Wielka Orkiestra , Wielkie Serce
-
DST
45.00km
-
Teren
15.00km
-
Czas
04:00
-
VAVG
11.25km/h
-
Sprzęt ACTIVE RUNNER
-
Aktywność Jazda na rowerze
To i ja jestem już w trakcie odpoczynku po wielkim wysiłku.
Rower wykąpany , pranie nastawione , zakupy w sklepie zrobione , teraz spokojnie można opisać jak było.
A było tak .
Swoje serce zacząłem rysować na mapie od Pilchowa i tam zamierzałem zakończyć.
Wyruszyłem prawie o odpowiedniej porze ( 9.25 )ale zapomniałem że nie jadę swoim rowerem tylko córki i nie jest on tak szybki w mieście jak mój.
Efekt był taki że się spóźniłem i dojechałem na miejsce zbiórki 6 minut po czasie.
Oczywiście było już pusto .
Na placu stał tylko pan z rowerem nerwowo się wokół oglądając .
Ja też nerwowo poszukałem telefonu i zacząłem wydzwaniać najpierw do Montera ( słusznie - nie odbierał - spóźnialscy niech cierpią) a później do Yogiego.
Ten był bardziej litościwy i odebrał telefon oraz poinformował że na mnie poczekają tylko niech szybko podjadę pod pomnik Mickiewicza.
W tym czasie do pana z rowerem podszedł jeszcze bardziej zdenerwowany ( niż ten pan) młodzieniec i z posłyszanej konwersacji zrozumiałem że też chciał wziąć udział w wycieczce.
Szybko podałem namiary gdzie jest wycieczka i że ja tam też jadę i pościliśmy się w pogoń.
Po drodze dołączyła jeszcze jedna osoba więc goniliśmy w trójkę.
Wreszcie dojechaliśmy i nawet nie dostałem reprymendy za spóźnienie ( może tego lepiej nie pisać bo dostane ją teraz na forum?).
Kawalkada ruszyła , łącznie coś koło 27 osób.
Najpierw koło stoczni i wzdłuż Odry w kierunku na Police.
Po drodze mijaliśmy cmentarzysko słynnych niegdyś wielkich zakładów pracy w Szczecinie:
Najpierw PPDiUR Gryf producenta słynnego na całą Polskę i nie tylko "Paprykarza Szczecińskiego" oraz posiadacza wielkiej flotylli statków do połowów ryb na całym świecie.
Może mało kto wie ale to co teraz pod tą nazwą się spotyka w sklepach to beznadziejne i bezwartościowe podróby.
Gryf do produkcji tego specjału ściągał z dalekich krajów jedyne w swoim rodzaju przyprawy nie spotykane w innych produktach i ryby z własnych połowów.
Następny zakład - Huta Szczecin - zwany " Mądrą Hutą" .
Nazwa wynikała z tego że ruda przypływała ze Związku Radzieckiego a węgiel był tu na miejscu w wielkich ilościach bo Szczecin był portem eksportującym nasze czarne złoto na cały świat. Mądra dla tego że nie trzeba było przewozić surowców na Śląsk tylko przerabiano na miejscu.
Jedziemy dalej - Papiernia Skolwin .Już nie będę męczył ciekawostkami powiem tylko że już jej nie ma.
No to na rowery i przed siebie.
Zrobiło się trochę pagórkowato i peleton się rozciągnął.
Co niektórzy na widok górek wyrwali do przodu aby zdobyć premie górskie ale zapomnieli że jedyne premia jaki dziś były w planie to premie błotne .
I tu należy podziwiać pomysłowość organizatorów wycieczki.
Za premie górskie trzeba by było dać liderom koszulki ( w jakimś tam kolorze) a w przypadku premii błotnej ( jak już się ktoś wywali w kałuży to koszulka już ma odpowiedni kolor).
Dojechaliśmy do Polic, co prawda to do tablicy z napisem Police ( początek Polic od strony Szczecina)
Teraz już tylko szybki przeskok przez tory kolejowe i jesteśmy w lesie ( nie w przenośni ale w rzeczywistości).
Tu rozpoczyna się najciekawsza część trasy.
Błotko zgodnie z obietnicami jest i to w nadmiarze.
Rower mój ma dość szerokie opony i z jednej strony daje sobie radę z błotem ale i opory jazdy są dość duże.
Ale nie ma co być " miętkim " trzeba trzymać fason.
Jedziemy , kałuże przepiękne , błotko jak marzenie i tylko te nerwowe spojrzenia - wywali się ktoś czy nie?
Wielką atrakcją okazał się strumień który przecinał drogę .
Niestety wszyscy przejechali bez kłopotów.
Dalej już nie wiele pamiętam bo walczyłem ze zmęczeniem i błotem aż wyjechaliśmy z lasu.
Tu była przerwa i sprawdzenie czy ktoś nie ma dość i nie chce wracać szosą przez Leśno Górne do domu.
Wszyscy byli twardzi i nikt nie odpuścił więc ................wjechaliśmy znowu w las.
Nie było innej rady trzeba było zacisnąć zęby i jechać dalej.
Tak w ogóle to przepowiednie co do pogody nie do końca się sprawdziły , owszem trochę kropiło ale ulewy nie było .
Mimo to buty od jeżdżenia po kałużach zaczęły przemakać a i kurtka zaczęła przepuszczać wilgoć , rękawiczki jeszcze się trzymały i na razie nie przemokły do końca.
Dobra jedziemy dalej , sapię jak parowóz , dyszę ( nadmiar tlenu w płucach u takiego palacza jak ja zaczyna być męczący) ale jestem twardy dotrzymuję kroku ( cholera , jak napisać że dotrzymuję , gdy się jedzie na rowerze -? koła , dotrzymuję pedałowania , a już wiem dotrzymuje tempa.)
Hura , koniec lasu , wyjeżdżamy na drogę ( trasa Police - Tanowo).
I zaczynamy testować ścieżkę rowerową Police Tanowo.
Co prawda to jest dopiero w budowie ale już prawie skończona.
No tak ale "prawie czyni wielka różnicę" .Rozsypany piasek na polbruku ( do jasnej cholery czemu nie asfalt ?) sprawia dość duży opór moim oponom.
Ledwo da się jechać . Ale jak już powiedziałem " trzeba być twardym".
Ostatkami sił dojechałem do Tanowa i z wdzięcznością stwierdziłem że jest postój i mało tego , inni daleko za mną.
Był więc czas na wyrównanie zawartości tlenu z dwutlenkiem węgla i kilkoma tysiącami szkodliwych związków czyli ( przepraszam wszystkich ale jestem nałogowcem) zapalenie papierosa.
Również rozwinęła się konwersacja , co prawda prowadziłem ją już wcześniej ale tym razem mogłem to uczynić bez sapania .
Tak po drodze to pogadało się z wieloma osobami i wiele ciekawych tematów było poruszonych ale to inna historia.
Wracamy do wycieczki .
Ten punkt był zwrotny w przypadku kilku osób które postanowiły powrócić w domowe pielesze bez " morderczego " tempa i dalszych planowanych atrakcji.
Po podpisaniu zobowiązania ze nikt nie będzie wnosił pretensji do organizatorów za utratę zdrowia , tchu i zdrowego rozsądku osoby z podpisanej listy ruszyły dalej.
Tak , tak znowu las i kałuże i nadzieja że w końcu dojedziemy ( to moja prywatna opinia).
I znowu walka o resztki sił i ... byle do przodu.
W końcu jest Bartoszewo. Mógłbym powiedzieć - prawie w domu - 3 km. ścieżką rowerową ale ...ale mam być twardy po odpoczynku dalej w las.
I tu zaczyna się akcja pod nazwą " sesja zdjęciowa - " przejazd przez kałużę " organizowana przez ...no właśnie , jak się zwali ? a , pamiętam na dwupłatowcu . No może jednak coś pomyliłem , ale coś podwójnego. Teraz pytanie - czy to wina zmęczenia czy żubrówki?
Nie ważne . Zdjęcia jak myślę pojawią się wkrótce wiec nie ma co sobie języka strzępić.
W każdym razie było i wesoło i ....zimno .
W końcu ruszyliśmy dalej .
Jedyna myśl mnie ocaliła - już prawie w domku , jeszcze tylko mały wysiłek i koniec.
I jest koniec( jak dla mnie).
Głębokie , kto miał dojechać ten dojechał ( niektórzy nawet nie czekali na resztę tylko dyla do domu , do wanny , do pralki).
Teraz już tylko spacerkiem z powrotem na Pilchowo i jest ukochany domek .
No nie tak od razu , trzeba jeszcze umyć rower , ale to już drobiazg.
Po raz pierwszy przejechałem całą trasę zaplanowaną przez "Montera" .
Po prostu sukces.
Tak swoją drogą mój sukces to porażka innych.
Niby ta sama rzecz ale sukces że ukończyłem to porażka dla organizatorów że mnie nie wykończyli.
No dobrze , czas na podsumowanie:
1. Ukończyłem wyprawę ( tylko bez głupich komentarzy - dla mnie to wyprawa choć dla innych rozgrzewka)
2. Organizatorzy wyprawy - porażka - z tego powodu co powyżej , nie wykończyli mnie.
3. Korupcja w szeregach organizatorów wyprawy - trasa wybrana tendencyjnie ( nadmierne błoto)w celu zwiększenia obrotów zaprzyjaźnionych sklepów rowerowych i ich warsztatów.
4. Towarzystwo z wycieczki - " pierwyj sort" było z kim pogadać i pochlapać się w błocie
5. brak zapowiedzianej ulewy i innych atrakcji - słaba organizacja.
6. jak będą tak atrakcyjne wycieczki to ja nie jadę , bo więcej czasu zajmuje mi opisywani ich niż sama jazda.
7. jeżeli coś pominąłem albo o kimś nie napisałem lub pomyliłem kolejność to proszę o wyrozumiałość - mam sklerozę.
8. żubrówka się skończyła więc czas kończyć .
Kategoria śWIĄTECZNIE
komentarze