siwobrody prowadzi tutaj blog rowerowy

Wpisy archiwalne w miesiącu

Październik, 2012

Dystans całkowity:104.34 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:06:27
Średnia prędkość:16.18 km/h
Liczba aktywności:3
Średnio na aktywność:34.78 km i 2h 09m
Więcej statystyk

Nowy rekord.

  • DST 8.73km
  • Czas 00:27
  • VAVG 19.40km/h
  • Sprzęt KTM
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 28 października 2012 | dodano: 28.10.2012

Co by nie mówić mam rekord - rekord najkrótszej wycieczki.
Jedni robią po 80 - 180 km a ja dziś "popełniłem " p r a w i e 9 km.
Tylko trochę więcej niż wypad po zakupy do najbliższego sklepu.
Ale są w życiu człowieka takie chwile gdy .... na więcej nie ma czasu i sił.
Pojechałem do Bartoszewa na spotkanie grupy Szczecin Na Rowerach.
Mieliśmy kilka spraw do omówienia i ustalenia.
A przy okazji spotkanie z "zakręconymi rowerowo" znajomymi.
No tak , dziś gadałem z rowerzystkami i rowerzystami dłużej niż jeździłem na rowerze.
Ale zawsze lepiej ruszyć "tyłek na rowerze" na krótko niż wcale.
A na koniec podsumowanie : zimy nie ma , śniegu nie ma , mrozu nie ma , fotek nie ma ale było miłe spotkanie przy gorącym napoju i smacznym ciachu.
Czekam na śnieg i ....... (tu zdradzam tajemnicę ) na Święto Hubertusa i planowaną pogoń za lisem.
To już za tydzień.
Więcej informacji już niedługo na forum RS.
I jeszcze tylko małe marzenie.
Jako że w trakcie tego wpisu oglądam w telewizji Harrego Pottera - chciałbym mieć różdżkę dzięki której - a nie,tu się mylicie nie chodzi o wygraną lecz - abym miał siły na dotrwanie do końca imprezy.
No może i abym miał brodę jak Dumbledore .
Ech zaczynam gadać głupoty.
Wszystkiemu winna wiśniówka.


Kategoria KRÓTKO WOKÓŁ DOMU, Szczecin na rowerach

Szczecin, kot, rowery i piękna jesień.

  • DST 37.55km
  • Czas 03:11
  • VAVG 11.80km/h
  • Sprzęt KTM
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 21 października 2012 | dodano: 21.10.2012

Tak trochę przypadkiem włączyłem się w akcję poszukiwania zaginionego kota.
Chodziło o rozwieszenie komunikatów o poszukiwaniu pewnego rudego trochę spasionego kocura.
Akcja przebiegała w rejonie między ul Arkońską a Chopina .
Ale co najważniejsze , cała ekipa była na rowerach.

Pogoda piękna , rejon malowniczy

ciche spokojne uliczki

Rozwieszamy "listy gończe"


Ja upamiętniam na zdjęciach "rumaki"



Ruszamy dalej a słoneczko grzeje choć to jesień






Zjeżdżamy na ul. Arkońską aby zobaczyć jak wygląda po przebudowie.

To naprawdę przykre.Odremontowana zabytkowa wiata jest już zdemolowana.
po bazgrane ściany , powyrywane lampki w suficie , pełno potłuczonych butelek w środku.
Na zdjęciu tego nie widać.

Widok na pętlę tramwajową.

Jedziemy dalej w kierunku do centrum.
Widać nową ładną wiatę przystankową.


A to widok za wiatą.
Nie rozumiem ludzi którzy robią coś takiego.

Testujemy fragmenty nowej ścieżki rowerowej.


Szkoda że nie jest ona po obu stronach na całym odcinku Arkońskiej.
Jedziemy do góry na ul. Chopina.
Tu rozklejamy ostatnie ogłoszenia
.
Praca wykonana , wracamy przez park Kasprowicza i na Jasne Błonia.
Tłumy ludzi i rowerzystów.
Zatrzymujemy się na kawę w rowerowej kawiarence.

cały czas kilkuosobowa kolejka. Interes całkiem ładnie się kręci a że właściciel jest rozmowny to mimo kolejki nikt się nie nudzi.

Wokół tłumy mieszkańców.
i różnych atrakcji.

uwaga na biedronki

i inne fruwające stworki

No dość tego jarmarku.
Rzut oka na Błonia i czas wracać.

Było miło i choć kilometrów nie za wiele ale i tak nie ma co narzekać na ilość atrakcji.


Kategoria KRÓTKO WOKÓŁ DOMU

Pół drogi do Altwarp ( a może nawet mniej)

  • DST 58.06km
  • Czas 02:49
  • VAVG 20.61km/h
  • Sprzęt KTM
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 20 października 2012 | dodano: 20.10.2012

Sobota wieczór . Dzwoni Baśka "Rudzielec" : "Misiacz" proponuje wycieczkę do Altwarp , pojechałabym ale nie wiem czy dam radę z Tymi koksami , pojedź ze mną.
Jako że dawno nie jeździłem to stwierdziłem że można by spróbować.
Skoro Basia chce mnie jako zabezpieczenie - liczy że ja , jako powoli jeżdżący będę jej towarzyszem powrotu gdyby koksy pognały w dal.
Jednakoż wiem jak Basia pędzi więc raczej nie liczyłem ze Ona odpadnie ze stawki.
Wiedząc że raczej to ja nie dam rady zadzwoniłem do Ani VonZan i spytałem czy nie pojechałaby na wycieczkę i nie zaopiekowała się mną w razie kłopotów.
Na Anię to zawsze można liczyć.
Tak więc ekipa "Misiacza" wyrusza z ul. Ku Słońcu a "moja" ekipa spotyka się na Głębokim .
Połączenie obu ekip odbędzie się na rondzie w Dobrej.
9,10 na Głębokim spotykamy się z Basią Anią i ..... "Monterem" czyli najsłynniejszym specjalista od skrótów , bagien i przepraw przez rzeki oraz ...takie tam.
Lekko się wystraszyłem bo nie wziąłem ze sobą ani saperki ani mostu pontonowego.
Ale nie ma co się martwić na zapas.
Ruszamy.
W 22 minuty jesteśmy w Dobrej i oczekujemy na ekipę "Misiacza".

Jak widać Krzysiek "Monter" intensywnie nad czymś myśli.
I nagle słychać :kurcze zapomniałem siekiery , młotka , drutu baterii i żarówek.

Już mi się zrobiło słabo bo to niechybny znak ze w programie ma być jakaś "atrakcja". Ale ze stoickim spokojem się spytałem : a po co te żarówki i baterie?
I dostałem odpowiedź: No bo jak zbuduję ten most w środku lasu , tam gdzie dziś planuję zrobić skrót , to ze względu na jego wąskie rozmiary planowałem zrobić sygnalizację świetlną z ruchem wahadłowym.
I już miałem nadzieję że z braku narzędzi odpuści sobie dzisiejszy skrót ale usłyszałem jak szepce pod nosem : no trudno , w takim razie zrobię prom .
Basia zaczęła wysyłać sms-y do rodziny : nie wiem czy dziś dojadę do domu.

Ja zacząłem się zastanawiać czy może nie zawrócić do domu póki jest jeszcze szansa na szczęśliwy powrót.
W między czasie nieopodal nas pewien kolarz wykonał na asfalcie piękne salto i ledwo się pozbierał.Powiem szczerze że byłem lekko przerażony widząc jak leży na ziemi i próbuje się wypiąć z spd . Zanim podbiegłem udało mu się odpiąć z pedałów i stanąć na własnych nogach. Nie skorzystał z oferty pomocy i samodzielnie po sprawdzeniu roweru ruszył w dalsza drogę.
Oj dzień zapowiada się ciekawie.
Wreszcie widzimy nadciągające "Misiaczowe" hufce.



I tu okazało się dla czego się spóźnili na spotkanie.
Najpierw "Jaszki" nie zdążyły na czas na miejsce zbiórki a następnie "Misiacz" fiknął po drodze "orła".
Co prawda twierdził ze nic poważnego się nie stało ale : drobna ryska na lakierze KTM-a i lekko obdarta kierownica i lekko obtarte paluszki.

Na paluszki plasterka nie chciał ale pieczołowicie oplastrował kierownicę.

W końcu "Misiacz" to twarda sztuka nie to co te austriackie rowery.
Jeszcze krótka pogawędka

Fotka nowego "ścigacza" Ani

i ruszamy dalej .
Następny popas to Stolec.

I możecie mi nie wierzyć ale "Monter" siadł , zasępił się , spojrzał zabójczym wzrokiem na kilka szczapek drewna , z okularów błysnął laser i po chwili ....... mieliśmy ognisko.


Tak, tak nawet sam agent 007 to przy Krzysku pikuś , mały pikuś.
Jeszcze rzut oka na jeziorko w Stolcu

Kilka portretów uczestników wyprawy -
"Jaszek"

"Bronik" zmartwiony ze nic jeszcze nie zbroił i przeliczający ile w kieszeni ma euro na ewentualne mandaty w Niemczech

Basia "Rudzielec"

Ania von Zan
A tu niespodzianka bo nie życzyła sobie zdjęć.
Ruszamy dalej .
Dobieszczyn - granica.
Dalej , tym dziwnym niemieckim asfaltem , gładki jak stół i jeszcze na dodatek bez dziur. Normalnie to to jest nie normalne.
Dojeżdżamy do Hintersee .
Tu zaczynam odczuwać strach przed zbliżającymi się skrótami i "atrakcjami" - kombinuję jak się "urwać" i bezpiecznie powrócić do domu.
Zwłaszcza jak po drodze słyszałem opowieści typu: Z "Monterem" wszyscy wracają do domu cali i zdrowi bo jak ktoś ma dość to dostaje saperkę , kopie sobie dołek , włazi do niego , sam się zakopuje i jeszcze musi oddać saperkę.
Już wiem . Głośno stękam i mówię że wysiadło mi kolano. Nie jadę dalej bo czuję że opadam z sił i nie chcę opóźniać wycieczki. Udało się . Reszta wzięła tekst za dobra monetę i łaskawie pozwalają mi zawrócić. Nawet proponują pożegnalną przerwę. Jako że jesteśmy w środku wsi to ten numer z saperką nie przejdzie więc się zgadzam.


Siedzimy , gadamy , jemy , popijamy w tym nawet piwko którego wypicie w Niemczech jest dozwolona dla rowerzystów.
Jedynie Bronik jest jakiś markotny.
Nikomu nic nie popsuł , nie dostał żadnego mandatu, po prostu się nudzi.
Ale co to . Obok trenuje drużyna piłkarska lokalnego klubu.
Bronik myk i już jest między nimi i pokazuje jak się gra w nogę nawet gdy stadion jest wypełniony wodą. Polak potrafi. ale nie minęło chwil kilka i


No i w końcu coś się dzieje.
Wszyscy udajemy ze nic się nie stało , to nie my , to nikt z nas.

My jesteśmy niewinni.

I przyjechał komisarz Rex i zaczęło się.

Powiem że wyglądał na lekko wkurzonego.

Ale na widok naszych niewinnych minek nawet nas nie pogryzł.

W celu uniknięcia przesłuchań szybko zwinęliśmy się i ja z Anią pogoniliśmy do domu a reszta ekipy pognała do Altwarp.
Powrotna droga do domu odbyła się już bez niespodzianek.
Ania udawała że nie jedzie szybko a ja udawałem że próbuję ją dogonić .
Po drodze pełno samochodów i grzybiarzy.
Krótka przerwa na granicy.
Następna na parkingu i rozmowy z grzybiarzami.
Dalej już Tanowo i Pilchowo.
Jednak dobrze wyczułem swoje siły.
Jak już dojeżdżaliśmy do Pilchowa kolano się odezwało i dało znać że czas kończyć wycieczkę.
Pożegnałem Anię i podziękowałem za opiekę .
Wreszcie w domu cały i prawie zdrowy.
I obyło się bez saperki.

UWAGA

Powyższy tekst jest całkowitą fikcją ( prawie).
Wszelka zbieżność zdarzeń , imion i pseudonimów jest całkowicie przypadkowa ( prawie)


Kategoria Szczecin na rowerach, Z Rowerowym Szczecinem, żubrówka