siwobrody prowadzi tutaj blog rowerowy

Wpisy archiwalne w miesiącu

Styczeń, 2012

Dystans całkowity:338.16 km (w terenie 62.00 km; 18.33%)
Czas w ruchu:21:45
Średnia prędkość:15.55 km/h
Maksymalna prędkość:20.00 km/h
Liczba aktywności:9
Średnio na aktywność:37.57 km i 2h 25m
Więcej statystyk

Uwaga , stan klęski , epidemia zbiera żniwo.

Niedziela, 29 stycznia 2012 | dodano: 29.01.2012

Uwaga .
To nie żarty.
Teren Szczecina zagrożony rozszerzającą się epidemią.
Na terenie giełdy samochodowej w Szczecinie zanotowano obecność kilku ciężko zarażonych cyklozą.
Nawet niskie temperatury nie zabijają bakterii roverus cyklozuz .Atakują one następne osoby powodując wzrost sprzedaży rowerów u zaprzyjaźnionego sprzedawcy.
Ciężko chorzy tubylcy z plemienia "Rowerowy Szczecin" i "bikestats" od bladego świtu z obłędem w oczach biegają , oglądają i ...........kupują rowery.
Ale co się dziwić skoro całe miasto jest ogarnięte chorobą i po ulicach od rana przewalają się tabuny zarażonych na rowerach . Pojedynczo i stadami.
Wracam do epicentrum epidemii.
Trzy osoby ze Stargardu i trzy ze Szczecina ( mówię o tych które znam) oglądają , ujeżdżają i wyrywają sobie z rąk rowery .
Pierwszy osłabł i powrócił do domy kolega ze Stargardu.
Ale i tak z lekkim obłędem w oczach powiedział że wróci za tydzień.
Drugi - "Trendix" przejechał się kawałek upatrzonym rowerkiem i zostawiając mnie jako zastaw poleciał do bankomatu po kasę.
W międzyczasie Bronik zmienia co chwile rowery , marudzi , każe podawać sobie następne rowery , zmieniać w nich siodełka , marudzić coś o amortyzatorach i ... sprytna bestia zmiękcza sprzedawcę.
Cholera jeszcze chwila i kupi mojego upatrzonego GUDEREIT-a.
Ja co prawda jestem na silnych antybiotykach i częściowo mam odporność na tą bakterię ale .......... jak dostanę wypłatę to jednak bym chciał zgarnąć tą maszynę.
Więc obrzydzam Bronikowi zakup , pokazuje inne rowery ale ten się zaparł i koniec.
W tym momencie amok opanował emem-a . Ni z tego ni z owego wypatrzył sobie rowerek i już go trzyma i już planuje zakup.
Na szczęście z kasą powrócił Trendix i zaczął dobijać targu.
Chłopak był w ciężkim stadium . W ogóle się nie targował i jeszcze dał się namówić na przedni bagażnik za dodatkowa opłatą ( nie wiem po jaką cholerę) i już wyciągał kasę. No , całe szczęście że byłem obok i antybiotyk działał.
Cenę lekko obniżyłem i pierwsze koty za płoty , znaczy się pierwszy rower zmienił właściciela.
I tu na całe szczęście musiałem opuścić giełdę i wracać do domu .
Nie wiem czy Bronik dokonał zakupu . Jeżeli tak to mam u niego obiecaną przejażdżkę na GUDEREIT-ie.
Nie wiem jak skończyła się sprawa roweru dla emem-a ( patrząc po jego stanie to raczej pozytywnie) ale wiem że Trendix był w takim stanie że gdyby sprzedawca zaproponował mu " oryginalny" koszyk z kwiatkami do jego roweru to by go kupił i zapłacił tyle ile by mu powiedziano.
Nie powinienem się tym chwalić ale widząc jego stan , kazałem mu kupić skrzynkę piwa dla mnie w nagrodę za udany zakup.
Teraz właśnie jetem w połowie skrzynki.
I na koniec relacji z tragedii rozgrywającej się w Szczecinie kilka zdjęć nowego nabytku Trendixa.

Nowy rower, nowa platforma do rowerów może przydałby się nowy właściciel który nie boi się zimy? © siwobrody
to co że hamulce nie są hydrauliczne ale jakie opony. © siwobrody
maszyna pierwyj sort , tylko śmigać. Aż mam chęć sam spróbować. © siwobrody
Wreszcie rower z prawdziego zdarzenia., żeby jeszcze własciciel chciał nim jeździć. © siwobrody
To jest maszyna co się nadaje i nad Miedwie i do Berlina. © siwobrody
No i teraz na takim siodełku to spokojnie można dookoła Polski jechać. © siwobrody
Nowe czasy nowe technologie.Niby to przyszłosciowe rozwiązanie. © siwobrody
super sprzet w pełnej okazałości. Warto było zrywać się z rana na zakupy. © siwobrody
Nowa maszyna kolegi. Jest na co popatrzeć © siwobrody
Efekt dzisiejszej bytności na giełdzie ............. samochodowej © siwobrody

Ps.
Po zakończeniu wpisu widząc słońce za oknem wyjrzałem na "wierzbowy barometr" i zdębiałem. Ani sójki , ani sikorki , ani wróbla nawet sroki nie ma.Co jest grane?
Dopiero po chwili do mnie dotarło - one też czytają bloga i wszystkie poleciały na giełdę.


Kategoria bez roweru

Zupełnie zwykła i nudna wycieczka.

  • DST 58.09km
  • Teren 5.00km
  • Czas 03:28
  • VAVG 16.76km/h
  • Temperatura -5.0°C
  • Sprzęt KTM
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 28 stycznia 2012 | dodano: 28.01.2012

Właściwie to nie ma o czym pisać.
Nie wypada zanudzać czytających tak nudną opowieścią.
Mam pisać o tym że wczoraj , jak wpisałem propozycję wyjazdu na dziś , to na forum nie było kontrpropozycji a jak po godzinie zajrzałem to okazało się że jest takowa i to wpisana kilkanaście minut przed moją?
A może o tym że jak rano spojrzałem na wierzbowy barometr , to po widoku ptaków wiedziałem że będzie zimno i nudno?

Wierzbowa prognoza pogody na dziś - bedzie zimno i nudno. © siwobrody

Czy mam zanudzać historyjką że tak się dogadaliśmy na wycieczkę że ja czekałem na nich a oni na mnie tylko że każdy w innym miejscu?
A może o tym ze na sam początek "monter" zmontował nam "Gubałówkę" i podjazd z Głębokiego na Osowo - kilka km. cały czas pod górkę ?
A może o tym że Basia rudzielec102 jechała wolniej ode mnie i po raz pierwszy nie byłem ostatni?
No przecież nie o tym że wycieczka była połączona ze zwiedzaniem a nie tylko samą jazdą.
Dzisiejsza wycieczka jest połączona ze zwiedzaniem. © siwobrody

Może miałbym opowiadać że było zimno i trzeba było się rozgrzewać herbatą?
Tak tak , to słynny "twardziel " z Rowerowego Szczecina Rudzielec 102 © siwobrody

A może zanudzać bajkami o Świętym Mikołaju na rowerze?
To nic że już po świetach ale w towarzystwie Św. Mikołaja zawsze przyjemniej się kręci © siwobrody

Czy też nudzić opowieściami co zwiedzaliśmy?
Dzisiejszy dzień to też poznanie historii regionu. © siwobrody

Tablica informacyjna o historii pomnika stojacego w środku lasu. © siwobrody

Obelisk w środku lasu - nasi przewodnicy znaja duzo ciekawych miejsc. © siwobrody

Przecież nikogo nie zainteresuje tak nudna historia ze kawałek dalej , jadąc tą drogą złapałem kapcia. I że "Monter" z narażeniem swoich zmarzniętych palców wymienił mi dętkę a ja pierwszy raz w życiu dowiedziałem się jak to zrobić.
Wycieczka przez las , kawałek dalej ..... złapałem kapcia. © siwobrody

I nie ma sensu zanudzać gadaniem o tym że po drodze , mimo zimy , spotkaliśmy grupy innych znudzonych rowerzystów zasuwających na rowerach albo po lesie albo po szosie.
A już zupełnie nie ma czym zainteresować czytających faktem że jechaliśmy z Głębokiego do lasów Tanowskich w różnych kierunkach i zawsze przeciwnych ( trasa opracowana przez "sierżanta Montera").
Ani zanudzać informacjami gdzie byliśmy.
Rejon Polic - tablica upamietniajaca więżniów obozu pracy. © siwobrody

Ani opowiadać jak Basia wywijała hołubce żeby się rozgrzać.
Zimno ? no pewnie , co jakiś czas trzeba się rozgrzać. © siwobrody

Przecież nawet kominy fabryki nawozów Police dymiły znudzone.
Widok na kominy Zakładów Chemicznych Police. © siwobrody

Nawet tablica ogłoszeń wyglądała nudno.
Nie tylko w Niemczech można spotkać ładne tablice informacyjne. © siwobrody

I co może jeszcze bym wklejał nudne zdjęcia znudzonych rowerzystów?
Tu był dłuzszy postój na posiłek i sesję zdjęciową. © siwobrody

A może miałbym opowiedzieć nudną historię jak Baśka poszła przymilać się do konia a on tak jej coś nagadał że wróciła prawie rozpłakana?
Rowerzystka - miłośniczka (prawie)wszystkich zwierząt czworonożnych . © siwobrody
Mina nietęga , chyba koń coś jej nagadał. © siwobrody

Przecież wklejanie zdjęć rowerzystów przy koniach już wszystkich nudzi.
Jedni podziwiali konie i fotografowali ze wszystkich stron.... © siwobrody

Przecież nie będę do znudzenia opowiadał jak wszyscy podziwiają mój nowy rower i gratulują zakupu.
A inni podziwiali mój nowy nabytek( też rumak ale stalowy albo aluminiowy) © siwobrody

Albo kogo by zainteresował fakt wyrastania przyszłego pokolenia rowerzystów jeżdżących mimo mrozu.
Przyszłe pokolonie rowerzystów też trenują mimo zimy. © siwobrody

Lub kto byłby zainteresowany informacją o starym spróchniałym dębie przy drodze .
Przystanek przy starym spróchniałym dębie. © siwobrody
Widok na Basię przez spróchniały pień dębu. © siwobrody

Albo nudy o tym że w końcu po zaliczeniu skrótów wiodących dookoła ruszyliśmy w kierunku domu
Wreszcie powrót do domu , trasa super . © siwobrody

Tak że sami widzicie nie ma właściwie o czym pisać .
Dla tego po przemyśleniu całej sprawy jednak ograniczę się do krótkiego opisu.
" Było zimno i nudno ale i tak coś skorzystałem z wycieczki . Nauczono mnie jak używać dzwonka w moim nowym rowerze. Do tej pory we wszystkich rowerach aby dzwonić trzeba było naciskać języczek dzwonka z boku a jak robiłem to w tym nowym to języczek ( myślałem że zepsuty) się wyginał i ledwo co dzwonił.Dopiero fachowcy nauczyli mnie że w tym modelu naciska się ....od góry.
Ale te nowoczesne rowery skomplikowane. I właściwie to mimo nudów warto było się przejechać te pięćdziesiąt kilometrów żeby się czegoś nauczyć
"


Kategoria Z Rowerowym Szczecinem

Zimowa Masa Krytyczna Szczecin

  • DST 26.77km
  • Czas 01:47
  • VAVG 15.01km/h
  • Sprzęt KTM
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 27 stycznia 2012 | dodano: 27.01.2012

No i mimo zimy ( a my się zimy nie boimy ) dość spora grupa cyklistów objechała Szczecin.
Zgodnie z tradycją w ostatni piątek miesiąca około godziny osiemnastej kawalkada kilkudziesięciu rowerzystek i rowerzystów wyruszyła w obstawie policji ( tradycyjnie dziękujemy ) w miasto.
Trasa troszeczkę skrócona ze względu na mróz ale i tak kilka kilometrów miasta zostało poinformowane o naszej obecności.
Zdjęć nie robiłem ponieważ wyszedłem z założenia że zdejmowanie rękawiczek w tym mrozie nie jest najlepszym pomysłem.
A i tak w końcu zmarzłem i w stopy i w ręce.
Po części oficjalnej ruszyłem do domu w towarzystwie dwóch uczestników masy którzy podążali w tym samym kierunku.
Po drodze spotkaliśmy jeszcze pewne dziewczę , znane wszystkim z moich opowieści czyli Anię , która co prawda bez roweru ( wracała z wykładów) ale postanowiła choć na koniec zajrzeć na miejsce zbiórki.
Po kilku słowach ruszyliśmy dalej.
Jeszcze tylko jeden z kolegów zrobił kilka zdjęć pięknych dekoracji miasta i pojechaliśmy w kierunku domów .
Po drodze pożegnałem współtowarzyszy podróży , pierwszego przy Urzędzie Miejskim
drugiego przy Ostrawickiej i ruszyłem dalej samotnie przez Lasek Arkoński na Głębokie.
I tu muszę powiedzieć że coraz bardziej przekonuję się do swojego nowego nabytku.
Oświetlenie w moim nowym KTM-e jest rewelacyjne.
Siła światła oraz powierzchnia oświetlenia drogi przebija nawet super reklamowane latarki rowerowe z super diodami. Zaczynam też doceniać możliwości jakie dają duże ilości przełożeń.
Całe szczęście że mój ukochany anglik ma pęknięta szprychę i tym mogę i jemu i sobie tłumaczyć czemu to nie na nim jeżdżę na wycieczki.
No to teraz się już rozgrzałem ( trochę ciepła domowego i kilka kropel słodyczy mimo iż nazywa się gorzka ) i można iść spać.
A może jutro też mala wycieczka?


Kategoria Z Rowerowym Szczecinem

Zemsta Milady czyli "jak katowałem , tfu, testowałem KTM "

  • DST 46.70km
  • Teren 12.00km
  • Czas 02:54
  • VAVG 16.10km/h
  • Sprzęt KTM
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 24 stycznia 2012 | dodano: 24.01.2012

A było to tak.
Dzień wcześniej Ania von Zan wysłała mi sms-a że do piątku ma codziennie czas wolny do godz. 15,00 i gdybym znalazł chwilkę to możemy się przejechać.
No tak , ale ja pracuje do piątku i nie ma takiej możliwości.
Dziś rano okazało się że planowany wyjazd jest odwołany i że po wykonaniu kilku telefonów i wysłaniu paru faksów mógłbym na chwilkę się wyrywać.
Skoro tak , to za telefon , dzwonię i mówię że jedziemy.
Jest obustronna zgoda . Ania musi się przygotować i dojechać do mnie więc jest czas żebym i ja się przygotował i przygotował rower przed pierwszą dziewiczą wyprawą.
Zacząłem od roweru , przytargałem z garażu do domu i zacząłem dokręcać co się da , ustawiać siodełko kierownice raz zabrałem się do zamontowania licznika.
Ania była szybsza ode mnie i dojechała zanim skończyłem , więc montaż licznika zakończyliśmy wspólnie.
To czas w drogę.

Mój nowy nabytek na pierwszej "dziewiczej" trasie. © siwobrody

Trasa miała być spokojna i łagodna ( i dla mnie i dla testowanego roweru ).
Ścieżką rowerową do Tanowa i dalej nad rezerwat Świdwie.
Po minięciu Tanowa zrobiliśmy postój .
Piekna pogoda , miłe towarzystwo i okolica ciekawa. © siwobrody

Kiedy ja wyjąłem aparat i chciałem zrobić kilka zdjęć coś w Anię wstąpiło.
Ni mniej ni więcej gwizdnęła mojego nowiutkiego KTM-a i poszłaaaaaaaaaa w długą.
Zdjecie jak zdjecie , tylko czemu ktoś odjezdża moim rowerem? © siwobrody

I jeszcze mi pomachała na odjezdnym.
I tak oto mój rower odjeżdża w siną dal. Dobrze uciekinier zostawił swój.. © siwobrody

Kurcze co w nią wstąpiło.
Szybko dosiadam jej roweru i w pogoń.
Tak świetnie to brzmi - ja i pogoń.
Więc zacząłem się drzeć i straszyć ją zaprzyjaźnionymi muszkieterami.
Chyba pomogło .
Wróciliśmy do dalszej jazdy już każdy na swoim rumaku.
W pewnym miejscu Ania powiedziała że pojedziemy skrótem bo wygodniej i bliżej.
Nie wiem jak ale z grzecznej , miłej Ani wylazła krwiożercza Milady .
Albo chciała przebić słynnego Montera skrótów czyli Krzyśka albo kardynał kazał zgładzić trzech muszkieterów jednego po drugim ( dla tych którzy nie wiedzą o co chodzi polecam lekturę na moim blogu z trzema muszkieterami w tytule zwłaszcza komentarze) - nie mam pojęcia.
Może to drugie po tym jak jej groziłem kolegami .
W każdym razie skrót wyglądał tak.
Stary a durny - tyle razy obiecywałem sobie że nigdy wiecej skrótów. © siwobrody
.
Ja rzężę , rower rzęzi o mało się nie zabiłem a rower takie dźwięki wydaje że strach.
No , zemsta doskonała . Świadków zero , jak padnę to w nagrodę mój rower sobie weźmie i jakiś bonus od kardynała dostanie .
"A żebyś się udusiła" powiedziałem.
I tu stał się cud. Z wrażenia połknęła gumę i o mało to ja nie nie zostałem posiadaczem dwóch rowerów i nie pozbyłam się wrogiej agentki.
Po tej akcji ja byłem padnięty , rower zgrzytał a z Milady zrobiła się z powrotem grzeczna Ania.
Po zakończeniu skrótu z efektami dźwiękowymi w moim rowerze dojechaliśmy nad Świdwie.
Starzy bywalcy RS na pewno się domyslą gdzie to jest. © siwobrody

Pogoda jak bajka . Powietrze przejrzyste , wiatru zero i słoneczko dość często świeci.
Prawie całe jezioro pokrył lód tylko na środku wolna woda gdzie całe ptactwo sobie urządza kąpiel.
Jezioro Świdwie zimą. Tylko na środku jest woda a reszta pokryta lodem. © siwobrody

W końcu mamy zimę . Bez śniegu ale za to "mroźną" może ze 2stopnie ponizej 0 © siwobrody

Ania postanowiła wykorzystać lunetę na wieży jako teleobiektyw i zrobić zbliżenia przy jej pomocy.
Jak się nie ma teleobiektywu to można użyć ...lunety. © siwobrody

Ruszyliśmy dalej .
Na żadne skróty już się nie dałem namówić.
Skrót nr.1 i chetnych nie było . Jednak wolę dookoła. © siwobrody

I to za żadną cenę.
Skrót nr.2 . Jakoś też nie znalazł mojego uznania. © siwobrody
.
Później pojechaliśmy już spokojnie albo nową drogą rowerową albo asfaltem przez Stolec , Buk , Dobrą w kierunku na Głębokie.
Rzężenie w rowerze ustało.
Ja też przestałem rzęzić.
Pogoda cudna więc jedziemy .
Gdy mijaliśmy poligon przed Głębokim Ania zauważyła latający samolot.
Latał nisko a wcale nie był taki duży więc z ciekawości skręciliśmy na poligon.
Okazało się że był to modelarz który testował swój model samolotu.
Samolocik wykonany z materiału podobnego do styropianu ale dużo twardszego i mocniejszego . Zdalnie sterowany radiem i z silnikiem elektrycznym.
Do wyboru : albo rower albo samolot. Wolę rower. © siwobrody

Dowiedzieliśmy się że na samolociku jest zamontowana mini kamera i może on robić zdjęcia i filmiki. Właściciel poinformował że na you tube ma umieszczone już takie filmy które nagrał z samolotu.
Samolcik zdalnie sterowany z silniczkiem elektrycznym . © siwobrody

I tu z Ani wylazła znowu Milady .
Nie wiem czy to dla tego że zabójstwo mnie się nie powiodło czy też postanowiła wkraść się w łaski kardynała nowym sprzętem szpiegowskim ale .....nadzwyczajnie zainteresowała się "zabawką"
Kobieca ciekawość ,ma rower to jeszcze ma chęć na samolot. © siwobrody

Na szczęście właściciel lepiej pilnował swojego sprzętu niż ja wcześniej roweru i nie spuszczał z niej oka.
I tu pytanie : rowerzystka reklamuje samolot czy samolot jest tłem dla rowerzystki? © siwobrody
.
Mimo uroczej minki nie dostała samolotu i musiała dalej wracać ze mną na rowerze.
Dalej Głębokie , Las Arkoński tu się pożegnaliśmy i pojechaliśmy każdy do swojego domu.
Podsumowanie .
Odkryliśmy z Anią że mam w rowerze na każdym kole inną oponę i ..... każda ma inny typ wentyla.
Zamontowałem licznik i wiem już ile dziś przejechałem.
Rowerek jeździ całkiem przyjemnie choć nie powiem żeby był dużo lepszy od mej kobyły.
Siodełko całkiem dobre - tyłek mi nie odpadł.
Ogólnie fajna wycieczka.
Podejrzewam że Ania będzie miała inne zdanie:
Nie utopiła mnie ,
Nie zdobyła mojego roweru ,
A jak kardynał się dowie że sprzętu szpiegowskiego nie załatwiła .........oj będzie się gęsto tłumaczyć.
A , na koniec jeszcze jedno . Gdy jechaliśmy ścieżką rowerową , to przed Tanowem centralnie na ścieżce rowerowej stał radiowóz policji na niebieskich światłach .
Gdy zwróciłem uwagę że tak stojąc blokuje drogę usłyszałem że " jest na akcji i ma włączone światła ( tak zgadza się wtedy ma prawo wszędzie stać) a tak w ogóle to w życiu by się nie spodziewał zimą rowerzystów"
Ech , ale to już inna historia.


Kategoria Z Rowerowym Szczecinem

Księżna Anna nie spadła z konia - tylko pojechała kupić stalowego rumaka.

  • DST 0.10km
  • Czas 00:10
  • VAVG 0.60km/h
  • Sprzęt KTM
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 22 stycznia 2012 | dodano: 22.01.2012

Było to tak.
Od kilku dni tematem dnia był zakup roweru jaki dokonał Misiacz na giełdzie ............samochodowej w Płoni.
Wielu czytających to zdarzenie ogarnął amok i postanowili też spróbować szczęścia.
Jako że kilka aukcji na allegro w których brałem udział niestety przegrałem to ja też byłem tematem zainteresowany.
Kolega Misiacz podał wszelkie możliwe namiary i porady więc podsunąłem ten temat Ani Von Zan i Łukaszowi Łuki.
Nawet to wałkowaliśmy po wernisażu w kafejce i na wycieczce "muszkieterów".
Ale w życiu bym się nie spodziewał że ktoś o 7,00 rano w niedzielę do mnie zadzwoni i powie " no to jestem pod Twoim domem , zgodnie z umową , jedziemy na giełdę"
Ludzie , to przecież środek nocy a ja dzień wcześniej wieczorem degustowałem produkty Polmosu.
Ale skoro pod domem stoi " niby " umówiony kolega to nie można go zawieść.
Poprosiłem o pięć minut i po dziesięciu byłem gotów.
Jeszcze tylko po Anię która była tą osobą która chciała koniecznie dokonać zakupu i ruszyliśmy w drogę.
No więc księżniczka Anna jedzie po rumaka a ja i Łukasz robimy za obstawę i doradców( ja w szczególności nadaję się na doradcę bo umiem rozróżnić kolarzówkę od składaka i holendra od ...innych rowerów).
Jesteśmy na miejscu . Odwiedzamy pierwsze stoisko z rowerami i nawet jest rower dla Ani tylko że nie ten rozmiar ( normalne , jak to z kobietami , albo nie ten rozmiar albo nie ten kolor, albo za stary , albo za brzydki itd.- cały czas mówię o rowerach).
Łukasz też się przygląda i pewien rowerek mu wpada w oko ale - w końcu przyjechał jako obstawa nie na zakupy.
Ja też przejeżdżam się ładnym kalkhoffem ale .... jestem doradcą (a nie kupcem)
Idziemy na stoisko reklamowane przez Misiacza. Niestety Ania też nie znajduje nic dla siebie więc ...........................................................
..................ja kupuje pod wpływem Ani , Łukasza i sprzedawców KTM-a.
No i jest problem . Auto którym przyjechaliśmy nie przewiduje przewożenia rowerów a tylko potencjalnych kupców.
Po przeanalizowaniu sytuacji decyzją większości wracamy do centrum odwożąc naszą księżniczkę do szkoły a my jedziemy do mnie żeby zmienić auto na takie którym możemy rower zabrać.
Pora jeszcze wczesna więc spokojnie jemy śniadanie , kawka , herbatka i wracamy na giełdę po mój rower.
Po drodze powoli dociera do mnie że ....kupiłem następny rower do kolekcji.
Ludzie , aż tak ze mną źle ? mam już w domy trzy rowery !!!! , no dobra tylko dwa sprawne , jeden do renowacji , ale mimo wszystko po co mi następny?
Jesteśmy z powrotem na giełdzie , mamy czas , spacerujemy i oglądamy stoiska .
Przy stoisku z rowerami gdzie dokonałem zakupu spotykamy ....Bronika .
On też pod wpływem opowieści Misiacza przyjechał kupić .... rower.
Teraz się nie dziwię że Misiacz ma takie rabaty - za taką reklamę należy mu się.
Mało tego , największe zainteresowanie na stoisku z rowerami , u Bronika wywołał rower który ....ja kupiłem i po odbiór którego przyjechałem .
No , czas zakończyć to szaleństwo , pogadaliśmy z Bronikiem , robimy ostatni kurs miedzy sprzedawcami rowerów i .................................................
...................................Łukasz kupuje rower dla siebie .
Ten na którego miał ochotę za pierwszym razem.
Starczy jak na jeden dzień .
Czas wracać bo ja już dostaję amoku i mam ochotę na ....... jeszcze inny rower.
Rozsadek zwyciężył i jedziemy do domu.
Odstawiam Łukasza , wracam do domu , robię zdjęcie nowego nabytku ( pierwszy ogier w stajni bo reszta to kobyły czyli damki) wklejam na forum BS i siadam do komputera aby opisać szaleństwa tego dnia.
No cóż , księżniczka Anna nie spadła z konia bo go nie znalazła , doradcy zamiast doradzać dokonali zakupów , a nauczka jest taka " jak chcesz kupić rower - zostań doradcą".
A tak wygląda nabytek

Rower jak rower ma jechać. © siwobrody


Kategoria bez roweru

Trzech muszkieterów i trzy pory roku w jednym.

Sobota, 21 stycznia 2012 | dodano: 22.01.2012

Początek był kilka dni wcześniej.
Niejaki Misiacz namówił mnie na na rzucenie propozycji wycieczki na forum Rowerowego Szczecina.
Co prawda to byłem już na kilku takich wycieczkach ale głównie jako "balast" spowalniający wycieczki ale nigdy jako wysuwający propozycje.
Na wszelki wypadek rzuciłem hasło na kilka godzin przed planowaną wycieczką licząc że nikt tego nie przeczyta lub w ostateczności nikt nie zdoła się do niej przygotować w tak krótkim czasie.
Faktem jest to że Łukasz w trakcie biby z okazji wernisażu potwierdził swoją obecność ale co się przejmować deklaracjami kogoś kto składa deklaracje po kilku flaszkach wina wypitych na cześć Tunisławy z okazji tegoż wernisażu.
Ruszyłem więc pełen nadziei że nikt się nie zgłosi i spokojnie po zaliczeniu punktów zbiórki powrócę w domowe pielesze. Niestety skoro popełniłem ten błąd że napisałem na forum ofertę wycieczki to muszę się przejechać i sprawdzić czy na pewno nikt nie popełni błędu i się na nią nie wybierze.
Rower gotowy ( tak mi się wydawało) , pies wyprowadzony na spacer to i czas na " mój spacer".
Jest dobrze , na Głębokim nikt nie czekał więc tylko sprawdzę na drugim punkcie zbiórki ( Plac Lotników) czy Łukasz nie dojechał i mogę spokojnie wracać do domu.
I tu niespodzianka. Jadąc przez Jasne Błonia dojeżdżając do Urzędu Miasta spotykam Krzyśka "Montera".
Już myślałem że jest jakaś inna wycieczka ale moje płonne nadziej zostały brutalnie rozwiane " Przeczytałem o wycieczce więc jestem".
Nie wypada się wycofać skoro człowiek który "holował" mnie na ostatniej wyprawie przybył na planowaną wycieczkę wg,. wpisu na forum. ( Swoją drogą mają ludzie samozaparcie i mimo kłopotów jakie sprawiam próbują ze mną dalej jeździć).
No dobrze , drugi punkt zborny, Plac Lotników.
Jest dobrze , nikogo nie ma , może się tu zakończy wycieczka z braku chętnych.

zbiórka na Placu Lotników przd rajdem po Szczecinie © siwobrody

Niestety , Krzysiek ma nr. telefonu do Łukasza i po kilku minutach jest nas trzech.
Atos, Aramis i Portos ( który jest który pozostawiam do wyboru czytającym) .
Przy takim gremium nie pozostaje nic innego jak ..... ruszyć w trasę.
No to w drogę.
Testujemy rozwiązania komunikacyjne Szczecina ze szczególnym uwzględnieniem dróg dla rowerów.
Pierwsze wrażenia są dość nieciekawe.
Przejechanie jednego skrzyżowania koło Kaskady zajmuje wiele minut i składa się z pokonywania kilku metrów na jeden cykl świateł .
Niby ma się to zmienić , tylko pytanie w którym pokoleniu?
No dobrze , w końcu przejechaliśmy , jest lepiej kilkaset metrów bez problemów i tylko jeszcze jedne światła i jedziemy dalej.
Ale co się dzieje ? Czekamy i czekamy a światła dla nas nie chcą się zmienić.
No tak , ładnych kilka metrów obok ścieżki , na przejściu dla pieszych jest przycisk do ręcznego włączania świateł. Wystarczy zejść z roweru podejść kilka metrów , wrócić do roweru i ...można przejechać.
Takich " kwiatków" spotkaliśmy kilka.
Ale nie ma co narzekać. Jak już wdrapaliśmy się na Trasę Zamkową to zaczęła się bajka. Wygodnie , bezpiecznie i szeroko.( Tunia miałaś racje trzy rowery obok siebie się zmieszczą). Później na Gdańskiej bajka się skończyła. Było wąsko niebezpiecznie i po prostu nędznie. Podziwiając głupotę i arogancję projektantów i wykonawców jechaliśmy dalej.
Temat drogi na razie pominę i skupię się na naszym guru , mentorze i znawcy dróg i ..... pogody czyli Krzyśku "Monterze". Podał mi wieści ze świata że wg. wszelkich dostępnych danych i źródeł idzie do nas chmura śniegu i zamiecie i wiatry i takie tam. Ja mu na to że mamy piękną jesień tej zimy i jest : ciepło bez silnych wiatrów i bez opadów i nie wierzę w to co mówi.
Gdy dojechaliśmy do Dąbia musiałem zmienić moje zdanie.
Nie wiem jakimi mocami Krzysiek dysponuje ale jak " dmuchnął , chuchnął " aby wykazać swoje racje to aż się w okolicy chałupy czy inne zabudowania zaczęły chwiać.
Kolega przepowiadał silne wiatry i............ chyba coś jest na rzeczy © siwobrody

Po czymś takim zacząłem wątpić w swoje zdolności do zapewnienia bezpiecznej podróży a zwłaszcza pogody i ruszyliśmy dalej.
Od tego ,miejsca poczułem się jak turysta w obcym mieście.
Trasa która pojechaliśmy zwiedzałem pierwszy raz w życiu , no poza kilkoma fragmentami które znam z codziennego przejeżdżania samochodem.
Po zwiedzeniu ścieżki rowerowej w Dąbiu i przekroczeniu ulicy Goleniowskiej ruszyliśmy lasem " skrótami" w kierunku Wielgowa.
I to niby jest miasto? Skoro tak to jedziemy dalej tą "ulicą" © siwobrody

Krzysiek jako specjalista od skrótów bezpiecznie przeprowadził nas przez las do leśnego miejsca wypoczynkowego na krótką przerwę.
Las, droga a obok miejsce do wypoczynku. © siwobrody

Część dróg wyglądała tak;
"Ulica " w miescie Szczecinie gdzieś między Dabiem a Wielgowem. © siwobrody

a część , na szczęście większa część, tak;
Czasami i asfalt się trafia po "drodze" © siwobrody
.
Dojechaliśmy do Wielgowa i dale ruszyliśmy w kierunku na Płonię.
Na razie piękna jesienna pogoda , prawie nie wieje , czasami deszczyk pokropi ale nadal jesień.
Owszem czasami tabuny gwardzistów kardynała de Richelieu zatrzymywały naszą trójkę ale i tak zawsze dążyliśmy do celu.
choćbyś był ze stali i mistrzem szosy i tak musisz się zatrzymać. © siwobrody

Dotarliśmy do Płoni . Teraz przeskok przez szosę Stargardzką i mamy krótki popas na zapleczu dawnej Fabryki Kontenerów.
Rumaki trzech muszkieterów na starym przegniłym moście. © siwobrody

Miejsce niezwykle urokliwe i ciekawe , trzeba tu będzie zajrzeć wiosną.
Tu poczuliśmy się jak w górach - bystrzyca górska pod Szczecinem.
To nie górski potok ale spiętrzenie wody na Płoni w Szczecinie © siwobrody

Teraz przez las i błoto jedziemy do ( chyba się nie mylę ) Klęskowa.
Czy to ulica Trzcinowa czy Mokradłowa nie wiem ale na pewno fragmentami jest błotnista.
I w tym zacisznym leśnym fragmencie naszej drogi Łukasz ogłosił nadejście wiosny.
W trawie pojawiło się wiele paków wiosennych kwiatków .
No to pa jesieni ogłaszamy wiosnę.
Tu też po raz pierwszy i ostatni skrót Krzyśka się nie sprawdził i po śladach wróciliśmy na wcześniejszą trasę.
Przejechaliśmy nad autostradą.
Rower nade wszystko. Autostrada pod nami a my nad autostradą. © siwobrody

i powróciliśmy w rejony cywilizowane.
Nawet bardzo , nie dosyć że na podwórkach stały zaparkowane " wypasione fury"
Jak się z sił opadnie to zawsze można skorzystać ze sportowego auta © siwobrody

to na dodatek droga rowerowa była szersza od chodnika.
.
Teraz już tylko kawałek normalną drogą , następnie niewielki kawałek rozjechaną drogą leśną tak błotnistą że rowery obsuwały się w bok a koła boksowały w miejscu.
W końcu wracamy na asfalt.
Prosta droga do Dąbia (ul. Pomorska ) . Nic nas nie zatrzyma .
No chyba że następny przemarsz gwardii kardynała.
Są takie chwile w zyciu ..... rowerzysty że choć by nie chciał musi się zatrzymać © siwobrody

Teraz już sama przyjemność podziwiania trasy rekreacyjnej wzdłuż Płoni.
To jest naprawdę coś ładnego.

Został nam już tylko powrót trasą którą wcześniej dojechaliśmy do Dąbia.
I tu sprawdziła się przepowiednia Krzyśka , im bliżej domu tym bardziej zimowo.
Aż w okolicach Basenu Górniczego powitała nas nie widziana tej zimy -ZIMA.
Zaczęło dmuchać , sypnął śnieg na początku mało , później więcej .
Mokry lepiący się śnieg który kleił się do ubrania i powoli przemakał odzież.
Zrobiło się zimno.
Wcześniej zmoczone buty zaczęły przemakać i zimno wdarło się do nóg.
Rękawiczki przemokły i zaczęły marznąć ręce.
Przed Trasą Zamkową Krzysiek pożegnał się z nami i ruszył w kierunku Mostu Długiego a ja z Łukaszem ponownie wdrapaliśmy się na Trasę .
Mieliśmy już dość .
Zjechaliśmy z Trasy na Wały Chrobrego stamtąd do Parku Żeromskiego. Tu pożegnałem się z Łukaszem i przez miasto pojechałem do domu.
Do domu.
Do domu.
Jejku jak to długo trwało zanim do niego dojechałem.
Wreszcie koniec.
Tylko umyć rower ( było co myć po tych skrótach) zrzucić przemoknięte łachy i do komputera a dalej do kuchni i do łóżeczka.
Zaliczyłem trzy pory roku , stratę jednej tylnej lampki, poznałem swoje miasto na nowo i ......miałem dość .
Ale warto było.
Podziękowania dla Krzyska i Łukasza za wspólną wycieczkę.
Ps.
Skoro nie opuszczając miasta zrobiliśmy 65 km zaliczając tylko jego fragment to ile wyniosła by trasa dookoła Szczecina ?
100 , 130 km?


Kategoria Z Rowerowym Szczecinem

Co ma wernisaż do roweru i na odwrót .

Piątek, 20 stycznia 2012 | dodano: 21.01.2012

Zgodnie z wcześniejszymi deklaracjami wybrałem się na wernisaż.
Zaproszenia rozesłała Tunisława która jest rowerzystką , artystką , fotografem i ....... reszty jej pasji i zawodów nie pamiętam.
"Wernisaż Stowarzyszenia SAIE w Książnicy w piątek dwudziestego o godzinie osiemnastej ...serdecznie zapraszam ...to nasze dziesięciolecie :)))))"
Skoro się obiecało to trzeba słowa dotrzymać a po drugie czasami trzeba się ukulturalnić i poznać co się w świecie dzieje.
Niestety z różnych względów udałem się nie rowerem a samochodem.
Trudno nie zawsze rower jest najważniejszy. Najważniejsze że na wystawie pojawiło się spore grono rowerzystek i rowerzystów ( same znajome postacie choć w strojach wyjściowych trudno niektóre osoby rozpoznać).
Jak to na wernisażu , początek standardowy , dużo gadania : podziękowania dla organizatorów , przybyłych gości ( w tym notabli ) oraz dla artystów .
Była muzyka , przemówienia ale w trakcie tej celebry można było sobie już oglądać prace.
I było co oglądać . Obrazy , grafiki , fotografie , rzeźby , każdy chyba znalazł coś dla siebie.( nawet zrobiłem kilka zdjęć , żeby skrótowo pokazać prace które oglądaliśmy , ale ze aparat którym dysponowałem nie był tym z którego na co dzień korzystam , to pojawił się problem jak je zrzucić do komputera).
Tu muszę powiedzieć że do wernisażu przygotowałem się jak należy( no może poza sprzętem do fotografowania ) .
Podpatrzyłem jak "rasowi" bywalcy wystaw się zachowują i robiłem to samo.
Oglądałem prace z bliska i z daleka , robiłem poważne miny , zakładałem okulary i przyglądałem się z bliska obrazom. Na efekty nie trzeba było czekać. Już po paru minutach podeszła do mnie pani z zapytaniem " podobają się prace ?"
Po moich " hmm , mh , hę " pani z dumą powiedziała " a te , są moje".
Poczułem się jak prawdziwy marszand i .......... szybko się zmyłem do innych prac żeby w trakcie dalszej rozmowy nie wyszło na jaw że nie jestem tym na kogo wyglądam.
Następnie była prezentacja dorobku stowarzyszenia i zasług działaczy oraz przedstawienie artystów oraz długo przez niektórych oczekiwane zaproszenie do bufetu.
Myślałem że jak wszyscy rzucą się do szampana i przekąsek to zdążę w spokoju obejrzeć resztę prac . Niestety nie wszędzie można było dojść do dzieł artystów .
Niektóre były dość mocno blokowane przez stojące tuż przed nimi osoby.
Nie udało mi się zorientować czy chodziło o pozostanie artystów przy swoich dziełach czy o blokowanie dojścia do prac konkurencji.
Po obejrzeniu większości eksponatów wpisaliśmy się do księgi pamiątkowej i w nieco już zmniejszonym gronie ( niektórzy byli z pociechami i musieli wracać do domu) ruszyliśmy w miasto.
Wylądowaliśmy w sympatycznej kafejce na ulicy Mariackiej .
Przesiedzieliśmy tu kilka godzin z czego o sztuce gadaliśmy może z 15 minut a większość pozostałego czasu o różnych sprawach nader często związanych z rowerowymi tematami.
Ale jak każda przyjemność i ta musiała się zakończyć więc rozeszliśmy i rozjechaliśmy się do domów.
Tak , tak , obiecałem że całą imprezę uświetnię choć kilkoma kilometrami na rowerze i przy okazji uzasadnię wpis na blogu choć minimalnym przejazdem na rowerze ale .......znając moja kiepską pamięć bałem się że po przejażdżce wszystko co oglądałem i słyszałem wiatr mi wywieje z głowy.
Cóż , jazdy na rowerze nie było choć byli rowerzyści , o sztuce rozmawialiśmy choć i tak zawsze temat wracał do rowerów ale najważniejszy powód dla którego zdecydowałem się tu coś napisać to ten że wśród prac była jedna która miała w temacie ...............................................................................................................................rower .
Na razie (póki nie wkleję zdjęć ) musicie mi wierzyć na słowo a kto nie wierzy niech się wybierze na wystawę.

No i się udało .
Są zdjęcia :

Wernisaż - wystawa prac rowerzystki i "spieszeni " rowerzyści na wystawie © siwobrody

Wernisaż - wystawa prac rowerzystki i "spieszeni " rowerzyści na wystawie 2 © siwobrody

Wernisaż - wystawa prac rowerzystki i "spieszeni " rowerzyści na wystawie 3 © siwobrody

Wernisaż - wystawa prac rowerzystki i "spieszeni " rowerzyści na wystawie 4 © siwobrody

Wernisaż - wystawa prac rowerzystki i "spieszeni " rowerzyści na wystawie 5 © siwobrody

Wernisaż - wystawa prac rowerzystki i "spieszeni " rowerzyści na wystawie 6 © siwobrody
Wernisaż - wystawa prac rowerzystki i "spieszeni " rowerzyści na wystawie 8 © siwobrody
Wernisaż - wystawa prac rowerzystki i "spieszeni " rowerzyści na wystawie 9 © siwobrody
Wernisaż - wystawa prac rowerzystki i "spieszeni " rowerzyści na wystawie 10 © siwobrody
Wernisaż - wystawa prac rowerzystki i "spieszeni " rowerzyści na wystawie 11 © siwobrody

Wernisaż - wystawa prac rowerzystki i "spieszeni " rowerzyści na wystawie - temat rowerowy © siwobrody

Wernisaż - wystawa prac rowerzystki i "spieszeni " rowerzyści na wystawie 12 © siwobrody

Wernisaż - wystawa prac rowerzystki i "spieszeni " rowerzyści na wystawie 13 © siwobrody

Wernisaż - wystawa prac rowerzystki i "spieszeni " rowerzyści na wystawie 14 © siwobrody

Wernisaż - wystawa prac rowerzystki i "spieszeni " rowerzyści na wystawie 15 © siwobrody

Wernisaż - wystawa prac rowerzystki i "spieszeni " rowerzyści na wystawie 16 © siwobrody

Wernisaż - wystawa prac rowerzystki i "spieszeni " rowerzyści na wystawie 17 © siwobrody

Wernisaż - wystawa prac rowerzystki i "spieszeni " rowerzyści na wystawie 18 © siwobrody


Kategoria bez roweru

Kierunek Rieth pod przywództwem Gada.Czyli jak mozna wziąść udział w wycieczce .

Sobota, 14 stycznia 2012 | dodano: 14.01.2012

Od początku.
Od kilku dni na forum Rowerowego Szczecina pojawiła się informacja o planowanej wycieczce do Rieth organizowanej przez Gada. Nic w tym dziwnego w końcu takich wycieczek jest na tym forum wiele .Ale w opisie tej było napisane " wolno".
Jak wolno to i ja spróbuję.Dopytałem się co znaczy wolno i dostałem sprzeczne informacje Sargat podał 120 km/godz Monter 100 km/godz. ale Misiacz napisał że będzie wolno i spokojnie i że mam się nie martwić .
Skoro tak , to przygotowałem strój , rower , zapasy , ustawiłem budzik i spać - trzeba być w formie na taką wyprawę.
Ale to nie takie proste . Z wrażenia nie mogłem zasnąć i włączyłem telewizor.
Leciał właśnie jakiś amerykański film o dziadkach co lecą w kosmos.
To mnie podbudowało na duchu i już spokojnie zasnąłem ( skoro oni mogą w kosmos to i ja dam rade rowerem do Rieth).
Pobudka bez problemu teraz tylko: ubrać się ,zjeść śniadanie , zapakować jedzenie i picie do plecaka ,wystawić rower , wyprowadzić psa na spacer , nakarmić i napoić psa i ....... w drogę.A pogoda zapowiada się piękna.

No tak ja mam dobrze , nie musiałem jechać na miejsce zbiórki.
Czekam na ekipę po drodze w Pilchowie , aparat w rekach .

Już są , sporo osób , czas chować aparat i jazda.
Zaraz za Pilchowem na ścieżce rowerowej zaczynam zostawać w tyle.
Cholera miało być wolno , ja mam na liczniku 25km /godz a i tak zostaję daleko w tyle. Pocieszające jest to że za mną ktoś jeszcze jedzie.
Po 5km. gdy dojeżdżamy do Tanowa odwracam się i informuję że tempo jak dla mnie za duże i dalej jadę sam bo nie mam zamiaru opóźniać wycieczki.
I tu usłyszałem ciekawe słowa ( nie jest to cytat ale sens wypowiedzi został utrzymany) " Ja jestem kierownikiem wycieczki i skoro jadę na końcu to i tak wszyscy na mnie muszą poczekać " . To powiedział Gad a Misiacz dodał że " na początku muszą się wyszumieć ale dalej będzie już spokojnie." Przy takim postawieniu sprawy głupio byłoby zrezygnować więc jadę dalej.
Tempo już spokojne zdecydowanie bardziej dopasowane do moich możliwości.
W końcu przystanek i przerwa na posiłek , picie i ...takie tam.

Odetchnąłem , pstryknąłem fotkę i ......ruszam dalej nie czekając na resztę - mam szansę na nie opóźnianie wycieczki.Tak przejechałem z 500m i już się zastanawiałem czy przypadkiem ktoś nie wydał zakazu wyprzedzania mnie ( pod groźbą śmierci lub kalectwa ) gdy ktoś mnie dogonił i nawet wyprzedził.
Teraz muszę się starać żeby znowu nie być na końcu. Nie jest źle , tempo w sam raz na moje możliwości. Mijamy granicę i jesteśmy w Niemczech. To odebrałem telefon że za nami jeszcze ktoś jedzie i będzie się kierował w naszym kierunku.
To Ania z różnych powodów nie mogła wziąć udziału w wyprawie od początku ze wszystkimi ale dołączy do nas po drodze.
Jedziemy , zjeżdżamy w Hintersee z asfaltu i kierujemy się drogą dla rowerów do Rieth . Po drodze jeszcze przerwa na jedzenie , picie i zdjęcia okolicy


i ruszamy dalej. Dojechaliśmy do jeziora Nowowarpieńskiego .Tu postój i podziwianie widoków , zdjęcia i niestety silny wiatr od Zalewu Szczecińskiego.


Na skróty przez wodę i byłbym znowu w Polsce. © siwobrody


Tak tu miałem pierwsze załamanie (a właściwie drugie ).
Na pytanie jak daleko do końca wycieczki usłyszałem" właściwie to prawie połowa tylko że ta łatwiejsza". Zacząłem się zastanawiać czy wracać czy jechać dalej , część uczestników tu właśnie odłączała się do grupy i wracała przez Niemcy z powrotem . Ale nie , trzeba czasami walczyć do końca. No i okazało się że to ....była walka. Drogi w lesie , błoto , czasami musiałem zejść z roweru ale ...... nie byłem sam . Cały czas miałem za sobą kogoś kto dbał żebym nie został sam w tyle.
Jesteśmy znowu w Polsce. To widać , zwłaszcza po drogach.
Spotykamy Anię i wspólnie jedziemy dalej.
Dla mnie cała trasa to nowość , już wiem że latem na pewno tu wrócę nie jeden raz.
Zaczynam naprawdę czuć trudy podróży i dopytuje się o najkrótszą drogę do domu.
Nie tylko ja mam ochotę na szybszy powrót. Uzbierało się czworo uczestników i po poinformowaniu o naszych planach odłączamy się od peletonu i jedziemy przez las czerwonym szlakiem od drogi Dobieszczyn - Tanowo.

Dojechaliśmy. Czuję się prawie jak w domu , drogę znam i nawet gdybym został sam w tyle to spokojnie powrócę.
Po drodze widzę parking wiec krzyczę tym z przodu żeby spokojnie jechali dalej i na mnie nie czekali bo ja tu zostaję.
Uff, ulga mogę odpocząć ile chcę i nie wysilać się w doganianie reszty.
Jest czas na spokojny posiłek , coś do picia a nawet na ( cenzura- zakaz reklamowania wyrobów tytoniowych ).
Zrelaksowany ruszam dalej , jest pięknie i nawet nie ma znaczenia że jadę sam .
I tu wielkie zdziwienie - Ania krążyła w kółko na drodze czekając na mnie .
Powiem uczciwie to było bardzo miłe .Komentarz że mnie nie zostawi samego w lesie bo jeszcze zawału dostanę już mniej budujący ( czy ja już tak źle wyglądałem?)
Dalej już sprawnie i wygodnie do domku i mogłem zacząć świętowanie swojego nowego rekordu przejazdu jednodniowego - 70,9 km.
Na koniec: podziękowania dla Gada że mnie " zmusił " do dalszej jazdy gdy miałem już ochotę zrezygnować oraz za ciekawie zaplanowaną wycieczkę. Pół podziękowania dla Misiacza bo tylko do połowy drogi jechała za mną jak obiecywał.
Dla Montera za "ciągniecie" mnie przez las gdy wlokłem się jako ostatni.
Podziękowania Wszystkim którzy brali udział w wycieczce a których nie wymieniłem ( naprawdę fajna ekipa).
A na koniec , dla Ani , za koniec.
Do następnego wpisu na forum " wolna wycieczka".


Kategoria Z Rowerowym Szczecinem

zabrakło chleba w domu czyli " ekologiczne mycie roweru"

Poniedziałek, 9 stycznia 2012 | dodano: 09.01.2012

Jak w tytule - zbrakło w domu chleba.
Wziąłem rower i pojechałem do sklepu. Po zakupach miałem jeszcze zamiar zrobić kilka kilometrów żeby rozruszać kolana. Chleba oczywiście nie było , dostałem tylko pieczywo tostowe wiec zły pojechałem kawałek i wróciłem do domu. Ciemno , mokro i ponuro.
Nie wywróciłem się , nie potraciłem żadnego samochodu , nie zapiąłem roweru więc nie zgubiłem kluczyka czyli ...... o czym tu pisać?
Przecież takiego opisu to nawet nie ma sensu umieszczać.
Ale od czego ma się głowę. Przecież to samo można zupełnie inaczej napisać.
No to zaczynamy od początku.
...........................................................................
"EKOLOGICZNE MYCIE ROWERU"
Zaszedłem do garażu. Spojrzałem na swój piękny rower i....... zdębiałem.
Cały zakurzony a resztki brudu i zaschniętego błota pokrywają jego piękny lakier.
O nie , tak być nie może . Już miałem wziąć węża i puścić nań strumień wody gdy spojrzałem na drugi rower którego tak kąpałem w sobotę i - cały w plamach , woda z wodociągów, niestety nie jest zbyt wysokiej jakości twarda i pełna różnych dodatków. Co robić ? Przecież nie będę filtrował wody bo mnie północ zastanie .
Już wiem . Pada deszcz a deszczówka to najlepsza ,najczystsza i miękka woda. Szybko narzuciłem polar, kurtkę na taka pogodę , czapkę i w drogę ( spodni nie chciało mi się zmieniać wiec pojechałem w dżinsach ).
Jadę , kilkudniowy deszcz opłukał ścieżkę rowerową więc błota i brudu na niej nie ma . Deszczyk całkiem ładnie pada ale jak mam porządnie umyć to trzeba przyspieszyć ( wiadomo iż im większa prędkość tym więcej wody na nas pada).
No i mycie w pełni ( niestety dżinsów nie miałem zamiaru prać ale one zaczęły się prać mimo woli - nigdy więcej takich spodni w deszcz). Jadąc zacząłem podziwiać swoje ekologiczne podejście do sprawy . Po pierwsze , nie marnuję drogocennej wody której nasz kraj ma tak małe zasoby , po drugie ograniczam produkcję ścieków niszczących nasze rzeki , po trzecie ........mam już mokre spodnie czyli rower umyty i czas wracać do domu.
Tempo powrotne trochę mniejsze ale co się dziwić im dalej tym cięższe spodnie.
Wreszcie w domu.
Teraz już tylko wytrzeć do sucha lakier i chromy ( czyli prawie wszystko poza oponami) i można usiąść w fotelu i podziwiać opowieści o wyprawach i przygodach innych rowerzystów.
Przy okazji podam informacje dla innych którzy by chcieli skorzystać z mojego patentu :
mycie wstępne - 5km ,
mycie zasadnicze - 10 km ,
suszenie ( pod warunkiem że przestanie padać ) - 8km
ponowne wybrudzenie roweru - jedna większa kałuża z błotem .


Kategoria KRÓTKO WOKÓŁ DOMU

Wielka Orkiestra , Wielkie Serce

  • DST 45.00km
  • Teren 15.00km
  • Czas 04:00
  • VAVG 11.25km/h
  • Sprzęt ACTIVE RUNNER
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 7 stycznia 2012 | dodano: 07.01.2012

To i ja jestem już w trakcie odpoczynku po wielkim wysiłku.
Rower wykąpany , pranie nastawione , zakupy w sklepie zrobione , teraz spokojnie można opisać jak było.
A było tak .
Swoje serce zacząłem rysować na mapie od Pilchowa i tam zamierzałem zakończyć.
Wyruszyłem prawie o odpowiedniej porze ( 9.25 )ale zapomniałem że nie jadę swoim rowerem tylko córki i nie jest on tak szybki w mieście jak mój.
Efekt był taki że się spóźniłem i dojechałem na miejsce zbiórki 6 minut po czasie.
Oczywiście było już pusto .
Na placu stał tylko pan z rowerem nerwowo się wokół oglądając .
Ja też nerwowo poszukałem telefonu i zacząłem wydzwaniać najpierw do Montera ( słusznie - nie odbierał - spóźnialscy niech cierpią) a później do Yogiego.
Ten był bardziej litościwy i odebrał telefon oraz poinformował że na mnie poczekają tylko niech szybko podjadę pod pomnik Mickiewicza.
W tym czasie do pana z rowerem podszedł jeszcze bardziej zdenerwowany ( niż ten pan) młodzieniec i z posłyszanej konwersacji zrozumiałem że też chciał wziąć udział w wycieczce.
Szybko podałem namiary gdzie jest wycieczka i że ja tam też jadę i pościliśmy się w pogoń.
Po drodze dołączyła jeszcze jedna osoba więc goniliśmy w trójkę.
Wreszcie dojechaliśmy i nawet nie dostałem reprymendy za spóźnienie ( może tego lepiej nie pisać bo dostane ją teraz na forum?).
Kawalkada ruszyła , łącznie coś koło 27 osób.
Najpierw koło stoczni i wzdłuż Odry w kierunku na Police.
Po drodze mijaliśmy cmentarzysko słynnych niegdyś wielkich zakładów pracy w Szczecinie:
Najpierw PPDiUR Gryf producenta słynnego na całą Polskę i nie tylko "Paprykarza Szczecińskiego" oraz posiadacza wielkiej flotylli statków do połowów ryb na całym świecie.
Może mało kto wie ale to co teraz pod tą nazwą się spotyka w sklepach to beznadziejne i bezwartościowe podróby.
Gryf do produkcji tego specjału ściągał z dalekich krajów jedyne w swoim rodzaju przyprawy nie spotykane w innych produktach i ryby z własnych połowów.
Następny zakład - Huta Szczecin - zwany " Mądrą Hutą" .
Nazwa wynikała z tego że ruda przypływała ze Związku Radzieckiego a węgiel był tu na miejscu w wielkich ilościach bo Szczecin był portem eksportującym nasze czarne złoto na cały świat. Mądra dla tego że nie trzeba było przewozić surowców na Śląsk tylko przerabiano na miejscu.
Jedziemy dalej - Papiernia Skolwin .Już nie będę męczył ciekawostkami powiem tylko że już jej nie ma.
No to na rowery i przed siebie.
Zrobiło się trochę pagórkowato i peleton się rozciągnął.
Co niektórzy na widok górek wyrwali do przodu aby zdobyć premie górskie ale zapomnieli że jedyne premia jaki dziś były w planie to premie błotne .
I tu należy podziwiać pomysłowość organizatorów wycieczki.
Za premie górskie trzeba by było dać liderom koszulki ( w jakimś tam kolorze) a w przypadku premii błotnej ( jak już się ktoś wywali w kałuży to koszulka już ma odpowiedni kolor).
Dojechaliśmy do Polic, co prawda to do tablicy z napisem Police ( początek Polic od strony Szczecina)
Teraz już tylko szybki przeskok przez tory kolejowe i jesteśmy w lesie ( nie w przenośni ale w rzeczywistości).
Tu rozpoczyna się najciekawsza część trasy.
Błotko zgodnie z obietnicami jest i to w nadmiarze.

Rower mój ma dość szerokie opony i z jednej strony daje sobie radę z błotem ale i opory jazdy są dość duże.
Ale nie ma co być " miętkim " trzeba trzymać fason.
Jedziemy , kałuże przepiękne , błotko jak marzenie i tylko te nerwowe spojrzenia - wywali się ktoś czy nie?
Wielką atrakcją okazał się strumień który przecinał drogę .
Niestety wszyscy przejechali bez kłopotów.
Dalej już nie wiele pamiętam bo walczyłem ze zmęczeniem i błotem aż wyjechaliśmy z lasu.
Tu była przerwa i sprawdzenie czy ktoś nie ma dość i nie chce wracać szosą przez Leśno Górne do domu.
Wszyscy byli twardzi i nikt nie odpuścił więc ................wjechaliśmy znowu w las.
Nie było innej rady trzeba było zacisnąć zęby i jechać dalej.
Tak w ogóle to przepowiednie co do pogody nie do końca się sprawdziły , owszem trochę kropiło ale ulewy nie było .
Mimo to buty od jeżdżenia po kałużach zaczęły przemakać a i kurtka zaczęła przepuszczać wilgoć , rękawiczki jeszcze się trzymały i na razie nie przemokły do końca.

Dobra jedziemy dalej , sapię jak parowóz , dyszę ( nadmiar tlenu w płucach u takiego palacza jak ja zaczyna być męczący) ale jestem twardy dotrzymuję kroku ( cholera , jak napisać że dotrzymuję , gdy się jedzie na rowerze -? koła , dotrzymuję pedałowania , a już wiem dotrzymuje tempa.)
Hura , koniec lasu , wyjeżdżamy na drogę ( trasa Police - Tanowo).
I zaczynamy testować ścieżkę rowerową Police Tanowo.
Co prawda to jest dopiero w budowie ale już prawie skończona.
No tak ale "prawie czyni wielka różnicę" .Rozsypany piasek na polbruku ( do jasnej cholery czemu nie asfalt ?) sprawia dość duży opór moim oponom.
Ledwo da się jechać . Ale jak już powiedziałem " trzeba być twardym".
Ostatkami sił dojechałem do Tanowa i z wdzięcznością stwierdziłem że jest postój i mało tego , inni daleko za mną.
Był więc czas na wyrównanie zawartości tlenu z dwutlenkiem węgla i kilkoma tysiącami szkodliwych związków czyli ( przepraszam wszystkich ale jestem nałogowcem) zapalenie papierosa.
Również rozwinęła się konwersacja , co prawda prowadziłem ją już wcześniej ale tym razem mogłem to uczynić bez sapania .
Tak po drodze to pogadało się z wieloma osobami i wiele ciekawych tematów było poruszonych ale to inna historia.
Wracamy do wycieczki .
Ten punkt był zwrotny w przypadku kilku osób które postanowiły powrócić w domowe pielesze bez " morderczego " tempa i dalszych planowanych atrakcji.
Po podpisaniu zobowiązania ze nikt nie będzie wnosił pretensji do organizatorów za utratę zdrowia , tchu i zdrowego rozsądku osoby z podpisanej listy ruszyły dalej.
Tak , tak znowu las i kałuże i nadzieja że w końcu dojedziemy ( to moja prywatna opinia).
I znowu walka o resztki sił i ... byle do przodu.
W końcu jest Bartoszewo. Mógłbym powiedzieć - prawie w domu - 3 km. ścieżką rowerową ale ...ale mam być twardy po odpoczynku dalej w las.
I tu zaczyna się akcja pod nazwą " sesja zdjęciowa - " przejazd przez kałużę " organizowana przez ...no właśnie , jak się zwali ? a , pamiętam na dwupłatowcu . No może jednak coś pomyliłem , ale coś podwójnego. Teraz pytanie - czy to wina zmęczenia czy żubrówki?
Nie ważne . Zdjęcia jak myślę pojawią się wkrótce wiec nie ma co sobie języka strzępić.
W każdym razie było i wesoło i ....zimno .
W końcu ruszyliśmy dalej .
Jedyna myśl mnie ocaliła - już prawie w domku , jeszcze tylko mały wysiłek i koniec.
I jest koniec( jak dla mnie).
Głębokie , kto miał dojechać ten dojechał ( niektórzy nawet nie czekali na resztę tylko dyla do domu , do wanny , do pralki).
Teraz już tylko spacerkiem z powrotem na Pilchowo i jest ukochany domek .
No nie tak od razu , trzeba jeszcze umyć rower , ale to już drobiazg.
Po raz pierwszy przejechałem całą trasę zaplanowaną przez "Montera" .
Po prostu sukces.
Tak swoją drogą mój sukces to porażka innych.
Niby ta sama rzecz ale sukces że ukończyłem to porażka dla organizatorów że mnie nie wykończyli.
No dobrze , czas na podsumowanie:
1. Ukończyłem wyprawę ( tylko bez głupich komentarzy - dla mnie to wyprawa choć dla innych rozgrzewka)
2. Organizatorzy wyprawy - porażka - z tego powodu co powyżej , nie wykończyli mnie.
3. Korupcja w szeregach organizatorów wyprawy - trasa wybrana tendencyjnie ( nadmierne błoto)w celu zwiększenia obrotów zaprzyjaźnionych sklepów rowerowych i ich warsztatów.
4. Towarzystwo z wycieczki - " pierwyj sort" było z kim pogadać i pochlapać się w błocie
5. brak zapowiedzianej ulewy i innych atrakcji - słaba organizacja.
6. jak będą tak atrakcyjne wycieczki to ja nie jadę , bo więcej czasu zajmuje mi opisywani ich niż sama jazda.
7. jeżeli coś pominąłem albo o kimś nie napisałem lub pomyliłem kolejność to proszę o wyrozumiałość - mam sklerozę.
8. żubrówka się skończyła więc czas kończyć .


Kategoria śWIĄTECZNIE