"czołgiem" po niemieckich landach.
-
DST
155.99km
-
Czas
07:29
-
VAVG
20.84km/h
-
VMAX
32.68km/h
-
Sprzęt KHS - czołg
-
Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 19 września 2020 | dodano: 20.09.2020
Plan był następujący:
"Pilchowo , Trzebież, Nowe Warpno , Rieth , Ueckermünde , Dobieszczyn , Stolec , Dobra , Sławoszewo, Bartoszewo , Pilchowo.
Trasa ok. 130 km. Tempo raczej spokojne 18-22 km/godz.
Kilka przerw na zdjęcia i nie tylko.
Fiszbuła w Rieth albo /i w Ueckermünde.
Start - Plichowo godz. 9,00 .
Powrót - jak się uda.
Pogoda będzie ale nikt nie wie jaka.
Potrzebne : chęci na wyjazd , dowód osobisty na wszelki wypadek, kilka euro na zakupy i dobry humor."
I prawie się udało choć nie bez modyfikacji.
Wyjazd z Pilchowa 10,00 . Temperatura 10-11 stopni . Rześko.
Chętnych do wspólnego przejazdu nie było. Jedziemy "czołgiem " sami z Natalką.
Z jednej strony to dobrze bo możemy jechać własnym tempem ale z drugiej strony to nikt nas nie powstrzyma od testowania możliwości czołgu.
I się zaczęło . Nie wiem kiedy i jakim cudem ale już byliśmy w Trzebieży. Licznik szalał i co chwilę oscylował w okolicach 25-28 km/godz.
W Trzebieży sporo czasu zajęło nam podziwianie pięknych widoków na Zalew Szczeciński. Natalka zrobiła dziesiątki zdjęć. W tym wariacje kilku czapli szalejących w okolicach przystani jachtowej.
Pogoda wspaniała , piękne widoki jachtów i motorówek na wodzie . Mnóstwo ptactwa na wodzie i w powietrzu. Bajka.
Ludzi mało , można powiedzieć że pustki.
Jedziemy dalej . Zgodnie z planem , kierunek Nowe Warpno.
Po drodze spokojnie . Kierowcy mijają nas szerokim łukiem, rowerzystów niewielu ale prawie każdy odpowiada na pozdrowienia. Nawet kolarze.
Sporo aut zaparkowanych w lesie , czas grzybowego sezonu w pełni.
Natalka nie pozwala się obijać, cały czas tempo, jak dla mnie mało turystyczne.
Dojeżdżamy do Nowego Warpna. Pierwszy sklep zaliczamy w celu uzupełnienia wody i jedziemy coś zjeść.
Mamy jakiegoś pecha. Co przyjeżdżamy do Nowego Warpna to jeden z barów jest zamknięty i kolejka do realizacji zamówionych potraw przekracza godzinę.
Skoro " kosmitom" (Marek Miłoszewski
) na ponad 1000 km na ultra maratonie północ-południe wystarczy"17 litrów wody i soków
3 puszki coli
2 lody
1 kawa (!!!)
8 bułek*
3 trójkątne kanapki z Orlenu
2 hot dogi
2 paczki żelków
1 ohydna kanapka z Orlenu z ostrym kurczakiem, po którym miałem straszną zgagę"
to my też damy radę bez obiadu.
To zjadamy po kanapce zabranej na drogę, po bananie, popijamy wodą i ruszamy dalej.
W pierwszym dostępnym sklepie kupujemy pączki , banany i po puszce coli ruszamy na podbój Germanii.
Piękna droga rowerowa do Rieth . To znaczy piękna po naszej stronie bo Niemcom się nie chce zrobić przyzwoitego połączenia z Polską . Jeszcze by turyści pojechali do nas a nie do nich. A i tak mnóstwo turystów z Niemiec spotykamy po drodze.
Dojeżdżamy do przejścia granicznego w okolicach Rieth.
Jedziemy dalej sprawdzić czy słynna miejscówka na "Fiszbułę " w Rieth jest czynna.
Najpierw zajeżdżamy na przystań w Rieth. Sporo ludzi , turyści z Niemiec i z Polski. Jest obwoźny Imbiss . Można coś zjeść i odpocząć. My nie mamy czasu na niemieckie szybkie dania bo musimy sprawdzić czy słynna "fish-buła" na trasie Odra-Nysa jest czynna. Niestety ten punkt zaplanowanej trasy jest nieczynny. Ruszamy dalej w kierunku na Ueckermünde.
Jedziemy szlakiem ODRA -NYSA . Najpierw płyty , potem szutry i w końcu asfalt. Dojeżdżamy do punktu widokowego na Jezioro Nowowarpieńskie . Spotykamy parę rowerową która mnie zna ale ja nie pamiętam skąd. Po krótkiej rozmowie ruszamy dalej .
Część dalszej trasy wiedzie drogami leśnymi z wybojami. Natalka tego nie widzi bo jedzie z tyłu i ciśnie na pedały. Ja lawiruję miedzy dziurami ale przy tym tempie nie zawsze uda się ominąć wyboje. I stało się . Czołg wierzgnął na większej dziurze i zrzucił sakwę na piach. Nasz bagażnik rowerowy nie do końca nadaje się do posiadanych sakw a i sakwy mające za sobą wiele podróży nie do końca są kompatybilne z bagażnikiem. Nic się nie stało , sakwa na bagażnik i ciśniemy dalej.
Po drodze mijamy wielu rowerzystów i nie wszyscy są ogarnięci. Dojeżdżając do Ueckermünde trafiamy na parę niemieckich rowerzystów którzy jadą całą szerokością drogi dla rowerów obok siebie i nie reagują na sygnały dźwiękowe ( dzwonek rowerowy i elektroniczny symulator dźwięków) i dopiero koszmarny dźwięk naszego przedniego hamulca wywołuje u nich reakcję. Może jednak ten hamulec zostawić bez naprawy bo bardzo się przydaje?
Jesteśmy w Ueckermünde .
Zwiedzamy i robimy zdjęcia. To znaczy Natalka głównie robi zdjęcia.
Najdalszy plan trasy osiągnięty , wracamy do domu.
Jedziemy w kierunku domu. Jest słonecznie jeszcze ciepło i tylko gdybym nie zapomniał wziąć mapy byłoby łatwiej określić którędy najbliżej i najszybciej.
Tempo jazdy spada , ja już jestem zmęczony ale z tyłu cały czas ktoś ciśnienie. Mijają nas polscy rowerzyści spotkani w Ueckermünde . Dalej ciągniemy asfaltem , nie wbijamy się na szlak Odra Nysa . Wreszcie jesteśmy prawie w domu.
Przejście graniczne w Dobieszczynie.
Mamy dobry czas , jeszcze widno i tylko takie głupie dywagacje.
Jest już gwarantowany nowy rekord Natalki .
Jest jeszcze teoretycznie trochę czasu to może ............................................... rozszerzymy trasę i spróbujemy pobić 150 km.
I to był z jednej strony słuszny pomysł ( nie widomo jak długo byśmy żałowali że nie podjęliśmy próby) ale z drugiej strony to było na pograniczu naszych możliwości czasowych.
Rezygnujemy z trasy przez Stolec , Dobrą , Bartoszewo i jedziemy do Tanowa ale zamiast wprost do domu to jedziemy zobaczyć zachód słońca nad Zakładami Chemicznymi w Policach.
I tu byłem w szoku. Natalka po tym jak podałem informację że rekord będzie i że spróbujemy ten rekord powiększyć , dostała takiego odlotu że z Dobieszczyna do Zalesia mimo już zrobionych ponad 100km.dostała amoku i cisnęła 25-28 km/godz.
Trochę spokojniej było dalej ale tylko trochę. Dojechaliśmy do Tanowa i teraz ostateczna decyzja . Zgodnie z planem , czy bijemy rekord 150. Ja chciałem do domu , Natalka stwierdziła że chce zobaczyć zachód słońca nad Z. Ch. Police i ......................................................................tylko czołg był obojętny.
Lecimy na Jasienicę . Droga dziurawa , robi się coraz zimniej ale jeszcze jasno i ciśniemy. Tuz przed Jasienicą dłuższa przerwa ( stanowczo za długa ) i ruszamy dalej.
Zachód słońca nad Zakładami Chemicznymi w Policach bajeczny, tylko jesteśmy tak zmęczeni i zziębnięci że nie robimy zdjęć tylko suniemy dalej.
W końcu osiągamy Police. I to jest najgorszy odcinek całej wyprawy.
Robi się ciemno , jazda drogą dla rowerów teoretycznie bezpieczniejsza niż szosa ale drzewa zaciemniają drogę. Im dalej tym ciemniej a jadące z naprzeciwka samochody oślepiają.
Zdejmuję okulary bo parują a refleksy świateł nadjeżdżających samochodów oślepiają.
Zapada noc i każdy nadjeżdżający z naprzeciwka pojazd oślepia. Mało który kierowca traktuje nas poważnie , ze zrozumieniem i jedzie na krótkich. Długie światła wyłączają dopiero na widok samochodów z naprzeciwka.
To były ostanie koszmarne kilometry które przejechaliśmy z tempem 5-10 km/godz.
W miejscu nowego budowanego ronda przed Tanowem jedziemy przyszłą drogą dla rowerów. Jeszcze nie ukończoną . Musimy pokonać wysokie krawężniki i tu czołg po raz drugi zrzuca z siebie ciężar sakw. Szybka akcja ponownego zamocowania sakw na bagażniku i ruszamy dalej.
Wreszcie meta . I po raz pierwszy w historii naszych wspólnych wycieczek z Natalią nie zdobyliśmy wisienki na torcie. Nie wjechaliśmy pod górkę . Spokojnie z poczuciem słabości weszliśmy prowadząc tandem .
I tyko te słowa Natalki po wejściu na górkę " Ja mam już dość tego czołgu , nigdy więcej" I jest nadzieja że ja dożyję spokojnej starości.
I czas na podsumowanie.
Nowe rekordy :
Natalka - przekroczenie dystansu 150 km. ,
czołg- najprawdopodobniej też rekordowe ponad 150 km. ,
ja - przeżyłem i uważam że ten dystans , tym pojazdem, to wyczyn na miarę 200 albo i więcej km. na lepszym sprzęcie. Ale jak już wcześniej powiedziałem "nie liczy się sprzęt a ten kto na nim jedzie " . I jestem dumny że dałem radę. I tylko wątpliwość jak długo.
Kategoria Po niemieckich landach, tandem