Krótki trening z Natalką
-
DST
33.31km
-
Teren
5.40km
-
Czas
01:31
-
VAVG
21.96km/h
-
VMAX
40.64km/h
-
Sprzęt KHS - czołg
-
Aktywność Jazda na rowerze
Zmiana trasy. Bardziej spokojniej i część trasy po lesie. Pilchowo - Tanowo- kierunek Police - skręt na Z. Chemiczne - wzdłuż Z.CH od zachodniej strony - Jasienica - Turznica - droga pożarowa 27 - Tanowo- Pilchowo. Jedna przerwa na sprawdzenie stanu grzybów w lesie ( są ale tylko niejadalne). Chłodno .
Wynik niezbyt imponujący ale tygodniowa przerwa w jeżdżeniu zrobiła swoje a i chłodek tez nie pomagał.
Kategoria KRÓTKO WOKÓŁ DOMU, tandem
Krótki trening z Natalką
-
DST
46.53km
-
Czas
01:57
-
VAVG
23.86km/h
-
VMAX
41.02km/h
-
Sprzęt KHS - czołg
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dalsze trenowanie z Natalką i testowanie czołgu. Tzw. krótka pętla : Pilchowo, Tanowo, Dobieszczyn , Stolec, Dobra , Sławoszewo , Bartoszewo , Pilchowo.
Łączny czas od wyjazdu do powrotu 2 godz., 15 min. Dwie przerwy.
Czuć koniec lata. Wracając do domu czuliśmy podmuchy zimnego powietrza . I niestety coraz szybciej robi się ciemno.
Trzeba przygotować lepsze oświetlenie i zabierać ubrania na zmianę. Dobrze że na razie nie pada.
Ale ważne że stałą trasę robimy z minimalnym ale zawsze postępem. Po raz pierwszy czas jazdy poniżej 2 godz.
Kategoria KRÓTKO WOKÓŁ DOMU, tandem
"czołgiem" po niemieckich landach.
-
DST
155.99km
-
Czas
07:29
-
VAVG
20.84km/h
-
VMAX
32.68km/h
-
Sprzęt KHS - czołg
-
Aktywność Jazda na rowerze
Plan był następujący:
"Pilchowo , Trzebież, Nowe Warpno , Rieth , Ueckermünde , Dobieszczyn , Stolec , Dobra , Sławoszewo, Bartoszewo , Pilchowo.
Trasa ok. 130 km. Tempo raczej spokojne 18-22 km/godz.
Kilka przerw na zdjęcia i nie tylko.
Fiszbuła w Rieth albo /i w Ueckermünde.
Start - Plichowo godz. 9,00 .
Powrót - jak się uda.
Pogoda będzie ale nikt nie wie jaka.
Potrzebne : chęci na wyjazd , dowód osobisty na wszelki wypadek, kilka euro na zakupy i dobry humor."
I prawie się udało choć nie bez modyfikacji.
Wyjazd z Pilchowa 10,00 . Temperatura 10-11 stopni . Rześko.
Chętnych do wspólnego przejazdu nie było. Jedziemy "czołgiem " sami z Natalką.
Z jednej strony to dobrze bo możemy jechać własnym tempem ale z drugiej strony to nikt nas nie powstrzyma od testowania możliwości czołgu.
I się zaczęło . Nie wiem kiedy i jakim cudem ale już byliśmy w Trzebieży. Licznik szalał i co chwilę oscylował w okolicach 25-28 km/godz.
W Trzebieży sporo czasu zajęło nam podziwianie pięknych widoków na Zalew Szczeciński. Natalka zrobiła dziesiątki zdjęć. W tym wariacje kilku czapli szalejących w okolicach przystani jachtowej.
Pogoda wspaniała , piękne widoki jachtów i motorówek na wodzie . Mnóstwo ptactwa na wodzie i w powietrzu. Bajka.
Ludzi mało , można powiedzieć że pustki.
Jedziemy dalej . Zgodnie z planem , kierunek Nowe Warpno.
Po drodze spokojnie . Kierowcy mijają nas szerokim łukiem, rowerzystów niewielu ale prawie każdy odpowiada na pozdrowienia. Nawet kolarze.
Sporo aut zaparkowanych w lesie , czas grzybowego sezonu w pełni.
Natalka nie pozwala się obijać, cały czas tempo, jak dla mnie mało turystyczne.
Dojeżdżamy do Nowego Warpna. Pierwszy sklep zaliczamy w celu uzupełnienia wody i jedziemy coś zjeść.
Mamy jakiegoś pecha. Co przyjeżdżamy do Nowego Warpna to jeden z barów jest zamknięty i kolejka do realizacji zamówionych potraw przekracza godzinę.
Skoro " kosmitom" (Marek Miłoszewski
) na ponad 1000 km na ultra maratonie północ-południe wystarczy"17 litrów wody i soków
3 puszki coli
2 lody
1 kawa (!!!)
8 bułek*
3 trójkątne kanapki z Orlenu
2 hot dogi
2 paczki żelków
1 ohydna kanapka z Orlenu z ostrym kurczakiem, po którym miałem straszną zgagę"
to my też damy radę bez obiadu.
To zjadamy po kanapce zabranej na drogę, po bananie, popijamy wodą i ruszamy dalej.
W pierwszym dostępnym sklepie kupujemy pączki , banany i po puszce coli ruszamy na podbój Germanii.
Piękna droga rowerowa do Rieth . To znaczy piękna po naszej stronie bo Niemcom się nie chce zrobić przyzwoitego połączenia z Polską . Jeszcze by turyści pojechali do nas a nie do nich. A i tak mnóstwo turystów z Niemiec spotykamy po drodze.
Dojeżdżamy do przejścia granicznego w okolicach Rieth.
Jedziemy dalej sprawdzić czy słynna miejscówka na "Fiszbułę " w Rieth jest czynna.
Najpierw zajeżdżamy na przystań w Rieth. Sporo ludzi , turyści z Niemiec i z Polski. Jest obwoźny Imbiss . Można coś zjeść i odpocząć. My nie mamy czasu na niemieckie szybkie dania bo musimy sprawdzić czy słynna "fish-buła" na trasie Odra-Nysa jest czynna. Niestety ten punkt zaplanowanej trasy jest nieczynny. Ruszamy dalej w kierunku na Ueckermünde.
Jedziemy szlakiem ODRA -NYSA . Najpierw płyty , potem szutry i w końcu asfalt. Dojeżdżamy do punktu widokowego na Jezioro Nowowarpieńskie . Spotykamy parę rowerową która mnie zna ale ja nie pamiętam skąd. Po krótkiej rozmowie ruszamy dalej .
Część dalszej trasy wiedzie drogami leśnymi z wybojami. Natalka tego nie widzi bo jedzie z tyłu i ciśnie na pedały. Ja lawiruję miedzy dziurami ale przy tym tempie nie zawsze uda się ominąć wyboje. I stało się . Czołg wierzgnął na większej dziurze i zrzucił sakwę na piach. Nasz bagażnik rowerowy nie do końca nadaje się do posiadanych sakw a i sakwy mające za sobą wiele podróży nie do końca są kompatybilne z bagażnikiem. Nic się nie stało , sakwa na bagażnik i ciśniemy dalej.
Po drodze mijamy wielu rowerzystów i nie wszyscy są ogarnięci. Dojeżdżając do Ueckermünde trafiamy na parę niemieckich rowerzystów którzy jadą całą szerokością drogi dla rowerów obok siebie i nie reagują na sygnały dźwiękowe ( dzwonek rowerowy i elektroniczny symulator dźwięków) i dopiero koszmarny dźwięk naszego przedniego hamulca wywołuje u nich reakcję. Może jednak ten hamulec zostawić bez naprawy bo bardzo się przydaje?
Jesteśmy w Ueckermünde .
Zwiedzamy i robimy zdjęcia. To znaczy Natalka głównie robi zdjęcia.
Najdalszy plan trasy osiągnięty , wracamy do domu.
Jedziemy w kierunku domu. Jest słonecznie jeszcze ciepło i tylko gdybym nie zapomniał wziąć mapy byłoby łatwiej określić którędy najbliżej i najszybciej.
Tempo jazdy spada , ja już jestem zmęczony ale z tyłu cały czas ktoś ciśnienie. Mijają nas polscy rowerzyści spotkani w Ueckermünde . Dalej ciągniemy asfaltem , nie wbijamy się na szlak Odra Nysa . Wreszcie jesteśmy prawie w domu.
Przejście graniczne w Dobieszczynie.
Mamy dobry czas , jeszcze widno i tylko takie głupie dywagacje.
Jest już gwarantowany nowy rekord Natalki .
Jest jeszcze teoretycznie trochę czasu to może ............................................... rozszerzymy trasę i spróbujemy pobić 150 km.
I to był z jednej strony słuszny pomysł ( nie widomo jak długo byśmy żałowali że nie podjęliśmy próby) ale z drugiej strony to było na pograniczu naszych możliwości czasowych.
Rezygnujemy z trasy przez Stolec , Dobrą , Bartoszewo i jedziemy do Tanowa ale zamiast wprost do domu to jedziemy zobaczyć zachód słońca nad Zakładami Chemicznymi w Policach.
I tu byłem w szoku. Natalka po tym jak podałem informację że rekord będzie i że spróbujemy ten rekord powiększyć , dostała takiego odlotu że z Dobieszczyna do Zalesia mimo już zrobionych ponad 100km.dostała amoku i cisnęła 25-28 km/godz.
Trochę spokojniej było dalej ale tylko trochę. Dojechaliśmy do Tanowa i teraz ostateczna decyzja . Zgodnie z planem , czy bijemy rekord 150. Ja chciałem do domu , Natalka stwierdziła że chce zobaczyć zachód słońca nad Z. Ch. Police i ......................................................................tylko czołg był obojętny.
Lecimy na Jasienicę . Droga dziurawa , robi się coraz zimniej ale jeszcze jasno i ciśniemy. Tuz przed Jasienicą dłuższa przerwa ( stanowczo za długa ) i ruszamy dalej.
Zachód słońca nad Zakładami Chemicznymi w Policach bajeczny, tylko jesteśmy tak zmęczeni i zziębnięci że nie robimy zdjęć tylko suniemy dalej.
W końcu osiągamy Police. I to jest najgorszy odcinek całej wyprawy.
Robi się ciemno , jazda drogą dla rowerów teoretycznie bezpieczniejsza niż szosa ale drzewa zaciemniają drogę. Im dalej tym ciemniej a jadące z naprzeciwka samochody oślepiają.
Zdejmuję okulary bo parują a refleksy świateł nadjeżdżających samochodów oślepiają.
Zapada noc i każdy nadjeżdżający z naprzeciwka pojazd oślepia. Mało który kierowca traktuje nas poważnie , ze zrozumieniem i jedzie na krótkich. Długie światła wyłączają dopiero na widok samochodów z naprzeciwka.
To były ostanie koszmarne kilometry które przejechaliśmy z tempem 5-10 km/godz.
W miejscu nowego budowanego ronda przed Tanowem jedziemy przyszłą drogą dla rowerów. Jeszcze nie ukończoną . Musimy pokonać wysokie krawężniki i tu czołg po raz drugi zrzuca z siebie ciężar sakw. Szybka akcja ponownego zamocowania sakw na bagażniku i ruszamy dalej.
Wreszcie meta . I po raz pierwszy w historii naszych wspólnych wycieczek z Natalią nie zdobyliśmy wisienki na torcie. Nie wjechaliśmy pod górkę . Spokojnie z poczuciem słabości weszliśmy prowadząc tandem .
I tyko te słowa Natalki po wejściu na górkę " Ja mam już dość tego czołgu , nigdy więcej" I jest nadzieja że ja dożyję spokojnej starości.
I czas na podsumowanie.
Nowe rekordy :
Natalka - przekroczenie dystansu 150 km. ,
czołg- najprawdopodobniej też rekordowe ponad 150 km. ,
ja - przeżyłem i uważam że ten dystans , tym pojazdem, to wyczyn na miarę 200 albo i więcej km. na lepszym sprzęcie. Ale jak już wcześniej powiedziałem "nie liczy się sprzęt a ten kto na nim jedzie " . I jestem dumny że dałem radę. I tylko wątpliwość jak długo.
Kategoria Po niemieckich landach, tandem
Krótki trening z Natalką
-
DST
44.30km
-
Teren
15.00km
-
Czas
02:16
-
VAVG
19.54km/h
-
VMAX
29.80km/h
-
Temperatura
24.0°C
-
Sprzęt KHS - czołg
-
Aktywność Jazda na rowerze
Tym razem zmiana .
Natalka trochę się znudziła jeżdżeniem w kółko ta samą trasą i na dodatek temat początkowej rozmowy na tandemie zszedł na grzyby.
No to zmieniamy plany i jedziemy przez las oraz sprawdzimy co w nim rośnie.
Tempo spacerowe , bez próby szybkiego przejazdu.
Zajeżdżamy na drogę p 27 i idziemy ........... na grzyby.
Ja znalazłem jednego kozaka a Natalka dużo wrzosu.
Ruszamy dalej i zaczynam kombinować aby pojeździć dziś po nowych terenach i to głównie leśnych.
Fajna trasa najpierw szutry później leśne piaszczyste ale ubite drogi.
Było super tylko cały czas nie wiedziałem gdzie dojedziemy.
Wreszcie się odnalazłem na p-14 i już bez problemu dotarliśmy do Zalesia.
I dalej zgodnie z nową formułą testowania czołgu w lesie ruszyliśmy lasem do Tanowa.
Tylko zamiast szutru , piachu i żużlu ktoś zrobił "piękną" drogę z płyt.
Dla aut super ale dla moich nadgarstków katorga.
Jedni wiem , nigdy więcej do Zalesia i nad Świdwie nie pojadę droga przez las.
A najciekawsze że mimo tak długich przerw i jazdy w terenie wcale nie mieliśmy tak złego wyniku.
Kategoria KRÓTKO WOKÓŁ DOMU, tandem
Wizyta we Wrocławiu.
-
DST
104.51km
-
Teren
40.00km
-
Czas
10:00
-
VAVG
10.45km/h
-
Sprzęt Sparta - tandem Aleksandra
-
Aktywność Jazda na rowerze
Relacja z pobytu we Wrocławiu.
I mi i Przemkowi wielkie tegoroczne plany pokrzyżowała pandemia i odgórne zarządzenia ( głównie ale nie tylko ,zwłaszcza u mnie ) .
Padła propozycja spotkania , przetestowania najnowszego nabytku Przemka w ramach https://www.facebook.com/jedziemyporadosc czyli najnowszego modelu tandemu Sparta i pogaduszki wieczorem.
Plan wycieczki brzmiał dość niezwykle : wieża widokowa w Katowicach , zaliczyć Ślężę i zmierzyć długość Kilometrowego Mostu ( to tak z najważniejszych punktów programu ).
Dopiero rano startując doszedłem do wniosku że chyba to jakaś pomyłka . Miała być spacerowa wycieczka a nie ultra maraton Wrocław - Katowice- Ślęża - Wrocław. Po powrocie do domu sprawdziłem na mapie to prawie 450 km. Chyba kogoś " delikatnie " pogięło .
Okazało się że pomyłka była ale innego rodzaju.
Już na dworcu wszystko było nie tak jak miało być .
Na powitanie mojego przyjazdu mieli przybyć Ania i Przemysław. I Anię rozpoznałem ale Przemysława nie było . Co prawda jakaś postać pojawiła się obok Ani ale to nie mógł być Przemek. Wzrost się zgadzał ale postura niekoniecznie.
To mówiąc wprost , było pół Przemka jakiego znałem.
Gdy się odezwał to wyłącznie po głosie poznałem że to On.
I to był pierwszy element całej wyprawy do Wrocławia który nie zgadzał się z planowaną imprezą.
Po przeżytym pierwszym szoku dalej już było niby normalnie .
Do porannego przygotowania do jazdy. Gdy już na trzeźwo przemyślałem co jest proponowane do przejechania to stwierdziłem że chyba kogoś poniosło.
Gdzie Wrocław , gdzie Ślęża , gdzie Katowice.
To nie moja bajka , ja nie jestem ultra , ja jestem turystą , rozumiem 100 km ale nie 450 .
No dobrze ale skoro przewodnikiem jest Ania która ma na koncie max. dystans dzienny ok 65 km. to - " nie z mojego powodu " zawrócimy wcześniej.
Najpierw pokazali szlaki po których urządzają swoje przejażdżki wzdłuż Odry. Później na moją prośbę zwiedzamy miejsca we Wrocławiu które pamiętam z tandemowego rajdu dolnośląskiego.
i chwilę pogadaliśmy o Przemysławie kiedyś Wielkim a teraz Chudym .
I jedziemy dalej .
Krótka przerwa na uzupełnienie cukru w organizmie i
dalej w drogę .
Kierunek Katowice ( tak mówił Przemek ) i po drodze kilometrowy most.
Most się pojawił i dokonaliśmy precyzyjnego pomiaru : dokładnie jeden kilometr.
W drodze do Katowic mieliśmy okazję przetestowania Sparty i Nas samych na wszelkich rodzajach nawierzchni .
Oprócz piachu po osie , to było wszystko .
Po drodze super atrakcje typu rowerowy posiłek w zaprzyjaźnionej miejscówce .
I jedziemy dalej.
Wreszcie dojeżdżamy do planowanej atrakcji .
Wieża widokowa w "Katowicach" .
Widok z wieży niezwykły . A moje podsumowanie tematu " Katowic" jednoznaczne :
Robi się późno i czas wracać . Jeszcze jakaś Ślęża w planie.
Ja mam na dziś wystarczająco atrakcji i jakieś góry to już poza moim zasięgiem.
ale jestem tylko gościem i nie będę marudził.
Niech Im będzie , ja jeszcze mam resztki sił, Przemek z tylnego siodełka mówi że ma Moc , i teraz mam tylko nadzieję że Ania nie okaże się ukrytą ultra-maratonistką .
I tak jak z Katowicami , to zdobywanie Ślęży to tylko był chwyt reklamowy Przemysława bo okazało się że owszem zaliczyliśmy ale Ślęzę .
.
Owszem z wieży widokowej w KOTOWICACH widać było Ślężę ale nie Ślęzę . I było to w KOTOWICACH a nie w KATOWICACH . A Ślęzę mogłem podziwiać we Wrocławiu .
To i tak była to super udana sobota w towarzystwie wspaniałych ludzi . No może to za dużo powiedziane bo Ania była cała ale Przemysława było tylko pół.
I znowu padły tegoroczne rekordy .
Pierwsza w życiu Ani setka , pierwsza setka Przemka w tym roku , pierwsza setka Sparty w dziejach i tylko ja skromnie pierwszy raz w tym roku we Wrocławiu.
Podsumowanie: Sparta to taki rowerowy Rolls Royce . Siedzi się jak na fotelu , amortyzacja taka że można poszaleć kilometrami po bruku bez uszczerbku dla rąk i przedłużenia pleców , ale nie da się poszaleć na szosie bo wkurza gdy amortyzacja siodełka co chwila zmienia odległość tyłka od siodełka o kilka centymetrów. "Fotelowe" siodełka są dobre i wygodne na kilka godzin ale nie na dłuższe wycieczki . Oświetlenie to tragedia.
A w ramach wieczorno-nocnych rozmów o rowerach ,rowerzystach i rowerzystkach których poznaliśmy w ostatnich czasach " traciliśmy zdrowie" wznosząc toasty za zdrowie tych którzy doznali uszczerbku na zdrowiu jadąc na rowerze. I właściwie to by było wszystko w wielkim skrócie gdyby nie fakt który należy odnotować. Gdy we Wrocławiu wysiadłem z pociągu i zacząłem się rozglądać za Anią i Przemkiem to w końcu zobaczyłem Anię z jakimś chudym drągalem. Dopiero gdy drągal się odezwał okazało się że to Przemysław . Właściwie to powinienem powiedzieć pół Przemka albo Cień Przemka. I teraz mam problem jak to opisać : co kobieta potrafi zrobić z Przemkiem , czy co Przemek potrafi zrobić dla kobiety. Już kończę.
Ale trzeba dodać : warto jechać pięć godzin pociągiem aby spotkać tak fajnych ludzi . I z powrotem znowu pociągiem z nudów kręcąc kolanami.
A jakbym był ultra to w obie strony pojechałbym rowerem .
Ale nie jestem i nie będę niszczył rowerów.
Kategoria NiewidomiNaTandemach, tandem, żubrówka
Krótki trening z Natalką
-
DST
48.62km
-
Czas
02:01
-
VAVG
24.11km/h
-
VMAX
39.78km/h
-
Temperatura
14.0°C
-
Sprzęt KHS - czołg
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wspólnie z Natalką dogadaliśmy się że będziemy jeździć dwa razy w tygodniu .
Będziemy nabierać formy i testować nasze możliwości , sprzęt i ubiory.
Tym razem był test ubrania. Po prostu padało . Najpierw deszczyk , później deszcz , lekka przerwa na mały deszcz i znowu deszcz.
Rower dobrze oświetlony . Ale my niekoniecznie przygotowani na warunki pogodowe.
Pierwsza przerwa po 15 km. na przebranie . O ile Natalka od razu ubrała kurtkę przeciwdeszczową o tyle ja jechałem bez niej myśląc że deszcz zaraz przejdzie .
Wykręciłem mokre rękawiczki , mokre kolanówki i ubrałem kurtkę ale ją zdjąłem bo był to mement ze prawie nie padało . Ruszyliśmy dalej a deszcz zaczął padać ponownie . Temperatura powoli spadała więc przerwa po ok. 35 km i ubranie kurtki . Jest lepiej i teraz jak najszybciej do domu.
Podsumowanie : kurtkę przeciwdeszczową lepiej założyć jak się jest suchym niż mokrym , jazda w sandałach w deszczu gdy nie ma wysokich temperatur bez sensu , trzeba kupic pokrowiec na kask żeby głowa nie mokła i parę innych rzeczy aby spokojnie ganiać w deszczu .
A poza tym , fajnie było .
Kategoria dookoła...., KRÓTKO WOKÓŁ DOMU, tandem
Krótki trening z Natalką
-
DST
49.17km
-
Czas
02:03
-
VAVG
23.99km/h
-
VMAX
38.40km/h
-
Temperatura
20.0°C
-
Sprzęt KHS - czołg
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dalsze trenowanie z Natalką i testowanie czołgu. Tzw. krótka pętla : Pilchowo, Tanowo, Dobieszczyn , Stolec, Dobra , Sławoszewo , Bartoszewo , Pilchowo.
Łączny czas od wyjazdu do powrotu 2 godz., 35 min. Dwie przerwy. Jazda prosto po pracy, bez obiadu, nie jest najlepszym pomysłem.
Kategoria dookoła...., KRÓTKO WOKÓŁ DOMU, tandem
Testowanie czołgu i trening z Natalką w jednym.
-
DST
100.53km
-
Czas
04:22
-
VAVG
23.02km/h
-
VMAX
39.44km/h
-
Temperatura
24.0°C
-
Sprzęt KHS - czołg
-
Aktywność Jazda na rowerze
Czas na przygotowanie "czołgu" do wyprawy . Niby czasu dużo ale jak wiadomo czas tak szybko płynie ze nie ma co czekać.
Ale żeby jechać tandemem to potrzeba dwojga. I tu propozycja była skierowana do Radka i Natalki . Tylko Natalka była chętna. No nie jest dziwne . Od trzech tygodni cały czas coś stało na drodze aby mogła pojechać w trasę.
To co, jedziemy . Tylko jeszcze trzeba przystosować tandem i przełożyć z tandemu "sparta" pedał z noskiem do "czołgu". Natalka jako osoba z dysfunkcja ruchu musi mieć umocowaną stopę na pedale stąd obowiązkowy pedał z noskiem w który wsuwa stopę.
Rower przerobiony i ruszamy.
I się zaczęło . Hamulec przedni tak piszczy ze robi na trasie za dzwonek alarmowy. Biegi wchodzą kiedy chcą i jak chcą.
Ale skoro "ludzie nie z tej ziemi" mogą składakiem przejechać ze Świnoujścia do Ustrzyk Górnych poniżej trzech dni to i my w ciągu kilku godzin przetestujemy nie do końca sprawny rower i też dojedziemy do końca planowanej trasy.
Trasa to tzw. duża pętla dookoła Puszczy Wkrzańskiej : Pilchowo, Police, Trzebież, Nowe Warpno , Dobieszczyn ,Stolec , Dobra, Sławoszewo, Bartoszewo , Pilchowo.
Na samym początku jeszcze w Pilchowie wyprzedza Nas niezwykły tandem . Poziomka z przodu i pionowy z tyłu , obładowany sakwami. Nawet nie zdążyliśmy zrobić zdjęcia jak mijał i zniknął w oddali. Nie dogonimy więc jedziemy swoim tempem.
Natalka ciśnie mocno , ja ledwo daję rade. Technika jazdy ze względu na potrzeby Natalki to jazda siłowa , wolne obroty korbą a to nie mój styl jazdy . Ale wszystkiego trzeba popróbować. Na liczniku co rusz 24-27 km/h. To powoduje że muszę robić przerwy żeby przeżyć. Wpadamy do N.Warpna na posiłek i ruszamy dalej. Na samym końcu drogi rowerowej w okolicach Buku jeszcze próbuję pomóc rowerzystce która miała mało powietrza w kole ( a tak naprawdę była wspaniała wymówka na przerwę) . Dalej już do domu.
No i okazało się że można. Nie do końca sprawny sprzęt ( wiem moja wina ) , nie do końca sprawny pilot a wynik całkiem przyzwoity.
Natalka zaliczyła następną stówę w tym roku i to w bardzo dobrym czasie. Łącznie cała wycieczka trwała niecałe 6,5 godziny z przerwami na posiłek i robieniem zdjęć oraz przerwami których potrzebowałem.
Co to będzie jak tandem się podrasuje i wstawi lepszego pilota?
Kategoria dookoła....
Do Świnoujścia zobaczyć start "kosmitów" sobota
-
DST
118.90km
-
Czas
07:20
-
VAVG
16.21km/h
-
Sprzęt KTM
-
Aktywność Jazda na rowerze
Sobotnie spotkanie z kosmitami.
Poranek w Świnoujściu przywitał nas deszczem . Za oknem słychać plusk spadających kropel ale zanim sympatyczny gospodarz Zbigniew przygotował śniadanie i wyprawił mnie w drogę deszcz przestał podać.
To teraz szybko na prom oglądać i uwieczniać start następnych ludzi nie z tej Ziemi.
Ci co wyruszyli na trasę BBT w piątek są już daleko w trasie . Ci którzy startują dziś szykują się do wyjazdu.
Jako pierwsza, z grona znajomych, startuje najdłuższa rakieta tej edycji. Jedyny tandem wśród startujących .
Z przodu jako pilot jedzie Jarosław a z tyłu niewidząca Patrycja.
To są kosmici do kwadratu. O ile Jarek ma za sobą mnóstwo ukończonych ultra to z Patrycją zaczął trenować dopiero od kwietnie, maja . A mają już ukończone wspólne ultra i starują w najdłuższym w tym sezonie BBT.
No to na start.
Pierwsi zawodnicy startujący przed tandemem już na starcie . I wystartowali.
Teraz kolej na Patrycję i Jarka . Pojechali.
Ewa szykuje się do startu a ja w oczekiwaniu na jej start uwieczniam innych startujących wśród których złapałem w obiektyw członków ekipy z Gryfusa.
Część startujących jedzie w barwach swoich klubów a część w koszulkach specjalnie przygotowanych dla uczestników tego maratonu. Na rękawach tych koszulek jest cyfra która podaje liczbę ukończonych przez zawodnika maratonów BBT. Na jednym ze zdjęć widać to dokładnie . Są tacy którzy mają już po 11 zaliczonych BBT a rekordzista , jak słyszałem , ma na koncie wszystkie 12.
No i czas na start Ewy . Wyruszyła.
Wracając do Tomka, spotkałem go w towarzystwie ekipy z Maszewa . Chwilę pogadaliśmy i powoli wyruszyłem w kierunku domu. Po drodze jeszcze zajechałem do Żabki po zakupy i jeszcze chwilę porozmawiałem z sympatycznym kosmitą który też wpadł do sklepu na ostatnie zakupy przed swoim startem.
Czas wracać zwłaszcza że ja nie kosmita i nie latam 35-45 km/h a po drugie, może jeszcze uwiecznię kilku jadących jak mnie będą wyprzedzać.
Wiem że to nie do pomyślenia ale jeszcze w Świnoujściu ..............................................wyprzedziłem jednego z uczestników ( bo trzeba mieć cholernego pecha aby jeszcze przed wyjazdem ze Świnoujścia złapać kapcia).
Pogoda przyjemna nie ma już tego silnego słońca ale są zapowiedziane przelotne opady. I na samą myśl że uczestnicy nie mają czasu do stracenia na przeczekanie burzy i będą jechać w każdych warunkach robi mi się zimno.
I zaczynają mnie mijać kosmici startujący po moim wyjeździe i nie tylko, również "zwykli" rowerzyści.
Zaczyna padać . I to coraz bardziej . Zjeżdżam na parking leśny między Międzyzdrojami i Dargobądziem .
Chowam rower pod wiatę a sam idę do szosy zrobić jeszcze kilka zdjąć ostatnim startującym dziś kolarzom .
Po chwili na parking zajeżdża wóz techniczny i dostaję wiadomość ze jeszcze tylko kilku ostatnich za nami i to będzie koniec .
Mijają mnie ostatni Kosmici , wóz techniczny rusza za nimi a ja chwilę czekam bo deszcz słabnie i też ruszam w drogę.
I tak spokojnie spacerowo jadę do domu spotykając innych rowerzystów, sakwiarzy, kolarzy i zastanawiam się jak to jest .
Niby wszyscy jeżdżą rowerami ale to są zupełnie inne światy. I żeby je zrozumieć to trzeba poznać ludzi i posłuchać ich opowieści.
Życzę wszystkim aby dotarli do celu i tylko dla zobrazowania jak kosmiczne są ich osiągniecia to dodam : właśnie w tym momencie gdy piszę te słowa pierwszy uczestnik zbliża się do mety.
Kategoria maratony, NiewidomiNaTandemach, samotnie, Szczecin na rowerach, Z GRYFUSEM
Do Świnoujścia zobaczyć start "kosmitów".
-
DST
117.70km
-
Czas
05:30
-
VAVG
21.40km/h
-
Sprzęt KTM
-
Aktywność Jazda na rowerze
W piątek postanowiłem wykorzystać ostatni dzień urlopu na wypad do Świnoujścia aby zobaczyć start "kosmitów" . Wyjazd z domu 10.00 dojazd na prom 16,30 . (Pierwszy w życiu przejazd Świnoujście-Szczecin sprzed kilkudziesięciu lat na składaku czajka trwał 12 godz. Jest postęp)
Tak, tak, spora grupa znajomych startowała w ultra maratonie BBT czyli Bałtyk - Bieszczady 1008 km. non stop. Jak takich ludzi nie nazwać "kosmitami ".
Tak więc rower spakowany i czas w drogę. Dojazd do Świnoujścia bezproblemowy , stosunkowo mały ruch samochodów , dość gorąco ale większość trasy bezwietrznie . Po dotarciu na prom kilka telefonów do znajomych kosmitów żeby umówić się na spotkanie jeszcze przed startem . Dalej do zaprzyjaźnionego kolegi, mieszkańca Świnoujścia, na kawę i obgadać sprawę noclegu który obiecał załatwić .
Część kosmitów startuje w piątek późnym wieczorem ( limit czasu na przejazd całej trasy 70 godz.) a część od 7,00 rano w sobotę ( limit 60 godz.) wiec trzeba jakoś tą noc spędzić .
Ja nie kosmita żeby jeździć dwa ,trzy dni na okrągło, albo z krótką przerwą na drzemkę, ja spać muszę . Nocleg załatwiony ( wielkie podziękowania dla Zbyszka bo załatwił dużo więcej niż mogłem się spodziewać ) i dalej na spotkanie z pierwszą grupą kosmicznych, rowerowych " szaleńców".
Po zapoznaniu z nowymi kosmitami i krótkiej rozmowie , moi znajomi kosmici Patrycja i Jarek wyciągnęli mnie nad morze.
Po krótkim spacerze wsiadamy na rowery i jedziemy na miejsce startu gdzie spotkamy się z następnymi zawodnikami tego szalonego maratonu. Na promie gęsto od kosmitów.
Po zjechaniu z promu wszyscy witają się ze wszystkimi bo ta kilkuset osobowa grupa ludzi nie z tej ziemi ciągle spotykająca się na ultra maratonach to jak wielka rodzina.
I nie trzeba dużo szukać i już natykam się na następnych kosmitów których start przyjechałem obejrzeć. Roman z Wielgowa i grupa z klubu Gryfus.
A za chwilę wpadam na Ewę i Tomka.
Miejscem startu BBT jest prom który na co dzień przewozi mieszkańców Świnoujścia .
Pierwsi zawodnicy już szykują się do startu. I ruszyła pierwsza ekipa kosmitów na swych rakietach . W szczególności wzrok przyciąga jedna z rakiet na pierwszym planie która jest marki Romet. Składakiem 1010 km non stop. I niech ktoś powie że najważniejszy jest sprzęt. Rower nie ważny, ważne kto na nim jedzie.
I następni ruszyli w drogę.
Co chwilę spotykają się i pozdrawiają następni uczestnicy.
Jest kogo fotografować. Powoli do startu szykuje się Roman który ma w tym roku znaleźć to co zostawił dwa lata temu na BBT . I spotyka na starcie Tomasza który kilka razy był pilotem tandemu w ramach akcji Niewidomi Na Tandemach i jest uczestnikiem wielu ultra.
No i Roman na start.
Jest już coraz ciemniej coraz mniej zawodników i widzów na starcie. Ci co mają startować jutro pojechali na kwatery odpocząć i nabrać sił na jutrzejszy start. Ja też czekam żeby zrobić fotkę Paulinie i też zmykam na prom żeby dotrzeć na nocleg bo od rana trzeba być na starcie aby uwiecznić resztę znajomych i nieznajomych startujących w tej edycji BBT.
To był niezapomniany dzień a szykuje się następny. Czas się wyspać i przygotować do dalszych wrażeń.
Kategoria maratony, NiewidomiNaTandemach, samotnie, Szczecin na rowerach, Z GRYFUSEM