siwobrody prowadzi tutaj blog rowerowy

Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2013

Dystans całkowity:188.35 km (w terenie 19.00 km; 10.09%)
Czas w ruchu:10:34
Średnia prędkość:17.45 km/h
Liczba aktywności:6
Średnio na aktywność:31.39 km i 2h 06m
Więcej statystyk

Kwietniowa masa krytyczna .

Piątek, 26 kwietnia 2013 | dodano: 28.04.2013

Trzy wydarzenia po raz pierwszy w tym roku.
Pierwszy raz w tym roku byłem na masie.

Magnolie zakwitły , to już oznaka pełni wiosny.


Rowerzystek i rowerzystów coraz więcej.

Wiele fajnych rowerków

Przemówienie Yogiego i zaraz wyruszamy w drogę.
Od tej pory aparat przejmuje Basia a ja próbuję lawirować naszym "tirem" wśród innych uczestników wycieczki.

Po dojechaniu na Jasne Błonia odebrałem aparat i zrobiłem kilka zdjęć z zakończenia imprezy
I ruszamy do domu.
I tu druga przygoda. Pierwszy w tym roku "kapeć" . Na szczęście nie w tandemie a u Wojtka .

Po wymianie dętki już tylko szybciutko do domu bo robi się coraz zimniej i zaczyna kropić.
A i oczywiście sprint przed Jaszkiem który próbuje nas złapać obiektywem.
Wreszcie w domku. Na szczęście dopiero po dotarciu do domu zaczyna lać.
Zapomniałbym , trzecim wydarzeniem po raz pierwszy w tym roku był wyjazd tandemem. Było super.


Kategoria KRÓTKO WOKÓŁ DOMU, Z Rowerowym Szczecinem

Nowy rekord - a wszystkiemu winien nietoperek

  • DST 42.27km
  • Teren 15.00km
  • Czas 03:42
  • VAVG 11.42km/h
  • Sprzęt KTM
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 21 kwietnia 2013 | dodano: 21.04.2013

Rekord faktycznie padł.
Prawie cały dzień na rowerze ok 40 km w czasie ( samej jazdy ) ok. 4 godz (czas od wyjazdu do powrotu prawie 7 godz.)
W dzień , przy pięknej pogodzie , w większości po asfalcie i średnia ok 10 km/godz.
Ale zacznijmy od początku.
Z pierwszego składu jaki wyraził chęć na wycieczkę ostało się tylko 4 osoby.
Dwie Joanny , Artur i ja.
Ci którzy nie dojechali to albo byli niedysponowani ( Basieńka) albo nie chciało im się wstać z rana (Trendix) albo z innych powodów ( reszta).
Sam wyjazd też nie doszedł do skutku w planowanym czasie z powodów trudności komunikacyjnych ( Joanna ) .
Jedynie silna grupa przedstawicieli MadBike przyjechała o czasie i w pełnym składzie ( "Jana " - Joanna i Artur).
I w ramach oczekiwania na resztę wycieczki pojechali zwiedzić Pilchowo.
Wreszcie z opóźnieniem ale ruszyliśmy . Kierunek Tanowo i rezerwat Świdwie.
Krótka sesja zdjęciowa bocianów w Tanowie
i ruszamy do rezerwatu.
Po drodze zahaczamy o pasiekę gdzie Joanna prowadzi rozmowy na temat swojej pasji czyli pszczelarstwa.
Niestety wieści nie są najlepsze. Długotrwała zima poczyniła spore spustoszenie wśród pszczół. podobne wieści dochodzą z całego kraju tak więc w tym roku będzie mało miodu.
Ruszamy dalej.
Dojeżdżamy nad Świdwie.
Po bokach widać działalność bobrów.

A na pierwszych miododajnych kwiatostanach pszczoły.


Podziwiamy panoramę jeziora z wieży widokowej.

posilając się

pogoda jak marzenie

widok z wieży na nasze rowerki

i na miłośników pomarańczy

Ruszamy w drogę w kierunku na Stolec czerwonym szlakiem.
Zahaczamy o następne jeziorko .


Robimy pamiątkowe zdjęcie ( w końcu przypomniałem sobie że mam w aparacie samowyzwalacz)

Na widok tego drzewa i nadmiaru pięknej przyrody wokół dostaję "koziej szajby" i postanawiam jak każda koza wleźć na krzywe drzewo.

I proszę - koziołek Matołek na krzywym drzewie.

Po tym jak w całości zlazłem z drzewa ruszamy dalej.
Na okolicznych polach stada żurawi.

Droga wspaniała.


Trafiamy na następne ciekawe drzewo.
Można się w nim schować.
Zamieszkać pod jego pniem

Albo użyć jako stojak na rower.

Następna przerwa.
I czas na rozmyślania o wszechświecie

Droga kusi i zaprasza
Ruszamy więc i dojeżdżamy do Stolca.
Widok na bramę do pałacyku w Stolcu.


Ale skoro Stolec nas żegna
to ruszamy dalej w kierunku na Buk.

Artur oczywiście musiał zawrócić żeby załapać się na zdjęcie ( za szybko jechał)

I tuż przed wjazdem na ścieżkę rowerową omijającą Buk Joanna dostrzegła na jezdni

To nie żaba to
młody nietoperz na jezdni.
I oczywiście najpierw u Joanny ( kocha wszelkie stworzenia w tym :koty, pszczoły , resztę owadów, gadów , płazów ,ptaków i ssaków ) a później u Jany i Artura zaczęły działać instynkty opiekuńcze i chęć niesienia pomocy.
Ja mówiłem :nie ruszać może być chory , możemy się zarazić ,- ale nikt nie chciał mnie słuchać.
Postanowili ratować ssaka.
Bo taki młody , niewinny i bezbronny:
Nie miałem szansy na przeforsowanie swojej teorii że nie należy się mieszać do natury. rozpoczęła się dyskusja co dalej , jak ratować zwierzę.
W tym momencie zegarki MadBike'owe dały znać że muszą oni wracać do domu i dzieci . I tak zrobili .
A ja zostałem z Joanną i tym stworem , na ścieżce rowerowej oraz z dylematem co dalej.
Rzuciłem hasło jedziemy do najbliższego miejsca postojowego i przy resztkach ciastek i herbaty urządzimy naradę.
Podczas konsumpcji nasz nowy członek wycieczki udowodnił swojej opiekunce ze jest może i osłabiony ale nie jest ranny i jak nikt nie będzie go zaczepiał to sam sobie da radę.
I pokazał że ma zdrowe uzębienie

Po tej prezentacji zapadła decyzja .
Zamiast wieźć go do miasta do schroniska dla nietoperzy spróbujemy go zostawić na jakimś większym drzewie gdzie będzie bezpieczny od pojazdów , kotów i innych drapieżników.

To chyba był dobry pomysł.
Jak poczuł drzewo to pooooooszedł w górę.

I wszystko byłoby dobrze gdyby......... no właśnie.
Mówiłem że kontakt z nim może być zaraźliwy.
Nie wiem jak ta choroba się nazywa ale Joanna po kontakcie ze stworem poczuła się kiepsko.
Ogólnie osłabienie , oraz ból : nadgarstków , kolana oraz tej części ciała która utrzymuje kontakt z rowerem a nie jest ani dłonią ani stopą.
Dla niedomyślnych powiem że jest to przedłużenie pleców.
Efektem tej sytuacji było to że prędkość wycieczki z "szalonej" prędkości rzędu 12 km/godz. spadła do 5 km/godz.
Zresztą co się dziwić , oto efekt działania "nietoperkowej klątwy"

I żeby nie było wątpliwości .
To nie efekt braku treningu i nieprzystosowania organizmu do jazdy na rowerze ( wbrew temu co niektórzy myślą że jak ktoś pierwszy raz po pół roku wsiadł na rower , i to pożyczony rower i na dodatek od wielu lat nie robił takiej trasy to może mieć takie problemy) to jest efekt kontaktu z klątwą nietoperkową.
Ja sam choć nie dotknąłem stwora też zacząłem odczuwać bóle kolana i tej części ciała co ma styczność z siodełkiem.
W każdym bądź razie , twardo , techniką pieszo rowerową podążaliśmy do domu.
Dotarliśmy do Sławoszewa i zarządziliśmy przerwę w podróży w celach leczniczych.
Gospoda Zjawa zaoferowała lekarstwo w postaci: kawy ( to było lekarstwo dla Joanny ) sernika własnej roboty ( lekarstwo dla nas obojga ) oraz poduszek pod te części ciała które podlegały działaniu klątwy.
W trakcie zabiegów regeneracyjnych ujrzeliśmy kawalkadę rowerzystów pod wodzą samego ....... i tu niespodzianka . To nie była wycieczka pod wodzą samego sierżanta Montera a pod wodzą jego najpilniejszego ucznia czyli ..... Jaszka.
Owszem guru Monter był w składzie ekipy ale tylko jako obserwator i doradca.
Po krótkim powitaniu i wymianie uprzejmości ekipa "Jaszkowa" ruszyła dalej .
Nie ma co się dziwić . Uczeń pod okiem mistrza nie pokaże słabości i nie pozwoli sobie na nadmierną pobłażliwość. Zgodnie z maksymą Montera ( którą przejęła Legia Cudzoziemska ) "kto nie jedzie ten ginie" ruszyli dalej.
A my z Joanną po serii "bolesnych" zastrzyków leczniczych serwowanych przez sympatycznych gospodarzy Zjawy ( sernik był naprawdę świetny) ruszyliśmy dalej w drogę.
Lekarstwa działały . Tylko kilka chwil Joanna przeszła pieszo w ramach dbałości o siodełko. W pozostałych chwilach katowała siodełko do bólu ( a może to siodełko ją katowało ?) Nie ważne . Jeszcze przed zachodem słońca dotarliśmy do miejsca rozpoczęcia wycieczki.
I to właściwie koniec tej krótkiej relacji z tej krótkiej wycieczki.
Nie wiem tylko dla czego mam takie wrażenie że jeszcze przez kilka dni Joanna będzie ją wspominać za każdym razem jak .....................................
.............................................................................
.............................................................................
.......... usiądzie.

A tak zupełnie na marginesie.
Mam pewną wątpliwość . Czy warto spędzać pół nocy na pisaniu tekstów i katować swoją wątrobę po każdej wycieczce? Czy ktoś to czyta "od deski do deski"?
A może szkoda czasu i lepiej tylko wkleić trasę i wpisać ilość kilometrów przejechanych jak to czyni większość osób?
Mam wielką prośbę . Każdy kto przeczyta te moje wypociny w całości, niech choćby da komentarz z wpisem "+" abym miał świadomość że "warto się poświęcać".
A jeździć i tak będę dla samej przyjemności poczucia ....... siodełka.


Kategoria KRÓTKO WOKÓŁ DOMU, żubrówka

Gril u "Misiacza" czyli cykliczne spotkanie rowerzystów.

  • DST 20.00km
  • Czas 01:05
  • VAVG 18.46km/h
  • Sprzęt KTM
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 20 kwietnia 2013 | dodano: 20.04.2013

Dokładnie w rocznicę ubiegłorocznego spotkania i w tym roku Misiacz zarządził spotkanie na działce.
Zjechało się wiele osób lubiących jeździć rowerami.
Co prawda z opóźnieniem , ale ja też dojechałem.
Niestety nie wszystkim dane było uczestniczyć w imprezie bo informacje wysłane drogą internetową do wielu osób nie dotarły . ( gdyby nie wczorajsze spotkanie z Misiaczem w "Starej Komendzie" - też bym nie wiedział).
Ale to już siła wyższa albo ........ robota tajnych agencji.
Jako że dojechałem , to upamiętniłem to spotkanie kilkoma fotkami.

Zresztą nie tylko ja.

Z czasem zrobiło się chłodno.
Misiacz , na wszelki wypadek , zgromadził zestaw śpiworów.

Jedni grzali się pod śpiworami a inni przy grillu .

W związku z niską temperaturą i oziębieniem nastrojów Monter ( widoczny na drugim planie) postanowił pojechać do domu po siekierę aby móc narąbać drewna na ognisko.
I zapłonęło ognisko.

Wreszcie można było się napić piwa aby schłodzić żar buchający z ogniska.( wcześniej zimne piwo powodowało drętwienie zębów).

Monter ( no nie tylko on ) wytrwale , z narażeniem życia i portek ( trzeba było przełazić przez płot) regularnie dostarczał paliwa do ogniska.

Wszyscy z podziwem patrzyli na jego wyczyny.
A ci co nie patrzyli , w kółko gadali na temat dwóch kółek.

A ogień wciąż płonął.

Stół w pełni zastawiony.

A z grilla wciąż donoszono następne porcje smakołyków.

Było wesoło i rozmowy powoli zaczęły schodzić na wspomnienia i plany wycieczek rowerowych.

No poza tym kącikiem. Tu gadano o górach zdobywanych pieszo albo na deskach.

Słoneczko zaszło i zrobiło się nastrojowo.



No cóż czas wracać do domu.
Zimno , ciemno i kawałek drogi do domu.
Wreszcie w domku.
Jeszcze rzut oka na księżyc na tle jodły

I czas pójść spać.
Dziękuję organizatorom i ich gościom za mile spędzony czas i ............ do łóżka jutro też trzeba wcześnie wstać.


Kategoria KRÓTKO WOKÓŁ DOMU, piwko

W poszukiwaniu tajemnic Szczecina . Fort na cmentarzu.

  • DST 31.21km
  • Czas 02:06
  • VAVG 14.86km/h
  • Sprzęt KTM
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 14 kwietnia 2013 | dodano: 14.04.2013

Już od dłuższego czasu planowałem taką wycieczkę.
Po przeczytaniu Tejenmnice Szczecina stwierdziłem że część z tych miejsc poszukam jeżdżąc na rowerze.
Niby człowiek mieszka w tym mieście od lat ale tak naprawdę niewiele o nim wie . To przyszedł czas na poznanie.
Nie spiesząc się wyruszyłem koło południa.
Rower przygotowany do wyjazdu.

Tajemnice Szczecina - Szlakiem książki pod tym tytułem. 001 © siwobrody


Spokojnie ulicami bez większych problemów dotarłem na cmentarz.
Otworzyłem książkę i zacząłem poszukiwania.



Niby proste ale ........ dopiero po godzinie trafiłem na miejsce.
Popełniłem kilka błędów ale i tak w końcu dojechałem.




Miejsce naprawdę zaniedbane i zaśmiecone ale porzucony krzyż z czyjegoś nagrobka to mnie już całkiem zadziwił. Nie wykluczone że to efekt dewastacji czy wręcz kradzieży .



Całość obiektu jest tak ukryta przed zwiedzającymi cmentarz , że naprawdę chyba mało kto wie o jego istnieniu nawet mając groby bliskich w pobliżu.
Wszystko zarośnięte drzewami.
Tak wygląda widok na wąwóz , w którym mieszczą się resztki tego fortu , od strony grobów i uczęszczanej części cmentarza.
Idąc dalej tropami autora książki ruszam do drugiej bramy.
To jest wejście do dawnego cmentarza garnizonowego założonego w 1893 roku
(informacje na podstawie opisu autora).
I myślę że mało kto wchodząc tą bramą o tym wie jak i o tym że stojący tam żeliwny krzyż pochodzi z tamtego okresu.
Podobnie jak pamiątkowy głaz , leżący nieopodal , poświęcony marynarzom z okrętu "Augsburg" który zatonął w czasie I wojny światowej.

W tm miejscu zakończyłem poszukiwania tajemnic i opisanych ,w tym rozdziale książki , ciekawostek i rozpocząłem zwiedzanie nekropolii.



Część z miejsc które teraz zwiedzałem już ktoś opisywał na BS .
Wydaje mi się że to był Jaszek .
Ale że i tak mam sklerozę więc dla mnie wszystko było jak by pierwszy raz.










Krokusy są wszędzie.



Tyle razy już byłem na tym cmentarzu ale dopiero teraz w pełnym słońcu zobaczyłem tyle ciekawych i nowych jak dla mnie miejsc.


Choćby tablice opisujące gatunki roślin rosnących na terenie nekropolii która jest jednocześnie pięknym ogrodem dendrologicznym.




Następna ciekawostka.






Te stare nagrobki mieszczą się tuż za kaplicą .

Koniec wycieczki p[o cmentarzu.Jeszcze ostatnie zdjęcie i czas wracać na obiad do rodziców.
Po odwiedzinach u rodziców jeszcze tylko powrót do domu przez Jasne Błonia

Powiem szczerze że co prawda nie liczyłem ale krokusów chyba było mniej niż ...... ludzi. Po prostu TŁUMY TABUNY ludzi.
Ledwo dało się jechać.
Na koniec jeszcze spojrzenie na pozostałości po zimie (Głębokie - Staw Uroczysko)


.
I tak plan został zrealizowany.
Tajemnicze miejsca odszukane , nowe miejsca poznane , tempo naprawdę fotograficzne ( żadnego uganiania się za żądnymi wyścigów "Rudzielcami") dystans w sam raz . I tylko byłoby wspaniale gdybym nie .....odparzył sobie tyłka .
Za ciepło się ubrałem.
Ale to już inna historia.


Kategoria samotnie, Ciekawostki miasta Szczecin

"trójka" , rower , rycerzy trzech .

  • DST 60.87km
  • Czas 03:40
  • VAVG 16.60km/h
  • Sprzęt KTM
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 7 kwietnia 2013 | dodano: 07.04.2013

Normalni ludzie by napisali tak ;
Pilchowo , Tanowo , Dobieszczyn , przez Niemcy do Blankensee , ścieżką rowerową do Dobrej , Sławoszewo , Bartoszewo , Pilchowo. Było fajnie.
Ta ale to jest nudne , więc napiszę po swojemu.
Cofnijmy się o kilka dni.
Zima w koło . Cudowny czas w którym się nie chce człowiekowi ruszyć z domu a tym bardziej na rowerze. Ale ludzie już mają tej zimy dosyć i zaczynają mnie drażnić jeżdżąc na rowerach gdzie popadnie. Ale jestem twardy i się nie dam. Ale tak koło czwartku jadąc grzecznie samochodem i słuchając radia ( telewizji ostatnio nie oglądam a radio , owszem , przez całe dnie - zwłaszcza że telewizję jakoś tak ciężko oglądać w czasie jazdy) i w najczęściej słuchanym programie czyli w "trójce" jakaś cholera ciągle puszcza jakieś kawałki o rowerze .
Np. ">Opis linka .i Jeszcze kilka innych. I to wszytko tak jakoś dziwnie na mnie zadziałało że zacząłem myśleć o tym szatańskim wynalazku. Pierwsza rzecz którą zrobiłem po powrocie do domu to sprawdziłem czy wszystkie rowery są w piwnicy.
Wszystkie są . I cholera , tak jakoś dziwnie na mnie patrzą z wyrzutem. Normalnie zdurniałem i zupełnie nie wiedząc co robię zadzwoniłem do Basi vel "Rudzielec" o tajnym kryptonimie R102 .I to był mój błąd - wielki błąd.
Oważ niewinna niewiasta szczebiocąc miłe słówka ni mniej ni więcej namówiła mnie na wycieczkę rowerową w niedzielę. "Taka krótka wycieczka i nie za daleko i nie szybko i .." I jak ostatni baran dałem się namówić. Rano godz. 10,00 ruszamy spod mojego domu. Jedziemy do Tanowa i tam zastanowimy się - gdzie dalej , oczywiście nie za szybko i nie za daleko. I już wtedy powinienem ..... zawrócić.
Gdy dojeżdżaliśmy do Tanowa Baśka wyprzedziła następną z kolei grupę rowerzystów . I tylko usłyszałem tekst wypowiadany przez któregoś z wyprzedzanych rowerzystów " ty patrz ale ona pali gumy " .Jeszcze do mnie nie dotarł tekst a już poczułem zapach i zobaczyłem ......... znikający punkt.
To był najlepszy moment do powrotu ale czy to z powodu nadmiaru tlenu czy też zmęczenia nie wykorzystałem ostatniej szansy. Z językiem wywieszonym do pasa goniłem za Basieńką. Najpierw straciłem dech w lewym płucu później w prawym aż w końcu na bezdechu Ją dogoniłem bo ..... się zatrzymała. Uśmiechnęła się , zrobiła niewinną minkę i ruszyliśmy dalej. Gdy zacząłem jej mówić co ludzie o Niej mówili to powiedziała " nic nie słyszałam" . Kurcze , jak mogła cokolwiek usłyszeć skoro ...... przekroczyła prędkość dźwięku . Jakieś resztki zasad fizyki znam i wiem że ....... no nie mogła usłyszeć bo prawa fizyki są nienaruszalne. Szkoda że nie przeanalizowałem faktów i nie zawróciłem. Ale głupota ludzka nie zna granic.A jeszcze jak zaczęła szczebiotać " bo ja tak dopiero zaczynam jeździć na rowerze w tym roku i mam takie szerokie opony i mam takie małe kółka w rowerze i...... " Ludzie to przecież każdego wyprowadziła by w pole. I jeszcze obiecała że za chwilę to zrobimy przerwę i odpoczniemy. Za raz za Tanowem zajechaliśmy na parking przy rzeczce Gunicy. I tak zrobiliśmy. Powoli odzyskałem oddech , wzrok i nadzieję że wrócę do domu cały i żywy. W trakcie przerwy zobaczyliśmy dwóch znajomych rowerzystów którzy postanowili do nas dojechać. Byli to Krzysiek "Monter" i Piotr. Gdy po krótkim popasie ruszyliśmy dalej przyszła do mej zmęczonej głowy taka myśl. Basieńka i trzech facetów to prawie jak w tej piosence:
"Rycerzy trzech: Ketling, Wołodyjowski, Zagłoba.
Gnębi nas pech, wszystkim nam się Basieńka podoba, ach podoba.
Zwalczmy tę chuć, inny cel nam historia wytycza.
Musimy knuć, musimy knuć, jak się pozbyć Tuhajbejowicza."

Co prawda to nie znam żadnego Tuhajbejowicza , chuci żadnej nie czuję na widok Basi , Basieńka nie koniecznie się wszystkim podoba ale większość ją lubi, historia nam wytycza wycieczkę rowerową - czyli coś jest na rzeczy. Obsada ról jest do zrobienia. Basieńka to .....Basieńka . Teraz jak rozdzielić pozostałe role? No dobra , następna rola jest już obsadzona. Który jest gruby , łysawy , ciągle gada dyrdymały , opowiada niestworzone historie i jeszcze na dodatek przez niektóre kręgi jest uznawany za miłośnika modów pitnych , win i innych rodzajów okowity?
To ja. A teraz , jak rozdzielić pozostałe role? Obaj panowie słusznego wzrostu . Jak któremuś przydzielić rolę "małego" rycerza? Tu z pomocą przyszły mi wspomnienia z poprzednich lat. Gdy zacząłem jeździć w tym towarzystwie to przez jakiś czas ( nie tylko ja ) myślałem że Basieńka to dziewczyna Krzyśka bo ciągle jeździli razem , zresztą sami zobaczcie :Opis linka . Po drugie Wołodyjowski to mistrz szabli i mało kto mu dorównywał a jak tak zamienimy szable na rowery to kto dorówna "Monterowi"? No i tym sposobem Piotr został Ketlingiem.
No to ruszamy dalej.
Basieńka spięła ostrogami swego bachmacika , i pooooszła ku granicy. Ja też ruszyłem a obaj panowie tuż za mną. No nie , nie dlatego że byli wolniejsi , Oni po prostu pilnowali żebym nie padł trupem od nadmiaru wysiłku.
Dojechaliśmy do granic królestwa. Baieńka czekała na nas i pozwoliła łaskawie na przerwę.Rumaki odpoczęły , ja odpocząłem i po chwili namysłu doszedłem do wniosku że chyba tą wyprawę przeżyję. W zakamarkach pamięci odkryłem że w powieści kontakt z Basieńką przeżył tylko Zagłoba. Zarówno Wołodyjowski jak i Ketling od dłuższego przebywania z Basieńką nie wytrzymali i obaj wysadzili się w powietrze razem z połową jakiegoś zamku czy twierdzy. A jednak jest dla mnie jakaś nadzieja. Nie wziąłem pod uwagę że stare powieści to nie to samo co współczesność. Już nie za długo miałem się o tym przekonać. Ruszyliśmy na swych stalowych rumakach w głąb nieprzyjacielskiego kraju. Basieńka pooooooszła w ten step szeroki .A my z kilkukrotnie mniejszą prędkości za nią .Dogoniliśmy ją na skrzyżowaniu . I tu ,dziwnie , nasze drogi się rozeszły. Wołodyjowski ruszył ,niby z misją, w głąb wrogiego kraju a my z Ketlingiem wzdłuż granicy na zwiad.
Oj naiwni , myśleliśmy że nasza misja jest mniej niebezpieczna. I się zaczęło. Świst , gwizd, swąd palonej gumy i ....znikający punkt. Płuca prawie wyplułem , łańcuch rozgrzał się do czerwoności , mięśnie nóg zaczęły zwijać się w skurczach i co? I tak nie byłem w stanie dogonić. Kiedy w końcu dogoniłem ( właściwie to dowlokłem się resztkami sił ) do popasu jaki zarządziła ta "Wcielona Diablica " w okolicach Blankensee to już wiedziałem że to najgorszy dzień w moim życiu. Nigdy jeszcze nie miałem takiej lekcji anatomii. Poznałem jakie mięśnie ma człowiek na nogach. I zrozumiałem jedną prawdę. Stare polskie powiedzenie mówi " Gdzie diabeł nie może tam babę poślij". A ja wtedy zrozumiałem że to nie jest całe powiedzenie. W końcu jeździłem z różnymi "diabłami" , koksami , cyborgami i ... nic. Jeździłem z różnymi ( nie tego nie powiem) Kobietami i dałem radę . Ale z Baśką nie dałem rady . Całe powiedzenie brzmi" gdzie diabeł nie może , babę poślij , a gdzie trzy diabły nie mogą i dwie baby tam poślij Basieńkę" Luuuuuudzie ile ja musiałem przejść żeby to zrozumieć. Jak dojechaliśmy do Dobrej to rzuciłem na pastwę Basieńki Ketlinga a sam spieprzałem przez Sławoszewo jak szalony. Nawet skurcze mięśni mi przeszły . Zatrzymałem się dopiero w Sławoszewie na herbatkę z cytrynką i to po uprzednim sprawdzeniu czy Basieńka nie podążą moim szlakiem. Dalej już z pokurczonymi mięśniami dotarłem do domu. Nie wiem jak mi się to udało. Jestem , żyję . Ale co to za życie jak wszystko tak boli. Ale to nic. Ważne że uniknąłem śmierci.
Jeszcze tylko gorąca kąpiel , środki znieczulające ( ból tak wielki że musiałem dokupić)i radość że żyję.
Nawet wpadł mi do głowy pomysł żeby sprawdzić czy Ketling przeżył.
Dzwonię do Basieńki " halo , jak tam , dotarliście do domu?"
Niewinne "dziecię" odpowiedziało. Tak , pojechaliśmy sprawnie na Głębokie tak stępa ( czyli powyżej 30 km\godz) Piotr nie wiedzieć czemu z Głębokiego ruszył wprost do domu a ja spacerkiem ( galop to prędkość między 40 a 50 km/godz) pojechałam Miodową ( to taka ulica pod górę która ciągnie się kilka kilometrów i przypomina stromizną trochę wejście na Rysy) i było fajnie.
Orzesz ty pomyślałem sobie. Na Ciebie nie ma mocnych , każdego wykończysz.
I wtedy wpadło mi do głowy - Przecież ja jestem Zagłoba a on potrafił dzięki fortelom wyjść z każdej opresji.
I wymyśliłem fortel.
Jest tylko jeden sposób aby przeżyć. Jest sposób aby nie dać się wykończyć. Jest fortel aby nie dać się wyprzedzić. Mam takie zwierzę w stajni które nie będąc pegazem da mi szansę aby nie dać się wyprzedzić.
Basieńko następną razą jedziemy ....................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................... tandemem .
Ty z tyłu.
PS.
Jakby ktoś się pytał czemu nie ma zdjęć to odpowiadam. Aparat wziąłem ale zapomniałem naładować baterię.
Cóż , skleroza nie boli.


Kategoria KRÓTKO WOKÓŁ DOMU, żubrówka

Mikro Naraton Pilchoworunda II edycja.

  • DST 4.00km
  • Teren 4.00km
  • Sprzęt ACTIVE RUNNER
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 1 kwietnia 2013 | dodano: 01.04.2013

I nadszedł ten dzień. Jedyny taki w roku. Jak sama nazwa mówi - kwiecień - czyli miesiąc kwiatów.
Pierwszy dzień tego miesiąca jest bardzo poważnym dniem i nie ma co sobie z tego robić żartów. Nadszedł czas na rozpoczęcie najbardziej nietypowego maratonu czyli:
Mikro Naraton Pilchoworunda
Tak więc ruszam.
Faktycznie widać wokół kwietniowy nastrój.


Ten zapach wiosny , te pozieleniałe ze złości pąki na drzewach , te ptaszęta fruwające wokół. I tabuny rowerzystów na drodze.


Ze względów bezpieczeństwa na trasę wyruszyłem w obstawie , tak na wszelki wypadek jakby mi od tej wiosny nie zawróciło się w głowie.

Tam gdzie był ubity śnieg , dało się jechać ale w sypkim śniegu trzeba było rower prowadzić.

Wokół piękne kwietniowe widoki.

Dosłownie wszędzie czuć wiosnę.

I tylko tak zacząłem się zastanawiać czy to ja robię sobie kawał na prima aprilis czy też przyroda sobie z nas kpi.
W każdym bądź razie udział w maratonie zaliczyłem. Po drodze spotkałem ..... narciarzy i doszedłem do wniosku że w tym roku to chyba zima potrwa do ...... lata.

Na zakończenie swojego udziału w II edycji Naratonu Pilchoworunda pozdrawiam wszystkich wytrwałych miłośników rowerów i składam życzenia dla dzisiejszej jubilatki czyli Trójki która w ten dzień obchodzi swój jubileusz .
Do następnej imprezy .
Już za rok.


Kategoria KRÓTKO WOKÓŁ DOMU, samotnie