"trójka" , rower , rycerzy trzech .
-
DST
60.87km
-
Czas
03:40
-
VAVG
16.60km/h
-
Sprzęt KTM
-
Aktywność Jazda na rowerze
Normalni ludzie by napisali tak ;
Pilchowo , Tanowo , Dobieszczyn , przez Niemcy do Blankensee , ścieżką rowerową do Dobrej , Sławoszewo , Bartoszewo , Pilchowo. Było fajnie.
Ta ale to jest nudne , więc napiszę po swojemu.
Cofnijmy się o kilka dni.
Zima w koło . Cudowny czas w którym się nie chce człowiekowi ruszyć z domu a tym bardziej na rowerze. Ale ludzie już mają tej zimy dosyć i zaczynają mnie drażnić jeżdżąc na rowerach gdzie popadnie. Ale jestem twardy i się nie dam. Ale tak koło czwartku jadąc grzecznie samochodem i słuchając radia ( telewizji ostatnio nie oglądam a radio , owszem , przez całe dnie - zwłaszcza że telewizję jakoś tak ciężko oglądać w czasie jazdy) i w najczęściej słuchanym programie czyli w "trójce" jakaś cholera ciągle puszcza jakieś kawałki o rowerze .
Np. ">Opis linka .i Jeszcze kilka innych. I to wszytko tak jakoś dziwnie na mnie zadziałało że zacząłem myśleć o tym szatańskim wynalazku. Pierwsza rzecz którą zrobiłem po powrocie do domu to sprawdziłem czy wszystkie rowery są w piwnicy.
Wszystkie są . I cholera , tak jakoś dziwnie na mnie patrzą z wyrzutem. Normalnie zdurniałem i zupełnie nie wiedząc co robię zadzwoniłem do Basi vel "Rudzielec" o tajnym kryptonimie R102 .I to był mój błąd - wielki błąd.
Oważ niewinna niewiasta szczebiocąc miłe słówka ni mniej ni więcej namówiła mnie na wycieczkę rowerową w niedzielę. "Taka krótka wycieczka i nie za daleko i nie szybko i .." I jak ostatni baran dałem się namówić. Rano godz. 10,00 ruszamy spod mojego domu. Jedziemy do Tanowa i tam zastanowimy się - gdzie dalej , oczywiście nie za szybko i nie za daleko. I już wtedy powinienem ..... zawrócić.
Gdy dojeżdżaliśmy do Tanowa Baśka wyprzedziła następną z kolei grupę rowerzystów . I tylko usłyszałem tekst wypowiadany przez któregoś z wyprzedzanych rowerzystów " ty patrz ale ona pali gumy " .Jeszcze do mnie nie dotarł tekst a już poczułem zapach i zobaczyłem ......... znikający punkt.
To był najlepszy moment do powrotu ale czy to z powodu nadmiaru tlenu czy też zmęczenia nie wykorzystałem ostatniej szansy. Z językiem wywieszonym do pasa goniłem za Basieńką. Najpierw straciłem dech w lewym płucu później w prawym aż w końcu na bezdechu Ją dogoniłem bo ..... się zatrzymała. Uśmiechnęła się , zrobiła niewinną minkę i ruszyliśmy dalej. Gdy zacząłem jej mówić co ludzie o Niej mówili to powiedziała " nic nie słyszałam" . Kurcze , jak mogła cokolwiek usłyszeć skoro ...... przekroczyła prędkość dźwięku . Jakieś resztki zasad fizyki znam i wiem że ....... no nie mogła usłyszeć bo prawa fizyki są nienaruszalne. Szkoda że nie przeanalizowałem faktów i nie zawróciłem. Ale głupota ludzka nie zna granic.A jeszcze jak zaczęła szczebiotać " bo ja tak dopiero zaczynam jeździć na rowerze w tym roku i mam takie szerokie opony i mam takie małe kółka w rowerze i...... " Ludzie to przecież każdego wyprowadziła by w pole. I jeszcze obiecała że za chwilę to zrobimy przerwę i odpoczniemy. Za raz za Tanowem zajechaliśmy na parking przy rzeczce Gunicy. I tak zrobiliśmy. Powoli odzyskałem oddech , wzrok i nadzieję że wrócę do domu cały i żywy. W trakcie przerwy zobaczyliśmy dwóch znajomych rowerzystów którzy postanowili do nas dojechać. Byli to Krzysiek "Monter" i Piotr. Gdy po krótkim popasie ruszyliśmy dalej przyszła do mej zmęczonej głowy taka myśl. Basieńka i trzech facetów to prawie jak w tej piosence:
"Rycerzy trzech: Ketling, Wołodyjowski, Zagłoba.
Gnębi nas pech, wszystkim nam się Basieńka podoba, ach podoba.
Zwalczmy tę chuć, inny cel nam historia wytycza.
Musimy knuć, musimy knuć, jak się pozbyć Tuhajbejowicza."
Co prawda to nie znam żadnego Tuhajbejowicza , chuci żadnej nie czuję na widok Basi , Basieńka nie koniecznie się wszystkim podoba ale większość ją lubi, historia nam wytycza wycieczkę rowerową - czyli coś jest na rzeczy. Obsada ról jest do zrobienia. Basieńka to .....Basieńka . Teraz jak rozdzielić pozostałe role? No dobra , następna rola jest już obsadzona. Który jest gruby , łysawy , ciągle gada dyrdymały , opowiada niestworzone historie i jeszcze na dodatek przez niektóre kręgi jest uznawany za miłośnika modów pitnych , win i innych rodzajów okowity?
To ja. A teraz , jak rozdzielić pozostałe role? Obaj panowie słusznego wzrostu . Jak któremuś przydzielić rolę "małego" rycerza? Tu z pomocą przyszły mi wspomnienia z poprzednich lat. Gdy zacząłem jeździć w tym towarzystwie to przez jakiś czas ( nie tylko ja ) myślałem że Basieńka to dziewczyna Krzyśka bo ciągle jeździli razem , zresztą sami zobaczcie :Opis linka . Po drugie Wołodyjowski to mistrz szabli i mało kto mu dorównywał a jak tak zamienimy szable na rowery to kto dorówna "Monterowi"? No i tym sposobem Piotr został Ketlingiem.
No to ruszamy dalej.
Basieńka spięła ostrogami swego bachmacika , i pooooszła ku granicy. Ja też ruszyłem a obaj panowie tuż za mną. No nie , nie dlatego że byli wolniejsi , Oni po prostu pilnowali żebym nie padł trupem od nadmiaru wysiłku.
Dojechaliśmy do granic królestwa. Baieńka czekała na nas i pozwoliła łaskawie na przerwę.Rumaki odpoczęły , ja odpocząłem i po chwili namysłu doszedłem do wniosku że chyba tą wyprawę przeżyję. W zakamarkach pamięci odkryłem że w powieści kontakt z Basieńką przeżył tylko Zagłoba. Zarówno Wołodyjowski jak i Ketling od dłuższego przebywania z Basieńką nie wytrzymali i obaj wysadzili się w powietrze razem z połową jakiegoś zamku czy twierdzy. A jednak jest dla mnie jakaś nadzieja. Nie wziąłem pod uwagę że stare powieści to nie to samo co współczesność. Już nie za długo miałem się o tym przekonać. Ruszyliśmy na swych stalowych rumakach w głąb nieprzyjacielskiego kraju. Basieńka pooooooszła w ten step szeroki .A my z kilkukrotnie mniejszą prędkości za nią .Dogoniliśmy ją na skrzyżowaniu . I tu ,dziwnie , nasze drogi się rozeszły. Wołodyjowski ruszył ,niby z misją, w głąb wrogiego kraju a my z Ketlingiem wzdłuż granicy na zwiad.
Oj naiwni , myśleliśmy że nasza misja jest mniej niebezpieczna. I się zaczęło. Świst , gwizd, swąd palonej gumy i ....znikający punkt. Płuca prawie wyplułem , łańcuch rozgrzał się do czerwoności , mięśnie nóg zaczęły zwijać się w skurczach i co? I tak nie byłem w stanie dogonić. Kiedy w końcu dogoniłem ( właściwie to dowlokłem się resztkami sił ) do popasu jaki zarządziła ta "Wcielona Diablica " w okolicach Blankensee to już wiedziałem że to najgorszy dzień w moim życiu. Nigdy jeszcze nie miałem takiej lekcji anatomii. Poznałem jakie mięśnie ma człowiek na nogach. I zrozumiałem jedną prawdę. Stare polskie powiedzenie mówi " Gdzie diabeł nie może tam babę poślij". A ja wtedy zrozumiałem że to nie jest całe powiedzenie. W końcu jeździłem z różnymi "diabłami" , koksami , cyborgami i ... nic. Jeździłem z różnymi ( nie tego nie powiem) Kobietami i dałem radę . Ale z Baśką nie dałem rady . Całe powiedzenie brzmi" gdzie diabeł nie może , babę poślij , a gdzie trzy diabły nie mogą i dwie baby tam poślij Basieńkę" Luuuuuudzie ile ja musiałem przejść żeby to zrozumieć. Jak dojechaliśmy do Dobrej to rzuciłem na pastwę Basieńki Ketlinga a sam spieprzałem przez Sławoszewo jak szalony. Nawet skurcze mięśni mi przeszły . Zatrzymałem się dopiero w Sławoszewie na herbatkę z cytrynką i to po uprzednim sprawdzeniu czy Basieńka nie podążą moim szlakiem. Dalej już z pokurczonymi mięśniami dotarłem do domu. Nie wiem jak mi się to udało. Jestem , żyję . Ale co to za życie jak wszystko tak boli. Ale to nic. Ważne że uniknąłem śmierci.
Jeszcze tylko gorąca kąpiel , środki znieczulające ( ból tak wielki że musiałem dokupić)i radość że żyję.
Nawet wpadł mi do głowy pomysł żeby sprawdzić czy Ketling przeżył.
Dzwonię do Basieńki " halo , jak tam , dotarliście do domu?"
Niewinne "dziecię" odpowiedziało. Tak , pojechaliśmy sprawnie na Głębokie tak stępa ( czyli powyżej 30 km\godz) Piotr nie wiedzieć czemu z Głębokiego ruszył wprost do domu a ja spacerkiem ( galop to prędkość między 40 a 50 km/godz) pojechałam Miodową ( to taka ulica pod górę która ciągnie się kilka kilometrów i przypomina stromizną trochę wejście na Rysy) i było fajnie.
Orzesz ty pomyślałem sobie. Na Ciebie nie ma mocnych , każdego wykończysz.
I wtedy wpadło mi do głowy - Przecież ja jestem Zagłoba a on potrafił dzięki fortelom wyjść z każdej opresji.
I wymyśliłem fortel.
Jest tylko jeden sposób aby przeżyć. Jest sposób aby nie dać się wykończyć. Jest fortel aby nie dać się wyprzedzić. Mam takie zwierzę w stajni które nie będąc pegazem da mi szansę aby nie dać się wyprzedzić.
Basieńko następną razą jedziemy ....................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................... tandemem .
Ty z tyłu.
PS.
Jakby ktoś się pytał czemu nie ma zdjęć to odpowiadam. Aparat wziąłem ale zapomniałem naładować baterię.
Cóż , skleroza nie boli.
Kategoria KRÓTKO WOKÓŁ DOMU, żubrówka
komentarze