Z Rowerowym Szczecinem
Dystans całkowity: | 1502.75 km (w terenie 109.00 km; 7.25%) |
Czas w ruchu: | 89:39 |
Średnia prędkość: | 16.19 km/h |
Maksymalna prędkość: | 41.46 km/h |
Liczba aktywności: | 38 |
Średnio na aktywność: | 39.55 km i 2h 29m |
Więcej statystyk |
Przyjaciół się nie wybiera....
-
DST
40.60km
-
Czas
02:33
-
VAVG
15.92km/h
-
VMAX
31.60km/h
-
Aktywność Jazda na rowerze
Tak , tak , parafrazując powiedzenie " rodziców się nie wybiera " tym razem coś o przyjaciołach.
Dziś ostatni piątek miesiąca . A więc Masa krytyczna.
Już kilka dni wcześniej próbowałem namówić Basieńkę R102 na wspólny lans tandemem. Ale jak to bywa z przyjaciółmi nigdy ich nie ma jak człowiek potrzebuje.
A to że " nie chce mi się" , a to że " trzeba dojechać i wracać " , a to że .....
....... itd.
Ale prawda jest taka że przyjaciół się ma albo nie . A skoro się ma to trzeba im ..... ulegać dla podtrzymania znajomości.
Trudno , wyjazd i lans tandemem upadł.
( tak wiem że piszę za długie relacje ale dziś w nagrodę dla wytrwałych obiecuję że nie będzie ani jednego zdjęcia)
Za to dodzwoniłem się do Wojtka Trendixa , mojego najlepszego rowerowego przyjaciela , i jako że kończę pracę wcześniej to wcześniej wyjadę i się spotkamy przed masą.
Pierwsza wersja była taka że On jedzie ze Stargardu do Szczecina a ja wyjadę mu naprzeciw.
I jak już byłem prawie gotów do wyjazdu zadzwonił " No to ja już jestem w Dąbiu " .
Ożeż ty , specjalnie gonił jak nie przymierzając koks bylebym tylko nie za dużo
kilometrów zrobił do miejsca spotkania.
Zmiana planu to On jedzie z Dąbia a ja jadę na przeciw i spotkamy się na Placu Lotników w centrum.
Zanim dotarłem do Różanki telefon " Gdzie jesteś bo ja już czekam ? ".
LLLLLUUDZIIIIEEEEEE jeszcze niedawno stękał że za szybko jeżdżę a dziś .... ech szkoda gadać.
No to rzuciłem propozycję " jedziemy naprzeciw siebie i spotkamy się na Jasnych Błoniach przy rowerowej kawiarence.
No to z lekkim wahaniem się zgodził. No to "pędzę" , pot po plecach spływa .
ledwo dojechałem do Trzech Orłów .............. telefon.
I co jak myślicie , o co chodzi?
No więc On już był pod kawiarenką i stał w kolejce . Cholerny cyborg .
Tak , takich mam przyjaciół.
Ja już nie miałem sił na żadną kawę , musiałem odzyskać oddech a On z niewinną minką popijał sobie kawkę i focił okolicę.
Od tego miejsca , już jak prawdziwi przyjaciele , jechaliśmy razem ( chyba się zreflektował ) i nie rwał do przodu jak koks.
A może próbował powoli dostosować tempo do prędkości mającej nastąpić masy krytycznej. Powód nie istotny , istotne że dałem radę.
Dojechaliśmy do Placu Lotników , zgarnęliśmy Jaro i pojechaliśmy na odsłonięcie ( już odsłoniętej ) tablicy pamiątkowej poświęconej Wilhelm'owi Meyer'owi
Tablica była co prawda już odsłonięta ale spore grono Szczecinian mogło posłuchać sporą garść informacji na temat tego ciekawego człowieka i nie tylko.
Po zakończeniu tej części dzisiejszych atrakcji pojechaliśmy na Plac Lotników gdzie zbierało się już coraz większe grono miłośników rowerów i uczestników masy.
I jak to zwykle na masie .. cała masa znajomych i przyjaciół rowerowych.
Nie będę wymieniał wszystkich bo ..................... znowu bym się rozpisał.
Ale tak na marginesie powiem że byli tam zarządzający firmą MadBike u których zostawiłem dziś "rower" mojej przyjaciółki .
I nie mogę się powstrzymać od opisania tej historii .
Podjechałem samochodem z rowerem w środku ( rower taki śliczny , różowy ).
Gdy otworzyłem tylna klapę na widok "roweru" serwisanci powiedzieli - " Błagamy nawet go nie wyciągaj" .
No tak , pomyślałem sobie , jak porządny markowy rower na którym można zarobić to nie ma problemu , ale jak stary grat to nie ma chętnych. Po chwili mi wyjaśniono. Klasyczny market-owy produkt na częściach niewiadomego pochodzenia , nie do wyregulowania ( regulacja co 30 km czyli serwisant jeździ z nami na wycieczki ) części nie kompatybilne z żadnymi dostępnymi zamiennikami i ile by pracy nie włożyć nie ma żadnej gwarancji że będzie jeździć bez problemu .
Mało tego , najbardziej doświadczony serwisant powiedział na widok tego roweru " no to pozostała mi tylko Odra " .
Nie za bardzo zrozumiałem czy :
1. dla serwisanta jedynym wyjściem pozostało tylko utopić się w Odrze ?
2. rower nadaje się jedynie do ..... wrzucenia do Odry ?.
Ale po krótkiej rozmowie zrozumiałem chodziło o ......... drugą wersję.
I tu nastąpiło załamanie . Jak to , taki śliczny różowy rower do Odry?
A jak się jakiś statek przewróci na takim zatopionym rowerze?
A lada moment ma być zlot żaglowców.
Co robić?
Ale co by nie mówić to jednak profesjonalna firma .
Szefostwo firmy powiedziało : " damy radę , zrobimy co się da a nawet więcej , i nawet na specjalne zamówienie sprowadzimy różowy koszyczek na kierownicę zgodnie z zamówieniem."
No i to ja rozumiem. Klient nasz Pan.
I jak już mówiłem " przyjaciół poznaje się w biedzie" .
No nie wiem czy w tej biedzie nie taniej będzie kupić rower niż go serwisować ale .............. nie ma to jak mieć przyjaciół .
Choć nie do końca jestem pewien czy ich dzięki temu "rowerowi " nie straciłem .
No cóż , samo życie.
Ale wracając do meritum.
Masa jak masa , pełno znajomych i ........ nie znajomych .
Największą atrakcją było :
1. koszulka Yogi'ego i jego żony które razem tworzyły tandem.
2. rysowanie pasa dla rowerzystów na ul. Krzywoustego.
I tu muszę przyznać z pewną dozą nieśmiałości że miałem mieszane uczucia.
Tak nie do końca byłem przekonany do tej dzisiejszej akcji rysowania kredą tej wydzielonej części drogi dla rowerów.
Przyznaję się bez bicia . To była dobra akcja. Tu można było zrobić coś dobrego dla komunikacja rowerowej i to bez wielkich nakładów.
Mogę się nie zgadzać z niektórymi zachowaniami zarządu RS ale niektóre ich akcje są po prostu sensowne i jak najbardziej godne poparcia.
Może niektórym osobom się to nie spodoba ale w pełni popieram większość projektów RS choć są sprawy w których mam prywatnie zastrzeżenia co do form działania.
Ale wracamy do tematu i tak zbyt mocno rozciągniętego.
Jako "wróg publiczny nr 1 " w Rowerowym Szczecinie wracam do Przyjaciół w pozostałych kręgach.
Koniec masy .
Trendix się żegna i wraca do Stargardu.
Ja chcąc nie chcąc też wracam do domu.
Ale On wraca sam i prosto do domu a ja montuje ekipę z którą zrobimy kilka dodatkowych kilometrów aby zmniejszyć moje straty w " wyścigu pokoju"
Wyruszamy w ekipie liczącej 9 osób.
Po drodze dwoje uczestników " odpada".
Za Głębokim , jak dobrze policzyłem , jest nas siedmioro i jedziemy do Tanowa.
W Tanowie mamy pecha bo knajpa docelowa wcześniej się zamyka z przyczyn subiektywnych i wracamy w kierunku na Szczecin.
Część odbija na Bartoszewo a pozostali śmigają do domów.
Ja zostaję w Pilchowie i mając 40 km. na koncie kończę wycieczkę.
Po wejściu do domu dzwonie do Trendixa informując że w gronie przyjaciół zrobiłem całkiem przyzwoity dystans i odrabiam straty.
I tu doznałem załamania.
Niby Wojtek taki przyjaciel a .................. nie dosyć że przyjechał ze Stargardu rowerem , nie dosyć że nabił więcej kilometrów , nie dosyć że śmigał jak koks , to jeszcze zorganizował sobie ekipę która wyciągnęła Go na wydłużenie trasy przejazdu żeby nie dać mi szansy na dogonienie.
I pomyśleć , że jeszcze nie tak dawno , tak się bał zrobienia 100 km. w jeden dzień że jak miał 99,8 km to brał rower na plecy żeby nie zrobić 100-ówy .
A dziś organizuje sobie pomoc Stargardzkich przyjaciół żeby dorobić " parę " km. żeby nie zakończyć dania poniżej setki.
Mało tego , ostatnio jak próbowałem Go namówić na małą wycieczkę po Szczecinie to mi powiedział : na wyprawy poniżej 100 km nie jeżdżę.
I tu jest sprawa prosta .
Albo wygrana w wyścigu , albo Przyjaźń.
Wybór jest prosty .
W wyścigu nie mam szans , a ( w tym wypadku) szanse na Przyjaźń są dość wysokie.
I tak wybieram ( mniejsze zło) czyli przyjaźń.
I nie ważne że do mojego przyjaciela pozostało mi ponad tysiąc kilometrów.
Kategoria żubrówka, Z Rowerowym Szczecinem
Wielkie Szczecińskie Święto Cykliczne 2013
-
DST
37.13km
-
Czas
02:43
-
VAVG
13.67km/h
-
VMAX
33.41km/h
-
Sprzęt KTM
-
Aktywność Jazda na rowerze
Tak ,tak ,to już trzecie moje Święto Cykliczne w życiu.
A wszystko zaczęło się w 2011 roku .
I cykliczne używanie roweru i cykliczne rowerowe wycieczki z Trendixem oraz cykliczne poszerzanie znajomości z ludźmi rowerowo nakręconymi poznanymi dzięki forum Rowerowego Szczecina.
Dobrze ze wszystko jest udokumentowane zdjęciami i ....... wpisami na bikestats bo przy mojej sklerozie większości bym już nie pamiętał.
Biorąc pod uwagę że nie dysponuję zbytnio czasem więc wyjątkowo ograniczę opis i ilość zdjęć.
Dołączyłem się przed Pilchowem do ekipy jadącej od strony Polic. Nadjeżdżają
© siwobrodyPod wodzą Montera
© siwobrodyPrzez Pilchowo
© siwobrodyMiędzy Pilchowem a Głębokim
© siwobrodyGłębokie
© siwobrodyWojska Polskiego
© siwobrodyOkolice toru kolarskiego
© siwobrodySzafera
© siwobrodyRuszamy dalej
© siwobrodyJest wesoło
© siwobrodyCała ulica nasza
© siwobrodyPogoda dopisuje
© siwobrodyKażdy jedzie jak potrafi
© siwobrodyNie wszyscy muszą pedałować
© siwobrodySkręt w Zalewskiego
© siwobrodyJeszcze tylko kawałek
© siwobrodyI jesteśmy na miejscu zjazdu
© siwobrodyCzterokołowcy a w tle obstawa
© siwobrodyZaczyna się
© siwobrodyPełen zawrót głowy
© siwobrodyJest nas coraz wiecej
© siwobrodyNiektórzy odpoczywają
© siwobrodyRóżne kluby i
© siwobrodySpotkania
© siwobrodyZ różnych stron
© siwobrodyI coraz wiecej
© siwobrodyZbiórka nakrętek dla Adriana
© siwobrodySpotykam "starych " znajomych
© siwobrodyMożna wypić kawę w rowerowej kawiarence
© siwobrodyWidok na Urząd Miasta
© siwobrodyI na pomnik Trzech Orłów
© siwobrodySuper maszyny
© siwobrodyI pełno znajomych
© siwobrodyTeż kiedyś takim jeździłem
© siwobrodyCzekamy na pozostałe ekipy
© siwobrodyRelaks na trawniku
© siwobrodyJanusz bryluje na tle innych rowerzystów
© siwobrodyWidać ekipę "Stargardzką"
© siwobrodyJadą tłumy
© siwobrodyI końca nie widać
© siwobrodyJest i koniec peletonu
© siwobrodyCoraz większe tłumy
© siwobrodyRobi się gęsto
© siwobrodyJanusz udziela pierwszego wywiadu
© siwobrodyCo chwile dołączają następni
© siwobrodyJanusz rozchwytywany przez reporterki
© siwobrodySą rowerzyści starsi
© siwobrodyOraz młodzi
© siwobrodyTrudno znaleźć znajomych w takim tłumie
© siwobrodyAle znajdujemy się
© siwobrodyI robimy pamiątkowe fotki
© siwobrodyPowoli szykujemy się
© siwobrodyDo wielkiego przejazdu
© siwobrodyRuszamy na miasto
© siwobrodyJeszcze tylko
© siwobrodyTrzeba pobrać szprychówki
© siwobrodyRuszamy na wielki przejazd
© siwobrodySą nas tłumy
© siwobrodyNiestety , takie ciekawe zdjecie i nie udało się
© siwobrodyMiasto jest nasze
© siwobrodyPostój
© siwobrodyW oczekiwaniu
© siwobrodyNa uformowanie sie całej kolumny
© siwobrodyJedziemy na Wilczą
© siwobrodyTrochę pod górkę
© siwobrodyI znowu przerwa
© siwobrodyW oczekiwaniu na resztę kolumny
© siwobrodyCo chwilę ktoś się pakuje przed obiektyw
© siwobrodyCzołówka całego przejazdu
© siwobrodyI uczestnicy
© siwobrodyWracamy do centrum
© siwobrodyW tym miejscu zrobiłem
© siwobrodyCałą serię zdjęć
© siwobrodyRowerowych miłosników
© siwobrodyJadących nie tylko rowerami
© siwobrodyLecz tylko
© siwobrodyCzęść zdjęć
© siwobrodyJestem w stanie
© siwobrodyPrzerobić i wkleić
© siwobrodyBo inaczej musiałbym
© siwobrodyWziąść urlop
© siwobrodyAby wkleić
© siwobrodyWszystkie które
© siwobrodyZostały zrobione
© siwobrodyWięc wybrałem
© siwobrodyTylko niektóre
© siwobrodyTaką niewielką część
© siwobrodyA i tak będę
© siwobrodyMusiał zarwać noc aby przerobic wybrane
© siwobrodyAle warto sie poświęcić
© siwobrodyEkipa z Niemiec
© siwobrodyCo wspólnego łączy nas oprócz zamiłowania do rowerów?
© siwobrodyJedni jeszcze jadą a inni już wracają
© siwobrodyTo dopiero widok
© siwobrodyTrasa przejazdu
© siwobrodyJest tak zaplanowana
© siwobrodyA ilość uczestników tak duża
© siwobrodyŻe jedni uczestnicy
© siwobrodyMogą podziwiać kolumnę
© siwobrodyKtóra jedzie w odwrotnym kierunku za nimi
© siwobrodyMimo że końcówka
© siwobrodyJeszcze dwie ulice dalej
© siwobrodyNajwiększy chyba podziw wzbudzali najmłodsi
© siwobrodyJeszcze tylko
© siwobrodyPrzejazd
© siwobrodyRozpoczyna się część artystyczna
© siwobrodyPrezentacja organizatorów , wolentariuszy i sponsorów
© siwobrodyHumory wyśmienite
© siwobrodyWygodnie sobie poleżeć
© siwobrodyI porobić zdjecia
© siwobrodyAlbo zrelaksować się
© siwobrodyWdoki z poziomu trawnika
© siwobrodyCzy też pozować do zdjęć
© siwobrodyWspólny wypad na kebab
© siwobrodyZ właścicielami i pracownikami
© siwobrodyNa zakończenie
© siwobrody
Kategoria Z Rowerowym Szczecinem
Kwietniowa masa krytyczna .
-
DST
30.00km
-
Czas
00:01
-
VAVG
1800.00km/h
-
Sprzęt MUŁ- Czyli pół Raleigh a pół Gazelle
-
Aktywność Jazda na rowerze
Trzy wydarzenia po raz pierwszy w tym roku.
Pierwszy raz w tym roku byłem na masie.
Magnolie zakwitły , to już oznaka pełni wiosny.
Rowerzystek i rowerzystów coraz więcej.
Wiele fajnych rowerków
Przemówienie Yogiego i zaraz wyruszamy w drogę.
Od tej pory aparat przejmuje Basia a ja próbuję lawirować naszym "tirem" wśród innych uczestników wycieczki.
Po dojechaniu na Jasne Błonia odebrałem aparat i zrobiłem kilka zdjęć z zakończenia imprezy
I ruszamy do domu.
I tu druga przygoda. Pierwszy w tym roku "kapeć" . Na szczęście nie w tandemie a u Wojtka .
Po wymianie dętki już tylko szybciutko do domu bo robi się coraz zimniej i zaczyna kropić.
A i oczywiście sprint przed Jaszkiem który próbuje nas złapać obiektywem.
Wreszcie w domku. Na szczęście dopiero po dotarciu do domu zaczyna lać.
Zapomniałbym , trzecim wydarzeniem po raz pierwszy w tym roku był wyjazd tandemem. Było super.
Kategoria KRÓTKO WOKÓŁ DOMU, Z Rowerowym Szczecinem
Tytuł miał być "przedsylwestrowa wycieczka" ale z przyczyn technicznych brzmi " wycieczka z Jaszkiem"
-
DST
59.07km
-
Czas
03:24
-
VAVG
17.37km/h
-
VMAX
34.90km/h
-
Temperatura
10.0°C
-
Sprzęt KTM
-
Aktywność Jazda na rowerze
Tytuł tego wpisu został wymuszony przez nieodpowiedzialne i dość drastyczne wpływy organizatora dzisiejszej wycieczki.
Gdy po przyjeździe do domu próbowałem zgrać zdjęcia z aparatu do komputera to po zatytułowaniu nowego foldera " przedsylwestrowa wycieczka " komputer odmówił kopiowania zdjęć. Mimo kilku prób , restartowania komputera i wielokrotnego wyłączania aparatu ciągle występował jakiś błąd połączenia. Gdy tak z znienacka zmieniłem tytuł na "wycieczka z Jaszkiem " zdjęcia zostały zapisane na komputerze i to dwa razy szybciej niż normalnie.
Stąd woląc nie ryzykować następnych kłopotów z wpisem zmieniłem planowany tytuł wpisu i myślę że bez problemów relacja się ukaże.
No to po tym "krótkim" wstępie przechodzę do meritum.
Gdy próbowałem namówić na jakąś wycieczkę na dzień dzisiejszy Anię dostałem odpowiedź: "jest wycieczka gotowa i tam jadę".
Po przeczytaniu oferty Jaszka na forum RS Wpis na forum stwierdziłem że to całkiem sensowna wycieczka i też się zapiszę.
I się zapisałem.
Rano wyjrzałem za okno i zobaczyłem wielką czerwień - słońce wschodziło krwawo.
Oj myślę może być ciężko . Tradycyjnie wyprowadziłem psa na spacer, nakarmiłem jego później siebie , przygotowałem aparat, rower i wyyyyyyyyyyruszyłem.
Najpierw
powoli
jak żółw
ociężale
Ruszyła
maszyna
po "drodze"
ospale.
Szarpnęły "pedały" i ciągną z mozołem,
I kręci się, kręci się koło za kołem,
I biegu przyspiesza, i gna coraz prędzej,
I dudni, i stuka, łomoce i pędzi.
A dokąd? A dokąd? A dokąd? Na wprost!
Po drodze, po drodze, po drodze, ...na miejsce zbiórki,..i sapie i sapie itd.( (Julian wybacz tej przeróbce)
Jako że było zimno to trochę się pospieszyłem i dojechałem za wcześnie.
Strzeliłem kilka fotek
Rzut obiektywu na opustoszałe miasto:
Wymarzłem się okrutnie i nagle widzę
Są następni uczestnicy wycieczki.
I zbiera się ich coraz więcej.
Naprawdę nie wiem czym Jaszek ludzi straszył ale uzbierało nas się 16 osób a z wrażenia i strachu nawet tandem na ziemię padł.
Właściciel tandemu - Yogi- próbował go ratować z opresji ale ... aparat mu w tym przeszkadzał.
Misiacz jak to Misiacz próbował ta chwilę uwiecznić za wszelką cenę:
W oczekiwaniu na resztę uczestników prowadzono intensywne rozmowy.
Główny temat to forum RS które się rozsypało w nocy poprzedzającej wyjazd z powodu natłoku chętnych do wzięcia udziału w wyprawie.
Yogi notował na "kliszy" tych co to się nie udzielają w akcjach RS a jedynie w kółko jeżdżą na rowerach.
Kobiety jak to kobiety poprawiają makijaż i fryzurę przed wyjazdem.
W końcu zapada decyzja.
I tak jest już za dużo chętnych ruszamy w trasę.
I ruszyliśmy.
Najpierw powoli , jak żółw , ociężale .......... a później tradycyjnie goniłem znikający peleton.
I wreszcie pierwsza lotna premia. Znaczy się pierwszy postój.
Granica .
Po przerwie i dołączeniu do wycieczki następnej uczestniczki wyprawy czyli Tuni ruszamy w głąb Rzeszy.
Pierwszy postój w DDR-owie.
Jaszek zrobił przerwę na sesję fotograficzną aby nie było pretensji że wycieczka nie spełnia obietnic " wolno i fotograficznie"
Skoro tak , to zrobiłem sesję zdjęciową oszalałej przyrodzie która w grudniu zaczyna robić wiosnę. Bazie się pojawiają.
Jaszek poszedł robić fotki sakralnej budowie.
Rzut oka na uczestników wycieczki i okoliczne budynki:
I ruszamy dalej.
Następna przerwa fotograficzna to spotkanie owieczek i baranów .
Z jednej strony tych co włóczą się zimą rowerami :
Z drugiej tych którzy to robią bez rowerów.
Po rozwiązaniu słynnego problemu " którędy dalej "
Ruszamy w drogę.
Następny popas nad jeziorkiem.
I to dłuższy. Taki z jedzeniem , piciem i ....... powiedzmy że z sesją fotograficzną.
Nie ulega wątpliwości że jednym z "hitów" był chlebek ze smalcem ( własnej roboty) i ogóreczki kiszone.
Jedynie Krzysiek "Monter " był niepocieszony i nerwowo drapał się po głowie mówiąc " wycieczka bez skrótów to żadna wycieczka".
Towarzystwo nie zwracało na Niego uwagi i pełne szczęścia że skrótów nie było konsumowało dalej.
(Ja przepraszam za to zdjęcie ale ja nie robię zdjęć artystycznych ale reportażowe)
Zamarznięte jezioro przyciągało wzrok.
I dawało do myślenia.
Pogoda była bajeczna.
Piękne widoki dość dziwnie zadziałały na niektóre osoby. Owszem trochę wypili ale to była tylko herbata z termosów. A może to wpływ ..... przejedzenia ?
W każdym razie wyglądało to tak.
Reszta wycieczki z niedowierzaniem i rozbawieniem przyglądała się tym zabawom.
Wszyscy z aparatami w rękach czekali aż któryś z panów zanurzy się w toń pod łamiącym się lodem:
Ale lód za żadne skarby nie chciał pęknąć mimo silnego słońca.
Po zakończeniu sesji "lodowej" wszyscy ponownie oddali się konsumpcji i opróżnianiu termosów.
Moją uwagę zwróciła pewna nowość która była związana z rowerem Bronika.
Otóż Bronik na tej wycieczce po raz pierwszy zaprezentował swój nowy patent dotyczący zabezpieczania roweru w terenie , bez stojaków rowerowych.
Otóż system ten składa się z trzech elementów. Saperka, mina przeciwczołgowa i linka zaczepiona do detonatora. Saperką wykopuje się w ziemi dołek w który wkłada się minę a następnie linką podczepia się rower do detonatora. Gdy potencjalny złodziej próbuje uciec z rowerem , linka uruchamia detonator i łobuz .... nie ma jak odjechać . traci obie nogi , obie ręce i jeszcze coś. A nawet jakby przeżył to nie odjedzie bo już nie ma czym .Na pytanie czy nie wystarczy mina przeciwpiechotna dostałem odpowiedź że nie . Bo jak urwie tylko jedna nogę to zostaje 50 % niepewności że uda się łobuzowi odjechać.
Więc delikatnie z odległości zrobiłem jeszcze jedną fotkę temu zabezpieczeniu
I stwierdziłem że to nie dla mnie , bo jak ktoś ma sklerozę to jeszcze by ruszył z miejsca zapominając odłączyć linkę.
Dalszym etapem było robienie pamiątkowych zdjęć.
Trwało to tak długo że w końcu fotografowane "obiekty" się znudziły i zaproponowały dalszą jazdę.
No i pojechaliśmy.
Za niedługo powróciliśmy na Polską stronę. Ruszyliśmy piękną ścieżką rowerową do Dobrej. Po drodze Bronik trochę nabroił ( jak to ma w zwyczaju) i pędząc środkiem drogi doprowadził uczestników ruch jadących z naprzeciwka do uciekania w rowy na jego widok . A poza tym było spokojnie. W Dobrej Małgosia "Rowerzystka" pożegnała się z "ekipą" i popędziła do domu robić pierogi a reszta ruszyła na Sławoszewo. W Sławoszewie knajpa była zamknięta więc dotarliśmy do Bartoszewa. W Bartoszewie część się rozsiadła i zamówiła jadła a część się zbiesiła i do domu pogoniła.
To ci co pojechali.
Ci co zostali , to się jadła najedli i rozgrzali że nawet aparat się zagrzał.
Po tym posiłku zaczęliśmy się zbierać do wyjazdu
I ruszyliśmy do domów.
.
W Pilchowie pożegnałem wspaniałych uczestników dzisiejszej wycieczki i uciekłem do domu. Wiedziałem że jak tylko skończę wycieczkę to zacznie padać.
I tak było.I jeszcze dla wszystkich pozdrowienia i podziękowania za mile spędzony czas.
Kategoria Z Rowerowym Szczecinem, żubrówka
Ostatni piątek przed świętami czyli koniec świata.
-
DST
26.00km
-
Czas
02:15
-
VAVG
11.56km/h
-
Temperatura
-7.0°C
-
Sprzęt Czarny RALEIGH - czarna perła
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wpis dość opóźniony ale wiadomo - idą święta.
Piątek - ostatnia masa krytyczna w roku czyli ta najpiękniejsza , Mikołajkowa.
Ostatnich kilka przejazdów masowych musiałem opuścić z różnych względów głównie z powodu nawału pracy i obowiązków. Ale tą , za wszelką cenę musiałem zaliczyć.
I się udało. Pojechaliśmy wspólnie z Trendixem. Specjalnie na zamówienie uszył dla mnie worek Mikołajowy.
Duży czerwony ze wzorkami ( zdolna "bestia"). Co do przebiegu samej masy można poczytać na blogach innych uczestników:misiacz, r21 , trendix , tunislawa , monter61.
Wyjątkowość tej masy polega na tym że zarówno piesi jak i kierowcy samochodów radośnie machali do rowerzystów a nawet głośno wyrażali swoją aprobatę na ich widok . Radosny nastrój świąt powodował wręcz ogłuszający dźwięk klaksonów samochodów pozdrawiających przejeżdżających rowerzystów ( no może lekko przesadziłem - przejeżdżających Mikołajów).
Fakt faktem prezentowali się znakomicie.
No ten zawsze był indywidualistą i na Mikołaja w żaden sposób nie pasuje.
Ale inni jak najbardziej
Był również uroczy renifer a właściwie reniferka
Mikołaje mieli nawet nagłośnienie aby było ich słychać w całym mieście
Przyjechali przedstawiciele rowerowych Mikołajów ze Stargardu i z Polic :
A nawet pojawił się niezwykle rzadko widywany w naszej "strefie klimatycznej " Mikołaj o karnacji podobnej do aktualnego prezydenta USA .
To naprawdę była wyjątkowa impreza.
Jeszcze jeden szczegół zapadł mi w pamięć.
W czasie przejazdu eskorta policji i straży miejskiej przez megafon strofowała uczestników masy : "rowerzyści proszę się trzymać prawego pasa" . Po kilku głośnych komentarzach " nie rowerzyści ale Mikołaje" następne komunikaty brzmiały " Mikołaje - prosimy trzymać się prawego pasa". Choć czasami słuchać było " Mikołaje prosimy zjechać do lewego pasa".
W każdym razie było wspaniale i milo mimo dość niskiej temperatury - 7 stopni.
Ale warto było.
Co do końca świata to jednak coś było na rzeczy . Bo wracając z pracy do domu zajechałem po zakupy do sklepu i stwierdziłem że " to jest koniec świata". W sklepie w którym robię zakupy od lat zabrakło żubrówki - KONIEC ŚWIATA.
Więc proszę się nie dziwić że wpis z takim opóźnieniem.
Kategoria KRÓTKO WOKÓŁ DOMU, Z Rowerowym Szczecinem
Więcej pisania niż jeżdżenia - czyli o tym że weekend jest za krótki .
-
DST
16.68km
-
Czas
00:54
-
VAVG
18.53km/h
-
VMAX
33.00km/h
-
Temperatura
0.0°C
-
Sprzęt Czarny RALEIGH - czarna perła
-
Aktywność Jazda na rowerze
Po kolei .
Piątek .
Mimo szczerych chęci nie udało się dojechać na masę i przejechać na rowerze w towarzystwie znajomych i przyjaciół . Moja "kochana" firma zorganizowała "konkurencyjną atrakcję " i wysłał mnie na szkolenie do Poznania. Powrót po godz. 18,00 zniweczył moje plany. Roweru nawet nie dotknąłem.
Sobota .
Już lepiej . Dotknąłem rower bo pojechałem samochodem do madbike po odbiór następnego roweru z przeglądu i na spotkanie SzczecinNaRowerach .
Spotkałem rowerzystów z którymi ustalaliśmy plan imprez na przyszły rok.
Przy okazji spotkania wręczyliśmy głównemu współtwórcy " Szczecina Na Rowerach" mały prezent :
W wielu kręgach posiadał już ten tytuł więc my tylko potwierdziliśmy fakt.
Po wręczeniu prezentu zabraliśmy się za ustalanie harmonogramu imprez rowerowych na przyszły rok.
W trakcie tych planów wpadł do MadBike znany wszem i wobec przedstawiciel Rowerowego Szczecina który podał nam kalendarium największych imprez organizowanych przez RS abyśmy przypadkiem nie zdublowali terminów największych rowerowych wydarzeń w okolicy.
Po zakończeniu obrad rozjechaliśmy się do domów i dzień się zakończył znowu bez jeżdżenia rowerem.(przed spotkaniem nie było czasu a po spotkaniu były ...... Andrzejki).
Niedziela.
Zgodnie ze staropolskim powiedzeniem " do trzech razy sztuka" wreszcie siadłem na rower i ruszyłem w drogę( co prawda dystans trasy był mniejszy niż dystans jaki muszą pokonać czytelnicy tego bloga w trakcie czytania ale .... nie o tym miałem pisać).
Umówiłem się z właścicielami firmy MadBike na wycieczkę do Sławoszewa (słynnego już w niektórych kręgach z zupy dyniowej ) w celu pokazania trasy dojazdowej i samej restauracji ZJAWA . Założeniem wycieczki było sprawdzenie czy dyniowa zupa jeszcze jest dostępna i omówienie przyszłorocznego zorganizowania w tym miejscu jednej z planowanych imprez.
Ok. 12,00 spotkanie przed moim domem
I ruszamy w trasę.
Pogoda sympatyczna : temp.ok. 0,0 stopni , brak wiatru i brak nadmiernej wilgotności.
Dość szybko osiągamy cel , ustawiamy rowery jak najbliżej ulicy ( aby pokazać przejeżdżającym rowerzystom że warto ty zaglądać) wchodzimy do środka i zamawiamy zupę dyniową. I niespodzianka - zupy dyniowej nie ma. To znaczy jeszcze nie ma bo na nasze zamówienie idzie w ruch jedna z ostatnich dyń i za 20 minut będziemy mogli się rozkoszować tym daniem. W oczekiwaniu na ten specjał prosimy o smalec i chleb z własnej produkcji i popijając herbatę prowadzimy rozmowy i ... dostajemy do degustacji próbkę bigosu który na czas zimowy będzie miał być atrakcją lokalu.. W międzyczasie widzimy pędząca szosą obok lokalu Anię.
Szybki telefon ( no nie taki do końca szybki bo w tym rejonie jest słaby zasięg i chwilę to trwało) i Ania zawraca z trasy aby się do Nas dołączyć. Czekając na dyniową i popijając herbatkę obserwujemy ulicę. Co jakiś czas ktoś na rowerze śmiga obok lokalu. W pewnej chwili obserwujemy grupę kilku rowerzystów którzy przejeżdżają drogą a po chwili - na widok stojących przed knajpą rowerów .... zawracają i zajeżdżają pod lokal. A zupa dyniowa zajeżdża na nasz stół . Atrakcja goni atrakcję .Zajadamy się dyniową zupką , żegnamy Anię która rusza w dalsza drogę i ............... witamy następnych znajomych. To sam słynny bloger z bikestats wraz z małżonką czyli Misiacz wraz z Misiaczowądołączają do naszej ekipy. Też zamawiają zupę dyniową .Po zjedzeniu zupy wszyscy ulegamy jeszcze namowom właścicieli lokalu i próbujemy jeszcze kilku innych atrakcji i po uzgodnieniu z właścicielami lokalu planów na przyszłość uciekamy na rowery bo ....................................inaczej byśmy zostali do wieczora a mamy i inne obowiązki i plany.
Powrót do domu , pożegnanie z współtowarzyszkami i współtowarzyszami wycieczki i szybkie przygotowanie na wieczorne wyjście do kina . I tu już bez roweru .
Ale jestem pod takim wrażeniem filmu że muszę to powiedzieć. Polecam :
atlas-chmur
I jak to zwykle ostatnio u mnie bywa więcej czasu na pisanie niż rowerem pedałowanie.
Kategoria KRÓTKO WOKÓŁ DOMU, Z Rowerowym Szczecinem
41 kilometrów i 10 litrów zup.
-
DST
41.31km
-
Czas
02:28
-
VAVG
16.75km/h
-
Sprzęt KTM
-
Aktywność Jazda na rowerze
Jak mniemam wpisów o tej wycieczce będzie sporo .
Zdjęć też.
Więc nie ma co się powtarzać.
Wszystkiemu winny jest Jewti.
Mogliśmy grzecznie siedzieć w domach , popijać coś tam albo tłuc kilometry po świecie.
A tu jakaś zabawa w ściganie biednych stworzeń i wyrywanie im kity.
Ale cóż , jak się wejdzie między wrony to się kreci jak i one.
No to zakręciłem.
I jeszcze namówiłem Stargardzki oddział Szczecina Na Rowerach.
Co prawda to nie trzeba było namawiać zbyt intensywnie bo na hasło " łapać Baśkę" i "zupa dyniowa" chętnych nie trzeba było szukać.
Sami się zgłaszali i to tłumnie.
Niektórzy tak pędzili aż im się dętki podarły.
Placyk pod wejściem na kąpielisko Głębokie powoli się zapełniał.
Srebrno-rudy lisek już jest.
I nie była to jedyna ruda lisiczka w tym towarzystwie.
Bronik spoglądał na obie z błyskiem w oku.
No , nie tylko on. Ale nie o tym miałem pisać.
Wracam do spotkania na Głębokim.
Pojawia się coraz więcej osób .
Niektóre osoby się zapowiedziały , inne nie.
Jednych się spodziewałem a na innych obecność liczyłem.
Aż tu nagle pojawiła się Basia Misiaczowa.
Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie to , że w pobliżu nie widać Misiacza.
Zdziwiony pytam się jak to możliwe.
I słyszę dość niespodziewaną odpowiedź.
Też będzie , ale za chwilę . Nie mógł za Mną nadążyć.
Oj ta depresja Misiaczowa jest dość intensywna.
Rozglądam się i widzę : Misiacza tak zmachanego że nawet nie ma sił aby przejechać skrzyżowanie i to na zielonym świetle.
Co ta jesień robi z ludźmi . I Misiaczami.
Powoli zaczyna brakować miejsca na placu.
Prawie wszyscy dotarli na miejsce zbiórki więc organizator imprezy wygłasza przemówienie , wita przybyłych , podaje szczegóły biegu , przedstawia lisicę na która będziemy polować i coś jeszcze ale nie dosłyszałem.
Jedni słuchali z uwagą a inni robili zakłady kto pierwszy złapie lisicę.
Teraz czas na zbiorową fotkę.
I tu jakiś uczestnik wycieczki wlazł mi w kadr i koniecznie chciał być na pierwszym planie. No może nawet nie chciał być w kadrze a jedynie uwiecznić w kadrze swoją część .
I szybki konkurs - kto był tym " elementem" i jaką część swego ciała chciał umieścić w kadrze?
Jak widać na tym ujęciu jest nas 28 osób a jeszcze zanim ruszyliśmy dojechały następne.
Dobrze , dobrze będę się już streszczał.
( I tak w Sławoszewie pod wpływem zupy dyniowej wiele osób przyznało się że nie czytają moich przydługich i nudnych relacji a ci bardziej przychylni powiedzieli ze czytają co drugą literę.)
Już , ruszamy.
I stoimy na czerwonym świetle.
Zaliczamy wiraże.
I proste odcinki.
A tak po drodze , gubimy środki łączności ( nie będę wymieniał kto zgubił - Jewti wstydziłbyś się - a kto znalazł - dzięki Misiacz)
Dojeżdżamy do Bartoszewa.
Udowadniamy że znaki drogowe mówią prawdę.
Wbijamy się w las.
Trzęsącą się ręką robimy zdjęcia godne obrazów Tuni lub fotomontaży Misiacza.
Gubimy drogę i część skręca w poszukiwaniu lisa idąc za tropem a część gubi trop i jedzie w siną dal.
A Tunia i tak robi to co lubi , czyli foci co się da i ... to co się nie da.
Ona to potrafi.
Nagle wszyscy stają w miejscu.
No tak , podziwiają myśliwego który złapał lisicę.
Kto żyw upamiętnia tą wiekopomną chwilę.
Bo ta chwila jest bezcenna . Można zakończyć bezkrwawe łowy i zacząć pędzić na zupę dyniową.
I dopiero zaczął się wyścig.
I jak zwykle , tylko widziałem znikające plecy innych uczestników wyścigu.
Wreszcie zupa dyniowa , tfu , chciałem powiedzieć meta.
Widok radości na twarzach miłośników zupy - bezcenny .
Za zupę możesz zapłacić gotówką.
Teraz szybko zostawić rower i gonić do bufetu.
Na ognisko nawet nikt nie spojrzał.
A takiego pełnego parkingu przed gospodą to nawet najstarsi górale nie widzieli.
Jedni stali w kolejce inni poszli ogrzać się przy ognisku.
Król polowania rozsiadł się jak basza , zapalił lulkę i krzyknął " jedz, pij i popuszczaj pasa."
A Monter jak to Monter spojrzał z rozbawieniem i pomyślał " a co wy wiecie o zabawach , co wy wiecie o skrótach , co wy wiecie o polowaniach"
Jedni mówią , inni myślą a jeszcze inni ......... zabrali się za zupę dyniową.
I tu powiem szczerze , ta Misiaczowa depresja musi być niezwykle silna .
Nawet nie był w stanie posmakować izotonika i oddał go Bronikowi.
Chyba sam sobie nie da rady z tym przesileniem jesiennym.
Misicz mówi się trudno , czas na poważniejsze leczenie.
Ale się nie martw . Nie tylko Ty masz problemy.
Ja sam nie wiem , czy to pod wpływem piwa , czy tez zupy grzybowej na grzybkach halucynogennych ale zacząłem gadać dziwne rzeczy i mieć jakieś wizje.
Nieważne.
Po skończeniu kiełbasek , chleba ze smalcem , kilku rodzajów zup ( wg. oficjalnych danych właścicieli gospody dokonaliśmy rekordu 10 litrów zjedzonych zup) zrobieniu setek zdjęć i spaleniu dwóch pni porąbanych drzew oraz (cenzura - zakaz reklamy wyrobów tytoniowych) ruszyliśmy w drogę powrotną.
Tym razem każdy ruszył wg. własnego uznania.
Podzieliliśmy się na kilka grup.
A zapomniałem , wrrrrruć .Jeszcze zanim wyruszyliśmy obyło się wręczenie nagród dla uczestników wycieczki.
Jewti przygotował osobiście nagrody dla uczestników. Za złapanie lisa , za montowanie skrótów , za ucieknie przed nagonką , za robienie zadymy ( tu chodzi o mnie i mój nałóg), za brojenie i mandaty ( a właściwie za nie brojenie), i za bycie najmłodszą uczestniczką wycieczki i za ...... mam sklerozę i nie wszystko zapamiętałem.
Wracając do relacji - po zakończeniu konsumpcji i wycieczki i odbiorze nagród , ruszyliśmy do domu.
Ekipa w której się znalazłem liczyła siedem osób.
Można by powiedzieć "siedmiu wspaniałych " ale tak naprawdę to było siedmioro wspaniałych .
Pojechaliśmy do Dobrej , nową ścieżką rowerową do Buku .
Na końcu tej ścieżki zrobiliśmy sesję zdjęciową.
W każdym razie próbowaliśmy zrobić.
Tunia ustawiała aparat na samowyzwalacz.
Nie zdążyła dobiec a Piotr się poruszył.
Po trzeciej nieudanej próbie zrobienia zdjęcia Ania dostała napadu śmiechu.
Ernir niby zachowywał spokój ale przecierał oczy ze zdziwienia i poprawiał nerwowo okulary.
Piotr chciał poczęstować Anię aby się uspokoiła .
Ale to nie działało . W końcu doszło do tego że powstała tak nerwowa atmosfera że wszyscy ( z wyjątkiem Ani i syna Trendixa - jako nieletniego nikt nie częstował) wspólnie zasiedliśmy i zapaliliśmy.
Tą scenę można podziwiać u Tuni na jej sesji zdjęciowej.
Po uspokojeniu całego towarzystwa ruszyliśmy do Buku a dalej do Dobrej.
Tu rozdzieliliśmy się .
Tunia , Ania i Piotr do Szczecina przez Wołczkowo a ja , Trendix z synem i Ernir przez Sławoszewo , Bartoszewo do Pilchowa.
I tu koniec wycieczki.
A nie mówiłem że będzie krótki opis i mało zdjęć.
No , może trochę skłamałem.
Kategoria czerwone wino, Szczecin na rowerach, Z Rowerowym Szczecinem
Pół drogi do Altwarp ( a może nawet mniej)
-
DST
58.06km
-
Czas
02:49
-
VAVG
20.61km/h
-
Sprzęt KTM
-
Aktywność Jazda na rowerze
Sobota wieczór . Dzwoni Baśka "Rudzielec" : "Misiacz" proponuje wycieczkę do Altwarp , pojechałabym ale nie wiem czy dam radę z Tymi koksami , pojedź ze mną.
Jako że dawno nie jeździłem to stwierdziłem że można by spróbować.
Skoro Basia chce mnie jako zabezpieczenie - liczy że ja , jako powoli jeżdżący będę jej towarzyszem powrotu gdyby koksy pognały w dal.
Jednakoż wiem jak Basia pędzi więc raczej nie liczyłem ze Ona odpadnie ze stawki.
Wiedząc że raczej to ja nie dam rady zadzwoniłem do Ani VonZan i spytałem czy nie pojechałaby na wycieczkę i nie zaopiekowała się mną w razie kłopotów.
Na Anię to zawsze można liczyć.
Tak więc ekipa "Misiacza" wyrusza z ul. Ku Słońcu a "moja" ekipa spotyka się na Głębokim .
Połączenie obu ekip odbędzie się na rondzie w Dobrej.
9,10 na Głębokim spotykamy się z Basią Anią i ..... "Monterem" czyli najsłynniejszym specjalista od skrótów , bagien i przepraw przez rzeki oraz ...takie tam.
Lekko się wystraszyłem bo nie wziąłem ze sobą ani saperki ani mostu pontonowego.
Ale nie ma co się martwić na zapas.
Ruszamy.
W 22 minuty jesteśmy w Dobrej i oczekujemy na ekipę "Misiacza".
Jak widać Krzysiek "Monter" intensywnie nad czymś myśli.
I nagle słychać :kurcze zapomniałem siekiery , młotka , drutu baterii i żarówek.
Już mi się zrobiło słabo bo to niechybny znak ze w programie ma być jakaś "atrakcja". Ale ze stoickim spokojem się spytałem : a po co te żarówki i baterie?
I dostałem odpowiedź: No bo jak zbuduję ten most w środku lasu , tam gdzie dziś planuję zrobić skrót , to ze względu na jego wąskie rozmiary planowałem zrobić sygnalizację świetlną z ruchem wahadłowym.
I już miałem nadzieję że z braku narzędzi odpuści sobie dzisiejszy skrót ale usłyszałem jak szepce pod nosem : no trudno , w takim razie zrobię prom .
Basia zaczęła wysyłać sms-y do rodziny : nie wiem czy dziś dojadę do domu.
Ja zacząłem się zastanawiać czy może nie zawrócić do domu póki jest jeszcze szansa na szczęśliwy powrót.
W między czasie nieopodal nas pewien kolarz wykonał na asfalcie piękne salto i ledwo się pozbierał.Powiem szczerze że byłem lekko przerażony widząc jak leży na ziemi i próbuje się wypiąć z spd . Zanim podbiegłem udało mu się odpiąć z pedałów i stanąć na własnych nogach. Nie skorzystał z oferty pomocy i samodzielnie po sprawdzeniu roweru ruszył w dalsza drogę.
Oj dzień zapowiada się ciekawie.
Wreszcie widzimy nadciągające "Misiaczowe" hufce.
I tu okazało się dla czego się spóźnili na spotkanie.
Najpierw "Jaszki" nie zdążyły na czas na miejsce zbiórki a następnie "Misiacz" fiknął po drodze "orła".
Co prawda twierdził ze nic poważnego się nie stało ale : drobna ryska na lakierze KTM-a i lekko obdarta kierownica i lekko obtarte paluszki.
Na paluszki plasterka nie chciał ale pieczołowicie oplastrował kierownicę.
W końcu "Misiacz" to twarda sztuka nie to co te austriackie rowery.
Jeszcze krótka pogawędka
Fotka nowego "ścigacza" Ani
i ruszamy dalej .
Następny popas to Stolec.
I możecie mi nie wierzyć ale "Monter" siadł , zasępił się , spojrzał zabójczym wzrokiem na kilka szczapek drewna , z okularów błysnął laser i po chwili ....... mieliśmy ognisko.
Tak, tak nawet sam agent 007 to przy Krzysku pikuś , mały pikuś.
Jeszcze rzut oka na jeziorko w Stolcu
Kilka portretów uczestników wyprawy -
"Jaszek"
"Bronik" zmartwiony ze nic jeszcze nie zbroił i przeliczający ile w kieszeni ma euro na ewentualne mandaty w Niemczech
Basia "Rudzielec"
Ania von Zan
A tu niespodzianka bo nie życzyła sobie zdjęć.
Ruszamy dalej .
Dobieszczyn - granica.
Dalej , tym dziwnym niemieckim asfaltem , gładki jak stół i jeszcze na dodatek bez dziur. Normalnie to to jest nie normalne.
Dojeżdżamy do Hintersee .
Tu zaczynam odczuwać strach przed zbliżającymi się skrótami i "atrakcjami" - kombinuję jak się "urwać" i bezpiecznie powrócić do domu.
Zwłaszcza jak po drodze słyszałem opowieści typu: Z "Monterem" wszyscy wracają do domu cali i zdrowi bo jak ktoś ma dość to dostaje saperkę , kopie sobie dołek , włazi do niego , sam się zakopuje i jeszcze musi oddać saperkę.
Już wiem . Głośno stękam i mówię że wysiadło mi kolano. Nie jadę dalej bo czuję że opadam z sił i nie chcę opóźniać wycieczki. Udało się . Reszta wzięła tekst za dobra monetę i łaskawie pozwalają mi zawrócić. Nawet proponują pożegnalną przerwę. Jako że jesteśmy w środku wsi to ten numer z saperką nie przejdzie więc się zgadzam.
Siedzimy , gadamy , jemy , popijamy w tym nawet piwko którego wypicie w Niemczech jest dozwolona dla rowerzystów.
Jedynie Bronik jest jakiś markotny.
Nikomu nic nie popsuł , nie dostał żadnego mandatu, po prostu się nudzi.
Ale co to . Obok trenuje drużyna piłkarska lokalnego klubu.
Bronik myk i już jest między nimi i pokazuje jak się gra w nogę nawet gdy stadion jest wypełniony wodą. Polak potrafi. ale nie minęło chwil kilka i
No i w końcu coś się dzieje.
Wszyscy udajemy ze nic się nie stało , to nie my , to nikt z nas.
My jesteśmy niewinni.
I przyjechał komisarz Rex i zaczęło się.
Powiem że wyglądał na lekko wkurzonego.
Ale na widok naszych niewinnych minek nawet nas nie pogryzł.
W celu uniknięcia przesłuchań szybko zwinęliśmy się i ja z Anią pogoniliśmy do domu a reszta ekipy pognała do Altwarp.
Powrotna droga do domu odbyła się już bez niespodzianek.
Ania udawała że nie jedzie szybko a ja udawałem że próbuję ją dogonić .
Po drodze pełno samochodów i grzybiarzy.
Krótka przerwa na granicy.
Następna na parkingu i rozmowy z grzybiarzami.
Dalej już Tanowo i Pilchowo.
Jednak dobrze wyczułem swoje siły.
Jak już dojeżdżaliśmy do Pilchowa kolano się odezwało i dało znać że czas kończyć wycieczkę.
Pożegnałem Anię i podziękowałem za opiekę .
Wreszcie w domu cały i prawie zdrowy.
I obyło się bez saperki.
UWAGA
Powyższy tekst jest całkowitą fikcją ( prawie).
Wszelka zbieżność zdarzeń , imion i pseudonimów jest całkowicie przypadkowa ( prawie)
Kategoria Szczecin na rowerach, Z Rowerowym Szczecinem, żubrówka
Szczecińska Masa Sierpniowa
-
DST
27.06km
-
Czas
02:00
-
VAVG
13.53km/h
-
Sprzęt KTM
-
Aktywność Jazda na rowerze
To była naprawdę ciekawa masa.
I ciekawi ludzie i trasa przejazdu i wyjątkowe zakończenie.
Jechaliśmy uliczkami których nie odwiedzałem od lat albo jadąc samochodem nie miałem okazji przyjrzeć się zmianom jakie nastąpiły.
A już impreza na terenie Szczecińskiego Inkubatora Kultury to było coś miłego i ciekawego.
Podziękowania dla wszystkich organizatorów tego wieczoru.
Kategoria Szczecin na rowerach, Z Rowerowym Szczecinem
A wszystkiemu "winna" Rowerzystka.
-
DST
103.72km
-
Czas
05:40
-
VAVG
18.30km/h
-
Sprzęt KTM
-
Aktywność Jazda na rowerze
Kilka dni wstecz zadzwoniła do mnie "Rowerzystka " z informacją że potrzebny jest ktoś kto poprowadzi chętnych cyklistów z Placu Lotników do Nowego Warpna na festyn i imprezę. Jak zrozumiałem Ona jest zajęta innymi sprawami a sprawa będzie o tyle prosta ze w Tanowie wycieczkowicze łączą się z Samą Ramą z Polic i dalej to ( znając zaangażowanie Policzan ) tak właściwie sprawę Policzanie wezmą w swoje ręce.
No i się zgodziłem .
Rower świeżo po przeglądzie ( podziękowania dla MadBike ) wiec szybko piesa na spacer , nakarmić , wrzucić mu coś do jedzenia i w drogę.
Stargard też zapowiedział obecność a i na Placu lotników miał się pojawić "Grom" tak więc nawet przy braku frekwencji nie będę jechał sam.
Na placu Lotników szok. Kilkanaście osób gotowych do wyjazdu.
I jeszcze informacja że po drodze dołączą się następne grupy.
Oj będzie sporo luda .
Ale co tam , ważne żeby dojechać do Tanowa.
I ruszyliśmy.
Na głębokie dojechaliśmy przed czasem .
Ekipa zrobiła się naprawdę spora . Dobrze że do Tanowa jedziemy scieżką rowerową , nie trzeba będzie się dzielić na kilka kolumn.
Przy takiej frekwencji stwierdziłem że po drodze zajadę do domu i wezmą flagę Szczecina żebyśmy nie zginęli w tłumie gdy w Tanowie dołączy do nas masa Policzan.
W Pilchowie czekała na nas dwuosobowa ekipa zaprzyjaźnionych osób ze Stargardu.Wycieczka do Nowego Warpna.- Ekipa ze Stargardu 1
© siwobrody
Nie dajcie się zwieść ich koszulkom - oni są ze Stargardu ale jeżdżą ze Szczecinem.Wycieczka do Nowego Warpna.- Ekipa ze Stargardu 2
© siwobrody
A teraz nadjeżdża silna ekipa ze Szczecina :Wycieczka do Nowego Warpna.- Ekipa ze Stargardu 1
© siwobrodyWycieczka do Nowego Warpna.- Ekipa ze Szczecina 2
© siwobrodyWycieczka do Nowego Warpna.- Ekipa ze Szczecina 3
© siwobrodyWycieczka do Nowego Warpna.- Ekipa ze Szczecina 4
© siwobrodyWycieczka do Nowego Warpna.- Ekipa ze Szczecina 5
© siwobrodyWycieczka do Nowego Warpna.- Ekipa ze Szczecina 6
© siwobrodyWycieczka do Nowego Warpna.- Ekipa ze Szczecina 7
© siwobrody
Ruszyliśmy dalej .
Po drodze dołączyły do nas następne osoby.
W dość szybkim tempie dojechaliśmy do Tanowa.
Tu czekała na nas ekipa z Polic .
Trzy osoby i .... piesek.
I tak moje plany spaliły na panewce i nadal pozostałem nieformalnym kierownikiem wycieczki.
Jako że Tanowo osiągnęliśmy przed planowanym czasem urządziliśmy dłuższy postój z przerwą na zakupy i na nawiązanie znajomości i relaks. Wycieczka do Nowego Warpna.- przystanek w Tanowie 1
© siwobrodyWycieczka do Nowego Warpna.- przystanek w Tanowie 2
© siwobrodyWycieczka do Nowego Warpna.- przystanek w Tanowie 3
© siwobrodyWycieczka do Nowego Warpna.- przystanek w Tanowie 4
© siwobrodyWycieczka do Nowego Warpna.- przystanek w Tanowie 5
© siwobrodyWycieczka do Nowego Warpna.- przystanek w Tanowie 6
© siwobrodyWycieczka do Nowego Warpna.- przystanek w Tanowie 7
© siwobrody
Koniec przerwy ruszamy na Dobieszczyn.
W Dobieszczynie przerwa na jedzenie , picie , i takie tam i ruszamy drogą zamkniętą dla ruchu z powodu remontu , do Nowego Warpna.
Tu ekipa trochę się rozdzieliła ale wszyscy w końcu dotarli do celu wycieczki.
Jesteśmy w Nowym Warpnie na festynie.Wycieczka do Nowego Warpna.- jesteśmy na miejscu 1
© siwobrodyWycieczka do Nowego Warpna.- jesteśmy na miejscu 2
© siwobrody
Rozpoczynamy zwiedzanie Wycieczka do Nowego Warpna.- jesteśmy na miejscu 3
© siwobrodyWycieczka do Nowego Warpna.- jesteśmy na miejscu 4
© siwobrodyWycieczka do Nowego Warpna.- jesteśmy na miejscu 5
© siwobrody
i spotykamy największą atrakcję ( podejrzewam że nie zamierzoną ) czyli młodego warchlaka dzika swobodnie spacerującego wśród uczestników imprezy:Wycieczka do Nowego Warpna.- jesteśmy na miejscu 6
© siwobrody
Dalsze zwiedzanie:Wycieczka do Nowego Warpna.- jesteśmy na miejscu 7
© siwobrodyWycieczka do Nowego Warpna.- jesteśmy na miejscu 8
© siwobrody
Co niektórym spodobał się wiekowy "autobus" Wycieczka do Nowego Warpna.- jesteśmy na miejscu 9
© siwobrody
a inni podziwiali ilość instytucji i organizacji które wzięły udział w tej imprezie.Wycieczka do Nowego Warpna.- jesteśmy na miejscu 11
© siwobrodyWycieczka do Nowego Warpna.- jesteśmy na miejscu 12
© siwobrody
oraz naprawdę fajnych koncertów.Wycieczka do Nowego Warpna.- jesteśmy na miejscu 13
© siwobrodyWycieczka do Nowego Warpna.- jesteśmy na miejscu 14
© siwobrody
Dalsze zwiedzanie.Wycieczka do Nowego Warpna.- jesteśmy na miejscu 15
© siwobrody
I trafiamy na następną atrakcję.
No ten to już ma dość :Wycieczka do Nowego Warpna.- jesteśmy na miejscu 16
© siwobrody
Ale te "zabawki" wywołały żywe zainteresowanie wśród dużego grona rowerzystów.Wycieczka do Nowego Warpna.- jesteśmy na miejscu 17
© siwobrodyWycieczka do Nowego Warpna.- jesteśmy na miejscu 18
© siwobrody
Powiem uczciwie , sam miałem okazję z jednej z nich wystrzelić.
Z mniejszego kalibru i wersji ręcznej strzelała cała grupa uczestników wycieczki:Wycieczka do Nowego Warpna.- jesteśmy na miejscu 19
© siwobrodyWycieczka do Nowego Warpna.- jesteśmy na miejscu 20
© siwobrodyWycieczka do Nowego Warpna.- jesteśmy na miejscu 21
© siwobrodyWycieczka do Nowego Warpna.- jesteśmy na miejscu 22
© siwobrodyWycieczka do Nowego Warpna.- jesteśmy na miejscu 23
© siwobrodyWycieczka do Nowego Warpna.- jesteśmy na miejscu 25
© siwobrodyWycieczka do Nowego Warpna.- jesteśmy na miejscu 27
© siwobrody
Po oddaniu honorowej salwy niektórzy poczuli się jak rycerze.Wycieczka do Nowego Warpna.- jesteśmy na miejscu 28
© siwobrody
A inni poszli zwiedzać inne atrakcje i eksponaty:Wycieczka do Nowego Warpna.- jesteśmy na miejscu 30
© siwobrodyWycieczka do Nowego Warpna.- jesteśmy na miejscu 31
© siwobrody
I jeszcze dożynkowe przyśpiewki:Wycieczka do Nowego Warpna.- jesteśmy na miejscu 32
© siwobrodyWycieczka do Nowego Warpna.- jesteśmy na miejscu 33
© siwobrody
Oraz akcja "szpiega z krainy deszczowców" podpatrującego broń naszej armii :Wycieczka do Nowego Warpna.- jesteśmy na miejscu 34
© siwobrodyWycieczka do Nowego Warpna.- jesteśmy na miejscu 35
© siwobrody
oraz niespotykanej akcji dzika który przyszedł zapewne podziękować nam rowerzystom że nie hałasujemy w lesie i nie płoszymy zwierząt:Wycieczka do Nowego Warpna.- jesteśmy na miejscu 36
© siwobrodyWycieczka do Nowego Warpna.- jesteśmy na miejscu 37
© siwobrody
No dobrze ale już wszystko zobaczyliśmy na festynie i czas na zwiedzenie Warpna.Wycieczka do Nowego Warpna.- zwiedzanie Nowego Warpna 1
© siwobrodyWycieczka do Nowego Warpna.- zwiedzanie Nowego Warpna 2
© siwobrodyWycieczka do Nowego Warpna.- zwiedzanie Nowego Warpna 4
© siwobrodyWycieczka do Nowego Warpna.- zwiedzanie Nowego Warpna 5
© siwobrodyWycieczka do Nowego Warpna.- zwiedzanie Nowego Warpna 6
© siwobrodyWycieczka do Nowego Warpna.- zwiedzanie Nowego Warpna 7
© siwobrodyWycieczka do Nowego Warpna.- zwiedzanie Nowego Warpna 8
© siwobrodyWycieczka do Nowego Warpna.- zwiedzanie Nowego Warpna 9
© siwobrodyWycieczka do Nowego Warpna.- zwiedzanie Nowego Warpna 10
© siwobrodyWycieczka do Nowego Warpna.- zwiedzanie Nowego Warpna 11
© siwobrodyWycieczka do Nowego Warpna.- zwiedzanie Nowego Warpna 12
© siwobrody
I choć nie ma z nami sierżanta Montera sami próbujemy poszukać skrótów :Wycieczka do Nowego Warpna.- zwiedzanie Nowego Warpna 13
© siwobrodyWycieczka do Nowego Warpna.- zwiedzanie Nowego Warpna 14
© siwobrodyWycieczka do Nowego Warpna.- zwiedzanie Nowego Warpna 15
© siwobrodyWycieczka do Nowego Warpna.- zwiedzanie Nowego Warpna 16
© siwobrodyWycieczka do Nowego Warpna.- zwiedzanie Nowego Warpna 17
© siwobrodyWycieczka do Nowego Warpna.- zwiedzanie Nowego Warpna 18
© siwobrodyWycieczka do Nowego Warpna.- zwiedzanie Nowego Warpna 19
© siwobrody
Skróty zaliczone . Zapada decyzja jedziemy do Trzebieży.
No to jedziemy.Wycieczka do Nowego Warpna.- jedziemy do Trzebieży 1
© siwobrodyWycieczka do Nowego Warpna.- jedziemy do Trzebieży 2
© siwobrody
Po drodze robimy przerwę na zbieranie grzybów i ... nie tylkoWycieczka do Nowego Warpna.- jedziemy do Trzebieży 3
© siwobrody
Dojeżdżamy na plażę w Trzebieży.Wycieczka do Nowego Warpna.- jedziemy do Trzebieży 4
© siwobrodyWycieczka do Nowego Warpna.- zwiedzamy Trzebież 1
© siwobrodyWycieczka do Nowego Warpna.- zwiedzamy Trzebież 2
© siwobrodyWycieczka do Nowego Warpna.- zwiedzamy Trzebież 3
© siwobrody
I tu będzie dłuższa przerwa .
O ile nie udało się zjeść ryby w Nowym Warpnie to w Trzebieży większość osób kusi się na zamówienie smażonej ryby.Wycieczka do Nowego Warpna.- zwiedzamy Trzebież 4
© siwobrody
Przy okazji prezentuje tandem który dzielnie pokonał całą trasę przy czym ten mniejszy uczestnik wyprawy odbył ją w ... koszyku.Wycieczka do Nowego Warpna.- zwiedzamy Trzebież 5
© siwobrodyWycieczka do Nowego Warpna.- zwiedzamy Trzebież 7
© siwobrody
I również uwieczniłem na zdjęciu jeden z najoryginalniejszych liczników rowerowych jakie znam.
Własność członkini Samej Ramy z Polic.Wycieczka do Nowego Warpna.- zwiedzamy Trzebież 8
© siwobrody
Koniec obżarstwa czas wracać do domu.
Ruszamy do Jasienicy i dalej kierujemy się na Tanowo.
Ekipa dość mała w stosunku do grupy jaka dojechała do Nowego Warpna bo część osób się rozdzieliła i wracała różnymi trasami (Police też się odłączyły i pojechały swoją trasą - podziękowania za towarzystwo i poprowadzenie nas z Warpna do Trzebieży ) więc jakie było nasze zdziwienie jak po drodze spotkaliśmy część ekipy która wcześniej się rozdzieliła a którą spotkaliśmy wracając.
Jeszcze większy szok wywołała informacja że jeden z uczestników stracił oba hamulce bo urwały się obie linki hamulcowe.
No , kapcie to na wycieczkach normalka.
Jazda bez siodełka w którym urwała się śruba to już niezły wyczyn , historyczna wręcz jazda z połową kierownicy ( ułamanej w czasie jazdy) to już niebywałe wydarzenie ale to:Wycieczka do Nowego Warpna.- powrót z Trzebieży 1
© siwobrodyWycieczka do Nowego Warpna.- powrót z Trzebieży 2
© siwobrody
Ale skoro sierżant Monter dał radę z połową kierownicy to dla czego uczestnik tej wycieczki nie miałby sobie dać rady?
W końcu "Polak potrafi".
Tak wyglądał patent hamulca awaryjnego.
Linka hamulca zawiązana do ramy i kawałek patyka na lince jako hamulec awaryjny.Wycieczka do Nowego Warpna.- powrót z Trzebieży 3
© siwobrodyWycieczka do Nowego Warpna.- powrót z Trzebieży 4
© siwobrody
A tak przy okazji to na wieść że nadciągamy to wszyscy na nasz widok uciekali w pole , nawet ciągniki rolnicze.Wycieczka do Nowego Warpna.- powrót z Trzebieży 5
© siwobrody
Bo na widok takich "artystów " wszyscy uciekali.Wycieczka do Nowego Warpna.- powrót z Trzebieży 6
© siwobrody
I tak ruszyliśmy dalej.
Ten od nowego systemu hamulcowego , na wszelki wypadek , jako pierwszy.Wycieczka do Nowego Warpna.- powrót z Trzebieży 7
© siwobrody
Wreszcie dotarliśmy do Pilchowa gdzie nastąpiło zakończenie oficjalne wycieczki i zostało zrobione pamiątkowe zdjęcie. Wycieczka do Nowego Warpna.- koniec wycieczki zdjecie pożegnalne
© siwobrody
A nawet kilka zdjęć;Wycieczka do Nowego Warpna.- i to już koniec
© siwobrody
Pożegnałem przyjaciół ze Stargardu i popatrzyłem jak odjeżdżają do domu.Wycieczka do Nowego Warpna.- I Stargard też wraca do domu
© siwobrody
Teraz tylko jeszcze napisać relację z całego dnia i ..... można wreszcie pójść spać.
Kategoria Daleko z SRS, Szczecin na rowerach, wycieczka z BS, Z Rowerowym Szczecinem, żubrówka