Czas na sporty zimowe . Dziś skoki .
-
DST
55.26km
-
Teren
5.00km
-
Czas
03:13
-
VAVG
17.18km/h
-
VMAX
33.00km/h
-
Temperatura
9.0°C
-
Sprzęt KTM
-
Aktywność Jazda na rowerze
Zima jest więc czas na sporty zimowe .
Jako fan Adama Małysza postanowiłem popróbować skoków.
Rano spacerek z pieskiem i przy okazji sprawdzenie stanu pogody i ddr-ki ( w końcu na skocznię pojadę rowerem ).
Pogoda coraz ładniejsza.
Tak więc po wizji lokalnej wróciłem do domu , odstawiłem psa , zjadłem śniadanie mistrza : dwie bułki i banana ( po wcześniejszym zjedzeniu świątecznego śniadania - w końcu to święta ) i ruszyłem w drogę.
Dość szybko moja opinia na temat ośnieżania dróg rowerowych uległa diametralnej zmianie.
Tuż za Pilchowem.
Jako że nic mnie zniechęci do kontynuacji planów ruszyłem dalej ale już szosą .
Tak jak wielu innych spotkanych po drodze rowerzystów.
Po dojechaniu do Tanowa ruszyłem w kierunku na Dobieszczyn szukając jakiegoś miejsca do oddania skoku.
W końcu jest. Słynna droga pożarowa nr.27 . Wygląda zachęcająco.
Tak prawdę mówiąc nie za bardzo widać świątecznego nastroju - choinki nie przystrojone .
Choć jak widać , ludzie tu bywają.
Droga choć coraz mniej zaśnieżona ale za to coraz bardziej błotnista.
Nie tylko spodnie mam w tym szutrze .
Ale nie o tym miałem pisać.
Tak więc w tej okolicy spełniłem swoje plany.
Jadąc tą częściowo zaśnieżoną a częściowo oblodzoną drogą , mimo braku skoczni oddałem skok.
Najpierw mną zarzuciło , później poczułem że właśnie nadszedł ten czas , przyjąłem pozycję iiiiiiiiiiiiii wyszedłem z progu , tfu, wyszedłem z pedałów.
Prędkość przy wyskoku między 8 a 10 km/godz ( nie za wielka ale szybciej się nie dało). Za boczny wiatr dostałem + 8 pkt.
Lot całkiem przyzwoity ale wiadomo najważniejsze jest lądowanie.
Szło mi dobrze , zrobiłem telemark i już myślałem że dostanę dobre noty za lądowanie gdy się zachwiałem i ............. rękoma się podparłem.
Dupa blada , noty niskie a najniższą wystawiła ta kudłata świnia w brązowym futerku która się rzuciła do ucieczki na widok mojej miny za punkty które od niej dostałem. Odległość 0,5 m noty poniżej oczekiwań ale , a l e , jako jedyny startujący miałem najlepszy wynik. No to święto - znowu Polak najlepszy. Nawet syreny w Zakładach Chemicznych w Policach obwieściły ten sukces . A w rowach otaczających moje miejsce lądowania pojawiło się piwo
W związku z tym że w czasie jazdy nie piję to nie spróbowałem tego napitku z rowów i ruszyłem dumny z siebie dalej.
Mój ślad był jedynym na tej drodze.
Jadąc dalej zajechałem do leśnego baru.
Powiem uczciwie że leśny bar nie różni się niczym od miejskiego .
Zwierzęta zachowują się jak ludzie , też ( tu będzie wyrażenie wulgarne ) srają wokół baru jak popadnie.
Z drugiej strony to świadczy o popularności "knajpy".
I zachowują się jak ludzie , lizawki puste - jak jest coś za darmochę to błyskawicznie znika.
Ale i w lesie nie można się czuć bezkarnym . W pewnym momencie poczułem na sobie wzrok leśnego strażnika . Jakiś drzewiec przyglądał mi się zza pnia.
Wolałem nie ryzykować i śmignąłem ,tak z 12 km/godz , sprintem z lasu.
Tak się rozpędziłem ze strachu że dojechałem do Trzebieży.
I ujrzałem "prawie morze" czyli Zalew Szczeciński.
Spokojnie w otoczeniu tłumów spacerowiczów ( tym razem ludzi) wypiłem herbatkę i przewietrzyłem płuca ( niekoniecznie jodem).
Strzeliłem jeszcze "artystyczną fotkę " mojej dzisiejszej "skoczni" i już miałem zamiar skoczyć do Wisły na zawody gdy rodzina zadzwoniła że mam natychmiast wracać bo szykują obiad.
I to na tyle .
Jak zwykle krótko i zwięźle.
P.S.
Nie byłem jedynym uczestnikiem skoków na drodze pożarowej nr.27.
Drugi uczestnik.
Ale jako że uległ wypadkowi i został zdyskwalifikowany to i tak ja jestem zwycięzcą.
Do końca roku zostało pięć dni i do przejechania jakieś 131 km w wersji min. lub 7131 w wersji max futuro.
Kategoria samotnie, śWIĄTECZNIE, żubrówka
komentarze