siwobrody prowadzi tutaj blog rowerowy

Wpisy archiwalne w kategorii

samotnie

Dystans całkowity:4748.20 km (w terenie 115.00 km; 2.42%)
Czas w ruchu:272:11
Średnia prędkość:17.27 km/h
Maksymalna prędkość:46.00 km/h
Liczba aktywności:151
Średnio na aktywność:31.45 km i 1h 51m
Więcej statystyk

Powitanie jesieni , pogoń za MadBike-m i przez las do Jasienicy

  • DST 42.14km
  • Teren 5.00km
  • Czas 02:12
  • VAVG 19.15km/h
  • VMAX 33.14km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • Sprzęt KTM
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 21 września 2013 | dodano: 21.09.2013

Pogoda poprawiła się .
Słoneczko przebijało się przez chmury i zrobiło się cieplej .
Trudno się nie skusić na rower.
Ale tak nie do końca byłem chętny .
Ale decyzja zapadła gdy dostałem telefon od rodzinki - "ładna pogoda to może wpadniemy?".
No skoro rodzice maja przyjechać to proszę bardzo ale .......... ja mam zamiar pojechać rowerem na wycieczkę.
Przyjazd rodziców = zagonienie do roboty na ogródku .
Więc rower jest niezbędnie potrzebny do ...uniknięcia roboty wokół domu.
I jeszcze to spotkanie pod sklepem w Pilchowie.
Ja podjechałem po chleb i ten no "chleb niezbędny niektórym do życia co to się go puszcza z dymem" a tam patrzę MadBike'owe szefostwo na rowerach .
Więc się pytam gdzie jadą i że ja też mam ochotę na przejażdżkę.
Oni jadą na zupę dyniowa do Sławoszewa to się umawiamy że ich dogonię.
To szybko powrót do domu , przywitanie rodziców , szykowanie roweru i ....... szybka ucieczka rowerem w pościgu za Joanną i Arturem.
Dopadłem ich w Zjawie jak czekali na zupę i rozmawiali ze znajomymi których tam spotkali. Posiedzieliśmy trochę obgadaliśmy kilka spraw i ruszyliśmy w kierunku do Bartoszewa i dalej do ścieżki rowerowej Szczecin - Tanowo.
Tu się rozstaliśmy. Oni do domu do dzieci czyli kierunek Szczecin a ja kierunek na Tanowo.
Postanowiłem zrobić starą trasę - kierunek na Dobieszczyn skręt w drogę pożarową nr.27 lasem do Jasienicy.
Po drodze podziwiałem jesienny las i szukałem grzybów.

















Czas kończyć fotogrzybobranie i ruszać dalej.
Kierunek Jasienica.
Pogoda przyjemna , ruch na drodze znikomy więc szybko dotarłem do celu.
Najpierw "zwiedziłem " obiekt nr. 1.


Rower stoi ... tuż przed obiektem którym jest makieta © siwobrody

A następnie rozpocząłem zwiedzanie ruin.
Opis resztek klasztoru Augustianów.










A następnie obfotografowałem kościół






I właściwie to już szykowałem się do powolnego powrotu do domu gdy dostałem telefon.
"To kiedy wracasz ? bo trzeba by coś porobić na ogrodzie "
I chcąc nie chcąc trzeba było wracać do domu i to szybszym tempem aby spełnić obowiązki wobec domu ,rodziców i ogródka.
Ech , życie to jednak nie jest bajka.


Kategoria KRÓTKO WOKÓŁ DOMU, samotnie

Odbiór tandemu.

Piątek, 20 września 2013 | dodano: 21.09.2013

Do MadBike rowerem zastępczym a z powrotem Mułem.
To że dopiero dziś odebrałem tandem to tylko dla tego że wcześniej nie mogłem.
Rowerek był zrobiony i gotowy do odbioru już we wtorek ale jedynym terminem odbioru jak dla mnie był piątek.
Rower w pełni sprawny. Wszystko zrobione wg. zamówienia a nawet więcej.
Serwisant Piotr nie tylko zrobił to o co prosiłem ale posprawdzał też inne elementy które wg. niego mogłyby wpływać na bezpieczeństwo i jakość jazdy.
I znalazł kilka dodatkowych usterek.
A ja tak się obawiałem o to czy sobie poradzi z "zabytkiem".
Podjąłem jeszcze decyzję o zamontowaniu dodatkowego tylnego oświetlenia ( tzw. "działo laserowe" WALLe produkcji MacTronic ) i licznika.
Teraz już można śmigać.
Jeszcze tylko zapłata za usługę i ...... nie dosyć że ceny przystępne to jeszcze jako stały klient dostałem porządny rabat.
A później ludzie się dziwią skąd to staropolskie powiedzenia " wszystkie drogi prowadzą do MadBike ".


Kategoria KRÓTKO WOKÓŁ DOMU, samotnie

kukułcze jajo czyli jak wrobiłem MadBike w serwisowanie tandemu.

Wtorek, 17 września 2013 | dodano: 17.09.2013

trasa :z Pilchowo do MadBike na ul.26 Kwietnia tandemem a powrót tą samą trasą ale już rowerem zastępczym.
Jak już wcześniej opisywałem MUŁ , czyli mój tandem , troszkę zaczął w trakcie ostatniej jazdy niedomagać , więc trzeba mu było zapewnić serwis.
Jako że rowery oddaję do naprawy albo do zaprzyjaźnionego kolegi który zajmuje się wiekowymi pojazdami albo do MadBike to zadzwoniłem do obu miejsc. Okazało się że kolega , nie tylko że jest zawalony pracą to jeszcze jest do niego daleko , za to MadBike jest dużo bliżej i rzadko komu odmawiają pomocy ( no trochę z szefostwem się znam). Problem polegał na tym że szefostwo nie naprawia rowerów a serwisanci i aż za dobrze się orientują co za "perełki" potrafię przywieźć. Już raz na widok przywiezionego pięknego , różowego roweru mojej znajomej serwisant chciał się rzucić do Odry .. a może proponował do tej Odry wrzucić rower ( nie do końca pamiętam - ech ta skleroza) ale było coś takiego. W każdym razie powiadomiłem serwis ze przywiozę rower i podałem jakie mam z nim kłopoty ( jedynie nie podałem co to za rower).
Tak więc rano , przed pracą dosiadłem solo tandem i podążyłem do serwisu. No bo do samochodu nie chciał wejść a wynajmowanie większego dostawczego auta na taki kurs to trochę problem i koszty ( stąd tak istotną sprawą była odległość od serwisu).
I dojechałem . "Mina serwisantów - bezcenna".
Po wyłożeniu całej litanii co trzeba zrobić poprosiłem o "pojazd zastępczy" i wróciłem do domu.
I teraz czekam z niecierpliwością :
1. Na telefon że tandem zrobiony ,
2. Na wieść o powstrzymaniu straceńca który chciał się rzucić do Odry ,
3. Na wieść o zatonięciu barki na Odrze której burty " rozorał " jakiś złom na dnie
4. Na żądanie zwrotu roweru zastępczego ,
5. Sądowy zakaz zbliżania się do firmy MadBike na odległość mniejszą niż 100 metrów a z rowerami na 500 m.
No to czekam.


Kategoria KRÓTKO WOKÓŁ DOMU, samotnie, żubrówka

Dozwolone od lat 18- tu

Sobota, 17 sierpnia 2013 | dodano: 17.08.2013

Jako że wszyscy ( no prawie wszyscy) postanowili wykorzystać "długi weekend" na wycieczki rowerowe to i ja takie postanowienie uczyniłem.
W czwartek nie mogłem , w piątek pracowałem , ale sobota , tak w sobotę to już pojadę.
Już w piątek rrrrozdwoniłem swój telefon w poszukiwaniu chętnych.
Oczywiście tylko do tych co rowerem jeżdżą rzadko i powoli.
I tu okazało się że takich prrrrawie nie ma .
Albo koksy , albo cyborgi , albo "turyści" ( co to poniżej 150km dziennie nie jeżdżą " albo inni o których nie wspomnę bo i tak ze mną by nie pojechali.
Ale znalazłem złoty środek , kogoś kto w tym roku za wiele nie jeździł i kto zawsze narzekał że źle się czuje.
Kogoś kto ma rrrrrrrrrrrower , mnie się nie boi i twierdzi ze nie ma forrrrrrmy.
I prawie mi się udało.
Wiem " prawie ,robi wielką rrrrrrrrróżnicę ".
I tu osoby poniżej 18-tu lat powinny zakończyć czytanie .
"Umówiłem się z nią na 9-tą"
Wiec od rana w sobotę czekam.
Bladym świtem o 8,30 wyprowadziłem psa, nakarmiłem i zacząłem szykować rower .
A właściwie wybierać coś z kolekcji.

Grzecznie czekam .
Najgorsze nastąpiło później.
Minęła 9-ta i nic.
Minęła 10-ta i nic.
Minęło południe i ....... nic.
"Umówiłem się z nią na 9-tą" a tu cholera zaraz dzień minie i .... nic.
W końcu dzwonię .
I co?
Ano to że :
Boli mnie głowa,
I w kręgosłupie łupie ,
I kiszki skręcają ,
i że "ja myślałam że już pojechałeś "
I tu gwoli wyjaśnienia młodzieży powyżej 18-tu lat a poniżej 50-ciu wyjaśniam że nie jest to tekst dotyczący " seksu" a jedynie związanego z wycieczką rowerową.
Jako człek dojrzały i "odpowiedzialny" poczułem się w obowiązku ratować zdrowie zaprzyjaźnionej kobiety.
Całą akcję ratowania nie jestem w stanie opisać więc skorzystam z "gotowca" który znalazłem w sieci.
Wystarczy zamienić " teściowa" na " Basieńka" a reszta jest gotowa.
I ten fragment jest dla osób o silnych nerwach albo takich co już mieli styczność ze służbą zdrowia ( i ze mną)
uwaga ostre
I powiem szczerze drugi raz nie przeżyje takiej operacji nawet pod podwójną narkozą.
A najgorsze ze na jutro się ponownie umówiłem z Basią na rower .
I myślę że po tej całej akcji to ........... mnie będzie bolała głowa.
Oj , na samą myśl o jutrze już mnie boli.
RRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRatunku.

Ps.
Właśnie dostałem odpowiedź na moje insynuacje .
I wygląda na to że " byłem za szybki "
http://www.youtube.com/watch?v=pDed89Ti9ZA


Kategoria bez roweru, KRÓTKO WOKÓŁ DOMU, samotnie, Blended Scotch whisky

Po pracy.

Wtorek, 4 czerwca 2013 | dodano: 04.06.2013

Krótki trening kolana.
Jest lepiej.
Zwichnięte kolano całkiem , całkiem sobie radzi.
Na zasadzie równowagi w przyrodzie zaczyna pobolewać drugie.
Cały czas czuję że żyję.


Kategoria KRÓTKO WOKÓŁ DOMU, samotnie

A niech to wszystko i wszystkich szlag.............

Piątek, 17 maja 2013 | dodano: 17.05.2013

Jak w tytule .
Mam dość.
To ja tu całymi dniami pracuję od świtu do nocy ( no może lekko przesadziłem ale tylko lekko) a inni wokół śmigają na rowerach.
Już nie będę mówił o moim najlepszym koledze Trendixie bo to , to już o pomstę do nieba woła.
Albo się najadł szaleju albo to jakieś diabelskie sztuczki.
Jeszcze w zeszłym roku byłem od Niego : szybszy ,miałem więcej wycieczek , dłuższe trasy , więcej zdjęć i jedyne w czym byłem gorszy to w tym że nie kręciłem filmów.
A w tym roku jedyne co nie uległo zmianie to to że ............. dalej nie kręcę filmów.
A w ramach naszej rywalizacji zwanej "wyścigiem pokoju" odstawił mnie na ( wg. wczorajszych notowań ) na jakieś 250 km. I jeszcze dziś zadzwonił z niewinną minką " no , właśnie przejechałem 30 km." Jak bym się uparł to kilka kilometrów nadgonię po powrocie do domu. Ale po chwili dodał " no to teraz wracam do domu".
Cholera jasna to znaczy że zrobi ponad 60 km.
I jak tu nie mieć pretensji do życia?
{w tym miejscu odznaczam czas 22,09 i miejsce w którym przerwano mi wpis a o przyczynach przerwy napiszę później}
Ale to wszystko , to nie wszystko.
Po pracy zajechałem do MadBike na szklaneczkę wody i pogaduszki.
I to był jedyny miły akcent dzisiejszego dnia.
Oni byli tak zapracowani i zajęci że nie mieli czasu i możliwości na jazdę.
Radość nie trwała długo.
Zadzwoniłem do Misiacza. Mamy taką jedną sprawę do załatwienia.
I co ? i znowu mną wstrząsnęło . Misiacz co prawda nie był na rowerze ale na ....... jachcie.
Kurcze to ja w tym skwarze i spiekocie smażę się w tej puszce ( samochodzie) a On sobie pływa na tych "wyspos kanarinos" czy też innych "okolicos Kołobrzegos".
A szlag.
Ale z drugiej strony przyszedł mi do głowy pewien pomysł.
Skoro wujek Misiacz ostatnio nie czuje bluesa do roweru , to i mało jeździ( pojecie mało dotyczy jego wcześniejszych osiągnięć a nie moich obecnych)
to mam kandydatkę do "wyścigu pokoju " która mi zapewni że nie będę ostatni.
Tak więc oficjalnie zapraszam do rywalizacji Krysiorka.
Przy okazji informuję oficjalnie ze hombredelrio mimo wcześniejszego zaproszenia do wyścigu został jednogłośnie zdyskwalifikowany ( ten jeden głos to mój) ze względu na stosowanie środków dopingujących. I to wcale nie dla tego że środki te są niedozwolone a jedynie dla tego że ..... ma za dużo przejechanych kilometrów i nie jestem w stanie Go dogonić. Szlag , tego miałem nie pisać.
Ale wracajmy do dzisiejszego dnia.
Jeszcze tylko jedna sprawa do załatwienia na mieście i będę podążał do domu.
Ta jedna sprawa to pewien zabieg po którym będę się lepiej poruszał.
I tylko bez głupich komentarzy . Tu nie chodzi o przetaczanie krwi ani szprycowanie anabolikami w celu zrobienia 500 km przez weekend.
Wracam do domu.
Jestem częściowo zrezygnowany ale i spokojniejszy.
Ale nie za długo .
W drodze powrotnej do domu ciśnienie podniósł mi Monter .
Ja sobie tu jadę w tej puszce grzecznie i spokojnie a tu nagle jak coś nie świśnie jak coś nie śmignie . A to Monter na rowerze wyprzedza wszystkie samochody i pędzi gdzieś na wycieczkę. Nawet nie miałem okazji go pozdrowić .
I już był dwa skrzyżowania dalej.
Powiem szczerze miałem już dość.
Jeszcze tylko po zakupy i jadę do domu mając wszystko i wszystkich gdzieś.
Nie , to by było zbyt proste i zbyt łatwe.
Jeszcze nie dokończyłem zakupów a tuż przed kasą telefon.
"cześć jestem pod twoim domem , wracam z wycieczki , mogę wpaść na herbatkę"
To dzwonił jewti
Ożeż twoja mać , musiał mnie dobić?
Po krótkiej wymianie zdań stwierdził że nie będzie czekał i pojechał sobie.
Wreszcie dojechałem do domu.
Rozpakowałem zakupy i stwierdziłem : DOŚĆ.
Nakarmię i napoję psa , wyciągnę pierwszy rower jaki trafię i jadę.
Byle gdzie , byle jak , aby tylko jechać.
No chwilę to trwało , tak z pół godziny .
Ale wreszcie rower jest wystawiony ja ( nawet się nie przebierając) gotowy , dom zamknięty , ruszam. I cholera zapomniałem że czarna kobyła była ostatnio pożyczana i .......... siodełko przestawione.
No to z powrotem , otwieranie domu , szukanie klucza , regulacja siodełka , zamykanie domu i wreszcie w drogę.
I nie za daleko dojechałem bo się okazało że nie ma licznika.
No to już z "pewną dozą nieśmiałości" ( czytać należy " z dużą ilością słów niecenzuralnych") otwieranie domu , szukanie licznika , zamykanie domu i w drogę.
I ruszyłem.
Pilchowo , pod górę przez Leśno Górne ( nawet mi nieźle szło bo adrenalina pod wpływem której byłem pomagała) Police ( zjazd z Leśna do Polic to z górki więc rozpędziłem się do 45 km/godz.) , Tanowo i z powrotem do Pilchowa.
No tak w drodze z Polic to trochę tempo spadło ale jak sobie przypomniałem wszystkie afronty jakie mnie dziś spotkały to tempo podskoczyło.
A jeszcze jak pomyślałem o tych zakupach co sobie włożyłem do lodówki z okazji weekendu to jeszcze bardziej wzrosło.
I wreszcie koniec . Jestem z powrotem w domu.
Teraz już tylko przeleję moje żale na blogu i idę spać.
Ale nie , życie nie jest takie proste.
Pamiętacie ten wpis {w tym miejscu odznaczam czas 22,09 i miejsce w którym przerwano mi wpis a o przyczynach przerwy napiszę później?
Właśnie wyszedłem wtedy sobie na balkon aby przemyśleć dalszy wpis i zapalić ( cenzura zakaz propagowania wyrobów tytoniowych ) gdy pod domem pojawił się jakiś rowerzysta błyskający światełkami ( zrobiło się już ciemno) i zaczął wydzwaniać gdzieś komórką. W domu zadzwonił telefon i ............... i ledwo co uspokojony mój nastrój prysnął.
Cała "banda " rowerzystów pojawiła się pod moim domem.
Gdy wyszedłem przed dom ujrzałem : Anię , Montera , Jaszka , Yogiego , i kilka innych osób które nawet nie podjechały pod górkę pod mój dom.
Podjechali niby to z propozycją że chcą mnie zabrać na wycieczkę ale tak naprawdę chodziło im o wodę i coś do picia. Jak dostali wodę i to co miałem do picia , spojrzeli mi w oczy i .......... z nie kłamaną radością przyjęli do wiadomości że nie pojadę z nimi bo jestem pod wpływem środków potęgujących moją chęć do dokonywania wpisów.
I pojechali sobie cali szczęśliwi że nie dołączyłem się do wycieczki którą mógłbym spowolnić i zepsuć.
A mnie szlag trafiał do kwadratu.
Tak więc podsumowując dzisiejszy dzień i cały tydzień powiem szczerze :
A niech to wszystko i wszystkich szlag............


Kategoria KRÓTKO WOKÓŁ DOMU, samotnie, żubrówka

Trening przed Kaszeberunde a tak naprawdę .....ściganie Trendixa

  • DST 65.91km
  • Teren 5.00km
  • Czas 03:11
  • VAVG 20.70km/h
  • VMAX 37.40km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Sprzęt KTM
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 5 maja 2013 | dodano: 05.05.2013

No i nadszedł ten dzień.
Żadnych kompromisów. Twarda walka o kilometry i prędkość.
Trzy razy przed wyruszeniem w trasę sprawdziłem czy wszystko spakowałem i jak przyszło co do czego to ...................... aparatu fotograficznego nie było w sakwach.
Nie będzie zdjęć , nie będzie sentymentów. Twarda walka o honor , ilość kilometrów , prędkość i ........ coś tam jeszcze , ale nie pamiętam o co (skleroza nie boli , jedynie ostatnio boli mnie jeden ząb).
Wracając do tematu .
Dziś będzie krótko i zwięźle.
Jadę dla kilometrów i prędkości .
Bez zbędnych przerw dla zdjęć i innych pierdół .
Prawie jak "Gadzik " vel "Jarrek".
Co prawda to nie będzie Szczecin- Berlin , fotka pod bramą Brandenburską i z powrotem ale , jak na moje możliwości to coś w tym stylu.
Kiedy zacząłem swoją przyjaźń z Wojtkiem "Trendixem nie przypuszczałem że nadejdzie taki dzień gdy ............................będzie lepszy ode mnie .
I stało się . Jeszcze nie dawno to ja zmuszałem go do wycieczek i gonienia moich wyników. Teraz ja muszę gonić Go pod każdym względem.
Zdjęcia robi lepsze ( bo ma lepszy aparat i jeszcze umie je obrabiać).
Robi lepsze filmy bo ... ja nie mam kamery.
I tu moje tłumaczenia się kończą bo... poza tym jest w tym roku pod każdym względem lepszy.
Ale do czasu.
Ruszam. Pędem do Tanowa.Ile tylko dam rady. Mijając stada mieszczuchów obozujących i grillujących za Tanowem ruszam w kierunku na Dobieszczyn.
Przy leśniczówce skręcam na czerwony szlak i asfaltową drogą pędzę ( no to proszę czytać z pewną dozą wyrozumiałości) do jeziora Piaski.
Stąd " pędem" udaję się do Myśliborza Wielkiego.
Objeżdżam część jeziora ( tracąc na prędkości - dużo piachu) i wbijam się na budowana drogę Nowe Warpno - Dobieszczyn.
Pędząc ile sił w nogach mijam Dobieszczyn i "lecę" przez Stolec na Buk.
Po drodze , w przeciwieństwie co do niektórych znanych rowerzystów , robię przerwę na posiłek , picie i .. ( cenzura - zakaz reklamowania wyrobów tytoniowych).
Po , zdecydowanie zbyt długiej przerwie , ruszam ścieżką rowerową do Dobrej i dalej do Sławoszewa.
W Zjawie piję herbatkę i obgaduję pewna sprawę a następnie przez Bartoszewo "szybkim" tempem wracam do Pilchowa.
Koniec wycieczki.
Trasa przyszłego maratonu ( wersja mikro) przejechana.
Dystans do "przyjaciela " zmniejszony.
No to czas na przygotowania się do normalnego tygodnia bez przerw i wolnych dni.
Cel osiągnięty. Jestem teraz świadom swoich możliwości i to zarówno pod względem prędkości jak i wytrzymałości.
Wojtek , i tak się nie dam.


Kategoria samotnie, żubrówka

W poszukiwaniu tajemnic Szczecina . Fort na cmentarzu.

  • DST 31.21km
  • Czas 02:06
  • VAVG 14.86km/h
  • Sprzęt KTM
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 14 kwietnia 2013 | dodano: 14.04.2013

Już od dłuższego czasu planowałem taką wycieczkę.
Po przeczytaniu Tejenmnice Szczecina stwierdziłem że część z tych miejsc poszukam jeżdżąc na rowerze.
Niby człowiek mieszka w tym mieście od lat ale tak naprawdę niewiele o nim wie . To przyszedł czas na poznanie.
Nie spiesząc się wyruszyłem koło południa.
Rower przygotowany do wyjazdu.

Tajemnice Szczecina - Szlakiem książki pod tym tytułem. 001 © siwobrody


Spokojnie ulicami bez większych problemów dotarłem na cmentarz.
Otworzyłem książkę i zacząłem poszukiwania.



Niby proste ale ........ dopiero po godzinie trafiłem na miejsce.
Popełniłem kilka błędów ale i tak w końcu dojechałem.




Miejsce naprawdę zaniedbane i zaśmiecone ale porzucony krzyż z czyjegoś nagrobka to mnie już całkiem zadziwił. Nie wykluczone że to efekt dewastacji czy wręcz kradzieży .



Całość obiektu jest tak ukryta przed zwiedzającymi cmentarz , że naprawdę chyba mało kto wie o jego istnieniu nawet mając groby bliskich w pobliżu.
Wszystko zarośnięte drzewami.
Tak wygląda widok na wąwóz , w którym mieszczą się resztki tego fortu , od strony grobów i uczęszczanej części cmentarza.
Idąc dalej tropami autora książki ruszam do drugiej bramy.
To jest wejście do dawnego cmentarza garnizonowego założonego w 1893 roku
(informacje na podstawie opisu autora).
I myślę że mało kto wchodząc tą bramą o tym wie jak i o tym że stojący tam żeliwny krzyż pochodzi z tamtego okresu.
Podobnie jak pamiątkowy głaz , leżący nieopodal , poświęcony marynarzom z okrętu "Augsburg" który zatonął w czasie I wojny światowej.

W tm miejscu zakończyłem poszukiwania tajemnic i opisanych ,w tym rozdziale książki , ciekawostek i rozpocząłem zwiedzanie nekropolii.



Część z miejsc które teraz zwiedzałem już ktoś opisywał na BS .
Wydaje mi się że to był Jaszek .
Ale że i tak mam sklerozę więc dla mnie wszystko było jak by pierwszy raz.










Krokusy są wszędzie.



Tyle razy już byłem na tym cmentarzu ale dopiero teraz w pełnym słońcu zobaczyłem tyle ciekawych i nowych jak dla mnie miejsc.


Choćby tablice opisujące gatunki roślin rosnących na terenie nekropolii która jest jednocześnie pięknym ogrodem dendrologicznym.




Następna ciekawostka.






Te stare nagrobki mieszczą się tuż za kaplicą .

Koniec wycieczki p[o cmentarzu.Jeszcze ostatnie zdjęcie i czas wracać na obiad do rodziców.
Po odwiedzinach u rodziców jeszcze tylko powrót do domu przez Jasne Błonia

Powiem szczerze że co prawda nie liczyłem ale krokusów chyba było mniej niż ...... ludzi. Po prostu TŁUMY TABUNY ludzi.
Ledwo dało się jechać.
Na koniec jeszcze spojrzenie na pozostałości po zimie (Głębokie - Staw Uroczysko)


.
I tak plan został zrealizowany.
Tajemnicze miejsca odszukane , nowe miejsca poznane , tempo naprawdę fotograficzne ( żadnego uganiania się za żądnymi wyścigów "Rudzielcami") dystans w sam raz . I tylko byłoby wspaniale gdybym nie .....odparzył sobie tyłka .
Za ciepło się ubrałem.
Ale to już inna historia.


Kategoria samotnie, Ciekawostki miasta Szczecin

Mikro Naraton Pilchoworunda II edycja.

  • DST 4.00km
  • Teren 4.00km
  • Sprzęt ACTIVE RUNNER
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 1 kwietnia 2013 | dodano: 01.04.2013

I nadszedł ten dzień. Jedyny taki w roku. Jak sama nazwa mówi - kwiecień - czyli miesiąc kwiatów.
Pierwszy dzień tego miesiąca jest bardzo poważnym dniem i nie ma co sobie z tego robić żartów. Nadszedł czas na rozpoczęcie najbardziej nietypowego maratonu czyli:
Mikro Naraton Pilchoworunda
Tak więc ruszam.
Faktycznie widać wokół kwietniowy nastrój.


Ten zapach wiosny , te pozieleniałe ze złości pąki na drzewach , te ptaszęta fruwające wokół. I tabuny rowerzystów na drodze.


Ze względów bezpieczeństwa na trasę wyruszyłem w obstawie , tak na wszelki wypadek jakby mi od tej wiosny nie zawróciło się w głowie.

Tam gdzie był ubity śnieg , dało się jechać ale w sypkim śniegu trzeba było rower prowadzić.

Wokół piękne kwietniowe widoki.

Dosłownie wszędzie czuć wiosnę.

I tylko tak zacząłem się zastanawiać czy to ja robię sobie kawał na prima aprilis czy też przyroda sobie z nas kpi.
W każdym bądź razie udział w maratonie zaliczyłem. Po drodze spotkałem ..... narciarzy i doszedłem do wniosku że w tym roku to chyba zima potrwa do ...... lata.

Na zakończenie swojego udziału w II edycji Naratonu Pilchoworunda pozdrawiam wszystkich wytrwałych miłośników rowerów i składam życzenia dla dzisiejszej jubilatki czyli Trójki która w ten dzień obchodzi swój jubileusz .
Do następnej imprezy .
Już za rok.


Kategoria KRÓTKO WOKÓŁ DOMU, samotnie

Czas na sporty zimowe . Dziś skoki .

  • DST 55.26km
  • Teren 5.00km
  • Czas 03:13
  • VAVG 17.18km/h
  • VMAX 33.00km/h
  • Temperatura 9.0°C
  • Sprzęt KTM
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 26 grudnia 2012 | dodano: 26.12.2012

Zima jest więc czas na sporty zimowe .
Jako fan Adama Małysza postanowiłem popróbować skoków.
Rano spacerek z pieskiem i przy okazji sprawdzenie stanu pogody i ddr-ki ( w końcu na skocznię pojadę rowerem ).


Pogoda coraz ładniejsza.


Tak więc po wizji lokalnej wróciłem do domu , odstawiłem psa , zjadłem śniadanie mistrza : dwie bułki i banana ( po wcześniejszym zjedzeniu świątecznego śniadania - w końcu to święta ) i ruszyłem w drogę.
Dość szybko moja opinia na temat ośnieżania dróg rowerowych uległa diametralnej zmianie.
Tuż za Pilchowem.



Jako że nic mnie zniechęci do kontynuacji planów ruszyłem dalej ale już szosą .
Tak jak wielu innych spotkanych po drodze rowerzystów.
Po dojechaniu do Tanowa ruszyłem w kierunku na Dobieszczyn szukając jakiegoś miejsca do oddania skoku.
W końcu jest. Słynna droga pożarowa nr.27 . Wygląda zachęcająco.


Tak prawdę mówiąc nie za bardzo widać świątecznego nastroju - choinki nie przystrojone .

Choć jak widać , ludzie tu bywają.

Droga choć coraz mniej zaśnieżona ale za to coraz bardziej błotnista.
Nie tylko spodnie mam w tym szutrze .

Ale nie o tym miałem pisać.
Tak więc w tej okolicy spełniłem swoje plany.
Jadąc tą częściowo zaśnieżoną a częściowo oblodzoną drogą , mimo braku skoczni oddałem skok.
Najpierw mną zarzuciło , później poczułem że właśnie nadszedł ten czas , przyjąłem pozycję iiiiiiiiiiiiii wyszedłem z progu , tfu, wyszedłem z pedałów.
Prędkość przy wyskoku między 8 a 10 km/godz ( nie za wielka ale szybciej się nie dało). Za boczny wiatr dostałem + 8 pkt.
Lot całkiem przyzwoity ale wiadomo najważniejsze jest lądowanie.
Szło mi dobrze , zrobiłem telemark i już myślałem że dostanę dobre noty za lądowanie gdy się zachwiałem i ............. rękoma się podparłem.
Dupa blada , noty niskie a najniższą wystawiła ta kudłata świnia w brązowym futerku która się rzuciła do ucieczki na widok mojej miny za punkty które od niej dostałem. Odległość 0,5 m noty poniżej oczekiwań ale , a l e , jako jedyny startujący miałem najlepszy wynik. No to święto - znowu Polak najlepszy. Nawet syreny w Zakładach Chemicznych w Policach obwieściły ten sukces . A w rowach otaczających moje miejsce lądowania pojawiło się piwo


W związku z tym że w czasie jazdy nie piję to nie spróbowałem tego napitku z rowów i ruszyłem dumny z siebie dalej.

Mój ślad był jedynym na tej drodze.

Jadąc dalej zajechałem do leśnego baru.


Powiem uczciwie że leśny bar nie różni się niczym od miejskiego .
Zwierzęta zachowują się jak ludzie , też ( tu będzie wyrażenie wulgarne ) srają wokół baru jak popadnie.

Z drugiej strony to świadczy o popularności "knajpy".
I zachowują się jak ludzie , lizawki puste - jak jest coś za darmochę to błyskawicznie znika.

Ale i w lesie nie można się czuć bezkarnym . W pewnym momencie poczułem na sobie wzrok leśnego strażnika . Jakiś drzewiec przyglądał mi się zza pnia.

Wolałem nie ryzykować i śmignąłem ,tak z 12 km/godz , sprintem z lasu.
Tak się rozpędziłem ze strachu że dojechałem do Trzebieży.

I ujrzałem "prawie morze" czyli Zalew Szczeciński.
Spokojnie w otoczeniu tłumów spacerowiczów ( tym razem ludzi) wypiłem herbatkę i przewietrzyłem płuca ( niekoniecznie jodem).
Strzeliłem jeszcze "artystyczną fotkę " mojej dzisiejszej "skoczni" i już miałem zamiar skoczyć do Wisły na zawody gdy rodzina zadzwoniła że mam natychmiast wracać bo szykują obiad.

I to na tyle .
Jak zwykle krótko i zwięźle.
P.S.
Nie byłem jedynym uczestnikiem skoków na drodze pożarowej nr.27.
Drugi uczestnik.
Ale jako że uległ wypadkowi i został zdyskwalifikowany to i tak ja jestem zwycięzcą.
Do końca roku zostało pięć dni i do przejechania jakieś 131 km w wersji min. lub 7131 w wersji max futuro.


Kategoria samotnie, śWIĄTECZNIE, żubrówka