciężko chory" zażyczył sobie grzańca tłumacząc się że jako przeziębiony zimnego piwa pić nie będzie.
Basia nie dała się długo prosić i zabrała się za przygotowanie "lekarstwa".

Wojtek wszystko skrupulatnie uwieczniał.

Podano do stołu.

Nie wszyscy degustowali piwo.
Ale grzaniec Basi był rewelacyjny.

Krzysiek choć leczył się grzańcem z zagranicznych piw to objadał się polskimi specjałami takimi jak kiełbasy , zimne nóżki , prawdziwe pieczywo na zakwasie.
A teraz wrócę do wcześniejszych moich słów. O Basi.
Jej dojazd , do mnie , rowerem spowodował że była niezwykle podekscytowana. Rozumiem że pierwszy przejazd rowerem od dłuższego czasu , że taka prędkość , że w takich warunkach pogodowych ale zachowywała się dość dziwnie.
Zaczęła proponować nam wyjazd rowerowy w środku nocy , trasę 300 km i taki inne dziwne pomysły. Jedyne co mogliśmy zrobić to:

I dalej mogliśmy spokojnie wrócić do rozmów przy stole.
Spróbowaliśmy nawet ją zainteresować sprzętem fotograficznym Wojtka , myśląc że już jej przeszło ale po chwili wróciliśmy do pierwotnego rozwiązania problemu ( a właściwie związania problemu):

Po jakimś czasie Basia doszła do siebie i nawet zrobiło jej się wstyd.

W końcu wszyscy zmęczeni i przerażeni planami na następny dzień , tak nad ranem , poszliśmy spać.
Sobota 09.02. rano ( a może tak bliżej południa).
Śniadanie.
Krzysiek chory. Wojtek , choć dzień wcześniej nie narzekał , wygląda jak chory , pogoda za oknami niespecjalna. Większość opowiada się za zrezygnowaniem z rowerów i jedziemy na zwiedzanie ...... samochodem .
Jako przewodnik deklaruje się Basia. I w tym miejscu nie tylko czytelnicy tej relacji ale i ja sam doznaję szoku. Większości osób Szczecin kojarzy się jako miasto portowe , na nizinie co niektórzy nawet w myślach widzą morze.
A tu szok. Jesteśmy w górach i na .......... nartach.

Krzysiek nawet próbuje na nartach jeździć.

Widok na Szczecińską Gubałówkę.


Owszem w końcu i trafiamy na widok wody ale do morza to jeszcze 100 km.
Po zwiedzaniu kilku wzgórz w Szczecinie
teraz ja zabieram się za oprowadzanie po mieście.
Wykorzystuję sytuację że jesteśmy bez rowerów i pokazuję miejsca które wygodniej zwiedza się bez obaw o pozostawione rumaki . Zwiedzamy Muzeum Techniki i Komunikacji
http://muzeumtechniki.eu/

W piwnicach trafiamy na wystawę. Jak najbardziej rowerową.
[url=http://photo.bikestats.eu/zdjecie,353312,impreza-rowerzystow-pod-szczecinem-36.html]

Skromna ale niezwykle interesująca wystawa na temat "Sztafeta śladami Kazimierza Nowaka "
Wracamy do zwiedzania głównej wystawy muzeum.
Krzysiek próbuje swych sił jako motorniczy tramwaju - na symulatorze. oraz za "sterami" najstarszego zabytku tramwajowego w muzeum..
Na koniec zwiedzania Krzysiek nabywa jako pamiątkę drewniany model ...roweru .
Jedziemy "na miasto".
Zwiedzamy katedrę i uwieczniamy ja na fotografii.

Oraz Basię która postanowiła zrobić jeszcze ciekawsze ujecie katedry niż ja.
No cóż , moje ujecie Basi jest zdecydowanie bardziej niezwykłe niż to które Ona zrobiła katedrze.

Pozwiedzaliśmy jeszcze trochę miasto

Nie trwało to zbyt długo bo pogoda była mało przyjemna i zaczęliśmy marznąć .
Nie udało mi się zaprosić gości na szczeciński specjał szczecińskie paszteciki bo w sobotę czynne tylko do 16,00 .
Głodni i zmarznięci postanowiliśmy wracać do domu. Tzn. my panowie bo Basia miała plany związane z wypadem na inna imprezę ( miała już dość naszego towarzystwa ) i kazała się odwieźć do centrum. A my grzecznie ruszyliśmy do domu ( po drodze wstępując na małe zakupy które miał w planie Krzysiek poszukujący nowych kapsli do kolekcji) .
Po powrocie do domu skonsumowaliśmy świetna karkówkę w kapuście którą przywiózł ze sobą Wojtek , pogadaliśmy i dość wcześnie ( jeszcze przed północą ) poszliśmy spać obiecując sobie solennie że następnego dnia bez względu na pogodę i okoliczności dosiądziemy rowerów.
Niedziela 10 02 poranek .

Humory dopisują , pogoda ciut lepsza , stan zdrowia Krzyśka i Wojtka - też.
Krzysiek przygotowuje się mentalnie do jazdy "holendrem".
Przygotowania do jazdy moim angielskim holendrem zaczyna od testów oryginalnego holenderskiego "obuwia".

Po konsumpcji genialnej kaczki zrobionej przez żonę Wojtka ruszamy wreszcie rowerami w drogę.

Jazda z Krzyśkiem jest podobna do tej którą uskutecznialiśmy po Berlinie .
Różnica polega na tym że gdy On jest przewodnikiem to trzeba mieć oczy dookoła głowy żeby się nie zgubić (gdy pędzi tak że ledwo można za Nim nadążyć) , a gdy On jest oprowadzany po Naszej okolicy to trzeba jego pilnować żeby się nie zgubił bo wciąż się zatrzymuje i robi zdjęcia.



I jeszcze patrzy tym groźnym wzrokiem który mówi "gdzie tak pędzicie"


Zwiedzamy kościółek w Pilchowie

ośrodek sportu i rekreacji

i niestety musimy wracać bo Basia się za Nami stęskniła i już czeka na nasz powrót żeby ..... zjeść ostatni kawałek kaczki o odebrać rower.
Więc wracamy.


Impreza zakończona.
Podsumowanie.
Na następne spotkanie trzeba się umówić przy lepszych warunkach pogodowych i zdrowotnych uczestników. Basia musi zacząć jeździć więcej na rowerze bo końcu zabraknie nam lin . Katering Wojtka jest niezastąpiony ( podziękowania dla Niego i Jego żony). Tak naprawdę nie powinienem robić za przewodnika bo sam za mało znam Szczecin . Szczecin bardziej można skojarzyć z górskim kurortem niż nadmorskim. Nikt nie robi takiego grzanego piwa jak Basia. Nie należy dawać Krzyśkowi książek o Szczecinie bo to co che zwiedzić wg. tego co przeczytał zajmie co najmniej miesiąc . Powinienem pisać relacje na bieżąco bo połowę zapomniałem i dla tego jest tak skromna.


Kategoria bez roweru, KRÓTKO WOKÓŁ DOMU