KRÓTKO WOKÓŁ DOMU
Dystans całkowity: | 6107.24 km (w terenie 245.41 km; 4.02%) |
Czas w ruchu: | 359:09 |
Średnia prędkość: | 16.69 km/h |
Maksymalna prędkość: | 46.50 km/h |
Liczba aktywności: | 176 |
Średnio na aktywność: | 34.70 km i 2h 07m |
Więcej statystyk |
Rowerowy Dzień Ojca
-
DST
28.55km
-
Teren
12.00km
-
Czas
02:17
-
VAVG
12.50km/h
-
VMAX
35.00km/h
-
Sprzęt KTM
-
Aktywność Jazda na rowerze
A tak sobie wymyśliłem że z okazji Dnia Ojca zaproszę tatę na wycieczkę.
Przy okazji pomyślałem ze może jeszcze któryś z ojców chciałby pojechać na krótką i spokojną przejażdżkę rowerową z dziećmi albo ktoś zaprosiłby swojego rodziciela na rower?
Stad pomysł aby wrzucić ta propozycję na forum RS.
(A tak przy okazji to najpewniejszy sposób żebym plan zrealizował bo jak już publicznie się zgłosiłem to nie wypada nie przyjechać.)
W niedzielę rano (chcąc nie chcąc) wstałem , przygotowałem rowery i poszedłem budzić ojca. I tu niespodzianka . Tata się lekko przeziębił w sobotę wieczorem i zrezygnował z wyjazdu.
No to mam szansę na "jednoosobowy wyjazd grupy zorganizowanej".
Nie ma co myśleć , jeden rower z powrotem do garażu , drugi pod siebie i w drogę.
Kierunek Głębokie .
Na Głębokim spotykam Fox-iki - krótka rozmowa , pozdrowienia i dalej w drogę na Jasne Błonia.
Tu już spokojnie odliczam minuty do godz. 10,00 i zastanawiam się dzie dalej sam pojadę.
Niestety plan nie wypalił bo ................. pojawili się uczestnicy wycieczki.
Najpierw pojawił się mój kolega Maciej z Kubusiem Maciej z synem Kubusiem
© siwobrody
Później Jewti i Paweł .Jesteśmy na miejscu zbiórki
© siwobrody
Piotr przyjechał co prawda na zawody badmintona i podjechał do nas przypadkiem ale Jewti z poważną miną powiedział" przyjechałem robić frekwencję".
No to jest już czwórka rowerowych wycieczkowiczów.Zaraz ruszamy
© siwobrody
Jeszcze tylko fotka na okolicę i jedziemy.Widok na Jasne Błonia
© siwobrody
Daleko nie zajechaliśmy bo tuż po ruszeniu trafiamy na imprezę dziecięco-ojcowską.Tatusiowie w akcji
© siwobrodyJewti w fotograf
© siwobrodyZabawy na całego
© siwobrody
Atrakcje nie tylko dla dzieci ale i dla ojców.Jewti u ratowników
© siwobrody
Po obfotografowaniu okolicy i i wizycie w rowerowej kawiarence ( tuż obok) jedziemy dalej i po następnych kilkuset metrach podziwiamy inną imprezę tego dnia .
Międzyosiedlowe wyścigi rowerzystów do lat ośmiu.Między osiedlowy wyścig maluchów
© siwobrodyNa starcie
© siwobrody
Po następnej serii zdjęć w końcu ruszamy trochę dalej.
Pogoda niby w sam raz ale te chmury w oddali trochę grożą deszczem.
Jedziemy w kierunku na Głębokie ale odbijamy na Ul. Arkońską a dalej w górę w kierunku na Chopina i zajeżdżamy do dawnej Akademii Rolniczej aby pokazać Kubusiowi strusie.
Dalszy kierunek to Głębokie. Niestety lekko zaczyna mżyć a Kubusiowi robi się chłodno.
Jesteśmy w okolicy Arkonki.
Decyzja - wracamy z powrotem.
Po dotarciu do Różanki Maciej z Kubusiem ruszają prosto do domu ( zwłaszcza że chmur coraz więcej ) a ja z Jewtim zostajemy na Różance podziwiać róże i posłuchać koncertów.Jewti i róże
© siwobrodyKoncert na Różance
© siwobrodyNaprawdę ciekawy koncert
© siwobrodyRóże pod obstrzałem
© siwobrodyRóżanka w pełni
© siwobrodyI pełno rowerzystów
© siwobrody
Tu roztarliśmy się z Jewtim i każdy podążył w swoim kierunku niepewnie spoglądając w niebo.
Znów delikatnie pokropiło.
Dojechałem do Miodowej i przez Polanę Sportową , Polanę Harcerską , przez las dotarłem do domu.
I tu koniec wycieczki która w połowie się udała a w połowie nie wyszła.
Nie udało się pojeździć z tatą i nie udało się pojeździć ....samemu.
Udało się spędzić czas w miłym towarzystwie i w końcu znaleźć drogę do domu przez las a nie ścieżką rowerową.
Tak jadąc lasem zauważyłem dość duże kałuże .
Okazało się że udało się ominąć ulewę która przeszła nad Głebokim .
Jak to w życiu bywa , nie wszystko się udaje ale ..........................czasami się udaje że wszystko się udało.
A tak na marginesie.
W ramach "wyścigu pokoju" który zmienia się powoli w " ściganie Trendixa w niepokoju" różnica w dystansie między nami wynosi 1061,39.
No cóż , jak w ciągu najbliższego tygodnia nie spadnie śnieg ( Wojtek twierdzi że po śniegu nie jeździ) to szanse na zmniejszenie dystansu raczej są niewielkie.
Kategoria KRÓTKO WOKÓŁ DOMU, śWIĄTECZNIE, żubrówka
Po pracy i przy okazji drugie miejsce w "wyścigu"
-
DST
20.77km
-
Czas
01:03
-
VAVG
19.78km/h
-
Sprzęt KTM
-
Aktywność Jazda na rowerze
W końcu udało się zmusić samego siebie do małej rundki na rowerze.
Godz. 20.00 to całkiem dobra godzina na rower w tych upałach.
Tak jak wróciłem z pracy , bez przebierania , na rower i .... rehabilitować kolanko.
Tak właściwie to powoli dochodzę do wniosku że u mnie wszystko nadaje się do rehabilitacji.
Ale nie o tym miałem pisać.
Na rower i w drogę .
Spokojnie bez szarżowania do Tanowa i dalej w kierunku na Dobieszczyn.
Całkiem przyzwoitym tempem ( jak na mnie ) tak koło 20 km/godz dojechałem do drogi pożarowej 27 i zawróciłem ( nie wspomnę że zrobiłem sobie przerwę na pap.... [ cenzura] i lekki odpoczynek , bo wstyd).
Wracając usłyszałem za sobą odległe buczenie.
Odgłosy się nasilały . Coś mnie goniło.
Odgłosy się zbliżały. Coś było już tuż za mną.
Lekko przyspieszyłem.
Nic to nie dało. Bałem się spojrzeć za siebie.
I wreszcie to "coś "zaczęło mnie wyprzedzać.
Był to "wypasiony" , nowoczesny .... ciągnik rolniczy z dwoma długimi przyczepami pełnymi bel siana.
No, panie dziejku nie jest ze mną tak źle. Ja tam nie jestem jakimś koksem a tu taki nowoczesny "sportowy"ciągnik z ledwością mnie wyprzedza.Aż musiałem zwolnić bo już resztkami sił mnie wyprzedzał. Ale jestem dobry. I od razu poczułem się lepiej. No to za nim. I jak spojrzałem na licznik to okazało się że rozpędziłem się do 25 km/godz. Ale co to. Odgłosy z tyłu nadal są. Orzesz ty jeszcze jeden ciągnik za mną. No teraz to już się tak łatwo nie poddam. Jak dałem w " pedały" i ruszyłem w pościg za pierwszym ciągnikiem , jak prędkość podskoczyła do 26km/godz. jak ten z tyłu zaryczał to ............ no właśnie , to dostałem takiego szwungu że przez najbliższe 1000 metrów darłem 26,5 km/godz i ....................... ten drugi nie miał szans.
Jedyne co mi przychodziło na myśl to fakt że .................................................................................................. w końcu gdzieś powinni zjechać z tymi balami siana , bo ja już dłużej nie dam rady.
Pierwszy zjazd do leśniczówki (cholera) nie skręcili.
Pierwsze zabudowania w Tanowie ..... nie skręcili.
Język do pasa , tchu brakuje a oni ................... nie skręcili.
Powoli mnie skręca, tchu brakuje, ale jestem twardy , jak znane mi koksy , terminatorzy czy też inne harpagany .
Poczułem się prawie jak Gadzik , Misiacz, Monter , Rowerzystka , Bronik, Jaszek , Von Zan , Sakwiarz , Jewti i dziesiątki innych zaprzyjaźnionych Cyborgów.
Nie poddam się , wytrzymam , o ile te cholery w końcu gdzieś skręcą.
Jedynym pocieszeniem jest fakt że zarówno Trendix jak i Tunia nie dali by rady w tym wyścigu bo : Tunia zatrzymała by się żeby zrobić jakiś szkic do obrazu a Trendix rozstawiłby statyw do zdjęć.
A ja mimo utraty tchu dalej ciągnę ten wyścig w nadziei że w końcu ...........................................................................................................gdzieś muszą skręcić.
Język powoli zaczyna opadać niebezpiecznie tak nisko że zaraz wkręci się w korbę ale ja nie daję za wygraną .
Nadal jestem na drugim miejscu.
Ciągnik za mną wyje na najwyższych obrotach , nie ma wystarczająco długiego prostego odcinka żeby przypuścić atak na moją pozycję.
Nagle , ufffffffffffffffff pierwszy ciągnik zwalnia i .......... skręca.
I zupełnie mi nie przeszkadza że nie działają jego tylne lampy , że nie działa kierunkowskaz , ważne jest że się poddał i nie będzie dalej się ścigał.
I ten z tyłu przegrał i mam zapewnione drugie miejsce w wyścigu.
Uffffffffffffffffffffffffffffffffffffffffffffffffffffff.
Teraz to już mogę spokojnie wracać do domu.
I co z tego że nie zrobiłem 400 km w dzień.
I co z tego że mam ponad 1000 km strat w "wyścigu pokoju " z Trendixem .
I co z tego że nie zaliczyłem super wycieczek w których uczestniczyły dziesiątki znajomych robiąc setki kilometrów i setki zdjęć.
No , niech ktoś pochwali się drugim miejscem w wyścigu ciągników z sianem.
I nie ma znaczenia że powrót to marne 15 km /godz. ( w końcu muszę regenerować kolano a nie je nadwyrężać).
Jestem z siebie dumny i ................... opinie postronnych osób mnie nie interesują.
No , i teraz bójcie się .
Kategoria KRÓTKO WOKÓŁ DOMU, żubrówka
Z tatą po lesie.
-
DST
9.01km
-
Teren
9.01km
-
Czas
01:04
-
VAVG
8.45km/h
-
Sprzęt KTM
-
Aktywność Jazda na rowerze
Pilchowo , las w kierunku na Osów , most Meyera , powrót lasem częściowo niebieskim a częściowo żółtym szlakiem a częściowo " na czuja"
Kategoria KRÓTKO WOKÓŁ DOMU
Po pracy.
-
DST
12.79km
-
Czas
00:44
-
VAVG
17.44km/h
-
Sprzęt Czarny RALEIGH - czarna perła
-
Aktywność Jazda na rowerze
Krótki trening kolana.
Jest lepiej.
Zwichnięte kolano całkiem , całkiem sobie radzi.
Na zasadzie równowagi w przyrodzie zaczyna pobolewać drugie.
Cały czas czuję że żyję.
Kategoria KRÓTKO WOKÓŁ DOMU, samotnie
A niech to wszystko i wszystkich szlag.............
-
DST
20.69km
-
Czas
00:54
-
VAVG
22.99km/h
-
VMAX
45.00km/h
-
Sprzęt Czarny RALEIGH - czarna perła
-
Aktywność Jazda na rowerze
Jak w tytule .
Mam dość.
To ja tu całymi dniami pracuję od świtu do nocy ( no może lekko przesadziłem ale tylko lekko) a inni wokół śmigają na rowerach.
Już nie będę mówił o moim najlepszym koledze Trendixie bo to , to już o pomstę do nieba woła.
Albo się najadł szaleju albo to jakieś diabelskie sztuczki.
Jeszcze w zeszłym roku byłem od Niego : szybszy ,miałem więcej wycieczek , dłuższe trasy , więcej zdjęć i jedyne w czym byłem gorszy to w tym że nie kręciłem filmów.
A w tym roku jedyne co nie uległo zmianie to to że ............. dalej nie kręcę filmów.
A w ramach naszej rywalizacji zwanej "wyścigiem pokoju" odstawił mnie na ( wg. wczorajszych notowań ) na jakieś 250 km. I jeszcze dziś zadzwonił z niewinną minką " no , właśnie przejechałem 30 km." Jak bym się uparł to kilka kilometrów nadgonię po powrocie do domu. Ale po chwili dodał " no to teraz wracam do domu".
Cholera jasna to znaczy że zrobi ponad 60 km.
I jak tu nie mieć pretensji do życia?
{w tym miejscu odznaczam czas 22,09 i miejsce w którym przerwano mi wpis a o przyczynach przerwy napiszę później}
Ale to wszystko , to nie wszystko.
Po pracy zajechałem do MadBike na szklaneczkę wody i pogaduszki.
I to był jedyny miły akcent dzisiejszego dnia.
Oni byli tak zapracowani i zajęci że nie mieli czasu i możliwości na jazdę.
Radość nie trwała długo.
Zadzwoniłem do Misiacza. Mamy taką jedną sprawę do załatwienia.
I co ? i znowu mną wstrząsnęło . Misiacz co prawda nie był na rowerze ale na ....... jachcie.
Kurcze to ja w tym skwarze i spiekocie smażę się w tej puszce ( samochodzie) a On sobie pływa na tych "wyspos kanarinos" czy też innych "okolicos Kołobrzegos".
A szlag.
Ale z drugiej strony przyszedł mi do głowy pewien pomysł.
Skoro wujek Misiacz ostatnio nie czuje bluesa do roweru , to i mało jeździ( pojecie mało dotyczy jego wcześniejszych osiągnięć a nie moich obecnych)
to mam kandydatkę do "wyścigu pokoju " która mi zapewni że nie będę ostatni.
Tak więc oficjalnie zapraszam do rywalizacji Krysiorka.
Przy okazji informuję oficjalnie ze hombredelrio mimo wcześniejszego zaproszenia do wyścigu został jednogłośnie zdyskwalifikowany ( ten jeden głos to mój) ze względu na stosowanie środków dopingujących. I to wcale nie dla tego że środki te są niedozwolone a jedynie dla tego że ..... ma za dużo przejechanych kilometrów i nie jestem w stanie Go dogonić. Szlag , tego miałem nie pisać.
Ale wracajmy do dzisiejszego dnia.
Jeszcze tylko jedna sprawa do załatwienia na mieście i będę podążał do domu.
Ta jedna sprawa to pewien zabieg po którym będę się lepiej poruszał.
I tylko bez głupich komentarzy . Tu nie chodzi o przetaczanie krwi ani szprycowanie anabolikami w celu zrobienia 500 km przez weekend.
Wracam do domu.
Jestem częściowo zrezygnowany ale i spokojniejszy.
Ale nie za długo .
W drodze powrotnej do domu ciśnienie podniósł mi Monter .
Ja sobie tu jadę w tej puszce grzecznie i spokojnie a tu nagle jak coś nie świśnie jak coś nie śmignie . A to Monter na rowerze wyprzedza wszystkie samochody i pędzi gdzieś na wycieczkę. Nawet nie miałem okazji go pozdrowić .
I już był dwa skrzyżowania dalej.
Powiem szczerze miałem już dość.
Jeszcze tylko po zakupy i jadę do domu mając wszystko i wszystkich gdzieś.
Nie , to by było zbyt proste i zbyt łatwe.
Jeszcze nie dokończyłem zakupów a tuż przed kasą telefon.
"cześć jestem pod twoim domem , wracam z wycieczki , mogę wpaść na herbatkę"
To dzwonił jewti
Ożeż twoja mać , musiał mnie dobić?
Po krótkiej wymianie zdań stwierdził że nie będzie czekał i pojechał sobie.
Wreszcie dojechałem do domu.
Rozpakowałem zakupy i stwierdziłem : DOŚĆ.
Nakarmię i napoję psa , wyciągnę pierwszy rower jaki trafię i jadę.
Byle gdzie , byle jak , aby tylko jechać.
No chwilę to trwało , tak z pół godziny .
Ale wreszcie rower jest wystawiony ja ( nawet się nie przebierając) gotowy , dom zamknięty , ruszam. I cholera zapomniałem że czarna kobyła była ostatnio pożyczana i .......... siodełko przestawione.
No to z powrotem , otwieranie domu , szukanie klucza , regulacja siodełka , zamykanie domu i wreszcie w drogę.
I nie za daleko dojechałem bo się okazało że nie ma licznika.
No to już z "pewną dozą nieśmiałości" ( czytać należy " z dużą ilością słów niecenzuralnych") otwieranie domu , szukanie licznika , zamykanie domu i w drogę.
I ruszyłem.
Pilchowo , pod górę przez Leśno Górne ( nawet mi nieźle szło bo adrenalina pod wpływem której byłem pomagała) Police ( zjazd z Leśna do Polic to z górki więc rozpędziłem się do 45 km/godz.) , Tanowo i z powrotem do Pilchowa.
No tak w drodze z Polic to trochę tempo spadło ale jak sobie przypomniałem wszystkie afronty jakie mnie dziś spotkały to tempo podskoczyło.
A jeszcze jak pomyślałem o tych zakupach co sobie włożyłem do lodówki z okazji weekendu to jeszcze bardziej wzrosło.
I wreszcie koniec . Jestem z powrotem w domu.
Teraz już tylko przeleję moje żale na blogu i idę spać.
Ale nie , życie nie jest takie proste.
Pamiętacie ten wpis {w tym miejscu odznaczam czas 22,09 i miejsce w którym przerwano mi wpis a o przyczynach przerwy napiszę później?
Właśnie wyszedłem wtedy sobie na balkon aby przemyśleć dalszy wpis i zapalić ( cenzura zakaz propagowania wyrobów tytoniowych ) gdy pod domem pojawił się jakiś rowerzysta błyskający światełkami ( zrobiło się już ciemno) i zaczął wydzwaniać gdzieś komórką. W domu zadzwonił telefon i ............... i ledwo co uspokojony mój nastrój prysnął.
Cała "banda " rowerzystów pojawiła się pod moim domem.
Gdy wyszedłem przed dom ujrzałem : Anię , Montera , Jaszka , Yogiego , i kilka innych osób które nawet nie podjechały pod górkę pod mój dom.
Podjechali niby to z propozycją że chcą mnie zabrać na wycieczkę ale tak naprawdę chodziło im o wodę i coś do picia. Jak dostali wodę i to co miałem do picia , spojrzeli mi w oczy i .......... z nie kłamaną radością przyjęli do wiadomości że nie pojadę z nimi bo jestem pod wpływem środków potęgujących moją chęć do dokonywania wpisów.
I pojechali sobie cali szczęśliwi że nie dołączyłem się do wycieczki którą mógłbym spowolnić i zepsuć.
A mnie szlag trafiał do kwadratu.
Tak więc podsumowując dzisiejszy dzień i cały tydzień powiem szczerze :
A niech to wszystko i wszystkich szlag............
Kategoria KRÓTKO WOKÓŁ DOMU, samotnie, żubrówka
Test trasy przed jutrzejszą wycieczką i .. nadrabianie km.
-
DST
23.37km
-
Teren
7.00km
-
Czas
01:13
-
VAVG
19.21km/h
-
VMAX
36.60km/h
-
Temperatura
17.0°C
-
Sprzęt KTM
-
Aktywność Jazda na rowerze
Krótki wieczorny wypad .
Sprawdzałem trasę przez las która mam jutro poprowadzić wycieczkę a z powrotem szosą dookoła do domu.
Trzeba gonić Trendixa który dzień w dzień robił wycieczki i wyszedł na prowadzenie w naszym prywatnym "wyścigu pokoju" .
Jego wynik z rana 443,18 km. a mój 375,71 km.
Biorąc pod uwagę że dziś popełnił znowu 56 km a ja zrobiłem marne 23 km to odszedł prawie na 100 km.
Oj trzeba będzie pojeździć w weekend.
I przy okazji . W końcu można wklejać zdjęcia z photo BS więc wrzucam kilka fotek z ubiegłotygodniowego piątku.
Poszukiwałem wówczas murali i graffiti w mieście.Wycieczka po Szczecinie w poszukiwaniu graffiti i murali. Początek poszukiwań
© siwobrodyWycieczka po Szczecinie w poszukiwaniu graffiti i murali. Pierwszy obiekt
© siwobrodyWycieczka po Szczecinie w poszukiwaniu graffiti i murali. Dugi obiekt
© siwobrodyWycieczka po Szczecinie w poszukiwaniu graffiti i murali. Przy Teatrze Polskim
© siwobrodyWycieczka po Szczecinie w poszukiwaniu graffiti i murali. Jadąc wzdłuż Odry
© siwobrodyWycieczka po Szczecinie w poszukiwaniu graffiti i murali. W pobliżu Trasy Zamkowej. 1
© siwobrodyWycieczka po Szczecinie w poszukiwaniu graffiti i murali. W pobliżu Trasy Zamkowej.3
© siwobrodyWycieczka po Szczecinie w poszukiwaniu graffiti i murali. W pobliżu Trasy Zamkowej.2
© siwobrodyWycieczka po Szczecinie w poszukiwaniu graffiti i murali. Pod Trasą Zamkową 2
© siwobrodyWycieczka po Szczecinie w poszukiwaniu graffiti i murali. Pod Trasą Zamkową 4
© siwobrodyWycieczka po Szczecinie w poszukiwaniu graffiti i murali. Pod Trasą Zamkową . 1
© siwobrodyWycieczka po Szczecinie w poszukiwaniu graffiti i murali. Pod Trasą Zamkową 5
© siwobrodyWycieczka po Szczecinie w poszukiwaniu graffiti i murali. Pod Trasą Zamkową 3
© siwobrodyWycieczka po Szczecinie w poszukiwaniu graffiti i murali. Pod Trasą Zamkową 6
© siwobrodyWycieczka po Szczecinie w poszukiwaniu graffiti i murali. Pod Trasą Zamkową 7
© siwobrodyWycieczka po Szczecinie w poszukiwaniu graffiti i murali. Pod Trasą Zamkową 8
© siwobrodyWycieczka po Szczecinie w poszukiwaniu graffiti i murali. Nowe Stare Miasto
© siwobrodyWycieczka po Szczecinie w poszukiwaniu graffiti i murali. Nowe Stare Miasto . Nasze rowery
© siwobrodyWycieczka po Szczecinie w poszukiwaniu graffiti i murali. Nowe Stare Miasto . Galeria .5
© siwobrodyWycieczka po Szczecinie w poszukiwaniu graffiti i murali. Nowe Stare Miasto . Galeria .4
© siwobrodyWycieczka po Szczecinie w poszukiwaniu graffiti i murali. Nowe Stare Miasto . Galeria .2
© siwobrodyWycieczka po Szczecinie w poszukiwaniu graffiti i murali. Nowe Stare Miasto . Galeria .3
© siwobrodyWycieczka po Szczecinie w poszukiwaniu graffiti i murali. Nowe Stare Miasto . Knajpa "Haga"
© siwobrodyWycieczka po Szczecinie w poszukiwaniu graffiti i murali. .Ul. Kolumba
© siwobrodyWycieczka po Szczecinie w poszukiwaniu graffiti i murali. Pomorzany - ujęcie nr 2
© siwobrodyWycieczka po Szczecinie w poszukiwaniu graffiti i murali. Pomorzany - ujęcie nr 1
© siwobrodyWycieczka po Szczecinie w poszukiwaniu graffiti i murali. Reklama
© siwobrodyWycieczka po Szczecinie w poszukiwaniu graffiti i murali. Ul. Powstańców Wielkopolskich
© siwobrodyWycieczka po Szczecinie w poszukiwaniu graffiti i murali. Ul. Powstańców Wielkopolskich. 2
© siwobrody
Kategoria KRÓTKO WOKÓŁ DOMU
Wycieczka po Szczecinie w poszukiwaniu.............
-
DST
35.68km
-
Czas
02:55
-
VAVG
12.23km/h
-
Sprzęt Czarny RALEIGH - czarna perła
-
Aktywność Jazda na rowerze
Od jakiegoś czasu chodził za mną pomysł na wycieczkę tematyczną po Szczecinie.
W wielu wpisach na blogach różnych osób , ten planowany temat , się przewijał .
Przykładowo u Benaska :w relacji z Berlinaczy też u Misiacza jedna z wycieczek. i wielu innych osób.
Kilka punktów w które miałem zajechać już było ustalonych a pozostałe , jadąc powoli , miałem zamiar znaleźć. Przy takim założeniu wycieczka miała być spokojna , fotograficzna ( tu mała dygresja - nie chodzi o wycieczkę fotograficzną w stylu moich znajomych " tempo takie żeby fotoradary zdjęcia robiły").
I na taką wycieczkę , bez pośpiechu i wielu kilometrów , namówiłem Joannę vel "havranek".
W tym miejscu muszę zmienić pierwotny plan wpisu albowiem :Zmiana serwera
Prosze o cierpliwosc, zmieniamy serwer PBS. Operacja potrwa jakis czas, u jednych szybciej, u innych dluzej (mysle, ze nie dluzej niz 24h). Co jakis czas warto dobrze odswiezyc strone... Do tego czasu mozna ponarzekac w notce na fejsie ;)
- photo.bikestats i nie ma możliwości wklejenia zdjęć które miały być zobrazowaniem narzuconego tematu.
Skoro tak , to opis będzie tak skonstruowany aby namówić potencjalnych czytelników do odgadnięcia przewodniego tematu wycieczki.
Wracamy do wycieczki . Po dojechaniu z Pilchowa do centrum i spotkania z Asią ruszamy do "Galaxy" I mamy pierwsze obiekty . I tu powinno być : zdjęcie nr.1 , zdjęcie nr.2 , zdjęcie nr.3 , no może jeszcze zdjęcie nr.4 .
Ruszamy dalej przez park Żeromskiego do teatru Polskiego.
Tu robię niestety nieudane zdjęcie nr.5.
Zwiedzamy okolice ul . Szarotki i Dubois i nad Odrą jedziemy w kierunku zamku Książąt Pomorskich.
Po drodze zarządzam postój, jeszcze przed Wałami Chrobrego, w celu uwiecznienia następnego "obiektu" i to dość długiego ( tu powinno być tak ze trzy zdjęcia).
Na wysokości Wałów wbijamy się w porządną ścieżkę rowerową ( nawet nie wiedziałem że taką piękną mamy ) i fotografuję niesamowite rzygacze na wieży Urzędu Wojewódzkiego. ( dwie fotki - nie związane z tematem).
Ruszamy dalej do Trasy Zamkowej.
Tuż przed spotykam następny obiekt i robię serię zdjęć.
Wjeżdżamy pod Trasę Zamkową i tu zgodnie z planowanym przeze mnie harmonogramem dokonuję serii zdjęć , również z ujęciami drugiej strony Odry.
Po tym seansie fotograficznym pada propozycja ze strony mojej współtowarzyszki wycieczki " jedziemy na nowe - stare miasto"
Taaaa , starożytni filozofowie mówili " z kobietami nadobnymi się nie dyskutuje , no chyba że Im się diamentowe kolie kupuje ".
Mnie to i na mały pojedynczy diament nie za bardzo stać a po drugie to już nie raz wyszedłem z opałów słuchając starożytnych maksym.
No to jedziemy .
I warto było.
Po raz pierwszy zobaczyłem to nasze nowe-stare miasto.
Wcale nie jest takie złe.
Knajpka na knajpce ale niektóre wcale nieźle wyglądają.
I tu nagroda za posłuszeństwo wobec dam , zostaję zaproszony na zupkę w knajpce o nazwie Haga.
Ale zanim tam wejdziemy nasz słuch ciągnie nas w inne miejsce.
Muzyka
I spotykamy pana który siedząc przed swoją galerią , obok Hagi mówi nam " proszę się nie obawiać rzucę okiem na Wasze rowery.
OOOOOOOOOOOOOO . proszę pana taki tekst to powód do bliższego zapoznania.
Nie dosyć że kusząca muzyka to jeszcze taki tekst .
No to ruszamy do ...........galerii ( co tam zupa).
I się zaczyna . Kurcze co za przemiły i p0ozytywnie nastawiony do życia człowiek. I się zaczyna . Zwiedzanie galerii i rozmowa. Joanna szybko znajduje bratnią duszę . On artysta mówiący obrazami . Ona artystka malująca słowami ( Jej wiersze zostały wydane w różnych tomikach lecz nie wszystkie rozumiem bo część wydano w języku angielskim a tego nie znam).
I tu powinna nastąpić seria zdjęć z galerii ale nidy rydy bo photo.bikestats. nie działa.
Ze mnie żaden artysta ale znalazłem jedno wspólne z właścicielem galerii i nie jest to artystyczne postrzeganie świata , ani wspólna muzyka , ani sposób nakładania farb na obraz, ani maksymy starożytnych filozofów.
To co mamy wspólne to pociąg do opis produktu
No proszę pana , ja tu jeszcze wrócę.
Na dłuższą rozmowę na temat wyższości ... ( cenzura - zakaz reklamowania produktów spirytusowych).
Po niezwykle sympatycznej rozmowie zachodzimy do Hagi na zupkę .
Pierwszej słynnej ........... nie ma . Drugiej w kolejności atrakcyjności .................... nie ma . Trzecia z oferty ............ jest.
Jemy i robię kilka fotek.
Nie ma co narzekać ta trzecia z oferty " gulaszowa" co prawda mało holenderska ale jest gorąca i smaczna. ( tu dwie fotki z lokalu).
Jeszcze wracamy do galerii aby podziękować za mile spędzony czas i dostajemy cynk że artystka która tak nas zauroczyła będzie z ............... koncertem w Szczecinie w czerwcu na Zamku.
No i szlag trafił zbieranie kasy na diament , trzeba zbierać na bilety.
Ruszamy dalej.
Po tej artystycznej i cholera muszę przyznać przemiłej przerwie ruszamy dalej w celu dotarcia do następnego punktu " planowanego obejrzenia obiektu".
No pod wpływem "sił wyższych" vel "havranek" jeden z punktów omijamy i jedziemy dalej ul. Kolumba .( coś się za tą gulaszową należy)
Mijamy Dworzec Główny , jedziemy ul Kolumba na Pomorzany.
I tak między skrzyżowaniem z Dąbrowskiego a skrzyżowaniem ze Szczawiową docieramy do następnego "obiektu".
Tu kilka fotek ( tyko proszę bez nerwowych komentarzy na temat photo.bikestats. )
I jedziemy na Pomorzany.
Tu miałem nadzieję na dojechanie do elektrowni Pomorzany aby zaliczyć jedną z tajemnic Szczecina wg.http://merlin.pl/Tajemnice-Szczecina_Andrzej-Krasnicki-jr/browse/product/1,760211.html ale ........ nie miałem wystarczającej ilości ........diamentów.
Zawróciliśmy ul. Powstańców Wielkopolskich do centrum.
I tu dokonałem następnego odkrycia .
I tu następuje seria zdjęć . Dwóch obiektów. A może trzech.
No to jak se wirtualnie obejrzeliście te zdjęcia to ruszamy dalej .
Odprowadzam swoją współtowarzyszkę do domu a sam ruszam do ............domu.
I koniec wycieczki , a dla wytrwałych czytelników którzy dotrwali do końca konkurs.
Co było tematem przewodnim wycieczki?
Jak się w końcu strona ze zdjęciami ruszy to wkleję fotografie i .........
..................... wyłonię finalistów.
Nagroda do odebrania w przyszłą sobotę na wycieczce którą zorganizuję.
Proszę nie liczyć na ....................... diamenty.
Kategoria Ciekawostki miasta Szczecin, KRÓTKO WOKÓŁ DOMU, żubrówka
"Tajemnice Szczecina" wyprawa druga.
-
DST
27.23km
-
Czas
02:00
-
VAVG
13.62km/h
-
VMAX
34.26km/h
-
Temperatura
19.0°C
-
Aktywność Jazda na rowerze
Jako że zdrowie nie za bardzo pozwala mi na wycieczki (z "koksami" i innymi "harpaganami ") typu :nie mniej niż 100 a nie więcej niż 500 kilometrów więc kontynuuję zwiedzanie Szczecina z książką "Tajemnice Szczecina" autorstwa Andrzeja Kraśnickiego juniora.
Na dziś co prawda krótka trasa ale za to aż cztery rozdziały.
"Tajemnicza twierdza" str.6 , "mówią o nim więzienie" str.18 , "gdzie jest Sedina?" str 76 , "stara trasa przez rzekę " str.127 .
A wszystkie te miejsca są w promieniu kilku kilometrów.
Na wycieczkę zaprosiłem pewną Joannę vel "havranek" a i kolega Maciej z synkiem Kubusiem wyraził chęć na wycieczkę.
Wyruszyłem po 15,00 .
Pilchowo , Głębokie a później już prosto najdłuższą ulicą w mieście czyli al. Wojska Polskiego . Cicho , pusto większą część drogi przejechałem ulicą. Szkoda że tak rzadko ulice są tak puste. Dojechałem na miejsce spotkania z "havrankiem" i dzwonię czy już jest gotowa do wyjazdu . Okazuje się że sprawy rodzinne uniemożliwią jej udział w dzisiejszej wycieczce.
Bywa , mówi się trudno i jedzie dalej.
Ale nie ma tego złego co by na .... ciekawe nie wyszło. W trakcie rozmowy przez telefon rozglądam się wokół i nagle widzę ciekawostkę.
na jednej ze ścian starej kamienicy widzę jakieś dziwne "zdobienia".
Przyglądam się przez autofokus aparatu ( bo tak własnymi oczami to nie wiele widzę) iiiiiii
No tak , w samym centrum miasta ( a nie w lesie) , na ścianie budynku ( a nie na drzewach ) są umieszczone budki lęgowe dla ptaków.
i to różnych rozmiarów i kształtów.
No i proszę , jeszcze nie zacząłem poszukiwania ciekawostek miejskich a już same się cisną w obiektyw.
Ruszam więc dalej do planowanych celów mając tylko nadzieję że Maciej nie zrezygnuje z udziału w wycieczce bo do jednego miejsca nie wiadomo czy da się dotrzeć bez pozostawienia roweru. W tym wypadku wolałbym aby rower został pod nadzorem.
Na razie , samodzielnie zaliczam pierwszy punkt zwiedzania.
"mówią o nim więzienie" str.18
Trafiam łatwo i bez kłopotów.
Znalezione , obfotografowane:
Stary mur stanowi ścianę dużo późniejszej budowli.
Wszystko zgodnie z opisem autora.
Punkt zaliczony.
Teraz jadę zgodnie z własnym planem wg. dawnych wspomnień. Jest w okolicy jeszcze jeden fragment murów tak schowany że mało kto go odnajduje i ogląda.
Tak , dobrze pamiętam.
Kombinowałem na różne strony ale przy tym świetle nie udało mi się zrobić dobrego zdjęcia.
Skoro jestem w pobliżu to pokażę jak wygląda dziś przyszła galeria a do niedawna ruina. Oj dużo się dzieje w mieście.
Oby jak najwięcej niedawnych ruin zmieniało się w ciekawe miejsca.
Teraz czas zacząć następny temat z książki.
Bardzo ciekawa historia o której bym nie wiedział gdyby książka nie trafiła w moje ręce.
"Rok 1948 Ul.Wielka (obecnie Wyszyńskiego ) zrujnowana , most Długi nie istnieje.Stalowe konstrukcje mostu Bayleya (frontowe wyposażenie zachodnich aliantów) stają nad Odrą u wylotu ul. Dworcowej. Auta mogą przejechać , ale tramwaje nie ... bo nie ma torów. Ówczesny prezydent miasta Piotr Zaremba zarządza "pierwsza inwestycję komunikacyjną". Rozebrano tory z ulicy Staszica ( czy ktoś z Was wie że tam była linia tramwajowa aż do Emilii Plater?) i położono na Dworcowej aby połączyć lewobrzeże z prawobrzeżem." To skrót informacji z książki ciekawskich odsyłam po większą ilość ciekawych informacji.
Uwieczniam to miejsce na zdjęciach.
Tu gdzieś był ten most.
Przy okazji robię zdjęcia poczty.
Widok na pocztę (gmach Poczty Cesarskiej) z placu Tobruckiego .
Proszę zwrócić uwagę że część budynku poczty ma dwa piętra a część trzy.
I tu wyjaśnienie .
Tym razem informacje czerpię z niezwykłej książki "Był sobie Szczecin " autorstwa Macieja Czekały . Cytat "po 1899 roku okazało się , iż zapotrzebowanie na usługi pocztowe było tak duże , że południową część budynku powiększono poprzez dobudowanie trzeciej kondygnacji. "
A teraz czas na przerwę od historii i mały odpoczynek we współczesnym świecie.
Kurcze naprawdę w tym mieście jest coraz ładniej i urokliwiej.
I trafiam na współczesną zagadkę. Kto i dla czego założył kłódkę na tej ławce?
Chyba jacyś zakochani upamiętnili tą ławkę kłódką ? Ot i następna zagadka.
Uff , jeszcze nie dojechałem do następnych " zagadek a już zrobiła się powieść z tej wycieczki. Jak tak dalej pójdzie to relację będę pisał dziesięć razy dłużej niż trwała sama wycieczka.
A może jednak ... jeszcze dłużej?
Czas zakończyć przerwę i ruszać w drogę.
Ale co to?
Jak można dopuścić do takiego stanu psa?
Chyba pogadam z właścicielem.
Czy On wie jak taki pies się czuje z czymś takim na sobie?
Ups , nie będę robił żadnych uwag. Właściciel chyba doskonale wie.
I nawet przeprowadzamy sympatyczną rozmowę o upodobnianiu się właścicieli do psów i na odwrót. Oczywiście rozmawiam z właścicielem , nie z psem.
To miasto jest naprawdę fascynujące.
W oczekiwaniu na kolegę Macieja i jego syna Kubusia podziwiam piękno "Czerwonego ratusza".
Nie jeden szczecinianin na widok tych zdjęć ( nie chodzi o jakość tylko o obiekt) powiedziałby : a gdzie takie piękne budowle? - Szwecja , Dania , Niemcy?
No wreszcie.
Jest Maciej z Kubusiem i ruszamy do ostatniego punktu dzisiejszej wycieczki.
"Tajemnicza twierdza"
Cytat : "Najbardziej intrygująca to wspomniany już mur ciągnący się wzdłuż ulicy Czarneckiego. Dziś podpiera skarpę , na której stoją garaże , przez co dostęp do niego od ulicy jest praktycznie niemożliwy."
Oczywiście jakbym doczytał dokładnie dalszy ciąg opisu to bym nie zaczął poszukiwań od drugiej , tej "niemożliwej" strony.
Ale nie doczytałem. Dotarliśmy na miejsce od strony dworca .
Dobrze pomyślałem że zwiedzanie tego miejsca może wymagać " porzucenia " roweru i udania się "pieszo" . Maciej z synem zostali na "straży " mojego pojazdu a ja wyruszyłem w niezwykłą podróż.
Najpierw pod stromą jak cholera górę z obsypującym się piachem.
Tak naprawdę to nie byłem przygotowany na te poszukiwania.
Nie miałem ani raków ani czekana.
Stromo jak diabli , nie wiele widać w tych chaszczach , wokół pełno śmieci a tych murów to nie wiele widać.
Ale jak się wspiąłem na wyżyny ( moich możliwości ) to dokonałem odkrycia.
Wśród wmurowanych cegieł znalazłem jedną która miała sygnaturę producenta. ( no coś na wzór współczesnego certyfikatu.
No naprawdę , dokonałem odkrycia.
A teraz dalej , byle tylko się nie zwalić w dół te kilka metrów.
Miałem chwilę słabości i miałem zamiar zrezygnować. No jak się pchać w te chaszcze bez zabezpieczenia jak skarpa prawie pionowa a asekuracji zero.
I jeszcze te mury tak mało atrakcyjne.
Gdyby nie te porastające zbocze drzewa to nie dałoby się czego trzymać na tej pochyłości .
Nie , no teraz to już przesada.
Nie dosyć że stromo to jeszcze droga zarośnięta jak nie przymierzając puszcza amazońska.
No to jak poszukiwacz "zaginionej arki" czy też innej zagubionej świątyni w Ameryce Południowej przedzieram się w poszukiwaniu skarbów.
drzewa wyrastają z murów.
Chaszcze blokują drogę.
A ja jak ten odkrywca brnę przez te liany i baobaby z dusza na ramieniu.
I nagle widzę że te drzewa co wrastają w mur to ..... razem z resztami tego muru spadają w dól.
A ja nie mam ani kasku , ani liny asekuracyjnej, a Maciej to już zapewne myśli że poległem na tej wyprawie bo już dobre pół godziny jak mnie nie ma .
Docieram w coraz bardziej dzikie i ciekawe miejsca
aż wreszcie docieram do końca muru i okazuje się że to w .... tym miejscu należy rozpocząć zwiedzanie tej atrakcji
Po wyjściu w rejony "cywilizowane " już ulicami , wracam do miejsca postoju roweru i "mojej ekipy towarzyszącej w wyprawie". Powrót droga która przeszedłem uważałem za zbyt niebezpieczny. Zresztą chyba każdy wie że wejść na górę , czy to drzewa , ruin czy góry jest łatwiejszy niż zejście z powrotem w dół.
Po dotarciu na miejsce rozpoczęcia "wyprawy " zastałem swoich towarzyszy dość zdenerwowanych i będących w rozterce : wezwać policję , straż pożarną czy pogotowie ratownictwa górskiego.
I wysłuchałem reprymendy: "Mogłeś choć zadzwonić że żyjesz".
Ja im się nie dziwię .
Oni też mogli paść ........ z nudów , czekając na mnie.
Plan zwiedzania zakończony.
Co było do zobaczenia i utrwalenia na zdjęciach zostało wykonane.
Teraz chwila relaksu po zakończeniu zadań.
Różne napisy widziałem na bramach ale tego jeszcze nie
Ruszyliśmy w drogę powrotną .
Chwilę podziwialiśmy widoki znad dworca , pokazaliśmy Kubusiowi gdzie jest "Stara Komenda" aby wiedział gdzie tatę na piwo zaprosić i pojechaliśmy każdy w swoją stronę.
Macieju , serdeczne podziękowania za opiekę nad moim rumakiem i chęć niesienia pomocy " zaginionym w akcji" . Kubusiu masz u mnie lody na następnej wycieczce albo watę cukrową ( jak lodów tata nie pozwoli) .
Po zakończeniu poszukiwań "tajemnic " ruszyłem do domu.
Ulicami pustego i wymarłego miasta.
Aż dojechałem do Jasnych Błoni.
A , to tu się wszyscy zebrali.
Lawirując miedzy spacerowiczami dotarłem do kawiarenki na rowerze .
Zamówiłem kawę ( nie wiem dla czego bo kawy nie piję ) i rozpocząłem rozmowę z właścicielem.
Naprawdę ciekawa osoba .
A to co podaje i jak rozmawia z ludźmi to bajka.
Wyobraźcie sobie że gdy tak stałem i rozmawiałem podeszły dwie panie i zamówiły herbatę. Po krótkiej rozmowie i zamówieniu herbaty wg. wymagań jednej z pań właściciel kawiarenki podjął dyskusję na temat wyższości kawy nad herbatą .
Pani postawiła na swoim i zamówiła herbatę i: żeby była bez mleka i że nie lubi mięty i nie lubi mleka i czegoś tam jeszcze . A pan udowodnił Jej że lubi kawę i to z mlekiem i................... nie , na dzisiaj wystarczy tych tajemnic a ta konkretnie historia to już na odrębny wpis .
Zasuwam do domu . Po drodze spotykam znajomego rowerzystę - "Waldi".
Po krótkiej wymianie informacji ruszam dalej.
Zmieniam trasę tak aby nie jechać klasyczną drogą.
rzut oka na ptaki i rowery
Oraz na Rusałkę
I jak najszybciej do domu bo robi się coraz zimniej - 13 stopni.
Po drodze jeszcze tabuny ludzi wokół grilli i ognisk .
I wreszcie dom.
No tak .
Dystans mizerny , czas przejazdu mierny ale za to wrażeń na kilka wycieczek.
I tylko byłoby fajnie gdyby nie to że za dużo do opisania.
Ech , a można było zrobić te 100 km. , dwa zdjęcia i opisać to w trzech słowach.
Kategoria Ciekawostki miasta Szczecin, KRÓTKO WOKÓŁ DOMU, piwko
Kwietniowa masa krytyczna .
-
DST
30.00km
-
Czas
00:01
-
VAVG
1800.00km/h
-
Sprzęt MUŁ- Czyli pół Raleigh a pół Gazelle
-
Aktywność Jazda na rowerze
Trzy wydarzenia po raz pierwszy w tym roku.
Pierwszy raz w tym roku byłem na masie.
Magnolie zakwitły , to już oznaka pełni wiosny.
Rowerzystek i rowerzystów coraz więcej.
Wiele fajnych rowerków
Przemówienie Yogiego i zaraz wyruszamy w drogę.
Od tej pory aparat przejmuje Basia a ja próbuję lawirować naszym "tirem" wśród innych uczestników wycieczki.
Po dojechaniu na Jasne Błonia odebrałem aparat i zrobiłem kilka zdjęć z zakończenia imprezy
I ruszamy do domu.
I tu druga przygoda. Pierwszy w tym roku "kapeć" . Na szczęście nie w tandemie a u Wojtka .
Po wymianie dętki już tylko szybciutko do domu bo robi się coraz zimniej i zaczyna kropić.
A i oczywiście sprint przed Jaszkiem który próbuje nas złapać obiektywem.
Wreszcie w domku. Na szczęście dopiero po dotarciu do domu zaczyna lać.
Zapomniałbym , trzecim wydarzeniem po raz pierwszy w tym roku był wyjazd tandemem. Było super.
Kategoria KRÓTKO WOKÓŁ DOMU, Z Rowerowym Szczecinem
Nowy rekord - a wszystkiemu winien nietoperek
-
DST
42.27km
-
Teren
15.00km
-
Czas
03:42
-
VAVG
11.42km/h
-
Sprzęt KTM
-
Aktywność Jazda na rowerze
Rekord faktycznie padł.
Prawie cały dzień na rowerze ok 40 km w czasie ( samej jazdy ) ok. 4 godz (czas od wyjazdu do powrotu prawie 7 godz.)
W dzień , przy pięknej pogodzie , w większości po asfalcie i średnia ok 10 km/godz.
Ale zacznijmy od początku.
Z pierwszego składu jaki wyraził chęć na wycieczkę ostało się tylko 4 osoby.
Dwie Joanny , Artur i ja.
Ci którzy nie dojechali to albo byli niedysponowani ( Basieńka) albo nie chciało im się wstać z rana (Trendix) albo z innych powodów ( reszta).
Sam wyjazd też nie doszedł do skutku w planowanym czasie z powodów trudności komunikacyjnych ( Joanna ) .
Jedynie silna grupa przedstawicieli MadBike przyjechała o czasie i w pełnym składzie ( "Jana " - Joanna i Artur).
I w ramach oczekiwania na resztę wycieczki pojechali zwiedzić Pilchowo.
Wreszcie z opóźnieniem ale ruszyliśmy . Kierunek Tanowo i rezerwat Świdwie.
Krótka sesja zdjęciowa bocianów w Tanowie
i ruszamy do rezerwatu.
Po drodze zahaczamy o pasiekę gdzie Joanna prowadzi rozmowy na temat swojej pasji czyli pszczelarstwa.
Niestety wieści nie są najlepsze. Długotrwała zima poczyniła spore spustoszenie wśród pszczół. podobne wieści dochodzą z całego kraju tak więc w tym roku będzie mało miodu.
Ruszamy dalej.
Dojeżdżamy nad Świdwie.
Po bokach widać działalność bobrów.
A na pierwszych miododajnych kwiatostanach pszczoły.
Podziwiamy panoramę jeziora z wieży widokowej.
posilając się
pogoda jak marzenie
widok z wieży na nasze rowerki
i na miłośników pomarańczy
Ruszamy w drogę w kierunku na Stolec czerwonym szlakiem.
Zahaczamy o następne jeziorko .
Robimy pamiątkowe zdjęcie ( w końcu przypomniałem sobie że mam w aparacie samowyzwalacz)
Na widok tego drzewa i nadmiaru pięknej przyrody wokół dostaję "koziej szajby" i postanawiam jak każda koza wleźć na krzywe drzewo.
I proszę - koziołek Matołek na krzywym drzewie.
Po tym jak w całości zlazłem z drzewa ruszamy dalej.
Na okolicznych polach stada żurawi.
Droga wspaniała.
Trafiamy na następne ciekawe drzewo.
Można się w nim schować.
Zamieszkać pod jego pniem
Albo użyć jako stojak na rower.
Następna przerwa.
I czas na rozmyślania o wszechświecie
Droga kusi i zaprasza
Ruszamy więc i dojeżdżamy do Stolca.
Widok na bramę do pałacyku w Stolcu.
Ale skoro Stolec nas żegna
to ruszamy dalej w kierunku na Buk.
Artur oczywiście musiał zawrócić żeby załapać się na zdjęcie ( za szybko jechał)
I tuż przed wjazdem na ścieżkę rowerową omijającą Buk Joanna dostrzegła na jezdni
To nie żaba to
młody nietoperz na jezdni.
I oczywiście najpierw u Joanny ( kocha wszelkie stworzenia w tym :koty, pszczoły , resztę owadów, gadów , płazów ,ptaków i ssaków ) a później u Jany i Artura zaczęły działać instynkty opiekuńcze i chęć niesienia pomocy.
Ja mówiłem :nie ruszać może być chory , możemy się zarazić ,- ale nikt nie chciał mnie słuchać.
Postanowili ratować ssaka.
Bo taki młody , niewinny i bezbronny:
Nie miałem szansy na przeforsowanie swojej teorii że nie należy się mieszać do natury. rozpoczęła się dyskusja co dalej , jak ratować zwierzę.
W tym momencie zegarki MadBike'owe dały znać że muszą oni wracać do domu i dzieci . I tak zrobili .
A ja zostałem z Joanną i tym stworem , na ścieżce rowerowej oraz z dylematem co dalej.
Rzuciłem hasło jedziemy do najbliższego miejsca postojowego i przy resztkach ciastek i herbaty urządzimy naradę.
Podczas konsumpcji nasz nowy członek wycieczki udowodnił swojej opiekunce ze jest może i osłabiony ale nie jest ranny i jak nikt nie będzie go zaczepiał to sam sobie da radę.
I pokazał że ma zdrowe uzębienie
Po tej prezentacji zapadła decyzja .
Zamiast wieźć go do miasta do schroniska dla nietoperzy spróbujemy go zostawić na jakimś większym drzewie gdzie będzie bezpieczny od pojazdów , kotów i innych drapieżników.
To chyba był dobry pomysł.
Jak poczuł drzewo to pooooooszedł w górę.
I wszystko byłoby dobrze gdyby......... no właśnie.
Mówiłem że kontakt z nim może być zaraźliwy.
Nie wiem jak ta choroba się nazywa ale Joanna po kontakcie ze stworem poczuła się kiepsko.
Ogólnie osłabienie , oraz ból : nadgarstków , kolana oraz tej części ciała która utrzymuje kontakt z rowerem a nie jest ani dłonią ani stopą.
Dla niedomyślnych powiem że jest to przedłużenie pleców.
Efektem tej sytuacji było to że prędkość wycieczki z "szalonej" prędkości rzędu 12 km/godz. spadła do 5 km/godz.
Zresztą co się dziwić , oto efekt działania "nietoperkowej klątwy"
I żeby nie było wątpliwości .
To nie efekt braku treningu i nieprzystosowania organizmu do jazdy na rowerze ( wbrew temu co niektórzy myślą że jak ktoś pierwszy raz po pół roku wsiadł na rower , i to pożyczony rower i na dodatek od wielu lat nie robił takiej trasy to może mieć takie problemy) to jest efekt kontaktu z klątwą nietoperkową.
Ja sam choć nie dotknąłem stwora też zacząłem odczuwać bóle kolana i tej części ciała co ma styczność z siodełkiem.
W każdym bądź razie , twardo , techniką pieszo rowerową podążaliśmy do domu.
Dotarliśmy do Sławoszewa i zarządziliśmy przerwę w podróży w celach leczniczych.
Gospoda Zjawa zaoferowała lekarstwo w postaci: kawy ( to było lekarstwo dla Joanny ) sernika własnej roboty ( lekarstwo dla nas obojga ) oraz poduszek pod te części ciała które podlegały działaniu klątwy.
W trakcie zabiegów regeneracyjnych ujrzeliśmy kawalkadę rowerzystów pod wodzą samego ....... i tu niespodzianka . To nie była wycieczka pod wodzą samego sierżanta Montera a pod wodzą jego najpilniejszego ucznia czyli ..... Jaszka.
Owszem guru Monter był w składzie ekipy ale tylko jako obserwator i doradca.
Po krótkim powitaniu i wymianie uprzejmości ekipa "Jaszkowa" ruszyła dalej .
Nie ma co się dziwić . Uczeń pod okiem mistrza nie pokaże słabości i nie pozwoli sobie na nadmierną pobłażliwość. Zgodnie z maksymą Montera ( którą przejęła Legia Cudzoziemska ) "kto nie jedzie ten ginie" ruszyli dalej.
A my z Joanną po serii "bolesnych" zastrzyków leczniczych serwowanych przez sympatycznych gospodarzy Zjawy ( sernik był naprawdę świetny) ruszyliśmy dalej w drogę.
Lekarstwa działały . Tylko kilka chwil Joanna przeszła pieszo w ramach dbałości o siodełko. W pozostałych chwilach katowała siodełko do bólu ( a może to siodełko ją katowało ?) Nie ważne . Jeszcze przed zachodem słońca dotarliśmy do miejsca rozpoczęcia wycieczki.
I to właściwie koniec tej krótkiej relacji z tej krótkiej wycieczki.
Nie wiem tylko dla czego mam takie wrażenie że jeszcze przez kilka dni Joanna będzie ją wspominać za każdym razem jak .....................................
.............................................................................
.............................................................................
.......... usiądzie.
A tak zupełnie na marginesie.
Mam pewną wątpliwość . Czy warto spędzać pół nocy na pisaniu tekstów i katować swoją wątrobę po każdej wycieczce? Czy ktoś to czyta "od deski do deski"?
A może szkoda czasu i lepiej tylko wkleić trasę i wpisać ilość kilometrów przejechanych jak to czyni większość osób?
Mam wielką prośbę . Każdy kto przeczyta te moje wypociny w całości, niech choćby da komentarz z wpisem "+" abym miał świadomość że "warto się poświęcać".
A jeździć i tak będę dla samej przyjemności poczucia ....... siodełka.
Kategoria KRÓTKO WOKÓŁ DOMU, żubrówka