Przyjaciół się nie wybiera....
-
DST
40.60km
-
Czas
02:33
-
VAVG
15.92km/h
-
VMAX
31.60km/h
-
Aktywność Jazda na rowerze
Tak , tak , parafrazując powiedzenie " rodziców się nie wybiera " tym razem coś o przyjaciołach.
Dziś ostatni piątek miesiąca . A więc Masa krytyczna.
Już kilka dni wcześniej próbowałem namówić Basieńkę R102 na wspólny lans tandemem. Ale jak to bywa z przyjaciółmi nigdy ich nie ma jak człowiek potrzebuje.
A to że " nie chce mi się" , a to że " trzeba dojechać i wracać " , a to że .....
....... itd.
Ale prawda jest taka że przyjaciół się ma albo nie . A skoro się ma to trzeba im ..... ulegać dla podtrzymania znajomości.
Trudno , wyjazd i lans tandemem upadł.
( tak wiem że piszę za długie relacje ale dziś w nagrodę dla wytrwałych obiecuję że nie będzie ani jednego zdjęcia)
Za to dodzwoniłem się do Wojtka Trendixa , mojego najlepszego rowerowego przyjaciela , i jako że kończę pracę wcześniej to wcześniej wyjadę i się spotkamy przed masą.
Pierwsza wersja była taka że On jedzie ze Stargardu do Szczecina a ja wyjadę mu naprzeciw.
I jak już byłem prawie gotów do wyjazdu zadzwonił " No to ja już jestem w Dąbiu " .
Ożeż ty , specjalnie gonił jak nie przymierzając koks bylebym tylko nie za dużo
kilometrów zrobił do miejsca spotkania.
Zmiana planu to On jedzie z Dąbia a ja jadę na przeciw i spotkamy się na Placu Lotników w centrum.
Zanim dotarłem do Różanki telefon " Gdzie jesteś bo ja już czekam ? ".
LLLLLUUDZIIIIEEEEEE jeszcze niedawno stękał że za szybko jeżdżę a dziś .... ech szkoda gadać.
No to rzuciłem propozycję " jedziemy naprzeciw siebie i spotkamy się na Jasnych Błoniach przy rowerowej kawiarence.
No to z lekkim wahaniem się zgodził. No to "pędzę" , pot po plecach spływa .
ledwo dojechałem do Trzech Orłów .............. telefon.
I co jak myślicie , o co chodzi?
No więc On już był pod kawiarenką i stał w kolejce . Cholerny cyborg .
Tak , takich mam przyjaciół.
Ja już nie miałem sił na żadną kawę , musiałem odzyskać oddech a On z niewinną minką popijał sobie kawkę i focił okolicę.
Od tego miejsca , już jak prawdziwi przyjaciele , jechaliśmy razem ( chyba się zreflektował ) i nie rwał do przodu jak koks.
A może próbował powoli dostosować tempo do prędkości mającej nastąpić masy krytycznej. Powód nie istotny , istotne że dałem radę.
Dojechaliśmy do Placu Lotników , zgarnęliśmy Jaro i pojechaliśmy na odsłonięcie ( już odsłoniętej ) tablicy pamiątkowej poświęconej Wilhelm'owi Meyer'owi
Tablica była co prawda już odsłonięta ale spore grono Szczecinian mogło posłuchać sporą garść informacji na temat tego ciekawego człowieka i nie tylko.
Po zakończeniu tej części dzisiejszych atrakcji pojechaliśmy na Plac Lotników gdzie zbierało się już coraz większe grono miłośników rowerów i uczestników masy.
I jak to zwykle na masie .. cała masa znajomych i przyjaciół rowerowych.
Nie będę wymieniał wszystkich bo ..................... znowu bym się rozpisał.
Ale tak na marginesie powiem że byli tam zarządzający firmą MadBike u których zostawiłem dziś "rower" mojej przyjaciółki .
I nie mogę się powstrzymać od opisania tej historii .
Podjechałem samochodem z rowerem w środku ( rower taki śliczny , różowy ).
Gdy otworzyłem tylna klapę na widok "roweru" serwisanci powiedzieli - " Błagamy nawet go nie wyciągaj" .
No tak , pomyślałem sobie , jak porządny markowy rower na którym można zarobić to nie ma problemu , ale jak stary grat to nie ma chętnych. Po chwili mi wyjaśniono. Klasyczny market-owy produkt na częściach niewiadomego pochodzenia , nie do wyregulowania ( regulacja co 30 km czyli serwisant jeździ z nami na wycieczki ) części nie kompatybilne z żadnymi dostępnymi zamiennikami i ile by pracy nie włożyć nie ma żadnej gwarancji że będzie jeździć bez problemu .
Mało tego , najbardziej doświadczony serwisant powiedział na widok tego roweru " no to pozostała mi tylko Odra " .
Nie za bardzo zrozumiałem czy :
1. dla serwisanta jedynym wyjściem pozostało tylko utopić się w Odrze ?
2. rower nadaje się jedynie do ..... wrzucenia do Odry ?.
Ale po krótkiej rozmowie zrozumiałem chodziło o ......... drugą wersję.
I tu nastąpiło załamanie . Jak to , taki śliczny różowy rower do Odry?
A jak się jakiś statek przewróci na takim zatopionym rowerze?
A lada moment ma być zlot żaglowców.
Co robić?
Ale co by nie mówić to jednak profesjonalna firma .
Szefostwo firmy powiedziało : " damy radę , zrobimy co się da a nawet więcej , i nawet na specjalne zamówienie sprowadzimy różowy koszyczek na kierownicę zgodnie z zamówieniem."
No i to ja rozumiem. Klient nasz Pan.
I jak już mówiłem " przyjaciół poznaje się w biedzie" .
No nie wiem czy w tej biedzie nie taniej będzie kupić rower niż go serwisować ale .............. nie ma to jak mieć przyjaciół .
Choć nie do końca jestem pewien czy ich dzięki temu "rowerowi " nie straciłem .
No cóż , samo życie.
Ale wracając do meritum.
Masa jak masa , pełno znajomych i ........ nie znajomych .
Największą atrakcją było :
1. koszulka Yogi'ego i jego żony które razem tworzyły tandem.
2. rysowanie pasa dla rowerzystów na ul. Krzywoustego.
I tu muszę przyznać z pewną dozą nieśmiałości że miałem mieszane uczucia.
Tak nie do końca byłem przekonany do tej dzisiejszej akcji rysowania kredą tej wydzielonej części drogi dla rowerów.
Przyznaję się bez bicia . To była dobra akcja. Tu można było zrobić coś dobrego dla komunikacja rowerowej i to bez wielkich nakładów.
Mogę się nie zgadzać z niektórymi zachowaniami zarządu RS ale niektóre ich akcje są po prostu sensowne i jak najbardziej godne poparcia.
Może niektórym osobom się to nie spodoba ale w pełni popieram większość projektów RS choć są sprawy w których mam prywatnie zastrzeżenia co do form działania.
Ale wracamy do tematu i tak zbyt mocno rozciągniętego.
Jako "wróg publiczny nr 1 " w Rowerowym Szczecinie wracam do Przyjaciół w pozostałych kręgach.
Koniec masy .
Trendix się żegna i wraca do Stargardu.
Ja chcąc nie chcąc też wracam do domu.
Ale On wraca sam i prosto do domu a ja montuje ekipę z którą zrobimy kilka dodatkowych kilometrów aby zmniejszyć moje straty w " wyścigu pokoju"
Wyruszamy w ekipie liczącej 9 osób.
Po drodze dwoje uczestników " odpada".
Za Głębokim , jak dobrze policzyłem , jest nas siedmioro i jedziemy do Tanowa.
W Tanowie mamy pecha bo knajpa docelowa wcześniej się zamyka z przyczyn subiektywnych i wracamy w kierunku na Szczecin.
Część odbija na Bartoszewo a pozostali śmigają do domów.
Ja zostaję w Pilchowie i mając 40 km. na koncie kończę wycieczkę.
Po wejściu do domu dzwonie do Trendixa informując że w gronie przyjaciół zrobiłem całkiem przyzwoity dystans i odrabiam straty.
I tu doznałem załamania.
Niby Wojtek taki przyjaciel a .................. nie dosyć że przyjechał ze Stargardu rowerem , nie dosyć że nabił więcej kilometrów , nie dosyć że śmigał jak koks , to jeszcze zorganizował sobie ekipę która wyciągnęła Go na wydłużenie trasy przejazdu żeby nie dać mi szansy na dogonienie.
I pomyśleć , że jeszcze nie tak dawno , tak się bał zrobienia 100 km. w jeden dzień że jak miał 99,8 km to brał rower na plecy żeby nie zrobić 100-ówy .
A dziś organizuje sobie pomoc Stargardzkich przyjaciół żeby dorobić " parę " km. żeby nie zakończyć dania poniżej setki.
Mało tego , ostatnio jak próbowałem Go namówić na małą wycieczkę po Szczecinie to mi powiedział : na wyprawy poniżej 100 km nie jeżdżę.
I tu jest sprawa prosta .
Albo wygrana w wyścigu , albo Przyjaźń.
Wybór jest prosty .
W wyścigu nie mam szans , a ( w tym wypadku) szanse na Przyjaźń są dość wysokie.
I tak wybieram ( mniejsze zło) czyli przyjaźń.
I nie ważne że do mojego przyjaciela pozostało mi ponad tysiąc kilometrów.
Kategoria żubrówka, Z Rowerowym Szczecinem
komentarze
Niedługo będziesz o nim podobne teksty pisał, różnicą będzie dystans: 200 km
Pozdrawiam
1. jak przyjaciele, to i Tobie powinni ulegać... :p
2. rezerwuję sobie jeden przejazd tandemem, na razie bezterminowo, ale zanotuj sobie to dobrze :p