Przerwa w sportach zimowych czyli "dziewiczy rejs" w światowy dzień pocałunków.
-
DST
38.40km
-
Czas
02:20
-
VAVG
16.46km/h
-
Temperatura
0.0°C
-
Sprzęt MUŁ- Czyli pół Raleigh a pół Gazelle
-
Aktywność Jazda na rowerze
Jak ktoś nie rozumie tytułu to znaczy że czyta ze zrozumieniem.
Tytuł jest przewrotny bo i ta zima jest nieobliczalna i niezrozumiała.
Ale zacznijmy od końca czyli ............ od początku .
Wczoraj na początku próbowałem namówić Basię " Rudzielec " ( R102 ) na wycieczkę .
Dostałem odpowiedz że w czwartek nie ale w piątek tak.
Aż do rana nie wiedziałem o co chodzi .
Rano wstałem , włączyłem radio i usłyszałem " dziś jest światowy dzień pocałunków".
Oj niebezpiecznie , to wygląda na planowaną zmianę terminu w związku z tym dziwnym świętem. Na wszelki wypadek nażarłem się na śniadanie śledzi z ostrą cebulą i już czując się bezpiecznym rozpocząłem przygotowania do wyjazdu.
Po tym desperackim kroku poczułem się tak pewnie że zadzwoniłem do Ani vonZan zapraszając ją na wycieczkę . To ona zwróciła mi uwagę że skoro planuję wyjazd to warto by było podać ją również na forum rowerowego szczecina. Odczekałem trochę aby podać tą informację jak najpóźniej bo nie chciałem aby potencjalni amatorzy tej wycieczki ( zakładając z jakim tempem chcę jechać ) nie musieli czekać na mnie co 500 metrów na trasie. Już drzewiej bywało że dokonując wpisu po 24,00 o tym że wyruszam o 9,00 następnego dnia na miejscu startu było po kilka osób i później z wywieszonym językiem musiałem jako pomysłodawca gonić z nimi.
Po wpisaniu wycieczki na forum od razu zacząłem się przygotowywać bo czasu zostało nie wiele.
A tego święta i tak nie udało mi się uniknąć bo jak się pochwaliłem tą informacją o święcie to dostałem w czółko od rodzonej siostry szminkowego całusa . I tak z tym znakiem światowego święta poszedłem do piwnicy szykować "muła" do wycieczki.
Najpierw przyjechała Basieńka i została poczęstowana przez rodzinkę kawą i piernikiem. Po chwili dojechała Ania i też została przywitana przez rodzinkę.
Ja w tym czasie przygotowałem tandem do dziewiczej podróży.
Nawet nie zaglądałem na forum czy ktoś coś napisze - przecież nikt nie zdąży przeczytać , odpisać a już na pewno zareagować.
Wszystko gotowe , ja gotowy , Basia gotowa , Ania - zawsze gotowa i zmarznięta ,
muł gotowy , to w drogę.
Tak pro forma czekamy do 11,30 pod sklepem w Pilchowie iiiiiiiiiii w drogę.
Początkowo dość ostrożnie . Ja się boję zachowań "pasażera" a pasażer boi się zachowań " kierowcy" . Im dalej tym lepiej. Mijamy Bartoszewo .
Oddaję aparat fotograficzny do dyspozycji "pasażera " stąd tak ciekawe i udane zdjęcia.
Pierwsza przerwa . Ja o nią poprosiłem i zdjęcia robiłem.
A to zdjęcia uczestniczek tej wiekopomnej chwili .
I pięknego , jedynego w swoim rodzaju muła .
W tym miejscu okazało się że wpisu dokonałem zbyt wcześnie i chętni do wycieczki nas dogonili.
"Peio" czyli Paweł ( popoprawiam zgodnie z sugestią Basi Piotr) nas dogonił. (Swoją droga uprzedzałem że imiona zapamiętuję poprawnie co najmniej po kilku wycieczkach)
I tak już w czwórkę ruszyliśmy dalej.
( Janusz wybacz ale jak widzisz - dla chcącego nic trudnego).
Dojechaliśmy do ścieżki rowerowej z Dobrej do Buku.
Następna przerwa.
Jako że aparat był również w rękach Basi to i ja załapałem się na fotkę.
Następne zdjęcia to już ja robiłem.
Po zakończeniu przerwy ruszamy dalej.
O ile jazda tandemem po płaskim terenie jest dość przyjemna to pokonywanie wzniesień jest dość problematyczne. Ale doświadczenie Basi w zjeżdżaniu na tandemie przynosi pozytywne skutki. Następne wzniesienia bierzemy z rozpędu i idzie ( a właściwie jedzie) się nam coraz lepiej. Dochodzi do sytuacji w której współpraca użytkowników tandemu dochodzi do takiej perfekcji że " soliści" zostają daleko w tyle. I to do tego stopnia że Paweł nie "wytrzymuje tempa" i postanawia jechać dalej przez Niemcy - może dalej , ale na "pewno" spokojniej.
Po pożegnaniu , już tylko w trójkę ruszamy przez Dobrą , Wołczkowo w kierunku na Głębokie.
Basia z ukrycia robi zdjęcia . To powiem szczerze najlepsze zdjęcie z dzisiejszej wycieczki.
Dalsza jazda to istne szaleństwo.
Zostałem sam i dwie nadobne białogłowy. I jeszcze to święto.
Poczułem nagle gorący oddech Basi na swoich plecach. Lekko postanowiłem się od Niej odsunąć - depnąłem na pedały. Basia słysząc dźwięk rozszerzającego się tandemu przyspieszyła . Ja się dalej próbowałem odseparować . Tandem trzeszczał w spawach . Basia próbowała nie dopuścić do mojego odseparowania . Ania została daleko w tyle. Przekroczyliśmy pierwszą prędkość kosmiczną. Ja uciekam , Basia goni. BMW nie jest w stanie nas wyprzedzić. Ani już nie widać. Wchodzimy w zakręt. Kolanami szlifujemy asfalt na zakrętach jak kierowcy wyścigowych motocykli . Baśka naciska na pedały ja jestem cały w strachu. całe szczęście że ja mam u władzy kierownicę i hamulce. Kurczowo ściskam kierownice i .... manetki hamulców. Prędkość się nie zmniejsza , hamulce zaczynają śmierdzieć i robić się czerwone. Nikt nie czuje zapachu hamulców , czuć tylko zapach cebuli i śledzi.
Ilość samochodów chcących nas wyprzedzić choć nie mają mocy wzrasta. Mówię głośno basta , zwalniamy , trzeba poczekać na Anię i zrobić przerwę. Basia wierzy w to co mówię . Całe szczęście. Samochody z rykiem silników nas ( ledwo co) wyprzedzają, Ania nas dogania , sygnalizuję zjazd na parking i przerwę.
Hamulce są czerwone i śmierdzą jak huta ale śledzie z cebulą zabijają ich zapach. Udało się . Dziewczyny niczego nie podejrzewając zjeżdżają na parking.
Ania ma jakieś pretensje " odbiło Wam , jak mam za Wami nadążyć?"
Basia wstrząśnięta ale nie zmieszana postanowiła się napić herbaty.
A ja zerkając kątem oka sprawdzałem tylko czy hamulce ostygły.
Ludzie , przecież przy takiej prędkości i tak rozgrzanych hamulcach to biorąc pod uwagę tempo jakim jechaliśmy to nawet do Głębokiego na skrzyżowanie bym nie wyhamował.
Hamulce nadal gorące. Dziewczyny też rozgrzane. Z daleka sprawdzam jaka jest sytuacja.
hamulce powoli ale jednak stygną , Białogłowy nadal rozpalone.
Musiałem udać że jest mi słabo , że muszę zapalić jeszcze jednego papierosa ( choć miałem już dość) że jestem zasmarkany bo zimno ( ciągle "pożyczałem" chusteczki higieniczne od Basi )- w przypadku chusteczek to dość ciekawe słowo " pożyczałem" .
Jak już hamulce ostygły ( i kobiety też) ruszyliśmy dalej.
Pomny wcześniejszych doświadczeń udaję że pedałuję . I tak ledwo nadążam za za pedałami na które naciska Basia. Na całe szczęście hamulce ostygły i mogę dzięki nim nadążyć nogami za pedałami. Wreszcie Głębokie.
Tu czule ( ale dzięki śledziom bez całusów) się żegnamy z Anią i ruszamy do Pilchowa.
Po dojeździe do domu Basia wpada w objęcia mojej rodziny , dostaje w nagrodę za wycieczkę ( a tu się zdziwicie ) piernika osobiście robionego przez moją siostrę
a nie jak wam się wydawało .... moje śledzie.
I wreszcie wycieczka zakończona.
Kategoria KRÓTKO WOKÓŁ DOMU, żubrówka
komentarze
Tomecki - Pozdro! Jak się bliźniak sprawuje ? :-))
Akurat mieliśmy z Jaszkową wolny dzień, pogoda piękna, towarzystwo przednie, a Ty wrzucasz info o wycieczce jak urzędnik o ustawionym przetargu na gablotę. Niby informacja była, ale i tak nikt nie zdążył. A po ostatnich pościgach za koksami marzy mi się spokojna fotograficzna wycieczka, a jak widzę czasu na focenie było sporo. Żeby to było ostatni raz ;-)
sprzęt przetestowany, para w nogach nie ostygła... z pewnością nie był to dzień jak co dzień ;)