siwobrody prowadzi tutaj blog rowerowy

Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2012

Dystans całkowity:164.06 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:09:22
Średnia prędkość:17.52 km/h
Liczba aktywności:5
Średnio na aktywność:32.81 km i 1h 52m
Więcej statystyk

Żuławy - czyli tam i z powrotem . Część trzecia - Z POWROTEM.

  • DST 0.40km
  • Czas 00:02
  • VAVG 12.00km/h
  • Sprzęt KTM
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 30 września 2012 | dodano: 30.09.2012

To też kiedyś opiszę i wkleję zdjęcia.
I nadszedł ten czas. Siedzę w domu przeziębiony i w końcu ...... mam czas.
A więc było to tak.
Nie wszystko się udało jak planowałem . Nie jestem tak sprawnym organizatorem jak Jewti. Pewne szczegóły planu trochę się skomplikowały ( o czym najlepiej wie Trendix ) ale i tak spływ doszedł do skutku.
Pogoda dopisała . Bez wiatru , bez deszczu i przy słoneczku .
Najpierw dojazd. Niestety samochodem a nie rowerem .

Dość zabawne były ograniczenia prędkości bo przy tak kiepskim stanie dróg nawet w połowie nie osiągaliśmy zakazanej szybkości.

Jesteśmy na miejscu.Zaczynamy spływ.


Wrażenia cudowne.Od czasu do czasu zwiększenie poziomu adrenaliny.


Cisza , spokój , cudowne widoki.





Czasami co poniektórym myliły się kierunki i płynęli prosto w brzeg

A czasami udawało się płynąć wzdłuż trasy

Pływanie samotne daje większa szansę na utrzymanie prawidłowego kierunku ale już fotografowanie jest łatwiejsze gdy ma się na pokładzie drugą osobę.










Krótka przerwa

i ruszamy dalej.




Przeprawa przez jeden z wielu konarów na rzece.


A po chwili spokojna i bezpieczna woda.

By po następnych kilkuset metrach zawiesić się na konarze

i znów spokój.


Jeszcze mała gimnastyka



i koniec wycieczki.
.
Było wspaniale.
A co ma wspólnego ta impreza z rowerem?
Niewiele . Jedynie to ze po kontuzji kolana w czasie maratonu na Żuławach i przed i po wycieczce próbowałem jeździć na rowerze.
Niestety kolano na tyle dokuczało że z wycieczek nic nie wyszło .
Całe szczęście że w kajaku kolana nie pracują i da się płynąć bez ich udziału.


Kategoria samotnie

Żuławy - czyli tam i z powrotem . Część druga - maraton.

  • DST 100.01km
  • Czas 05:14
  • VAVG 19.11km/h
  • Sprzęt KTM
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 29 września 2012 | dodano: 30.09.2012

Dla niecierpliwych powiem tylko że i tak staram się ograniczyć z opisem i ilością zdjęć a mimo to lepiej przed rozpoczęciem czytania przygotować sobie kanapki i herbatę.
No to zaczynamy.
Jest sobotni poranek. Słoneczko wschodzi . Widok z pokoju na most na Wiśle cudowny.

Noc przespałem rewelacyjnie i pełni animuszu szykujemy się do wyjazdu.
Ubrani już do wyjazdu schodzimy na śniadanie i wśród pozostałych uczestników naszej ekipy oczekujemy na posiłek.
No może nie wszyscy bo kilka osób jest już po śniadaniu i właśnie wyruszają na miejsce startu ( część to te osoby co jadą na dłuższy dystans).
Śniadanie się trochę przedłużyło z powodu kłopotów z kuchnią która nie wyrabiała się z zamówieniami ale szczęśliwie zdążyliśmy się posilić i trzymając harmonogramu szykować do wyjazdu na start.

Żuławy Wkoło . Dzień drugi - MARATON 4 © siwobrody



Żuławy Wkoło . Dzień drugi - MARATON 7 © siwobrody

W pewnym momencie zauważyliśmy tajnego agenta któregoś z teamów którzy chcieli zdobyć wiedzę na temat naszej wspaniałej ekipy.
Nic dziwnego w końcu takiej ekipy to ze świeca szukać.


Wiedząc że i tak żaden agent nam nie zaszkodzi pozwoliliśmy mu podglądać do woli.
Ruszamy na start.


Ci którzy byli na trekkingach i góralach musieli poczekać na szosowców

którzy w terenie zostali daleko w tyle.

Dalej ruszyliśmy wszyscy razem. Dojeżdżamy na miejsce startu.


Sprawdzanie rowerów, ostatnie zabiegi kosmetyczne,

sprawdzenie czy wszyscy dotarli,

wspólna fotka,

radość z pięknego słoneczka ,

pozowanie do zdjęć ,

ostatnia kawka ,( na tym zdjęciu poniżej , obok naszych wspaniałych pań popijających kawkę , po lewej , stronie widać pana z którym wspólnie przejechałem kilkanaście kilometrów)

i ruszyliśmy jak burza.

To znaczy niektórzy ruszyli jak burza a inni widzieli tylko burzę w oddali

Myślałem że Trendix jedzie za mną i że jak zwolnię to na niego poczekam .
Okazało się ze dostał takiego szwungu że poszedł do przodu z koksami i cyborgami.
Oj niedobrze . zostawił mnie samego . Cóż , włączam najszybszy bieg i go gonię.
tak goniłem że aż mi w oczach pociemniało.( stad taki dziwny odcień zdjęć).


W końcu doszedłem do siebie , wzrok powrócił do normy i już spokojniejszym tempem ruszyłem za uciekająca ekipą.

W tym miejscu muszę przyznać że trasa była świetnie przygotowana . Większość dróg była bezpieczna i mało uczęszczana przez samochody a nawet w miejscach gdzie był większy ruch kierowcy samochodów bardzo bezpiecznie i kulturalnie wyprzedzali rowerzystów.
Tak że pochwała nie tylko dla organizatorów ale i dla mieszkańców i użytkowników dróg w tym zakątku Polski.


Mimo że cała ekipa uciekła do przodu wcale nie jechałem samotnie.
Mijający się rowerzyści pozdrawiali się , prowadzili rozmowy i zatrzymywali się gdy widzieli stojących na poboczu innych uczestników maratonu.
Sam kilka razy zatrzymywałem się chcąc pomóc pechowcom którzy łapali gumy ale albo nie miałem tego rozmiaru dętki albo nie ten typ. W jednym przypadku okazało się że młodzi ludzie nawet mieli swój zapas , tylko kupili 28 cali jak potrzeba ale nie z tym zaworkiem co trzeba i musieli czekać na pomoc serwisu.
W tym mniej więcej miejscu dołączył do mnie ten pan o którym wspomniałem prezentując zdjęcie naszych pań z kawą.
Był on mieszkańcem jednej z miejscowości które mijaliśmy na pierwszym etapie maratonu i opowiadał po drodze trochę o sobie i okolicy. Dowiedziałem się że bierze on pierwszy raz udział w tej imprezie ale na co dzień dość często jeździ rowerem i trasę do Gdańska i z powrotem robił już wielokrotnie.
Był na tyle uprzejmy ze mimo iż mógł szybciej jechać dotrzymywał mi towarzystwa przez wiele kilometrów. Wiatr się zaczął wzmagać . Nie był to ten wiatr co pod koniec ale trochę przeszkadzał. Gdy mój towarzysz podróży powiedział " dobrze że dziś nie wieje" zacząłem się zastanawiać jaka musi być prędkość wiatru , dla tubylców, żeby powiedzieć " dziś jest wiatr".
I tak gawędząc jechaliśmy dalej.
Nagle mym oczom ukazał się widok

Jakie to szczęście że Trendix lubi pomagać ludziom ( w szczególności tej piękniejszej części ludzkości). Zatrzymaliśmy się i wspólnie dokończyliśmy reanimacji tylnego koła rowerzystki.
Jeszcze tylko wspólne zdjęcie

i już w czwórkę jedziemy dalej.
Mijają nas następni zawodnicy.



teraz już jedziemy spokojnie .

To nie kapeć to tylko mała przerwa.

Jako że wiele osób robi sobie takie fotki to ja też.

Nadal jedziemy w czwórkę.

Drogowskazy kuszą inna trasą

ratownicy czuwają nad naszym bezpieczeństwem

do Gdańska chyba nie pojedziemy

jedziemy prosto.
Nadal w czwórkę.

Raz ktoś nas wyprzedza

a innym razem ....znika nam z daleka


cały czas sznur rowerzystów




W końcu zostaliśmy we dwójkę bo nasi towarzysze podróży zniecierpliwieni naszym tempem poszli do przodu.

Ale i tak nie byliśmy sami bo cały czas ciągnął się sznur kolarzy.


większość trasy wiodła wzdłuż Wisły.

powoli zbliżamy się do pierwszego etapu.
Już widać z oddali przeprawę promową i pierwszy bufet.

jeszcze tylko kawałeczek

I pierwszy etap zakończony.

No to czas na popas.
Jedzenie picie i rozmowy.
I robienie zdjęć.



I nagle znienacka dowiadujemy się że jesteśmy w Gdańsku.

I pomyśleć że jeszcze kilka kilometrów wcześniej żartowałem sobie że "do Gdańska to nie jedziemy".
Nie do końca zrozumiałem skąd jest ten Gdańsk skoro do niego jest jeszcze wiele kilometrów ale naprawdę to była dzielnica Gdańska .
Nie ma co nadmiernie się trudzić zrozumieniem tej anomalii . Lepiej korzystać z przerwy zanim dobije prom.

Wjeżdżamy na prom.Ponownie się spotykam z wcześniejszym współtowarzyszem podróży.

I robię sobie fotkę z obsługą promu.

Odpływamy. Gdańsk zostawiamy za sobą.

Po drugiej stronie spotykamy (najprawdopodobniej) najmłodszego uczestnika maratonu.

I ruszamy pełni animuszu dalej.

Dojeżdżamy do drugiego postoju i bufetu.

Teraz czas na dożynki.
W kolejce do picia i jedzenia.


Piękne panie dbające o nasz posiłek i dobry nastrój chętnie pozują do zdjęć.

Nie tylko one.

Wokół pełno fotoreporterów


i fotoreporterek

Tak powiem że wielokrotnie po drodze pytano nas skąd jesteśmy.

Herb Szczecina nie za bardzo jest znany i nawet słyszałem raz " oni to chyba ze Słupska".
Po uzupełnieniu płynów i kalorii ruszamy dalej.
Po drodze mijamy charakterystyczne dla regionu budynki.



Jedziemy dalej.Trendixowi powoli zaczyna dolegać ból " przedłużenia pleców".
Niedawno kupił nowe siodełko. Przetestował je na kilku wycieczkach ale nie za długich. Wygląda jednak na to że jego tyłek nie przystosował się do nowego siodełka. Robimy przerwę .

On daje odpocząć czterem literom a ja robię zdjęcia przejeżdżającym cyklistom.



Koniec przerwy czas ruszać w drogę.

To jazda.


A tu możecie obejrzeć sytuację w której

to nie nas wyprzedzają tyko my wyprzedzamy.

Dumni z siebie wjeżdżamy na ostatni punkt bufetowy.

No stąd już do mety jest bliżej niż dalej.


I tu podano nam świetny żurek o którym usłyszałem od pewnego już niemłodego człowieka " takiego żurku to w życiu nie jadłem."

Po wspaniałym posiłku ( nie mówię że w innych miejscach nie było wspaniałości bo po pierwsze nie wszystkiego próbowałem a po drugie nie wszystkim smakuje to samo) ruszyliśmy na zwiedzanie miasteczka.
W pewnej chwili awansowałem na " pana redaktora".
Tak się zwrócił do mnie pewien tubylec przesiadujący na ławeczce.
" Może mi pan zrobić zdjęcie"
No to zrobiłem.

Po chwili zostałem uraczony opowieścią jak ciężkie jest życie .
Że obywatel mówiący do mnie "panie redaktorze" jest bezdomny i miał ciężkie i burzliwe życie. No dobra ale skąd pomysł na ten tytuł redaktora? No po chwili się wyjaśniło. Jak nie wiadomo o co chodzi to wiadomo że chodzi o ....kasę.
No tak. Ale po prawdzie to skoro ja nie jestem redaktorem a rozmowa jest bardzo sympatyczna i w ogóle to życie jest piękne to czemu tym szczęściem się nie podzielić. Za marne 10 złoty zostałem mianowany na " królu złoty" i dostałem obietnicę że cały datek pójdzie na opijanie szczęśliwego powrotu wszystkich maratończyków na metę.
Prawdę powiedziawszy to na taką intencję nie ma co żałować.
Po zakończeniu "wywiadu" ruszyliśmy dalej.
Nie ujechaliśmy daleko gdy naszym oczom pojawił się " dawnych wspomnień czar"

Kto jeszcze pamięta "EB". No cóż zabytków po drodze widzieliśmy kilka ale ten obiekt przypomniał dawne czasy gdy piwo z EB zdobywało polski rynek.
Koniec wspomnień czas dojechać na metę.
Wiatr się wzmaga. Siły opadają. Trendix coraz bardziej odczuwa nowe siodełko a mi wysiada kolano. Myślę że to zarówno brak treningów przed wyjazdem jak i silny wiatr w twarz.( zapewne mieszkańcy okolic powiedzą " jaki wiatr ledwo wieje")
Nie tylko my odczuwamy trudy maratonu.
Coraz częściej spotykamy po drodze zmęczonych rowerzystów i rowerzystki. Niektórym też dokuczają siodełka i próbują jechać na stojąco albo wręcz na pytanie " co tyłek boli?" odpowiadają " nie tylko tyłek , wszystko boli".
Jadę z przodu , za mną Trendix a z czasem za nim pojawia się rowerzysta który wsiada mu na koło i korzysta z osłony przed wiatrem.
Prędkość drastycznie spada.
Zjeżdżamy na piękną asfaltową ścieżkę dla rowerów .

Przy tej prędkości to i bezpieczniejsze dla nas i dla kierowców.
Robimy częstsze przerwy.
Wojtek daje odpocząć "siedzisku" a ja masuję coraz bardziej bolące kolano.

Już nie ma znaczenia kiedy dojedziemy , ważne aby dojechać.
W końcu widać słynny most w Tczewie.
To już koniec .
Damy radę.

Razem obok siebie mijamy metę.
Hura , hura ,hura

Licznik pokazuje przejechaną trasę wraz z dojazdem na metę.

Kolano boli coraz bardziej a Wojtek dostaje takiej adrenaliny z okazji ukończenia wyścigu ze zapomina o bolącej części ciała.
Ruszamy przez most na drugą stronę.

Jejku jaki ten most długi.

W końcu jesteśmy na miejscu oficjalnego zakończenia wyścigu.
Odbieramy medale i gratulacje oraz żetony na poczęstunek.
Jeść nam się nie chce ale pić trochę.
Jeszcze rozmowy z innymi uczestnikami maratonu , wywiad którego udziela Trendix i możemy wracać do motelu.
Wracamy w trójkę bo dołączył do nas nasz kolega z teamu który jechał na dłuższej trasie.No może nie do końca wracamy razem bo Wojtek wyrwał do przodu a ja wlokłem się z tyłu jadąc praktycznie na jednej nodze.
Gdy dojeżdżaliśmy do motelu usłyszeliśmy głośne wiwaty.
Do dziś nie jestem pewny czy to był aplauz na naszą cześć że dojechaliśmy czy też okrzyk radości że nie będą musieli szukać naszych " zwłok" na trasie wyścigu.
Wskazania licznika po dojechaniu do motelu.

Teraz już tylko pozostało pożegnać tych którzy wcześniej wrócili , wykapali się i wyruszają już spakowani do domu.
Chwila pożegnania , i oni ruszają do domu a my pod natryski.
Jedyna korzyść ze spóźnionego przyjazdu , że nie musimy czekać w kolejce do łazienek.
Po kąpieli , przebraniu się i spakowaniu my też ruszamy w drogę.
Żegnamy tych co zostają do niedzieli ( w tym Janusza który wraca do Szczecina już nie rowerem a pociągiem - bo żadnych manewrów po drodze już nie ma szansy zaliczyć )i ruszamy. Po drodze jeszcze zakupy bo nie wracamy do domu tylko na następną wyprawę . I tak po drodze wyprzedzamy po kolei wszystkich tych którzy nas wyprzedzali na maratonie. ( wbrew temu co mówił Jewti wcale nie łamaliśmy przepisów ). W Wałczu odbiliśmy na Gorzów i pojechaliśmy w rejon Dobiegniewa gdzie mieliśmy nocleg.
Tam jeszcze kolacja

i powiem prawdę , nawet nie mieliśmy sił na degustację zakupów zrobionych na wzór słynnego Benaska z Berlina który zaszczepił w nas chęć próbowania trunków z mniej znanych browarów.
I wreszcie spać.


Kategoria maratony, Szczecin na rowerach

Żuławy - czyli tam i z powrotem . Część pierwsza - TAM

  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 28 września 2012 | dodano: 30.09.2012

Tu będzie opis jak dojechaliśmy do Tczewa i pierwszy dzień pobytu czyli piątek.
Zdjęcia też będą .
Tylko jeszcze nie wiem kiedy to zrobię.

Tak więc zgodnie z obietnicą zarywam noc i robię relację.
A zaczęło się to tak.
Dawno dawno temu , za górami , za lasami ........ oj chyba znowu przesadziłem.
Naprawdę to obyło się bez gór i nie było tak dawno temu.
Kilka miesięcy temu wstecz Jewti rzucił hasło - jedziemy na maraton "Żuławy Wkoło".
Tradycyjnie reklama imprezy odbyła się na forum Rowerowego Szczecina.
Na forum już nie raz były organizowane tego typu imprezy tak więc zainteresowanie wzrastało w miarę zbliżania się terminu maratonu.
On już na tej imprezie był a my już byliśmy za jego namową na "Kaszube runda" i dzięki temu wiedzieliśmy czego się spodziewać.
Tak więc odzew był duży i chętnych wielu na wyjazd.
Dość szybko lista chętnych się powiększała i Jewti zaczął organizować całą imprezę. Najpierw nastąpiły poszukiwania noclegu . Nie tylko On się w tym temacie udzielał ale ostatecznie to jego propozycja została przyjęta i tradycyjnie , kosztem własnego czasu , sprawę doprowadził do końca.
Ale i inni nie "zasypiali gruszek w popiele" i swoimi kanałami organizowali inne atrakcje na ten wyjazd.
Ja osobiście też się na tą imprezę nastawiłem i jeszcze "tradycyjnie" namówiłem na nią swojego przyjaciela Wojtka "Trendixa " ze Stargardu.
No więc piątek godz. 10,00 Wojtek zajeżdża do Pilchowa , pakuje mnie i mój rower do samochodu i w trójkę z jego synem ruszamy na Żuławy.

Żuławy Wkoło - dzień pierwszy .Dojazd do Tczewa. © siwobrody

Żuławy Wkoło .Dzień pierwszy - dojazd do Tczewa 1 © siwobrody

Na początku droga była w miarę prosta
Żuławy Wkoło .Dzień pierwszy - dojazd do Tczewa 2 © siwobrody

później zrobiła się kręta
Żuławy Wkoło .Dzień pierwszy - dojazd do Tczewa 3 © siwobrody

W końcu , na przejeździe kolejowym się skończyła i czekaliśmy w kolejce na przejazd
Żuławy Wkoło .Dzień pierwszy - dojazd do Tczewa 4 © siwobrody

Okazało się że przetaczają wagony na których będą wracać do jednostek wojska które brały udział w manewrach "Anakonda 2012".
Żuławy Wkoło .Dzień pierwszy - dojazd do Tczewa 5 © siwobrody

I to jest dość ważna informacja nawiązująca do dalszych wydarzeń dzisiejszego dnia.
Ruszyliśmy dalej w drogę.
W międzyczasie doszły nas słuchy że tuż za nami podąża Jewti ze swoja silna załogą i lada moment nas dogonią.
I tak się stało.
Gdy my zatrzymaliśmy się na postój dogoniła nas ekipa Jewtiego.
Żuławy Wkoło .Dzień pierwszy - dojazd do Tczewa 6 © siwobrody

My zostaliśmy na krótki posiłek oni ruszyli w dalszą drogę.
Po posiłku pojechaliśmy ich szlakiem.
Pogoda na chwile nas postraszyła deszczem
Żuławy Wkoło .Dzień pierwszy - dojazd do Tczewa 7 © siwobrody

A następnie Walcz przywitał nas ........... wielokilometrowym korkiem
Żuławy Wkoło .Dzień pierwszy - dojazd do Tczewa 7 © siwobrody

Żuławy Wkoło .Dzień pierwszy - dojazd do Tczewa 8 © siwobrody

O tym co kierowcy mówili o włodarzach Wałcza a w szczególności o lokalnej policji (która wcale nie miała zamiaru ułatwić kierowcom przejazdu) nie wspomnę bo większość tekstów była nie cenzuralna.
Po prawie dwóch godzinach minęliśmy Wałcz i ruszyliśmy dalej.
W pamięci pozostał mi chwila gdy wyjechaliśmy z Wałcza i na poboczy pojawiła się konstrukcja z napisem" Wałcz żegna i zaprasza ponownie".
Po przeczytaniu moje ręce zgięły się w gest Kozakiewicza i me usta wypowiedziały tekst którego nie przytoczę ze względu na cenzurę.
Jechaliśmy dalej.
I tu doznałem szoku bo
Żuławy Wkoło .Dzień pierwszy - dojazd do Tczewa 9 © siwobrody

Ostatni i jedyny raz w Szwecji byłem w ubiegłym stuleciu i na dodatek płynąłem tam promem , a tu pojawiłem się po raz drugi i to lądem
Żuławy Wkoło .Dzień pierwszy - dojazd do Tczewa 10 © siwobrody

no to zwiedziliśmy Szwecję
Żuławy Wkoło .Dzień pierwszy - dojazd do Tczewa 11 © siwobrody

i jedziemy dalej.
Widać jesień i zmieniająca się barwę drzew
Żuławy Wkoło .Dzień pierwszy - dojazd do Tczewa 12 © siwobrody

Wg. informacji od ekipy Jewtiego zaraz ponowie się spotkamy albowiem tuż przed nami jest zajazd z wieloma atrakcjami na którym się zatrzymali.
I my też tam zaglądamy.
Było warto.
Żuławy Wkoło .Dzień pierwszy - dojazd do Tczewa 13 © siwobrody

Żuławy Wkoło .Dzień pierwszy - dojazd do Tczewa 14 © siwobrody

Piękny wystój lokalu , małe ZOO wokół parkingu , dobre jedzenie .
To miejsce trzeba zapamiętać na przyszłość.
Ale czas ruszać do celu.
Dalej jedziemy już razem , z przodu "jednostka specjalna" czyli ekipa Jewtiego
Żuławy Wkoło .Dzień pierwszy - dojazd do Tczewa 15 © siwobrody

Żuławy Wkoło .Dzień pierwszy - dojazd do Tczewa 16 © siwobrody

i z tyłu "specjalna jednostka specjalna "czyli my.
Tak z głupia frant zrobiłem dość dziwne zdjęcie na którym występuje znana gwiazda Szczecińskiego rowerowego światka czyli Baśka "Rudzielec" ale nie do końca rozumiem o co chodzi w tym "spocie" .
Czyżby obawiała się o swoją siedzibę w toku walki miedzy jej wielbicielami
Żuławy Wkoło .Dzień pierwszy - dojazd do Tczewa 17 © siwobrody

Jedziemy dalej . Już wiadomo że dzień chyli się ku końcowi i nasze plany zwiedzania ciekawych miejsc po drodze , dzięki " zwiedzaniu Wałcza" , spaliły na panewce.
Żuławy Wkoło .Dzień pierwszy - dojazd do Tczewa 18 © siwobrody

Nie będzie zwiedzania zamku Gniew.
Gniew jest w nas a my jedziemy prosto do Tczewa.
I dojechaliśmy.
Ciemno wszędzie , głucho wszędzie , co to będzie
Żuławy Wkoło .Dzień pierwszy - dojazd do Tczewa 19 © siwobrody

jak to , "co to będzie".
Będzie impreza.
Po pobraniu " ekwipunku uczestników maratonu" ruszamy do miejsca noclegu i zaczynamy imprezę.
W motelu.
Mój przyjaciel Trendix.
Żuławy Wkoło .Dzień pierwszy - dojazd do Tczewa 20 © siwobrody

Jego syn " "Młody"
Żuławy Wkoło .Dzień pierwszy - dojazd do Tczewa 21 © siwobrody

I ja.
Żuławy Wkoło .Dzień pierwszy - dojazd do Tczewa 22 © siwobrody

A na dole wśród pań i rowerów - balanga.
Żuławy Wkoło .Dzień pierwszy - dojazd do Tczewa 23 © siwobrody

Jewti zaprasza panie do tańca
Żuławy Wkoło .Dzień pierwszy - dojazd do Tczewa 24 © siwobrody

Widok na charakterystyczną stadninę Foxów
Żuławy Wkoło .Dzień pierwszy - dojazd do Tczewa 25 © siwobrody

I rozpoczynamy imprezę przy kolacji.
Żuławy Wkoło .Dzień pierwszy - dojazd do Tczewa 26 © siwobrody

W tym miejscu Janusz opowiada swoją historię.
Żuławy Wkoło .Dzień pierwszy - dojazd do Tczewa 27 © siwobrody

Jako jedyny , w swoim rodzaju , nie tylko ze przyjechał na maraton ze Szczecina rowerem to jeszcze zrobił najwięcej kilometrów - ponad 500- bo musiał po drodze " załatwić sprawy służbowe".
Jakby tego było mało to jeszcze pobłądził po drodze.
Pamiętacie jak zwracałem uwagę na największe w tym roku w Polsce manewry wojskowe " Anakonda"? No więc ten człowiek jadąc rowerem wziął w nich udział.
Ni mniej ni więcej pobłądził i jadąc terenami leśnymi " na skróty" wyjechał wprost na lotnisko na którym stacjonowały jednostki lotnicze biorące udział w tych manewrach. Dość szybko został otoczony żołnierzami z bronią i potraktowany jako potencjalny szpieg i ... zaaresztowany.
Po pertraktacjach i wyjaśnieniach został puszczony wolno ( po sprawdzeniu czy nie zrobił szpiegowskich zdjęć ) i rowerem wyjechał z lotniska pomiędzy stacjonującymi tam przeróżnymi samolotami i śmigłowcami do bramy głównej i dalej do Tczewa.
I to jest dopiero "bajka".
Po zakończeniu tej trzymającej w napięciu opowieści ruszyłem w głąb motelu w poszukiwaniu innych uczestników tej imprezy.
I co zobaczyłem?
Oj się mylicie.
To wcale nie scena podrywania w wykonaniu Jewtiego.To żmudne negocjacje co do ceny pobytu w motelu i wydłużenia doby motelowej z 24 godzin do 29 godz.
No może jednak obie rzeczy załatwiał za jednym zamachem.
Żuławy Wkoło .Dzień pierwszy - dojazd do Tczewa 28 © siwobrody

A tym czasem reszta ekipy zmawia kolacje i bawi się świetnie.
Żuławy Wkoło .Dzień pierwszy - dojazd do Tczewa 29 © siwobrody

A oto menu
Żuławy Wkoło .Dzień pierwszy - dojazd do Tczewa 30 © siwobrody

Dość niespodziewanie znalazłem się w gamie dań
Żuławy Wkoło .Dzień pierwszy - dojazd do Tczewa 31 © siwobrody

Nie wiem o co chodzi ale panie zaczęły się dziwnie uśmiechać na mój widok.
Żuławy Wkoło .Dzień pierwszy - dojazd do Tczewa 32 © siwobrody

Wolałem się udać na dwór zanim ktoś zacznie mnie ........ konsumować.
A na zewnątrz dalsze atrakcje dzisiejszego dnia a właściwie wieczoru.
Małgosia "Rowerzystka" zorganizowała super spotkanie z członkami BS z okolic Tczewa przy grillu.
Żuławy Wkoło .Dzień pierwszy - dojazd do Tczewa 33 © siwobrody

To była niespodziewana atrakcja i niezłe zaskoczenie.
Żuławy Wkoło .Dzień pierwszy - dojazd do Tczewa 35 © siwobrody

Widok na imprezę , lampę i księżyc w pełni.
Żuławy Wkoło .Dzień pierwszy - dojazd do Tczewa 3 © siwobrody

Zbiorowe zdjęcie ( beze mnie )
Żuławy Wkoło .Dzień pierwszy - dojazd do Tczewa 36 © siwobrody

I ze mną
Żuławy Wkoło .Dzień pierwszy - dojazd do Tczewa 37 © siwobrody

I co się działo dalej , nie wiem bo poszedłem spać.
Dodam tylko że ekipa "tubylców" wręczyła ekipie ze Szczecina grube teczki folderów i katalogów dotyczących okolicznych terenów i poinformowała nas że przebywamy na terenie Kociewia a Żuławy są po drugiej stronie Wisły.
Choć tego nie jestem do końca pewien bo te piwa wypite w tak doborowym towarzystwie mogły spowodować że coś poplątałem.
A tak na marginesie dodam że jeżeli ktoś był tak wytrwały że dotarł do końca tej relacji to relacja z dnia następnego może nie będzie tak ekscytująca ale na pewno dłuższa i będzie zawierać więcej zdjęć.


Kategoria bez roweru, Szczecin na rowerach, żubrówka

Spacerek z Anią.

  • DST 22.72km
  • Czas 01:10
  • VAVG 19.47km/h
  • Sprzęt KTM
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 22 września 2012 | dodano: 22.09.2012

Bladym świtem tak po 10,30 zadzwoniła Ania z propozycją przejażdżki.
Jako że miałem na dzisiejszy dzień w planach posadzenie tyłka na rower a przede wszystkim to takim kobietom się nie odmawia więc szybko się zgodziłem i wyruszyliśmy na krótką przejażdżkę .
Pilchowo , Bartoszewo , Dobra i z powrotem.
Trochę chłodno i wiaterek ale w takim towarzystwie czas minął miło i przyjemnie.
Oj ciężko po takiej przerwie . Tyłek nie przystosowany do siodełka, kondycja mizerna a tu już za tydzień wyjazd na Żuławy.
Oj będzie niewesoło.
Ale co tam , trzeba być twardym.


Kategoria KRÓTKO WOKÓŁ DOMU

Do miasta i z powrotem.

  • DST 22.55km
  • Czas 01:50
  • VAVG 12.30km/h
  • Sprzęt KTM
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 16 września 2012 | dodano: 16.09.2012


Kategoria KRÓTKO WOKÓŁ DOMU

Do miasta i z powrotem.

  • DST 18.38km
  • Czas 01:06
  • VAVG 16.71km/h
  • Sprzęt KTM
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 1 września 2012 | dodano: 01.09.2012


Kategoria KRÓTKO WOKÓŁ DOMU, samotnie