siwobrody prowadzi tutaj blog rowerowy

Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2012

Dystans całkowity:143.20 km (w terenie 5.00 km; 3.49%)
Czas w ruchu:03:55
Średnia prędkość:14.09 km/h
Maksymalna prędkość:34.30 km/h
Liczba aktywności:6
Średnio na aktywność:23.87 km i 1h 18m
Więcej statystyk

Nowy rezerwat przyrody w Pilchowie czyli dla czego nie skosiłem trawnika.

  • DST 16.19km
  • Czas 01:08
  • VAVG 14.29km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 29 lipca 2012 | dodano: 29.07.2012

No tak to bywa w życiu człowieka że nigdy nie wie co go czeka.
Ale od początku.
Od miesiąca próbuje skosić trawnik wokół domu.
Niby prosta sprawa. Wyciągnąć kosiarkę , rozwinąć kabel , podłączyć, i chodzić z tą podłączoną kosiarką aż trawnik będzie skoszony.
Najlepiej zrobić to w weekend bo wtedy jest więcej czasu.
No właśnie niby proste a jednak skomplikowane.
No bo jak przychodzi weekend i pada deszcz to mokrej trawy się nie kosi ale jak jest piękna pogoda to :albo się pływa jachtem , albo jeździ rowerem , albo odwiedza rodzinne strony ( z wizytą w Warszawie u zaprzyjaźnionej osoby z BS) , albo jedzie na Sułomino , albo stawia sprawę na ostrzu noża i mówi sobie - ten tydzień to już nic mnie powstrzyma od koszenia.
No i właśnie to miał być ten tydzień.
Już w piątek miałem zacząć koszenie .
I co ? I zamiast kosić pojechałem na Masę .
Oj spotkała mnie kara . Takiego kapcia w rowerze jeszcze nie miałem.
Ale oczywiście zbagatelizowałem sprawę i do wieczora spędziłem czas w towarzystwie zaprzyjaźnionych miłośników rowerów.
W piątek z koszenia nic nie wyszło .
Ale w sobotę to już byłem na 100% przygotowany że nic mnie od tego zadania nie odwiedzie.
No chyba że poranna ulewa.
Ale to nic , deszcz przestał padać i wystarczy trochę poczekać aż wiaterek osuszy trawę i .............................................................
............................................................................
wystarczyło kilka telefonów a cały plan runął w gruzach.
Po pierwsze nigdy nie odmawia się kobietom ( a zwłaszcza rowerzystkom) a po drugie była szansa na :
promocyjny wyjazd mojego odrestaurowanego drugiego Raleigh-ta i to "powożonego" przez jedną z najbardziej znanych w rowerowym światku " Rowerzystkę" ,
od dawna odraczaną spólną wycieczkę z Małgosią wynikającą z moich obaw co do tego czy podołam,
możliwość spotkania z wieloma fajnymi ludźmi z RS i BS w tym : "Sciurus vulgaris " za co dostałem "joby" - jak tak można się wyrażać o pięknych kobietach ( a winni są ci pseudo zoolodzy którzy używają takich dziwnych łacińskich nazw) , czy też pięknej i młodej przedstawicielki młodszego pokolenia rowerzystek vonZan , czy też przyszłego zwycięzcy konkursu fotograficznego "retro" któremu pozwoliłem wygrać samemu nie biorąc udziału w konkursie ( no cóż jestem niezwykle wyrozumiały - czytaj zarozumiały ) i kilku jeszcze znamienitych osób :znanej rodzinki "Misiaczowej" , "Jaszkowej" i innych osób które jakbym zaczął wymieniać to z relacji zrobiłbym epopeję.
Ale spróbuje wrócić do tematu.
Tak więc zamiast spełnić obietnicę daną samemu sobie , wyprowadziłem z garażu oba najpiękniejsze rowery i zostawiając w pogardzie kosiarkę ruszyłem do MTiK .
Lekko się dziwiłem dla czego (jak zawsze wywoływałem swoją osobą i rowerem zachwycone spojrzenia kobiet ) tym razem więcej było spojrzeń panów .
Po chwili do mnie dotarło .
To ta niezwykła kobieta ( na tym niezwykłym rowerze) i w tym nie zwykłym stroju wywoływała takie zamieszanie.
No to ja już się domyślam co się będzie działo jak dotrzemy na miejsce.
I dotarliśmy.
Najpierw radosne powitanie z innymi rowerzystami i seria zdjęć.






Aż na widok tych wspaniałych rowerzystek i rowerzystów zbiegł się cały tłum fotografów i rozpoczęła się sesja fotograficzna.


Ania lekko zdegustowana spytała się dla czego to nie ją fotografują , w końcu To przecież Ona ma prezencję modelki , a koledzy z uśmiechem na twarzy odpowiedzieli że " nie ten strój , nie ten rower i nie ten ...... wiek".

A tym czasem , wokół mojego pięknego roweru , tfu co ja gadam , wokół pięknego widoku pięknie prezentującej się rowerzystki na tle mojego (pięknego) roweru zebrał się tłum fotoreporterów

i Ania nie wytrzymała i zrobiła konkurencyjną sesję zdjęciową.

No cóż , mało który się dał oprzeć takim widokom.
I po raz pierwszy w historii mogłem spojrzeć z góry na najbardziej znanego fotografa rowerowego w Szczecinie.

No nie , to nie dla tego że jestem lepszym fotografem , dla tego że fotografowałem z "wyższego poziomu".
No dobrze , wracajmy do sesji zdjęciowej.

Nawet współtwórca konkursu fotograficznego uległ magii retro i zdecydował się pozować w towarzystwie uroczej rowerzystki i na tle pięknych rowerów.

Wszystko pięknie ale jednym z powodów mojego przyjazdu była chęć zwiedzenia muzeum.
I tu , na samym wejściu nastąpił pewien zgrzyt.
Kiedy poprosiłem o bilet usłyszałem " normalny , czy ulgowy ? "
Kiedy w ramach żartu zapytałem się " czy wyglądam jak uczeń ? "
Usłyszałem " dla rencisty , czy emeryta?".
No nie , tego nie dzierżyłem - mój zabójczy wzrok wywołał chyba w pani szybką reakcję i w te pędy dostałem bilet normalny.
W pełni usatysfakcjonowany wszedłem do muzeum i tylko jakoś wszystkie osoby z obsługi trzymały się z dala ode mnie.
Spokojnie zacząłem zwiedzanie.



To co widać poniżej to najprawdziwszy rower z dostawionym silnikiem a nie jak to jest współcześnie motorower mający w nazwie " rower".

I to produkowany w Szczecinie.

A teraz poszukałem pojazdów które dla wielu są historią a ja w nich w zamierzchłych czasach jeździłem.

Tylko bez przesady - w nich jeździłem a nie nimi kierowałem.



tym też nie dane mi było jeździć

A ten widok nie jednego zwali z nóg.

Muzeum Techniki i Komunikacji - Zajezdnia Sztuki w Szczecinie 33 © siwobrody

To " coś" może niektórzy pamiętają z filmu o " Panu Samochodziku"


A ten eksponat to u większości osób wywołuje szok i zdziwienie .



A teraz u niektórych osób wywołam szok.
Będąc dziecięciem jeździłem tym pojazdem.
Piękno pozostało do dziś .
Wykończenie w drewnie i mosiądzu też.


Motorniczy stał "prowadząc" ten pojazd , w późniejszych czasach dostał krzesełko na trzech nogach aby mógł czasami spocząć.

wszytko było wykonane z drewna i mosiądzu.
po prostu czyste piękno.





Niestety w tej opowieści muszą być i wstawione historie mniej wesołe.
Drzwi w tramwajach były zamykane ręcznie przez pasażerów i czasami z wagonu wypadał.
Hamulce też były słabe i dochodziło do poważnych wypadków gdy przeładowane tramwaje zjeżdżające z górki ( Szczecin jest położony na kilku wzgórzach) wypadały z torów.
Ale co ja będę opowiadał . Toż to jest materiał na oddzielną i całkiem długą historię.
Wróćmy do zwiedzania.
Powoli zbliżamy się do wcześniejszych czasów.

To zdjęcie jest chyba bardziej zrozumiałe dla dzisiejszej młodzieży.
Kabina motorniczego.

I wnętrze przypominające choć trochę współczesny tramwaj.

Choć to też zabytek.

A ten zabytek to prawie współczesność.

Ale wróćmy do historii.



Oj najeździłem się tym " ogórkiem " i w mieście i na trasach.
Tak , tak , moje dzieci . Kiedyś to był flagowy produkt komunikacji miejskiej i dalekobieżnej.
A teraz wracając do eksponatów .
Tak się otwierały drzwi w samochodziku o nazwie smyk.
.
I była to propozycja Szczecińskiej fabryki Polmo produkującej kultowe Junaki.
Opis linka
I co ? Z fabryki już nic nie zostało . Ostatnie resztki zrównano z ziemią .
W nagrodę powstanie następny hipermarket .
I tak Szczecin będzie słynny w całej Polsce jako : "największa w Polsce wieś z tramwajami o największym nasyceniu hipermarketami"
Ale co tam , przecież to nie miała być smutna historia o historycznych dziejach lecz radosna historia o ... pięknie dawnych dziejów.
Wracamy do sesji zdjęciowej.
Tak więc pewna renomowana firma "Studio na tandemie " wraz z "Rowerowym Szczecinem" albo na odwrót , postanowili zorganizować konkurs Opis linka.
I teraz zdam relację z części tej imprezy.




I w tym miejscu , to ja wprowadziłem zmianę i organizatorzy tej imprezy sami wzięli udział w sesji fotograficznej.




I jak zwykle moje wyszło na wierzchu.
Moje zdjęcia są najlepsze.
Modelki z moimi rowerami są najpiękniejsze.
I w ogóle , ja już się nie będę chwalić , bo ........ jestem bardzo skromny.
A co do trawnika to teraz chyba wszyscy poprą moją teorię że łatwiej jest założyć rezerwat przyrody niż skosić trawnik wokół domu.

I na koniec mały konkurs.
Pytanie .
Jakiego egzemplarza z wystawy nie umieściłem w relacji chociaż powinienem?
Główna nagroda to :koszenie mojego trawnika.
czas nadsyłania odpowiedzi : bezterminowy.


Kategoria śWIĄTECZNIE, Z Rowerowym Szczecinem, żubrówka

masa lipcowa.

Piątek, 27 lipca 2012 | dodano: 27.07.2012

A było to tak.
Nie za bardzo miałem chęć na wyjazd rowerem w ten dzień.
Ale zawsze się znajdzie kobieta która namówi człowieka na małe szaleństwo.
Uległem.
Dojechałem na miejsce zbiórki.
Ruszyłem z kawalkadą rowerów .
I przy Wałach Chrobrego zeszło powietrze .
Nie , nie ze mnie , z tylnego koła.
Oczywiście ta co mnie namówiła już była w domu , siła wyższa , a ja zostałem z "kapciem" i perspektywą powrotu do domu pieszo.
Nie , nie poddam się , z rowerem na plecach ruszyłem na miejsce zakończenia masy i grzecznie czekałem na zakończenie imprezy i p o m o c.
I się nie przeliczyłem.
Najpierw podjęto próbę reanimacji dętki. Mimo szczerych chęci dętka nie podjęła współpracy i dalej puszczała powietrze. Więc poszła precz i została wymieniona na nowszy model. ( Monter dzięki) . Zaprzyjaźnieni cykliści cierpliwie czekali na zakończenie akcji. Po udanej akcji uzdatniania tylnego koła ruszyłem za nimi w miejsce gdzie nie każdemu jest dane bywać.
Jeden z cyklistów nie bojąc się najazdu , zaprosił w swoje progi.
No cóż nie każdy ma tak wyrozumiałą żonę i taki ogródek.
Kto nie był , niech zazdrości , kto był niech wspomina życzliwie.
A ja mimo wczesnej pory ruszyłem do domu nie do końca wierząc że dojadę , mimo nowej dętki.
Ale dojechałem.
Tak prawdę mówiąc to powinienem dodać min. 1 km. przebiegu roweru gdy go targałem z Wałów Chrobrego na Plac Lotników.
Ale to już zupełnie inna historia.


Kategoria Z Rowerowym Szczecinem, żubrówka

Sentymentalna podróż w czasie i przestrzeni . Daleko na wschód aż pod granice kraju.

  • DST 17.00km
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 15 lipca 2012 | dodano: 27.07.2012

Oj to były czasy.
Dawno temu , jakieś pół wieku temu , regularnie jako dziecko jeździłem w rodzinne strony na Podlasie. Do dziś są to piękne wspomnienia.
Pamiętam jak się jeździło furmankami na wycieczki ,jak pierwszy raz w życiu uczyłem się jeździć na "dorosłych" rowerach pod ramą , jak się było uczestnikiem rozmów chłopów z sąsiedztwa którzy zasiadali koło domu , pod drzewem , przy wódce słoninie i chlebie i prowadzili dyskusje i interesy. Nawet czasami i ja się załapałem na ten chleb i słoninkę ( na resztę byłem za młody).
I teraz , po dwudziestu latach od ostatniej bytności sprowadziła mnie w te strony wielka uroczystość rodzinna.
Nie miała ona nic wspólnego bezpośrednio z rowerami ale dała okazję do wielu wspomnień , tych o wycieczkach rowerowych do Tykocina czy Knyszyna też.
W sobotę jeszcze przed rozpoczęciem uroczystości obejrzałem sobie okolicę w której miało się odbyć uroczyste spotkanie.

i znalazłem ciekawy obiekt.

No , to jest dobre miejsce do spotkania i wspominek jak już sie skończa oficjlne uroczystości.
Jak postanowiłem tak zrobiłem.
I to odbyło się tak , jak przed pół wiekiem - była słoninka , chlebek , mnóstwo innych wiejskich frykasów i jeszcze to czego mi nie wolno było jak byłem kilkuletni.

Co to ma wspólnego z niedzielną wycieczką rowerową ?
Ano to że bez soboty nie byłoby niedzieli i niepohamowanej chęci na przejażdżkę rowerową.
Bowiem w sobotę tak długo siedziałem na wozie że skończyły się ..... ( cenzura - zakaz propagowania przemysłu tytoniowego) oraz lekko musiałem odparować.
Rozejrzałem się wkoło , jest niedziela nowy dzień wokół bajecznie


i choć było pięknie i bajecznie , poprosiłem o rower.
Ukochany wuj zaprowadził mnie do stodoły i rzekł : bierz co chcesz.

ludzie takiej kolekcji to nawet ja nie mam w garażu.
Wybrałem przetestowałem podregulowałem.

No to w drogę.


Przejechałem kilka albo kilkanaście kilometrów ( brak licznika - dane przybliżone) do najbliższego sklepu i pomny przestróg , grzecznie pozdrowiłem panów sączących piwko przed sklepem i wszedłem do małego wiejskiego sklepiku.
Tu zapytałem się o dostępny wybór .....( cenzura - zakaz propagowania przemysłu tytoniowego)i usłyszałem odpowiedź: do wyboru są cienkie mentolowe albo grube mentolowe . Po trudnym wyborze z tej oszałamiającej oferty dokonałem zakupu i jeszcze poprosiłem ( chyba mnie suszyło) o ( opis zawiera lokowanie produktów) frugo "bo każdy wie że kto pije frugo ten żyje długo".
Panowie sprzed sklepu widząc dyndający mi na szyi aparat udzielili mi wyczerpującej informacji o najciekawszych miejscach w okolicy i na wszelki wypadek ruszyłem w kierunku który wskazali.
Podjechałem kawałek w wyznaczonym mi kierunku i zrobiłem kilka fotek




Ale na to żeby gonić 50 km do Supraśla o którym opowiadali się nie zdobyłem.
Cichaczem żeby mnie nie widzieli wróciłem w kierunku z którego przybyłem.
Ale i tak po drodze dogoniły mnie komentarze przechodzących szosą osób i ich śmiechy.
No tak , w tym kaszkiecie i krótkich spodenkach w kratkę wyglądałem dziwacznie , ale gdybym sobie załatwił odpowiedni strój
Opis linka
To było by zupełnie inaczej.
Ale jako że było jak było to jechałem dalej.
I co rusz było co oglądać i fotografować.



Co rusz to coś ciekawego.











Nie wiem dla czego ale z góry cały czas byłem obserwowany.

wracam do zwiedzania.
To dla wspaniałych i przemiłych rowerzystek.

To dla botaników.

To z dedykacją dla pewnej miłej i znanej w Szczecińskim światku rowerzystki

a to dla mnie gdy zwątpiłem w swój zmysł wzroku i gdy myślałem że mam niebieskie omamy.

Ludzie , powiem wam tak : "cudze chwalicie a swego nie znacie".
Rozumiem wyprawy do Skandynawii , do Hiszpanii, na Antypody, wokół świata .
Ale nie rozumiem jak można tam pojechać nie będąc nigdy na Podlasiu.
Ten krajobraz , te widoki , ten klimat ci ludzie.
Mam w d..., przepraszam , w nosie , te obce landy gdy takie piękne miejsca są tu na miejscu.
I gdzie spotkacie takie znaki?

Albo takie miejsce gdzie jest z górki i nie da się jechać wolniej niż pozwalają.

Cokolwiek by nie mówić , ja tu jeszcze wrócę i szybko nie wyjadę ( choć ścieżek rowerowych jest więcej niż w Szczecinie i to szerszych i z a s f a l t u.)

I to wcale nie z powodu żubrów i tej trawki która sadzaja w mój ulubiony trunek.


Kategoria samotnie, żubrówka

Dawno , dawno temu (13-go w piątek), za górami , za lasami , gdzieś tam na Mazowszu

  • DST 48.02km
  • Teren 5.00km
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 13 lipca 2012 | dodano: 26.07.2012

Co prawda było to dawno , dawno temu ale tyle było spraw po drodze że naprawdę nie mogłem opisać tej fascynującej wycieczki wcześniej.
Zaczęło się wszystko od tego że w lipcu miałem być przejazdem w Warszawie.
Skoro tak to wypadałoby poznać choć kawałek stolicy na rowerze.
I tu przyszła mi na myśl koncepcja aby poprosić pewną zaznajomioną dzięki BS osobę o przewodnictwo.
I tak po krótkiej wymianie korespondencji umówiłem się z Opis linka na wycieczkę .
Termin dość nietypowy "Piątek trzynastego jest uznawany za dzień pechowy w krajach anglojęzycznych, francuskojęzycznych i portugalskojęzycznych. Taki sam status posiada w takich krajach jak: Polska, Estonia, Niemcy, Finlandia, Austria, Irlandia, Szwecja, Dania, Słowacja, Norwegia, Czechy, Słowenia, Bułgaria, Islandia, Belgia i Filipiny.

W Grecji, Rumunii i Hiszpanii za pechowy jest uznawany wtorek trzynastego, zaś we Włoszech piątek siedemnastego.

Strach przed piątkiem trzynastego jest nazywany paraskewidekatriafobią. Słowo to powstało z greckiego słowa paraskevi (piątek), dekatreis co oznacza trzynasty, zaś fobia to po grecku strach.

Istnieje nieuzasadniony pogląd, że feralność tej daty bierze początek od faktu, że w ten dzień (13 października 1307) aresztowano Templariuszy, kłamliwie oskarżonych przez króla Francji Filipa IV m.in. o herezję, sodomię i bałwochwalstwo (w rzeczywistości był on u nich ogromnie zadłużony i chciał się pozbyć wierzycieli). Według tej hipotezy Ostatni Wielki Mistrz Zakonu, Jacques de Molay, tuż przed spłonięciem na stosie przeklął Filipa IV i papieża Klemensa V, a rok później obaj nie żyli. Przekonanie o pechowości tej daty pojawiło się dopiero na początku XX w.[1]

Data pt. 13. może w ciągu jednego roku przypaść co najmniej 1 raz i maksymalnie 3 razy. Nie jest możliwe, aby w ciągu całego roku ani jeden piątek nie wypadł trzynastego dnia miesiąca[2].
Jako że nikt z nas nie był przesądny spotkanie doszło do skutku choć niektóre aspekty nawiązywały do pecha .
Ale o tym później .
Miejsce spotkania ustalone.

Warszawa 2012 .miejsce spotkania. © siwobrody

I do spotkania doszło.
Warszawa 2012 . spotkanie Warszawskiego i Szczecińskiego Bs © siwobrody

Wiem , trudno mnie rozpoznać po rowerze ale tym razem jechałem pożyczonym od szwagra ( pozdrawiam i dziękuję) i to góralem.
Po powitaniu ruszyliśmy w drogę .
Cel zamek w Czersku.
Jedziemy przez Warszawę.
Po drodze podziwiam widoki
Warszawa 2012 - okrągłe wieżowce © siwobrody

i jestem pod wrażeniem.
I tego wieżowca w kształcie walca , i zachowanie się kierowców ( kultura w większości przypadków jak w Berlinie), i ......... dziwnych nawyków mojej przewodniczki.
Dla niej jazda ścieżkami rowerowymi była mało atrakcyjna i nawet takie okrągłe znaki drogowe z rowerem w tle nie robiły na niej wrażenia.
Po krótkiej dyskusji doszliśmy do kompromisu : ja dałem się namówić na jazdę po ulicach a Ona zgodziła się nie jeździć odcinkami na których był zakaz poruszania się rowerów.
Jechaliśmy.
Infrastruktura w stolicy nie jest taka zła . Sporo dróg dla rowerów i różnych dróg pobocznych którymi sie całkiem dobrze jeździ , chodnikami też.
Rowerów sporo a inni użytkownicy drogo całkiem przyjemni.
Zjechaliśmy z ulic i wjechaliśmy w Las Kabacki.
Po pierwsze milej , po drugie bezpieczniej a po trzecie coś miałem tam zobaczyć.
No i zobaczyłem .
Warszawa 2012 w lesie , miedzy jeleniami © siwobrody

Warszawa 2012 - miejskie drogi © siwobrody

Warszawa 2012 pomnik ku czci ofiar katastrofy lotniczej. © siwobrody

A ten widok to już znam z Jej relacji.
Jak już dojedzie na miejsce to aparat w ręce a rower na glebę.
Warszawa 2012 rower mojej przewodniczki - jak nie jedzie to leży © siwobrody

Jedziemy dalej.
Dojechaliśmy do Piaseczna na rynek.
Warszawa 2012 a właściwie Piaseczno © siwobrody

Jak ktoś myśli że to meczet ( patrząc na zwieńczenie kopuły )to się myli , to Urząd Stanu cywilnego.
Obok ładny i ciekawy kościołek. Oba przybytki obok siebie nie trzeba daleko biegać.
Warszawa 2012 a właściwie Piaseczno przy rynku © siwobrody

Warszawa 2012 a właściwie Piaseczno przy rynku 1 © siwobrody

Warszawa 2012 a właściwie Piaseczno przy rynku 2 © siwobrody

I niezwykle ciekawie wykonane narożniki świątyni.
Warszawa 2012 a właściwie Piaseczno przy rynku 3 © siwobrody

Jeszcze fotka roweru szwagra na tle rynku ( chorągiewka była cały czas ze mną na wycieczce)
Warszawa 2012 a właściwie Piaseczno przy rynku 4 © siwobrody

fontanny na środku rynku
Warszawa 2012 a właściwie Piaseczno przy rynku 5 © siwobrody

i ruszamy dalej.
Patrząc gdzie dojechaliśmy i analizując ile czasu nam zostało , rezygnujemy z Czerska i zmieniamy plany.
Zwiedzamy okolice i będziemy powoli wracać do Warszawy.
Znajdujemy w Piasecznie ciekawy stary dworek.
Warszawa 2012 a właściwie Piaseczno 2 © siwobrody

Warszawa 2012 a właściwie Piaseczno 3 © siwobrody

Warszawa 2012 a właściwie Piaseczno 4 © siwobrody

I jedziemy do Konstancina - znanej miejscowości z pięknych i bogatych rezydencji.
Warszawa 2012 a właściwie Konstancin © siwobrody

No tak ale moja przewodniczka i towarzyszka podróży stwierdziła że to mało interesujące obiekty .
My poszukujemy pięknych ale starych i rozsypujących się posiadłości, takich które emanują historia i pięknem a nie blichtrem i kasą.
I daleko nie trzeba było szukać.
Warszawa 2012 a właściwie Konstancin stary i piekny © siwobrody

obiekt stary i niekoniecznie obrosły tylko historią.
Warszawa 2012 a właściwie Konstancin 3 © siwobrody

Następny.
Warszawa 2012 a właściwie Konstancin 4 © siwobrody

I następny.
Warszawa 2012 a właściwie Konstancin 5 © siwobrody

Żeby nie było ze tam są tylko ruiny.
Są i pięknie odrestaurowane obiekty.
Warszawa 2012 a właściwie Konstancin 6 © siwobrody

Ale wracamy do dawnego piękna.
Warszawa 2012 a właściwie Konstancin 7 © siwobrody

Warszawa 2012 a właściwie Konstancin 8 © siwobrody

Próbowałem uchwycić rzeźby na fasadzie budynku ale drzewa zasłaniały.
Warszawa 2012 a właściwie Konstancin 9 © siwobrody

Jednak jazda w towarzystwie ma swoje zalety.
Ja kombinowałem jak uchwycić obraz a koleżanka ... odginała zasłaniające gałęzie i się udało .
Warszawa 2012 a właściwie Konstancin 10 © siwobrody
.
Dojechaliśmy jeszcze do wieży ciśnień w Konstancinie
Warszawa 2012 a właściwie Konstancin 11 © siwobrody

i ruszyliśmy w drogę powrotną.
Co prawda to po przejechaniu ponad kilometra okazało się że droga jest prawidłowa , ale kierunek nie ten , ale i tak było miło.
Po drodze mogliśmy dokonać zakupu kilku obiektów ale były ... zbyt nowe .
Warszawa 2012 a właściwie Konstancin 12 © siwobrody

W drodze powrotnej zahaczyliśmy o Starą Papiernię.
Warszawa 2012 - Stara Papiernia 1 © siwobrody

No nie , być w Warszawie i nie zjeść pączka od Bliklego .
Warszawa 2012 - Stara Papiernia 2 © siwobrody

Przerwa na pączki.
I jeszcze rzut oka na okolicę.
Warszawa 2012 - spiętrzenie wody © siwobrody

Na temat traktowania roweru przez współtowarzyszkę już pisałem.
Warszawa 2012 - i później się dziwić że rower piszczy jęczy © siwobrody

I teraz już spokojnie wracamy do miejsca startu.
Jako że w jedną stronę dałem się namówić na jazdę ulicami i niekiedy łamaniem prawa , to drogę powrotną ja organizuję po swojemu i uczę jak się jeździ po ścieżkach rowerowych. I to był błąd . Albo pech 13-go w piątek. Albo jeszcze inna przyczyna.
Cokolwiek by to nie było to wyglądało to dość poważnie.
Ni mniej nie więcej doszło do kraksy rowerowej mojej przewodniczki z rowerzystą jadącym z naprzeciwka.
Albo jednak nie powinna jeździć po ścieżkach dla rowerów ograniczając się tylko do jezdni pełnej samochodów , albo to był ten pechowy piątek , albo w Warszawie chłopaki ............. tak podrywają dziewczyny.
Cokolwiek by nie mówić to i tak ja jestem wszystkiemu winny.
Pierwsza wersja - ja namówiłem na opuszczenie "bezpiecznej" ulicy.
Druga wersja - ja wybrałem termin spotkania.
Trzecia wersja - chłopak zrezygnował z dalszego podrywu na mój widok jako opiekuna i się przestraszył .
Dalsza droga obyła się już bez niespodzianek.
Warszawa 2012 - w powrotnej drodze © siwobrody

Zostałem odwieziony na moje miejsce pobytu przez moją przewodniczkę i po wzajemnym podziękowaniu za wspólną wycieczkę pożegnaliśmy się.
Było miło i ciekawie .
Jeszcze raz dziękuje i ponawiam zaproszenie do odwiedzenia Szczecina.
Podsumowanie.
Warszawa 2012 - podsumowanie. © siwobrody
.


Kategoria żubrówka, wycieczka z BS

Herbatka z Basią

Wtorek, 10 lipca 2012 | dodano: 10.07.2012

Wyjechałem na Głębokie po Basię , przyjechaliśmy do Pilchowa na herbatkę i odprowadziłem z powrotem na Głębokie.
Wreszcie po dwóch tygodniach przypomniałem sobie jak wygląda rower.


Kategoria KRÓTKO WOKÓŁ DOMU

Spokojna i nudna niedziela , chyba.

Niedziela, 1 lipca 2012 | dodano: 01.07.2012

W skrócie wygladało to tak: pierwsze klejenie dętki, telefon , złożenie i wyregulowanie roweru, odwiedziny gości ( czeresnie i porzeczki), drugie klejenie dętki , wyjazd na przeciw telefonujacego kolegi i spotkanie po drodze śmierdzieli na ddr , znowu lody na alei fontan , bicie rekordu przejazdu , lotnisko Dąbie , powrót przez Most Długi ,
W wersji rozwlekłej było tak.
Rano cicho , spokojnie więc zabrałem się za łatanie wczorajszego kapcia.
Dość sprawnie poszło zdjecie koła i wyjecie dętki więc pierwszy raz w życiu zabrałem się za klejenie łatki.
W miedzy czasie zadzwonił kolega chcąc przejechać sie rowerkiem do Dąbia.
Umówiliśmy sie na porę popołudniową gdzieś w centrum.
Dętka sklejona to zakładam na koło , ustawiam hamulce , jeszcze jakieś regulacje i gotowe.
W tym momencie podjeżdżają znajomi (oczywiscie rowerami).
Jako że jeżdżą oni tylko rekraacyjnie więc dość często zagladają do mnie w niedziele i robią sobie postój. Żeby się nie nudzili proponuję im zbiór czereśni i porzeczek , bo sam ciagle zapominam że mi rosną wokół domu .
Gdy goście zajęci są zbiorami ( interes jest obopólny bo owoce sie nie zmarnują a i tak część mi zostawiają żebym pamietał jak smakują moje własne z ogródka) to ja wracam do piwnicy.
Wracam przygotowac KTM-a do wyjazdu i stwierdzam że majster ze mnie do kitu i kapeć jest taki sam jaki był rano.
O nie , tak być nie może. Za telefon , dzwonię do von Zan ( ta osoba wie wszystko kołach) i po uzyskaniu szybkiego szkolenia zabieram sie ponownie za klejenie. Mam nadzieję ze tym razem skutecznie.
W miedzy czasie szykuje do wyjazdu "anglika" i sam się szykuje do wyjazdu na miasto. Goście też zakończyli zbiory i postanowili wspólnie ze mną przejechac się do centrum ( choć mieli wracac do domu).
Wyruszamy. Jedziemy spokojnie po ścieżce rowerowej z Pilchowa na Głębokie.
Nagle słyszę za soba pierdzenie jakiejś motorynki. Cholera przecież takie pojazdy powinny jechać ulicą. Po chwili wyprzedza mnie rower z zamontowanym silnikiem spalinowym ciągnąc za sobą smród spalin dwusuwowego doczepnego silniczka a za nim ..... nastepny i .... nastepny.
Cała rodzinka na rowerach ale jadąca na silnikach. Patrząc na ich rowery , ich pozycję (nisko siodełko , kolana zgięte mimo iż pedał jest w najniższej pozycji jakby jechali na harleyach) doszedłem do wniosku że oni w ogóle nie używaja pedałów. Po jaką cholerę kupili rowery? No chyba że dla szpanu albo nie stać ich na zrobienie karty motorowerowej. Tragedia. A smrodu narobili że hej.
Po dwustu metrach ich minęliśmy bo jeden silniczek zdechł. Jak się takie coś bedzie włóczyć po scieżkach rowerowych to już tylko las zostanie , żeby spalin nie wąchać.
Opuściliśmy zasmrodzoną scieżkę i przez Las Arkoński , Park Kasprowicza , Jasne Błonia dotarlismy na aleję fontan gdzie zasiedliśmy do lodów ( drugi dzień z rzędu).Tu dołączył do nas kolega który wczesniej się umawiał telefonicznie. Przyjechał z małym synkiem na siodełku ale takim nietypowym bo umieszczonym miedzy kierownicą a siodełkiem tuż za kierownicą.
Bardzo fajne rozwiązanie bo dziecko jest cały czas na widoku i samo wszystko widzi ale.... no własnie zawsze musi byc jakieś ale.
Przy takim ustawieniu kolega musiał obniżyć siodełko żeby sięgać z siodełka do ziemi bo nie za bardzo miał miejsce nad ramą . Efekt był taki ze jechał na zgiętych kolanach . Taka pozycja po niedługim czasie powodowała jego zmęczenie i bardzo małą predkość.
Wracając do opowiesci. Po zjedzeniu lodów moi znajomi postanowili jeszcze kawałek sie wspólnie przejechać i już w cztery rowery ale pięć osób ruszyliśmy do Dąbia.
Obok strefy kibica , Plac Żołnierza , Trasa Zamkowa i dalej do lotniska w Dąbiu.
I na tym odcinku pobiłem rekord.
Kolega jako że jechał z dzieckiem a na dodatek w niewygodnej pozycji jechał z predkoscią porównywalną z tą jaką poruszamy się na masach krytycznych od 7 do 10km/godz. I tak prawie całą drogę , mało tego nawet jak było z górki to też , dla bezpieczeństwa , zwalniał. To była najwolniejsza jazda rowerem jaką pamiętam. Jestem pewien że padł rekord powolności i dodam że to bardzo mecząca jazda. Po dojechaniu do lotniska zawróciliśmy i z " zawrotną " prędkością wróciliśmy do centrum ale tym razem przez Most Długi. Rowerem jechałem tą trasą pierwszy raz od lat. Po pożegnaniu ruszyłem już tempem "fotograficznym" do domu. Po przyjeździe szybko założyłem sklejona po raz drugi dętkę wyregulowałem hamulec (choć z pewnymi kłopotami) i mogłem zacząć opisywać ten wyjątkowo spokojny dzień.


Kategoria KRÓTKO WOKÓŁ DOMU