Fiszbuła czyli - ostatnio nic mi nie wychodzi.
-
DST
60.05km
-
Teren
20.00km
-
Czas
03:53
-
VAVG
15.46km/h
-
VMAX
31.06km/h
-
Sprzęt KTM
-
Aktywność Jazda na rowerze
Po kolei.
Najpierw dokonałem propozycji wycieczki na forum Rowerowego Szczecina.
Opis linka
Następnie licząc że na taki dystans chętnych nie będzie zorganizowałem sobie ekipę która nie pozwoli abym ....pojechał sam.
Zaprosiłem swojego rodziciela z jego kolegą i Trendixa.
No to już miałem gwarancję że będzie nas co najmniej cztery osoby.
No powiem uczciwie , Trendixa to zaprosiłem bo to była jedyna gwarancja że skoro pojedziemy wspólnie to nie zrobi więcej kilometrów w tym dniu niż ja.
( no między nami jest taki mały "wyścig pokoju" w którym jak na razie zostaję z tyłu).
Wspólnie z Wojtkiem Trendixem który przyjechał ze Stargardu ( na moje szczęście przyjechał samochodem a nie rowerem ) ruszamy na miejsce zbiórki.
Pod pomnik Trzech Orłów docieramy jako pierwsi i nie licząc zbytnio na frekwencje odliczamy czas do wyruszenia w drogę.
I tu niespodzianka . Po niedługim czasie dojeżdża do nas dwóch rowerzystów z zapytaniem czy to my jesteśmy od tej wycieczki na fiszbułę.
No to jest nas już czworo.
I tu następna niespodzianka przyjeżdża sam hombredelrio.
No jestem w lekkim szoku.
jest już nas pięcioro.Zbiórka uczestników wycieczki pod Trzema Orłami
© siwobrody
W między czasie obserwuje grupę osób na wózkach którzy również w tym miejscu zorganizowali sobie spotkanie w celu wspólnego , aktywnego spędzenia czasu.W pobliżu spotkanie grupy osób na wózkach . Mniej sprawni też potrafią się świetnie bawić
© siwobrody
Moje dziwienie było jeszcze większe gdy po chwili dołączyła do nas 4-osobowa ekipa i to międzynarodowa oraz sam guru Jaszek największy organizator wycieczek w ostatnim czasie i specjalista od fiszbuły.
Łącznie uzbierało się nas 10 osób.I coraz wiecej osób przyjeżdża
© siwobrody
Nie będę już wspominał o fakcie , gdy po dojechaniu 4-osobowej grupy jedna z osób bez ceregieli zgadła kto jest organizatorem wycieczki .
Doprawdy nie wiem po czym poznała.
Tradycyjnie po odczekaniu 5 minut ruszamy w drogę. Wyjątkowo mało ludzi i jedzie się bezproblemowo
© siwobrody
Uczciwie powiem nie spodziewałem się takiej frekwencji a tym bardziej tylu nowych osób .
I tu mogę z dumą powiedzieć że "nie wyszło" bo wyszło zdecydowanie lepiej niż się spodziewałem.
Ruszyliśmy w kierunku Lasku Arkońskiego ale zgodnie z pierwotnym planem na ul. Zalewskiego skręciliśmy w dół i obok seminarium dojechaliśmy do ul. Arkońskiej aby móc się pochwalić piękną ścieżką rowerową.Suniemy jak po maśle nową ścieżką rowerową na ul. Arkońskiej
© siwobrodyJedziemy nową ścieżką rowerową na ul. Arkońskiej
© siwobrody
I dalej przez Lasek Arkoński Wjeżdżamy do Lasku Arkońskiego
© siwobrodyPrzejazd przez Lasek Arkoński
© siwobrodyNastępny uczestnik w lasku
© siwobrodyKoniec peletonu w lasku
© siwobrody
Dojeżdżamy na Głębokie.
Tu dołącza do nas dwóch starszych niż ja panówGłębokie. Dołączają się następne osoby do wycieczki
© siwobrody
Po krótkiej przerwie i prezentacji uczestników Ania rusza trasą dookoła ( dwa razy dłuższą ale bez piachu) a my planowaną drogą przez las.Jesteśmy już na trasie Głębokie Baartoszewo. Jedziemy lasem
© siwobrody
W środku lasu nie planowana przerwa.Trochę piachu bayło ale na szczęście , po opadach deszcu , dało się jechać
© siwobrody
W jednym z rowerów spadł łańcuch.I mamy pierwszą awarię. Kłopoty z napędem . Spadł łańcuch
© siwobrody
Jedni pracowali a inni dyskutowali.W trakcie nie planowanej przerwy w kuluarach toczą się rozmowy
© siwobrody
A jeszcze inni pokazywali palcami jak powinien wyglądać dobrze utrzymany rower.Starsi panowie dwaj nie mają takich kłopotów .W końcu jadą na ............. moich rowerach
© siwobrody
Oczywiście byli i tacy to udowadniali wyższość przeglądów rowerów dokonywanych w serwisie nad przeglądami dokonywanymi w domu.Jako że większość osób spotkało się na tej wycieczce po raz pierwszy uczestnicy poznają się bliżej dyskutując zawzięcie
© siwobrody
Po przerwie i dokonaniu niezbędnych napraw ruszamy do celu.
Pogoda idealna , humory wyśmienite , towarzystwo wyjątkowe więc nic dziwnego że docieramy do celu.
Dojeżdżamy do zajazdu "Zjawa".
I tu robimy dłuższą przerwę i degustujemy fiszbułę.Wreszcie albo ( wg. niektórych ) stanowczo zbyt szybko docieramy do miejsca przeznaczenia
© siwobrody
Tu , choćbym nie chciał , muszę przyznać - nie wyszło.
Nawet bez opinii Jaszka który pod wpływem Misiacza stał się fanem fiszbuły sam osobiście przyznaję ta wersja śledzia w bułce nie jest tym czego oczekiwałem.
Prawda jest taka że staram się być obiektywny.
Czasami.
Po przerwie na posiłek i degustacji oferty "Zjawy"oraz kilku partii pingponga ( tu powiem że Jaszek jest "wredny" bo nie dał nikomu wygrać , ruszamy dalej.
Najpierw panowie szacowni na moich rowerach wracają do Pilchowa , następnie Jaszek , Ania i jeden z nowych znajomych ( tak , koksy to szybko się zaprzyjaźniają ) ruszają sprintem w dalekie trasy - do Nowego Warpna , a w dalszej kolejności reszta ekipy rusza na Dobrą i Buk z docelowym planem dotarcia nad Świdwie.Większość uczestników czując niedosyt rusza w dalszą trasę
© siwobrodyRuszamy w kierunku na Dobrą
© siwobrodyW trasie
© siwobrodyPrzejazd przez Dobrą
© siwobrody
Dojeżdżamy do ścieżki rowerowej w okolicach Buku.Ścieżka rowerowa w okolicy Buku
© siwobrody
Dalej ruszamy na Stolec.Na trasie między Dobrą a Bukiem
© siwobrody
Jedziemy wzdłuż granicy.Widok na granicę
© siwobrody
Zdjęcia na tle granicy polsko-niemieckiej.Zbiorowa fotka z granicą w tle
© siwobrody
Dojeżdżamy do Stolca i ruszamy czerwonym szlakiem do rezerwatu Świdwie.Na trasie między Stolcem a Świdwiem
© siwobrody
Oglądamy żurawie na łąkach.Żurawie na łąkach
© siwobrody
Znowu przerwa na zapoznanie się z okolicą.Przerwa na posiłek
© siwobrody
Fotograf w akcji© siwobrody

Przerwa na zdjęcia© siwobrody

Fotograf w akcji© siwobrody

Przegląd map i trasy© siwobrody
Jeszcze tylko kawałek

Do Świdwia czerwonym szlakiem© siwobrody

Tak nie wiadomu czemu zawsze te same osoby są na końcu peletonu© siwobrody

Już zaraz dojedziemy do rezerwatu Świdwie© siwobrody
Jesteśmy na miejscu.

Dotarliśmy do rezerwatu© siwobrody

Widok z wieży obserwacyjnej nad Świdwiem© siwobrody

Jedni fotografowali© siwobrody

Drudzy fotografowali fotografujących© siwobrody

A inni podziwiali widoki© siwobrody
Plan wykonany z nadwyżką.
Ruszamy w kierunku Tanowa i dalej do domów.
No , prawdę powiedziawszy to chcieliśmy ruszyć.

Jeszcze nie wyjechaliśmy z rezerwatu a znowu problem z jednym z rowerów© siwobrody
Tym razem to był "kapeć"

Tym razem to przebita dętka© siwobrody
Całe szczęście że wokół było pełno wody.
Szybko znaleźliśmy uszkodzone miejsce dętki.

Na szczęście wody wokół nie brakuje. Przebicie zlokalizowane© siwobrody
Po sklejeniu dętki i znalezieniu szkła w oponie ruszyliśmy w kierunku Tanowa zabierając ze sobą pewnego zagubionego w okolicy rowerzysty.
Ta wycieczka obfitowała w poznawanie nowych osób.
Jeszcze tylko przerwa na zakupy i posiłek w Tanowie .

Jeszcze tylko uzupełnienie zapasów i posiłek© siwobrody

Po posiłku ruszamy z powrotem do domów© siwobrody
I wracamy do domów.
W Pilchowie ja z Trendixem pożegnaliśmy uczestników wycieczki i pojechaliśmy do mnie do domu a reszta ekipy wróciła przez Głębokie do domów.
No w każdym razie miałem taką nadzieję .
Bo przewodnikiem dalszej drogi został wybrany hombredelrio a co niektórzy wiedzą że on lubi wstępować po drodze do lokali i nie zawsze jedzie najkrótsza drogą.
Z drugiej strony patrząc to może wycieczka dopiero pod jego przewodnictwem nabrała kolorów.
Ale to jego działka i mam nadzieję opisze powrót we własnym blogu.
Reasumując.
Nie wyszła mi mizerna frekwencja , nie było zachwytu bułką ze śledziem, nie udało się wyprzedzić "Trendixa" , nie spodziewałem się tak wielkiej ekipy , Nie miałem pojęcia że pojawi się tak wielonarodowe towarzystwo.
I muszę przyznać że nie wszystko wyszło zgodnie z planem ale większość spraw wyszła ponad plan.
I chciałbym podziękować wszystkim uczestnikom za towarzystwo i dobry humor.
Do zobaczenia na szlaku.
Trendix nie bierz tych słów dosłownie . W twoim przypadku doradzałbym przerwę w wycieczkach rowerowych tak co najmniej na miesiąc.
Tak abym miał okazję nadrobić ...zaległości.
Test trasy przed jutrzejszą wycieczką i .. nadrabianie km.
-
DST
23.37km
-
Teren
7.00km
-
Czas
01:13
-
VAVG
19.21km/h
-
VMAX
36.60km/h
-
Temperatura
17.0°C
-
Sprzęt KTM
-
Aktywność Jazda na rowerze
Krótki wieczorny wypad .
Sprawdzałem trasę przez las która mam jutro poprowadzić wycieczkę a z powrotem szosą dookoła do domu.
Trzeba gonić Trendixa który dzień w dzień robił wycieczki i wyszedł na prowadzenie w naszym prywatnym "wyścigu pokoju" .
Jego wynik z rana 443,18 km. a mój 375,71 km.
Biorąc pod uwagę że dziś popełnił znowu 56 km a ja zrobiłem marne 23 km to odszedł prawie na 100 km.
Oj trzeba będzie pojeździć w weekend.
I przy okazji . W końcu można wklejać zdjęcia z photo BS więc wrzucam kilka fotek z ubiegłotygodniowego piątku.
Poszukiwałem wówczas murali i graffiti w mieście.Wycieczka po Szczecinie w poszukiwaniu graffiti i murali. Początek poszukiwań
© siwobrodyWycieczka po Szczecinie w poszukiwaniu graffiti i murali. Pierwszy obiekt
© siwobrodyWycieczka po Szczecinie w poszukiwaniu graffiti i murali. Dugi obiekt
© siwobrodyWycieczka po Szczecinie w poszukiwaniu graffiti i murali. Przy Teatrze Polskim
© siwobrodyWycieczka po Szczecinie w poszukiwaniu graffiti i murali. Jadąc wzdłuż Odry
© siwobrodyWycieczka po Szczecinie w poszukiwaniu graffiti i murali. W pobliżu Trasy Zamkowej. 1
© siwobrodyWycieczka po Szczecinie w poszukiwaniu graffiti i murali. W pobliżu Trasy Zamkowej.3
© siwobrodyWycieczka po Szczecinie w poszukiwaniu graffiti i murali. W pobliżu Trasy Zamkowej.2
© siwobrodyWycieczka po Szczecinie w poszukiwaniu graffiti i murali. Pod Trasą Zamkową 2
© siwobrodyWycieczka po Szczecinie w poszukiwaniu graffiti i murali. Pod Trasą Zamkową 4
© siwobrodyWycieczka po Szczecinie w poszukiwaniu graffiti i murali. Pod Trasą Zamkową . 1
© siwobrodyWycieczka po Szczecinie w poszukiwaniu graffiti i murali. Pod Trasą Zamkową 5
© siwobrodyWycieczka po Szczecinie w poszukiwaniu graffiti i murali. Pod Trasą Zamkową 3
© siwobrodyWycieczka po Szczecinie w poszukiwaniu graffiti i murali. Pod Trasą Zamkową 6
© siwobrodyWycieczka po Szczecinie w poszukiwaniu graffiti i murali. Pod Trasą Zamkową 7
© siwobrodyWycieczka po Szczecinie w poszukiwaniu graffiti i murali. Pod Trasą Zamkową 8
© siwobrodyWycieczka po Szczecinie w poszukiwaniu graffiti i murali. Nowe Stare Miasto
© siwobrodyWycieczka po Szczecinie w poszukiwaniu graffiti i murali. Nowe Stare Miasto . Nasze rowery
© siwobrodyWycieczka po Szczecinie w poszukiwaniu graffiti i murali. Nowe Stare Miasto . Galeria .5
© siwobrodyWycieczka po Szczecinie w poszukiwaniu graffiti i murali. Nowe Stare Miasto . Galeria .4
© siwobrodyWycieczka po Szczecinie w poszukiwaniu graffiti i murali. Nowe Stare Miasto . Galeria .2
© siwobrodyWycieczka po Szczecinie w poszukiwaniu graffiti i murali. Nowe Stare Miasto . Galeria .3
© siwobrodyWycieczka po Szczecinie w poszukiwaniu graffiti i murali. Nowe Stare Miasto . Knajpa "Haga"
© siwobrodyWycieczka po Szczecinie w poszukiwaniu graffiti i murali. .Ul. Kolumba
© siwobrodyWycieczka po Szczecinie w poszukiwaniu graffiti i murali. Pomorzany - ujęcie nr 2
© siwobrodyWycieczka po Szczecinie w poszukiwaniu graffiti i murali. Pomorzany - ujęcie nr 1
© siwobrodyWycieczka po Szczecinie w poszukiwaniu graffiti i murali. Reklama
© siwobrodyWycieczka po Szczecinie w poszukiwaniu graffiti i murali. Ul. Powstańców Wielkopolskich
© siwobrodyWycieczka po Szczecinie w poszukiwaniu graffiti i murali. Ul. Powstańców Wielkopolskich. 2
© siwobrody
Kategoria KRÓTKO WOKÓŁ DOMU
Trening przed Kaszeberunde a tak naprawdę .....ściganie Trendixa
-
DST
65.91km
-
Teren
5.00km
-
Czas
03:11
-
VAVG
20.70km/h
-
VMAX
37.40km/h
-
Temperatura
20.0°C
-
Sprzęt KTM
-
Aktywność Jazda na rowerze
No i nadszedł ten dzień.
Żadnych kompromisów. Twarda walka o kilometry i prędkość.
Trzy razy przed wyruszeniem w trasę sprawdziłem czy wszystko spakowałem i jak przyszło co do czego to ...................... aparatu fotograficznego nie było w sakwach.
Nie będzie zdjęć , nie będzie sentymentów. Twarda walka o honor , ilość kilometrów , prędkość i ........ coś tam jeszcze , ale nie pamiętam o co (skleroza nie boli , jedynie ostatnio boli mnie jeden ząb).
Wracając do tematu .
Dziś będzie krótko i zwięźle.
Jadę dla kilometrów i prędkości .
Bez zbędnych przerw dla zdjęć i innych pierdół .
Prawie jak "Gadzik " vel "Jarrek".
Co prawda to nie będzie Szczecin- Berlin , fotka pod bramą Brandenburską i z powrotem ale , jak na moje możliwości to coś w tym stylu.
Kiedy zacząłem swoją przyjaźń z Wojtkiem "Trendixem nie przypuszczałem że nadejdzie taki dzień gdy ............................będzie lepszy ode mnie .
I stało się . Jeszcze nie dawno to ja zmuszałem go do wycieczek i gonienia moich wyników. Teraz ja muszę gonić Go pod każdym względem.
Zdjęcia robi lepsze ( bo ma lepszy aparat i jeszcze umie je obrabiać).
Robi lepsze filmy bo ... ja nie mam kamery.
I tu moje tłumaczenia się kończą bo... poza tym jest w tym roku pod każdym względem lepszy.
Ale do czasu.
Ruszam. Pędem do Tanowa.Ile tylko dam rady. Mijając stada mieszczuchów obozujących i grillujących za Tanowem ruszam w kierunku na Dobieszczyn.
Przy leśniczówce skręcam na czerwony szlak i asfaltową drogą pędzę ( no to proszę czytać z pewną dozą wyrozumiałości) do jeziora Piaski.
Stąd " pędem" udaję się do Myśliborza Wielkiego.
Objeżdżam część jeziora ( tracąc na prędkości - dużo piachu) i wbijam się na budowana drogę Nowe Warpno - Dobieszczyn.
Pędząc ile sił w nogach mijam Dobieszczyn i "lecę" przez Stolec na Buk.
Po drodze , w przeciwieństwie co do niektórych znanych rowerzystów , robię przerwę na posiłek , picie i .. ( cenzura - zakaz reklamowania wyrobów tytoniowych).
Po , zdecydowanie zbyt długiej przerwie , ruszam ścieżką rowerową do Dobrej i dalej do Sławoszewa.
W Zjawie piję herbatkę i obgaduję pewna sprawę a następnie przez Bartoszewo "szybkim" tempem wracam do Pilchowa.
Koniec wycieczki.
Trasa przyszłego maratonu ( wersja mikro) przejechana.
Dystans do "przyjaciela " zmniejszony.
No to czas na przygotowania się do normalnego tygodnia bez przerw i wolnych dni.
Cel osiągnięty. Jestem teraz świadom swoich możliwości i to zarówno pod względem prędkości jak i wytrzymałości.
Wojtek , i tak się nie dam.
Kategoria samotnie, żubrówka
Wycieczka po Szczecinie w poszukiwaniu.............
-
DST
35.68km
-
Czas
02:55
-
VAVG
12.23km/h
-
Sprzęt Czarny RALEIGH - czarna perła
-
Aktywność Jazda na rowerze
Od jakiegoś czasu chodził za mną pomysł na wycieczkę tematyczną po Szczecinie.
W wielu wpisach na blogach różnych osób , ten planowany temat , się przewijał .
Przykładowo u Benaska :w relacji z Berlinaczy też u Misiacza jedna z wycieczek. i wielu innych osób.
Kilka punktów w które miałem zajechać już było ustalonych a pozostałe , jadąc powoli , miałem zamiar znaleźć. Przy takim założeniu wycieczka miała być spokojna , fotograficzna ( tu mała dygresja - nie chodzi o wycieczkę fotograficzną w stylu moich znajomych " tempo takie żeby fotoradary zdjęcia robiły").
I na taką wycieczkę , bez pośpiechu i wielu kilometrów , namówiłem Joannę vel "havranek".
W tym miejscu muszę zmienić pierwotny plan wpisu albowiem :Zmiana serwera
Prosze o cierpliwosc, zmieniamy serwer PBS. Operacja potrwa jakis czas, u jednych szybciej, u innych dluzej (mysle, ze nie dluzej niz 24h). Co jakis czas warto dobrze odswiezyc strone... Do tego czasu mozna ponarzekac w notce na fejsie ;)
- photo.bikestats i nie ma możliwości wklejenia zdjęć które miały być zobrazowaniem narzuconego tematu.
Skoro tak , to opis będzie tak skonstruowany aby namówić potencjalnych czytelników do odgadnięcia przewodniego tematu wycieczki.
Wracamy do wycieczki . Po dojechaniu z Pilchowa do centrum i spotkania z Asią ruszamy do "Galaxy" I mamy pierwsze obiekty . I tu powinno być : zdjęcie nr.1 , zdjęcie nr.2 , zdjęcie nr.3 , no może jeszcze zdjęcie nr.4 .
Ruszamy dalej przez park Żeromskiego do teatru Polskiego.
Tu robię niestety nieudane zdjęcie nr.5.
Zwiedzamy okolice ul . Szarotki i Dubois i nad Odrą jedziemy w kierunku zamku Książąt Pomorskich.
Po drodze zarządzam postój, jeszcze przed Wałami Chrobrego, w celu uwiecznienia następnego "obiektu" i to dość długiego ( tu powinno być tak ze trzy zdjęcia).
Na wysokości Wałów wbijamy się w porządną ścieżkę rowerową ( nawet nie wiedziałem że taką piękną mamy ) i fotografuję niesamowite rzygacze na wieży Urzędu Wojewódzkiego. ( dwie fotki - nie związane z tematem).
Ruszamy dalej do Trasy Zamkowej.
Tuż przed spotykam następny obiekt i robię serię zdjęć.
Wjeżdżamy pod Trasę Zamkową i tu zgodnie z planowanym przeze mnie harmonogramem dokonuję serii zdjęć , również z ujęciami drugiej strony Odry.
Po tym seansie fotograficznym pada propozycja ze strony mojej współtowarzyszki wycieczki " jedziemy na nowe - stare miasto"
Taaaa , starożytni filozofowie mówili " z kobietami nadobnymi się nie dyskutuje , no chyba że Im się diamentowe kolie kupuje ".
Mnie to i na mały pojedynczy diament nie za bardzo stać a po drugie to już nie raz wyszedłem z opałów słuchając starożytnych maksym.
No to jedziemy .
I warto było.
Po raz pierwszy zobaczyłem to nasze nowe-stare miasto.
Wcale nie jest takie złe.
Knajpka na knajpce ale niektóre wcale nieźle wyglądają.
I tu nagroda za posłuszeństwo wobec dam , zostaję zaproszony na zupkę w knajpce o nazwie Haga.
Ale zanim tam wejdziemy nasz słuch ciągnie nas w inne miejsce.
Muzyka
I spotykamy pana który siedząc przed swoją galerią , obok Hagi mówi nam " proszę się nie obawiać rzucę okiem na Wasze rowery.
OOOOOOOOOOOOOO . proszę pana taki tekst to powód do bliższego zapoznania.
Nie dosyć że kusząca muzyka to jeszcze taki tekst .
No to ruszamy do ...........galerii ( co tam zupa).
I się zaczyna . Kurcze co za przemiły i p0ozytywnie nastawiony do życia człowiek. I się zaczyna . Zwiedzanie galerii i rozmowa. Joanna szybko znajduje bratnią duszę . On artysta mówiący obrazami . Ona artystka malująca słowami ( Jej wiersze zostały wydane w różnych tomikach lecz nie wszystkie rozumiem bo część wydano w języku angielskim a tego nie znam).
I tu powinna nastąpić seria zdjęć z galerii ale nidy rydy bo photo.bikestats. nie działa.
Ze mnie żaden artysta ale znalazłem jedno wspólne z właścicielem galerii i nie jest to artystyczne postrzeganie świata , ani wspólna muzyka , ani sposób nakładania farb na obraz, ani maksymy starożytnych filozofów.
To co mamy wspólne to pociąg do opis produktu
No proszę pana , ja tu jeszcze wrócę.
Na dłuższą rozmowę na temat wyższości ... ( cenzura - zakaz reklamowania produktów spirytusowych).
Po niezwykle sympatycznej rozmowie zachodzimy do Hagi na zupkę .
Pierwszej słynnej ........... nie ma . Drugiej w kolejności atrakcyjności .................... nie ma . Trzecia z oferty ............ jest.
Jemy i robię kilka fotek.
Nie ma co narzekać ta trzecia z oferty " gulaszowa" co prawda mało holenderska ale jest gorąca i smaczna. ( tu dwie fotki z lokalu).
Jeszcze wracamy do galerii aby podziękować za mile spędzony czas i dostajemy cynk że artystka która tak nas zauroczyła będzie z ............... koncertem w Szczecinie w czerwcu na Zamku.
No i szlag trafił zbieranie kasy na diament , trzeba zbierać na bilety.
Ruszamy dalej.
Po tej artystycznej i cholera muszę przyznać przemiłej przerwie ruszamy dalej w celu dotarcia do następnego punktu " planowanego obejrzenia obiektu".
No pod wpływem "sił wyższych" vel "havranek" jeden z punktów omijamy i jedziemy dalej ul. Kolumba .( coś się za tą gulaszową należy)
Mijamy Dworzec Główny , jedziemy ul Kolumba na Pomorzany.
I tak między skrzyżowaniem z Dąbrowskiego a skrzyżowaniem ze Szczawiową docieramy do następnego "obiektu".
Tu kilka fotek ( tyko proszę bez nerwowych komentarzy na temat photo.bikestats. )
I jedziemy na Pomorzany.
Tu miałem nadzieję na dojechanie do elektrowni Pomorzany aby zaliczyć jedną z tajemnic Szczecina wg.http://merlin.pl/Tajemnice-Szczecina_Andrzej-Krasnicki-jr/browse/product/1,760211.html ale ........ nie miałem wystarczającej ilości ........diamentów.
Zawróciliśmy ul. Powstańców Wielkopolskich do centrum.
I tu dokonałem następnego odkrycia .
I tu następuje seria zdjęć . Dwóch obiektów. A może trzech.
No to jak se wirtualnie obejrzeliście te zdjęcia to ruszamy dalej .
Odprowadzam swoją współtowarzyszkę do domu a sam ruszam do ............domu.
I koniec wycieczki , a dla wytrwałych czytelników którzy dotrwali do końca konkurs.
Co było tematem przewodnim wycieczki?
Jak się w końcu strona ze zdjęciami ruszy to wkleję fotografie i .........
..................... wyłonię finalistów.
Nagroda do odebrania w przyszłą sobotę na wycieczce którą zorganizuję.
Proszę nie liczyć na ....................... diamenty.
Kategoria Ciekawostki miasta Szczecin, KRÓTKO WOKÓŁ DOMU, żubrówka
"Tajemnice Szczecina" wyprawa druga.
-
DST
27.23km
-
Czas
02:00
-
VAVG
13.62km/h
-
VMAX
34.26km/h
-
Temperatura
19.0°C
-
Aktywność Jazda na rowerze
Jako że zdrowie nie za bardzo pozwala mi na wycieczki (z "koksami" i innymi "harpaganami ") typu :nie mniej niż 100 a nie więcej niż 500 kilometrów więc kontynuuję zwiedzanie Szczecina z książką "Tajemnice Szczecina" autorstwa Andrzeja Kraśnickiego juniora.
Na dziś co prawda krótka trasa ale za to aż cztery rozdziały.
"Tajemnicza twierdza" str.6 , "mówią o nim więzienie" str.18 , "gdzie jest Sedina?" str 76 , "stara trasa przez rzekę " str.127 .
A wszystkie te miejsca są w promieniu kilku kilometrów.
Na wycieczkę zaprosiłem pewną Joannę vel "havranek" a i kolega Maciej z synkiem Kubusiem wyraził chęć na wycieczkę.
Wyruszyłem po 15,00 .
Pilchowo , Głębokie a później już prosto najdłuższą ulicą w mieście czyli al. Wojska Polskiego . Cicho , pusto większą część drogi przejechałem ulicą. Szkoda że tak rzadko ulice są tak puste. Dojechałem na miejsce spotkania z "havrankiem" i dzwonię czy już jest gotowa do wyjazdu . Okazuje się że sprawy rodzinne uniemożliwią jej udział w dzisiejszej wycieczce.
Bywa , mówi się trudno i jedzie dalej.
Ale nie ma tego złego co by na .... ciekawe nie wyszło. W trakcie rozmowy przez telefon rozglądam się wokół i nagle widzę ciekawostkę.
na jednej ze ścian starej kamienicy widzę jakieś dziwne "zdobienia".
Przyglądam się przez autofokus aparatu ( bo tak własnymi oczami to nie wiele widzę) iiiiiii
No tak , w samym centrum miasta ( a nie w lesie) , na ścianie budynku ( a nie na drzewach ) są umieszczone budki lęgowe dla ptaków.
i to różnych rozmiarów i kształtów.
No i proszę , jeszcze nie zacząłem poszukiwania ciekawostek miejskich a już same się cisną w obiektyw.
Ruszam więc dalej do planowanych celów mając tylko nadzieję że Maciej nie zrezygnuje z udziału w wycieczce bo do jednego miejsca nie wiadomo czy da się dotrzeć bez pozostawienia roweru. W tym wypadku wolałbym aby rower został pod nadzorem.
Na razie , samodzielnie zaliczam pierwszy punkt zwiedzania.
"mówią o nim więzienie" str.18
Trafiam łatwo i bez kłopotów.
Znalezione , obfotografowane:
Stary mur stanowi ścianę dużo późniejszej budowli.
Wszystko zgodnie z opisem autora.
Punkt zaliczony.
Teraz jadę zgodnie z własnym planem wg. dawnych wspomnień. Jest w okolicy jeszcze jeden fragment murów tak schowany że mało kto go odnajduje i ogląda.
Tak , dobrze pamiętam.
Kombinowałem na różne strony ale przy tym świetle nie udało mi się zrobić dobrego zdjęcia.
Skoro jestem w pobliżu to pokażę jak wygląda dziś przyszła galeria a do niedawna ruina. Oj dużo się dzieje w mieście.
Oby jak najwięcej niedawnych ruin zmieniało się w ciekawe miejsca.
Teraz czas zacząć następny temat z książki.
Bardzo ciekawa historia o której bym nie wiedział gdyby książka nie trafiła w moje ręce.
"Rok 1948 Ul.Wielka (obecnie Wyszyńskiego ) zrujnowana , most Długi nie istnieje.Stalowe konstrukcje mostu Bayleya (frontowe wyposażenie zachodnich aliantów) stają nad Odrą u wylotu ul. Dworcowej. Auta mogą przejechać , ale tramwaje nie ... bo nie ma torów. Ówczesny prezydent miasta Piotr Zaremba zarządza "pierwsza inwestycję komunikacyjną". Rozebrano tory z ulicy Staszica ( czy ktoś z Was wie że tam była linia tramwajowa aż do Emilii Plater?) i położono na Dworcowej aby połączyć lewobrzeże z prawobrzeżem." To skrót informacji z książki ciekawskich odsyłam po większą ilość ciekawych informacji.
Uwieczniam to miejsce na zdjęciach.
Tu gdzieś był ten most.
Przy okazji robię zdjęcia poczty.
Widok na pocztę (gmach Poczty Cesarskiej) z placu Tobruckiego .
Proszę zwrócić uwagę że część budynku poczty ma dwa piętra a część trzy.
I tu wyjaśnienie .
Tym razem informacje czerpię z niezwykłej książki "Był sobie Szczecin " autorstwa Macieja Czekały . Cytat "po 1899 roku okazało się , iż zapotrzebowanie na usługi pocztowe było tak duże , że południową część budynku powiększono poprzez dobudowanie trzeciej kondygnacji. "
A teraz czas na przerwę od historii i mały odpoczynek we współczesnym świecie.
Kurcze naprawdę w tym mieście jest coraz ładniej i urokliwiej.
I trafiam na współczesną zagadkę. Kto i dla czego założył kłódkę na tej ławce?
Chyba jacyś zakochani upamiętnili tą ławkę kłódką ? Ot i następna zagadka.
Uff , jeszcze nie dojechałem do następnych " zagadek a już zrobiła się powieść z tej wycieczki. Jak tak dalej pójdzie to relację będę pisał dziesięć razy dłużej niż trwała sama wycieczka.
A może jednak ... jeszcze dłużej?
Czas zakończyć przerwę i ruszać w drogę.
Ale co to?
Jak można dopuścić do takiego stanu psa?
Chyba pogadam z właścicielem.
Czy On wie jak taki pies się czuje z czymś takim na sobie?
Ups , nie będę robił żadnych uwag. Właściciel chyba doskonale wie.
I nawet przeprowadzamy sympatyczną rozmowę o upodobnianiu się właścicieli do psów i na odwrót. Oczywiście rozmawiam z właścicielem , nie z psem.
To miasto jest naprawdę fascynujące.
W oczekiwaniu na kolegę Macieja i jego syna Kubusia podziwiam piękno "Czerwonego ratusza".
Nie jeden szczecinianin na widok tych zdjęć ( nie chodzi o jakość tylko o obiekt) powiedziałby : a gdzie takie piękne budowle? - Szwecja , Dania , Niemcy?
No wreszcie.
Jest Maciej z Kubusiem i ruszamy do ostatniego punktu dzisiejszej wycieczki.
"Tajemnicza twierdza"
Cytat : "Najbardziej intrygująca to wspomniany już mur ciągnący się wzdłuż ulicy Czarneckiego. Dziś podpiera skarpę , na której stoją garaże , przez co dostęp do niego od ulicy jest praktycznie niemożliwy."
Oczywiście jakbym doczytał dokładnie dalszy ciąg opisu to bym nie zaczął poszukiwań od drugiej , tej "niemożliwej" strony.
Ale nie doczytałem. Dotarliśmy na miejsce od strony dworca .
Dobrze pomyślałem że zwiedzanie tego miejsca może wymagać " porzucenia " roweru i udania się "pieszo" . Maciej z synem zostali na "straży " mojego pojazdu a ja wyruszyłem w niezwykłą podróż.
Najpierw pod stromą jak cholera górę z obsypującym się piachem.
Tak naprawdę to nie byłem przygotowany na te poszukiwania.
Nie miałem ani raków ani czekana.
Stromo jak diabli , nie wiele widać w tych chaszczach , wokół pełno śmieci a tych murów to nie wiele widać.
Ale jak się wspiąłem na wyżyny ( moich możliwości ) to dokonałem odkrycia.
Wśród wmurowanych cegieł znalazłem jedną która miała sygnaturę producenta. ( no coś na wzór współczesnego certyfikatu.
No naprawdę , dokonałem odkrycia.
A teraz dalej , byle tylko się nie zwalić w dół te kilka metrów.
Miałem chwilę słabości i miałem zamiar zrezygnować. No jak się pchać w te chaszcze bez zabezpieczenia jak skarpa prawie pionowa a asekuracji zero.
I jeszcze te mury tak mało atrakcyjne.
Gdyby nie te porastające zbocze drzewa to nie dałoby się czego trzymać na tej pochyłości .
Nie , no teraz to już przesada.
Nie dosyć że stromo to jeszcze droga zarośnięta jak nie przymierzając puszcza amazońska.
No to jak poszukiwacz "zaginionej arki" czy też innej zagubionej świątyni w Ameryce Południowej przedzieram się w poszukiwaniu skarbów.
drzewa wyrastają z murów.
Chaszcze blokują drogę.
A ja jak ten odkrywca brnę przez te liany i baobaby z dusza na ramieniu.
I nagle widzę że te drzewa co wrastają w mur to ..... razem z resztami tego muru spadają w dól.
A ja nie mam ani kasku , ani liny asekuracyjnej, a Maciej to już zapewne myśli że poległem na tej wyprawie bo już dobre pół godziny jak mnie nie ma .
Docieram w coraz bardziej dzikie i ciekawe miejsca
aż wreszcie docieram do końca muru i okazuje się że to w .... tym miejscu należy rozpocząć zwiedzanie tej atrakcji
Po wyjściu w rejony "cywilizowane " już ulicami , wracam do miejsca postoju roweru i "mojej ekipy towarzyszącej w wyprawie". Powrót droga która przeszedłem uważałem za zbyt niebezpieczny. Zresztą chyba każdy wie że wejść na górę , czy to drzewa , ruin czy góry jest łatwiejszy niż zejście z powrotem w dół.
Po dotarciu na miejsce rozpoczęcia "wyprawy " zastałem swoich towarzyszy dość zdenerwowanych i będących w rozterce : wezwać policję , straż pożarną czy pogotowie ratownictwa górskiego.
I wysłuchałem reprymendy: "Mogłeś choć zadzwonić że żyjesz".
Ja im się nie dziwię .
Oni też mogli paść ........ z nudów , czekając na mnie.
Plan zwiedzania zakończony.
Co było do zobaczenia i utrwalenia na zdjęciach zostało wykonane.
Teraz chwila relaksu po zakończeniu zadań.
Różne napisy widziałem na bramach ale tego jeszcze nie
Ruszyliśmy w drogę powrotną .
Chwilę podziwialiśmy widoki znad dworca , pokazaliśmy Kubusiowi gdzie jest "Stara Komenda" aby wiedział gdzie tatę na piwo zaprosić i pojechaliśmy każdy w swoją stronę.
Macieju , serdeczne podziękowania za opiekę nad moim rumakiem i chęć niesienia pomocy " zaginionym w akcji" . Kubusiu masz u mnie lody na następnej wycieczce albo watę cukrową ( jak lodów tata nie pozwoli) .
Po zakończeniu poszukiwań "tajemnic " ruszyłem do domu.
Ulicami pustego i wymarłego miasta.
Aż dojechałem do Jasnych Błoni.
A , to tu się wszyscy zebrali.
Lawirując miedzy spacerowiczami dotarłem do kawiarenki na rowerze .
Zamówiłem kawę ( nie wiem dla czego bo kawy nie piję ) i rozpocząłem rozmowę z właścicielem.
Naprawdę ciekawa osoba .
A to co podaje i jak rozmawia z ludźmi to bajka.
Wyobraźcie sobie że gdy tak stałem i rozmawiałem podeszły dwie panie i zamówiły herbatę. Po krótkiej rozmowie i zamówieniu herbaty wg. wymagań jednej z pań właściciel kawiarenki podjął dyskusję na temat wyższości kawy nad herbatą .
Pani postawiła na swoim i zamówiła herbatę i: żeby była bez mleka i że nie lubi mięty i nie lubi mleka i czegoś tam jeszcze . A pan udowodnił Jej że lubi kawę i to z mlekiem i................... nie , na dzisiaj wystarczy tych tajemnic a ta konkretnie historia to już na odrębny wpis .
Zasuwam do domu . Po drodze spotykam znajomego rowerzystę - "Waldi".
Po krótkiej wymianie informacji ruszam dalej.
Zmieniam trasę tak aby nie jechać klasyczną drogą.
rzut oka na ptaki i rowery
Oraz na Rusałkę
I jak najszybciej do domu bo robi się coraz zimniej - 13 stopni.
Po drodze jeszcze tabuny ludzi wokół grilli i ognisk .
I wreszcie dom.
No tak .
Dystans mizerny , czas przejazdu mierny ale za to wrażeń na kilka wycieczek.
I tylko byłoby fajnie gdyby nie to że za dużo do opisania.
Ech , a można było zrobić te 100 km. , dwa zdjęcia i opisać to w trzech słowach.
Kategoria Ciekawostki miasta Szczecin, KRÓTKO WOKÓŁ DOMU, piwko
Kwietniowa masa krytyczna .
-
DST
30.00km
-
Czas
00:01
-
VAVG
1800.00km/h
-
Sprzęt MUŁ- Czyli pół Raleigh a pół Gazelle
-
Aktywność Jazda na rowerze
Trzy wydarzenia po raz pierwszy w tym roku.
Pierwszy raz w tym roku byłem na masie.
Magnolie zakwitły , to już oznaka pełni wiosny.
Rowerzystek i rowerzystów coraz więcej.
Wiele fajnych rowerków
Przemówienie Yogiego i zaraz wyruszamy w drogę.
Od tej pory aparat przejmuje Basia a ja próbuję lawirować naszym "tirem" wśród innych uczestników wycieczki.
Po dojechaniu na Jasne Błonia odebrałem aparat i zrobiłem kilka zdjęć z zakończenia imprezy
I ruszamy do domu.
I tu druga przygoda. Pierwszy w tym roku "kapeć" . Na szczęście nie w tandemie a u Wojtka .
Po wymianie dętki już tylko szybciutko do domu bo robi się coraz zimniej i zaczyna kropić.
A i oczywiście sprint przed Jaszkiem który próbuje nas złapać obiektywem.
Wreszcie w domku. Na szczęście dopiero po dotarciu do domu zaczyna lać.
Zapomniałbym , trzecim wydarzeniem po raz pierwszy w tym roku był wyjazd tandemem. Było super.
Kategoria KRÓTKO WOKÓŁ DOMU, Z Rowerowym Szczecinem
Nowy rekord - a wszystkiemu winien nietoperek
-
DST
42.27km
-
Teren
15.00km
-
Czas
03:42
-
VAVG
11.42km/h
-
Sprzęt KTM
-
Aktywność Jazda na rowerze
Rekord faktycznie padł.
Prawie cały dzień na rowerze ok 40 km w czasie ( samej jazdy ) ok. 4 godz (czas od wyjazdu do powrotu prawie 7 godz.)
W dzień , przy pięknej pogodzie , w większości po asfalcie i średnia ok 10 km/godz.
Ale zacznijmy od początku.
Z pierwszego składu jaki wyraził chęć na wycieczkę ostało się tylko 4 osoby.
Dwie Joanny , Artur i ja.
Ci którzy nie dojechali to albo byli niedysponowani ( Basieńka) albo nie chciało im się wstać z rana (Trendix) albo z innych powodów ( reszta).
Sam wyjazd też nie doszedł do skutku w planowanym czasie z powodów trudności komunikacyjnych ( Joanna ) .
Jedynie silna grupa przedstawicieli MadBike przyjechała o czasie i w pełnym składzie ( "Jana " - Joanna i Artur).
I w ramach oczekiwania na resztę wycieczki pojechali zwiedzić Pilchowo.
Wreszcie z opóźnieniem ale ruszyliśmy . Kierunek Tanowo i rezerwat Świdwie.
Krótka sesja zdjęciowa bocianów w Tanowie
i ruszamy do rezerwatu.
Po drodze zahaczamy o pasiekę gdzie Joanna prowadzi rozmowy na temat swojej pasji czyli pszczelarstwa.
Niestety wieści nie są najlepsze. Długotrwała zima poczyniła spore spustoszenie wśród pszczół. podobne wieści dochodzą z całego kraju tak więc w tym roku będzie mało miodu.
Ruszamy dalej.
Dojeżdżamy nad Świdwie.
Po bokach widać działalność bobrów.
A na pierwszych miododajnych kwiatostanach pszczoły.
Podziwiamy panoramę jeziora z wieży widokowej.
posilając się
pogoda jak marzenie
widok z wieży na nasze rowerki
i na miłośników pomarańczy
Ruszamy w drogę w kierunku na Stolec czerwonym szlakiem.
Zahaczamy o następne jeziorko .
Robimy pamiątkowe zdjęcie ( w końcu przypomniałem sobie że mam w aparacie samowyzwalacz)
Na widok tego drzewa i nadmiaru pięknej przyrody wokół dostaję "koziej szajby" i postanawiam jak każda koza wleźć na krzywe drzewo.
I proszę - koziołek Matołek na krzywym drzewie.
Po tym jak w całości zlazłem z drzewa ruszamy dalej.
Na okolicznych polach stada żurawi.
Droga wspaniała.
Trafiamy na następne ciekawe drzewo.
Można się w nim schować.
Zamieszkać pod jego pniem
Albo użyć jako stojak na rower.
Następna przerwa.
I czas na rozmyślania o wszechświecie
Droga kusi i zaprasza
Ruszamy więc i dojeżdżamy do Stolca.
Widok na bramę do pałacyku w Stolcu.
Ale skoro Stolec nas żegna
to ruszamy dalej w kierunku na Buk.
Artur oczywiście musiał zawrócić żeby załapać się na zdjęcie ( za szybko jechał)
I tuż przed wjazdem na ścieżkę rowerową omijającą Buk Joanna dostrzegła na jezdni
To nie żaba to
młody nietoperz na jezdni.
I oczywiście najpierw u Joanny ( kocha wszelkie stworzenia w tym :koty, pszczoły , resztę owadów, gadów , płazów ,ptaków i ssaków ) a później u Jany i Artura zaczęły działać instynkty opiekuńcze i chęć niesienia pomocy.
Ja mówiłem :nie ruszać może być chory , możemy się zarazić ,- ale nikt nie chciał mnie słuchać.
Postanowili ratować ssaka.
Bo taki młody , niewinny i bezbronny:
Nie miałem szansy na przeforsowanie swojej teorii że nie należy się mieszać do natury. rozpoczęła się dyskusja co dalej , jak ratować zwierzę.
W tym momencie zegarki MadBike'owe dały znać że muszą oni wracać do domu i dzieci . I tak zrobili .
A ja zostałem z Joanną i tym stworem , na ścieżce rowerowej oraz z dylematem co dalej.
Rzuciłem hasło jedziemy do najbliższego miejsca postojowego i przy resztkach ciastek i herbaty urządzimy naradę.
Podczas konsumpcji nasz nowy członek wycieczki udowodnił swojej opiekunce ze jest może i osłabiony ale nie jest ranny i jak nikt nie będzie go zaczepiał to sam sobie da radę.
I pokazał że ma zdrowe uzębienie
Po tej prezentacji zapadła decyzja .
Zamiast wieźć go do miasta do schroniska dla nietoperzy spróbujemy go zostawić na jakimś większym drzewie gdzie będzie bezpieczny od pojazdów , kotów i innych drapieżników.
To chyba był dobry pomysł.
Jak poczuł drzewo to pooooooszedł w górę.
I wszystko byłoby dobrze gdyby......... no właśnie.
Mówiłem że kontakt z nim może być zaraźliwy.
Nie wiem jak ta choroba się nazywa ale Joanna po kontakcie ze stworem poczuła się kiepsko.
Ogólnie osłabienie , oraz ból : nadgarstków , kolana oraz tej części ciała która utrzymuje kontakt z rowerem a nie jest ani dłonią ani stopą.
Dla niedomyślnych powiem że jest to przedłużenie pleców.
Efektem tej sytuacji było to że prędkość wycieczki z "szalonej" prędkości rzędu 12 km/godz. spadła do 5 km/godz.
Zresztą co się dziwić , oto efekt działania "nietoperkowej klątwy"
I żeby nie było wątpliwości .
To nie efekt braku treningu i nieprzystosowania organizmu do jazdy na rowerze ( wbrew temu co niektórzy myślą że jak ktoś pierwszy raz po pół roku wsiadł na rower , i to pożyczony rower i na dodatek od wielu lat nie robił takiej trasy to może mieć takie problemy) to jest efekt kontaktu z klątwą nietoperkową.
Ja sam choć nie dotknąłem stwora też zacząłem odczuwać bóle kolana i tej części ciała co ma styczność z siodełkiem.
W każdym bądź razie , twardo , techniką pieszo rowerową podążaliśmy do domu.
Dotarliśmy do Sławoszewa i zarządziliśmy przerwę w podróży w celach leczniczych.
Gospoda Zjawa zaoferowała lekarstwo w postaci: kawy ( to było lekarstwo dla Joanny ) sernika własnej roboty ( lekarstwo dla nas obojga ) oraz poduszek pod te części ciała które podlegały działaniu klątwy.
W trakcie zabiegów regeneracyjnych ujrzeliśmy kawalkadę rowerzystów pod wodzą samego ....... i tu niespodzianka . To nie była wycieczka pod wodzą samego sierżanta Montera a pod wodzą jego najpilniejszego ucznia czyli ..... Jaszka.
Owszem guru Monter był w składzie ekipy ale tylko jako obserwator i doradca.
Po krótkim powitaniu i wymianie uprzejmości ekipa "Jaszkowa" ruszyła dalej .
Nie ma co się dziwić . Uczeń pod okiem mistrza nie pokaże słabości i nie pozwoli sobie na nadmierną pobłażliwość. Zgodnie z maksymą Montera ( którą przejęła Legia Cudzoziemska ) "kto nie jedzie ten ginie" ruszyli dalej.
A my z Joanną po serii "bolesnych" zastrzyków leczniczych serwowanych przez sympatycznych gospodarzy Zjawy ( sernik był naprawdę świetny) ruszyliśmy dalej w drogę.
Lekarstwa działały . Tylko kilka chwil Joanna przeszła pieszo w ramach dbałości o siodełko. W pozostałych chwilach katowała siodełko do bólu ( a może to siodełko ją katowało ?) Nie ważne . Jeszcze przed zachodem słońca dotarliśmy do miejsca rozpoczęcia wycieczki.
I to właściwie koniec tej krótkiej relacji z tej krótkiej wycieczki.
Nie wiem tylko dla czego mam takie wrażenie że jeszcze przez kilka dni Joanna będzie ją wspominać za każdym razem jak .....................................
.............................................................................
.............................................................................
.......... usiądzie.
A tak zupełnie na marginesie.
Mam pewną wątpliwość . Czy warto spędzać pół nocy na pisaniu tekstów i katować swoją wątrobę po każdej wycieczce? Czy ktoś to czyta "od deski do deski"?
A może szkoda czasu i lepiej tylko wkleić trasę i wpisać ilość kilometrów przejechanych jak to czyni większość osób?
Mam wielką prośbę . Każdy kto przeczyta te moje wypociny w całości, niech choćby da komentarz z wpisem "+" abym miał świadomość że "warto się poświęcać".
A jeździć i tak będę dla samej przyjemności poczucia ....... siodełka.
Kategoria KRÓTKO WOKÓŁ DOMU, żubrówka
Gril u "Misiacza" czyli cykliczne spotkanie rowerzystów.
-
DST
20.00km
-
Czas
01:05
-
VAVG
18.46km/h
-
Sprzęt KTM
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dokładnie w rocznicę ubiegłorocznego spotkania i w tym roku Misiacz zarządził spotkanie na działce.
Zjechało się wiele osób lubiących jeździć rowerami.
Co prawda z opóźnieniem , ale ja też dojechałem.
Niestety nie wszystkim dane było uczestniczyć w imprezie bo informacje wysłane drogą internetową do wielu osób nie dotarły . ( gdyby nie wczorajsze spotkanie z Misiaczem w "Starej Komendzie" - też bym nie wiedział).
Ale to już siła wyższa albo ........ robota tajnych agencji.
Jako że dojechałem , to upamiętniłem to spotkanie kilkoma fotkami.
Zresztą nie tylko ja.
Z czasem zrobiło się chłodno.
Misiacz , na wszelki wypadek , zgromadził zestaw śpiworów.
Jedni grzali się pod śpiworami a inni przy grillu .
W związku z niską temperaturą i oziębieniem nastrojów Monter ( widoczny na drugim planie) postanowił pojechać do domu po siekierę aby móc narąbać drewna na ognisko.
I zapłonęło ognisko.
Wreszcie można było się napić piwa aby schłodzić żar buchający z ogniska.( wcześniej zimne piwo powodowało drętwienie zębów).
Monter ( no nie tylko on ) wytrwale , z narażeniem życia i portek ( trzeba było przełazić przez płot) regularnie dostarczał paliwa do ogniska.
Wszyscy z podziwem patrzyli na jego wyczyny.
A ci co nie patrzyli , w kółko gadali na temat dwóch kółek.
A ogień wciąż płonął.
Stół w pełni zastawiony.
A z grilla wciąż donoszono następne porcje smakołyków.
Było wesoło i rozmowy powoli zaczęły schodzić na wspomnienia i plany wycieczek rowerowych.
No poza tym kącikiem. Tu gadano o górach zdobywanych pieszo albo na deskach.
Słoneczko zaszło i zrobiło się nastrojowo.
No cóż czas wracać do domu.
Zimno , ciemno i kawałek drogi do domu.
Wreszcie w domku.
Jeszcze rzut oka na księżyc na tle jodły
I czas pójść spać.
Dziękuję organizatorom i ich gościom za mile spędzony czas i ............ do łóżka jutro też trzeba wcześnie wstać.
Kategoria KRÓTKO WOKÓŁ DOMU, piwko
W poszukiwaniu tajemnic Szczecina . Fort na cmentarzu.
-
DST
31.21km
-
Czas
02:06
-
VAVG
14.86km/h
-
Sprzęt KTM
-
Aktywność Jazda na rowerze
Już od dłuższego czasu planowałem taką wycieczkę.
Po przeczytaniu Tejenmnice Szczecina stwierdziłem że część z tych miejsc poszukam jeżdżąc na rowerze.
Niby człowiek mieszka w tym mieście od lat ale tak naprawdę niewiele o nim wie . To przyszedł czas na poznanie.
Nie spiesząc się wyruszyłem koło południa.
Rower przygotowany do wyjazdu.Tajemnice Szczecina - Szlakiem książki pod tym tytułem. 001
© siwobrody
Spokojnie ulicami bez większych problemów dotarłem na cmentarz.
Otworzyłem książkę i zacząłem poszukiwania.
Niby proste ale ........ dopiero po godzinie trafiłem na miejsce.
Popełniłem kilka błędów ale i tak w końcu dojechałem.
Miejsce naprawdę zaniedbane i zaśmiecone ale porzucony krzyż z czyjegoś nagrobka to mnie już całkiem zadziwił. Nie wykluczone że to efekt dewastacji czy wręcz kradzieży .
Całość obiektu jest tak ukryta przed zwiedzającymi cmentarz , że naprawdę chyba mało kto wie o jego istnieniu nawet mając groby bliskich w pobliżu.
Wszystko zarośnięte drzewami.
Tak wygląda widok na wąwóz , w którym mieszczą się resztki tego fortu , od strony grobów i uczęszczanej części cmentarza.
Idąc dalej tropami autora książki ruszam do drugiej bramy.
To jest wejście do dawnego cmentarza garnizonowego założonego w 1893 roku
(informacje na podstawie opisu autora).
I myślę że mało kto wchodząc tą bramą o tym wie jak i o tym że stojący tam żeliwny krzyż pochodzi z tamtego okresu.
Podobnie jak pamiątkowy głaz , leżący nieopodal , poświęcony marynarzom z okrętu "Augsburg" który zatonął w czasie I wojny światowej.
W tm miejscu zakończyłem poszukiwania tajemnic i opisanych ,w tym rozdziale książki , ciekawostek i rozpocząłem zwiedzanie nekropolii.
Część z miejsc które teraz zwiedzałem już ktoś opisywał na BS .
Wydaje mi się że to był Jaszek .
Ale że i tak mam sklerozę więc dla mnie wszystko było jak by pierwszy raz.
Krokusy są wszędzie.
Tyle razy już byłem na tym cmentarzu ale dopiero teraz w pełnym słońcu zobaczyłem tyle ciekawych i nowych jak dla mnie miejsc.
Choćby tablice opisujące gatunki roślin rosnących na terenie nekropolii która jest jednocześnie pięknym ogrodem dendrologicznym.
Następna ciekawostka.
Te stare nagrobki mieszczą się tuż za kaplicą .
Koniec wycieczki p[o cmentarzu.Jeszcze ostatnie zdjęcie i czas wracać na obiad do rodziców.
Po odwiedzinach u rodziców jeszcze tylko powrót do domu przez Jasne Błonia
Powiem szczerze że co prawda nie liczyłem ale krokusów chyba było mniej niż ...... ludzi. Po prostu TŁUMY TABUNY ludzi.
Ledwo dało się jechać.
Na koniec jeszcze spojrzenie na pozostałości po zimie (Głębokie - Staw Uroczysko).
I tak plan został zrealizowany.
Tajemnicze miejsca odszukane , nowe miejsca poznane , tempo naprawdę fotograficzne ( żadnego uganiania się za żądnymi wyścigów "Rudzielcami") dystans w sam raz . I tylko byłoby wspaniale gdybym nie .....odparzył sobie tyłka .
Za ciepło się ubrałem.
Ale to już inna historia.
Kategoria samotnie, Ciekawostki miasta Szczecin
"trójka" , rower , rycerzy trzech .
-
DST
60.87km
-
Czas
03:40
-
VAVG
16.60km/h
-
Sprzęt KTM
-
Aktywność Jazda na rowerze
Normalni ludzie by napisali tak ;
Pilchowo , Tanowo , Dobieszczyn , przez Niemcy do Blankensee , ścieżką rowerową do Dobrej , Sławoszewo , Bartoszewo , Pilchowo. Było fajnie.
Ta ale to jest nudne , więc napiszę po swojemu.
Cofnijmy się o kilka dni.
Zima w koło . Cudowny czas w którym się nie chce człowiekowi ruszyć z domu a tym bardziej na rowerze. Ale ludzie już mają tej zimy dosyć i zaczynają mnie drażnić jeżdżąc na rowerach gdzie popadnie. Ale jestem twardy i się nie dam. Ale tak koło czwartku jadąc grzecznie samochodem i słuchając radia ( telewizji ostatnio nie oglądam a radio , owszem , przez całe dnie - zwłaszcza że telewizję jakoś tak ciężko oglądać w czasie jazdy) i w najczęściej słuchanym programie czyli w "trójce" jakaś cholera ciągle puszcza jakieś kawałki o rowerze .
Np. ">Opis linka .i Jeszcze kilka innych. I to wszytko tak jakoś dziwnie na mnie zadziałało że zacząłem myśleć o tym szatańskim wynalazku. Pierwsza rzecz którą zrobiłem po powrocie do domu to sprawdziłem czy wszystkie rowery są w piwnicy.
Wszystkie są . I cholera , tak jakoś dziwnie na mnie patrzą z wyrzutem. Normalnie zdurniałem i zupełnie nie wiedząc co robię zadzwoniłem do Basi vel "Rudzielec" o tajnym kryptonimie R102 .I to był mój błąd - wielki błąd.
Oważ niewinna niewiasta szczebiocąc miłe słówka ni mniej ni więcej namówiła mnie na wycieczkę rowerową w niedzielę. "Taka krótka wycieczka i nie za daleko i nie szybko i .." I jak ostatni baran dałem się namówić. Rano godz. 10,00 ruszamy spod mojego domu. Jedziemy do Tanowa i tam zastanowimy się - gdzie dalej , oczywiście nie za szybko i nie za daleko. I już wtedy powinienem ..... zawrócić.
Gdy dojeżdżaliśmy do Tanowa Baśka wyprzedziła następną z kolei grupę rowerzystów . I tylko usłyszałem tekst wypowiadany przez któregoś z wyprzedzanych rowerzystów " ty patrz ale ona pali gumy " .Jeszcze do mnie nie dotarł tekst a już poczułem zapach i zobaczyłem ......... znikający punkt.
To był najlepszy moment do powrotu ale czy to z powodu nadmiaru tlenu czy też zmęczenia nie wykorzystałem ostatniej szansy. Z językiem wywieszonym do pasa goniłem za Basieńką. Najpierw straciłem dech w lewym płucu później w prawym aż w końcu na bezdechu Ją dogoniłem bo ..... się zatrzymała. Uśmiechnęła się , zrobiła niewinną minkę i ruszyliśmy dalej. Gdy zacząłem jej mówić co ludzie o Niej mówili to powiedziała " nic nie słyszałam" . Kurcze , jak mogła cokolwiek usłyszeć skoro ...... przekroczyła prędkość dźwięku . Jakieś resztki zasad fizyki znam i wiem że ....... no nie mogła usłyszeć bo prawa fizyki są nienaruszalne. Szkoda że nie przeanalizowałem faktów i nie zawróciłem. Ale głupota ludzka nie zna granic.A jeszcze jak zaczęła szczebiotać " bo ja tak dopiero zaczynam jeździć na rowerze w tym roku i mam takie szerokie opony i mam takie małe kółka w rowerze i...... " Ludzie to przecież każdego wyprowadziła by w pole. I jeszcze obiecała że za chwilę to zrobimy przerwę i odpoczniemy. Za raz za Tanowem zajechaliśmy na parking przy rzeczce Gunicy. I tak zrobiliśmy. Powoli odzyskałem oddech , wzrok i nadzieję że wrócę do domu cały i żywy. W trakcie przerwy zobaczyliśmy dwóch znajomych rowerzystów którzy postanowili do nas dojechać. Byli to Krzysiek "Monter" i Piotr. Gdy po krótkim popasie ruszyliśmy dalej przyszła do mej zmęczonej głowy taka myśl. Basieńka i trzech facetów to prawie jak w tej piosence:
"Rycerzy trzech: Ketling, Wołodyjowski, Zagłoba.
Gnębi nas pech, wszystkim nam się Basieńka podoba, ach podoba.
Zwalczmy tę chuć, inny cel nam historia wytycza.
Musimy knuć, musimy knuć, jak się pozbyć Tuhajbejowicza."
Co prawda to nie znam żadnego Tuhajbejowicza , chuci żadnej nie czuję na widok Basi , Basieńka nie koniecznie się wszystkim podoba ale większość ją lubi, historia nam wytycza wycieczkę rowerową - czyli coś jest na rzeczy. Obsada ról jest do zrobienia. Basieńka to .....Basieńka . Teraz jak rozdzielić pozostałe role? No dobra , następna rola jest już obsadzona. Który jest gruby , łysawy , ciągle gada dyrdymały , opowiada niestworzone historie i jeszcze na dodatek przez niektóre kręgi jest uznawany za miłośnika modów pitnych , win i innych rodzajów okowity?
To ja. A teraz , jak rozdzielić pozostałe role? Obaj panowie słusznego wzrostu . Jak któremuś przydzielić rolę "małego" rycerza? Tu z pomocą przyszły mi wspomnienia z poprzednich lat. Gdy zacząłem jeździć w tym towarzystwie to przez jakiś czas ( nie tylko ja ) myślałem że Basieńka to dziewczyna Krzyśka bo ciągle jeździli razem , zresztą sami zobaczcie :Opis linka . Po drugie Wołodyjowski to mistrz szabli i mało kto mu dorównywał a jak tak zamienimy szable na rowery to kto dorówna "Monterowi"? No i tym sposobem Piotr został Ketlingiem.
No to ruszamy dalej.
Basieńka spięła ostrogami swego bachmacika , i pooooszła ku granicy. Ja też ruszyłem a obaj panowie tuż za mną. No nie , nie dlatego że byli wolniejsi , Oni po prostu pilnowali żebym nie padł trupem od nadmiaru wysiłku.
Dojechaliśmy do granic królestwa. Baieńka czekała na nas i pozwoliła łaskawie na przerwę.Rumaki odpoczęły , ja odpocząłem i po chwili namysłu doszedłem do wniosku że chyba tą wyprawę przeżyję. W zakamarkach pamięci odkryłem że w powieści kontakt z Basieńką przeżył tylko Zagłoba. Zarówno Wołodyjowski jak i Ketling od dłuższego przebywania z Basieńką nie wytrzymali i obaj wysadzili się w powietrze razem z połową jakiegoś zamku czy twierdzy. A jednak jest dla mnie jakaś nadzieja. Nie wziąłem pod uwagę że stare powieści to nie to samo co współczesność. Już nie za długo miałem się o tym przekonać. Ruszyliśmy na swych stalowych rumakach w głąb nieprzyjacielskiego kraju. Basieńka pooooooszła w ten step szeroki .A my z kilkukrotnie mniejszą prędkości za nią .Dogoniliśmy ją na skrzyżowaniu . I tu ,dziwnie , nasze drogi się rozeszły. Wołodyjowski ruszył ,niby z misją, w głąb wrogiego kraju a my z Ketlingiem wzdłuż granicy na zwiad.
Oj naiwni , myśleliśmy że nasza misja jest mniej niebezpieczna. I się zaczęło. Świst , gwizd, swąd palonej gumy i ....znikający punkt. Płuca prawie wyplułem , łańcuch rozgrzał się do czerwoności , mięśnie nóg zaczęły zwijać się w skurczach i co? I tak nie byłem w stanie dogonić. Kiedy w końcu dogoniłem ( właściwie to dowlokłem się resztkami sił ) do popasu jaki zarządziła ta "Wcielona Diablica " w okolicach Blankensee to już wiedziałem że to najgorszy dzień w moim życiu. Nigdy jeszcze nie miałem takiej lekcji anatomii. Poznałem jakie mięśnie ma człowiek na nogach. I zrozumiałem jedną prawdę. Stare polskie powiedzenie mówi " Gdzie diabeł nie może tam babę poślij". A ja wtedy zrozumiałem że to nie jest całe powiedzenie. W końcu jeździłem z różnymi "diabłami" , koksami , cyborgami i ... nic. Jeździłem z różnymi ( nie tego nie powiem) Kobietami i dałem radę . Ale z Baśką nie dałem rady . Całe powiedzenie brzmi" gdzie diabeł nie może , babę poślij , a gdzie trzy diabły nie mogą i dwie baby tam poślij Basieńkę" Luuuuuudzie ile ja musiałem przejść żeby to zrozumieć. Jak dojechaliśmy do Dobrej to rzuciłem na pastwę Basieńki Ketlinga a sam spieprzałem przez Sławoszewo jak szalony. Nawet skurcze mięśni mi przeszły . Zatrzymałem się dopiero w Sławoszewie na herbatkę z cytrynką i to po uprzednim sprawdzeniu czy Basieńka nie podążą moim szlakiem. Dalej już z pokurczonymi mięśniami dotarłem do domu. Nie wiem jak mi się to udało. Jestem , żyję . Ale co to za życie jak wszystko tak boli. Ale to nic. Ważne że uniknąłem śmierci.
Jeszcze tylko gorąca kąpiel , środki znieczulające ( ból tak wielki że musiałem dokupić)i radość że żyję.
Nawet wpadł mi do głowy pomysł żeby sprawdzić czy Ketling przeżył.
Dzwonię do Basieńki " halo , jak tam , dotarliście do domu?"
Niewinne "dziecię" odpowiedziało. Tak , pojechaliśmy sprawnie na Głębokie tak stępa ( czyli powyżej 30 km\godz) Piotr nie wiedzieć czemu z Głębokiego ruszył wprost do domu a ja spacerkiem ( galop to prędkość między 40 a 50 km/godz) pojechałam Miodową ( to taka ulica pod górę która ciągnie się kilka kilometrów i przypomina stromizną trochę wejście na Rysy) i było fajnie.
Orzesz ty pomyślałem sobie. Na Ciebie nie ma mocnych , każdego wykończysz.
I wtedy wpadło mi do głowy - Przecież ja jestem Zagłoba a on potrafił dzięki fortelom wyjść z każdej opresji.
I wymyśliłem fortel.
Jest tylko jeden sposób aby przeżyć. Jest sposób aby nie dać się wykończyć. Jest fortel aby nie dać się wyprzedzić. Mam takie zwierzę w stajni które nie będąc pegazem da mi szansę aby nie dać się wyprzedzić.
Basieńko następną razą jedziemy ....................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................... tandemem .
Ty z tyłu.
PS.
Jakby ktoś się pytał czemu nie ma zdjęć to odpowiadam. Aparat wziąłem ale zapomniałem naładować baterię.
Cóż , skleroza nie boli.
Kategoria KRÓTKO WOKÓŁ DOMU, żubrówka