Wietrzenie stadniny , lis i zupa dyniowa w jednym.
-
DST
14.12km
-
Czas
00:54
-
VAVG
15.69km/h
-
Sprzęt Czarny RALEIGH - czarna perła
-
Aktywność Jazda na rowerze
Od rana nosiło mnie żeby gdzieś wyskoczyć na rowerze.
Już miałem chwytać za telefon by poszukać towarzystwa do wycieczki gdy zadzwoniła Basia " Rudzielec" . Nie mam ochoty na wielkie jeżdżenie ale może się kawałek przejedziemy.
No to w to mi graj . Umawiamy się na godz. 12,00 .
Po chwili drugi telefon. Jedziemy na objazd jutrzejszej "pogoni za lisem" wspólnie z Jewtim ale samochodem.
No nie , to mnie nie bawi.
Albo rower albo nie jadę.
I tak uzgodniliśmy że samochodem przyjadą do mnie a z Pilchowa ruszamy moimi rowerami. Będzie okazja do przewietrzenia całej stadniny. ( co prawda w skład stadniny wchodzi jeszcze jeden rower ale on nie jest do końca mój.)
Szykujemy się do wyjazdu.
Stado w postaci dwóch kobył czystej krwi angielskiej Raleigh oraz jedyny ogier ze stajni wprost z Austrii czyli KTM.
Basia wybrała starą kobyłę szlachetnej krwi.
"Rasowy cyklista" przyzwyczajony do szybkich maszyn czyli Jewti dostał KTM a ja ruszyłem na karej kobyle czyli najwspanialszym egzemplarzu z mojej stajni.
I ruszyliśmy.
Po drodze lis zostawiał swoje ślady ( czerwone tasiemki symbolizujące lisią sierść) których będą poszukiwać jutrzejsi uczestnicy imprezy.
Lis trochę wyliniały więc sierści ma trochę mało , tak więc trzeba się dobrze wpatrywać aby znaleźć ślady lisa.
Jedziemy dalej. Lisica przodem.
Następny ślad.
I dalsza trasa.
I pozostawiamy następne ślady lisa.
Czyż kara kobyła nie jest piękna?
Organizatorzy biegu podziwiając swoje dzieło.
Trzy gracje : zielona , kara i ruda.
I srebrno-czerwony lis w krzakach.
Lisica próbuje zostawić swój ślad.
Szczwany lis uczy młodą lisicę jak to się robi.
Na widok rudych i srebrnych drapieżników biedne kaczki uciekają na środek jeziorka.
No nawet " stary lis " dojrzał piękno mej stadniny i zamiast "focić" młodą lisicę to obiektyw skierował na rowery.
Z Bartoszewa ruszamy do Sławoszewa.
Po drodze Jewti zaczyna opowiadać o tym co możemy zastać u celu naszej wycieczki.
Coś mówi o jedzeniu i jakichś przysmakach .
I zaczął się wyścig.
Jewti spiął ostrogi na KTM-ie.
Baśka zaczęła okładać kobyłę szpicrutą.
A ja z wywieszonym językiem goniłem za nimi.
W końcu widać zapowiedź mety.
Jesteśmy na miejscu.
Wchodzimy do środka.
O widzę że muzyka będzie i to na klasycznym sprzęcie.
Sala duża , pomieści naszych uczestników biegu ( mam nadzieję).
Na ścianach i wiszą obrazy i są " freski".
Jest kolorowo.
Jewti prowadzi rozmowy na temat jutrzejszego naszego pobytu w tym miejscu.
Ja rozglądam się po okolicy. Zwiedzam lokal.
A Baśka , jak to Baśka , tuli się do każdego kota.
Rozmowy z właścicielami lokalu są naprawdę przyjemne.
Dowiadujemy się różnych ciekawostek o osobach które zarządzają tym przybytkiem.
A to że obrazy i freski na ścianach są autorstwa rodziny , a to że są specyjały specjalnie przygotowane dla podróżnych którzy tu zajadą.
I wiele innych ciekawostek o których nie ma co opowiadać bo ...........................trzeba tu zajechać.
W między czasie wychodzę na dwór aby sprawdzić jak się czuje i prezentuje moja stadnina.
Zadowolony z inspekcji wracam do środka i ..................
och , chlebuś ze smalcem własnej roboty.
Ej ale jeden z gatunków podanego pieczywa też jest .... własnej roboty.
A tu widać zachwyt "lisicy " degustującej chleb ze smalcem.
I srebrnego lisa pałaszującego aż mu się uszy trzęsły.
A ja sobie poszedłem oglądać obrazy i freski.
Oczywiście po spałaszowaniu dwóch kromek.
Tunia , po wstępnych rozmowach chcę Cię poinformować że masz następne miejsce na zorganizowanie wernisażu.
Dla lubiących muzykę mam informację że ta szafa grająca jest sprawna i można zorganizować tu "balety".
Zrobiło się miło i gorąco.
Baśka zdjęła kurtkę i okazało się że Ona wcale nie jest wrogiem nałogu który tak lubię ( i kilku jeszcze rowerzystów) .
Wszystko już uzgodnione . Herbata wypita , czas wracać do domu. Zwłaszcza jak ktoś jest umówiony na obiad. Już się zbieramy , już się żegnamy z miłymi gospodarzami gdy ............................ w ramach promocji podano nam zupę dyniową.
To się nazywa marketing.
Już powinniśmy być w drodze powrotnej , już jesteśmy spóźnieni a tu...
.
Ej pal licho te " lisie kłaki" , to ściganie lisa czy też lisicy , ja tu jutro wracam na zupę dyniową i drugi hit czyli grzybową.
Cokolwiek by nie mówić , spóźnieni ale zachwyceni pogoniliśmy do domu.
Myśląc tylko o jednym .
Jutro tu wrócimy , i czy z kitą czy bez ale będzie świetna zabawa.
I to przy zupie dyniowej.
I degustacja grzybowej , i kilku jeszcze specjałów.
I Razem z lisami : rudym , srebrnym i ...... wyliniałym.
A o tym jak się zemszczę na Jewtim za zdjęcie mojej łysiny na jego relacji to dowiecie się jutro.
Kategoria KRÓTKO WOKÓŁ DOMU, Szczecin na rowerach, żubrówka
komentarze