piwko
Dystans całkowity: | 497.97 km (w terenie 26.00 km; 5.22%) |
Czas w ruchu: | 30:02 |
Średnia prędkość: | 16.58 km/h |
Maksymalna prędkość: | 52.36 km/h |
Liczba aktywności: | 13 |
Średnio na aktywność: | 38.31 km i 2h 18m |
Więcej statystyk |
Wreszczie odrabianie strat i nie tylko
-
DST
64.25km
-
Teren
16.00km
-
Czas
04:00
-
VAVG
16.06km/h
-
VMAX
52.36km/h
-
Temperatura
21.0°C
-
Sprzęt KTM
-
Aktywność Jazda na rowerze
Na tą sobotę planowałem udział w wycieczce którą zaproponowała Jana na forum Rowerowego Szczecina
I to z kilku powodów.
Po pierwsze chciałem poznać autora książki "Tajemnice Szczecina" pana Andrzeja Kraśnickiego jr .
Po drugie poprosić o autograf do tej książki.
Po trzecie poznać kilka nowych miejsc w Puszczy Wkrzańskiej .
Po czwarte poznać nowych ludzi którzy jeżdżą rowerami .
I po piąte , ale to już wszyscy wiedzą , natłuc kilometrów aby gonić Trendixa.
Rano zadzwonił Jewti i poinformował że też jedzie na wycieczkę i się umówiliśmy na ul. Arkońskiej.
Swoją drogą dobrze że zadzwonił bo bym zaspał.
No to w drogę .
Z Pilchowa przez Lasek Arkoński na miejsce spotkania.
Dalej już razem , cały czas pod górkę na Warszewo.
Jesteśmy na miejscu zbiórki.
Uczestnicy się zjeżdżają.
Informacje organizacyjne , pieczątki do książeczek dla uczestników konkursów, i wstępne określenie przebiegu trasy i atrakcji.
Jak się Jewti dowiedział że nie będzie asfaltu , średnia prędkość poniżej 20 km/godz. a dystans poniżej 150 km. , to się załamał.
Przewodnik naszej dzisiejszej wycieczki , jak zobaczył do jakiego stanu doprowadził mojego kolegę też się przejął i próbował powstrzymać dalsze niekorzystne informacje za wszelką cenę
Ale było za późno.
Jedyne co pozostało do zrobienia to wspólna fotka
i ruszenie w drogę.
Pierwszy postój i garść informacji o dalszej drodze.
No to w drogę.
Bruk nam nie straszny
A najmłodsze uczestniczki wycieczki aż rozsadza energia.
Następny punkt wycieczki .
Swego czasu to jeziorko już zwiedzałem ale zimą i w innym towarzystwie.
Tym razem oprócz widoków , dostaję również sporo wiedzy na temat otaczających nas terenów.
Ruszamy dalej.
Tu też już kiedyś byłem z wycieczką którą znalazłem na forum RS i którą prowadził Monter
Ale to było zimą i tak dawno temu że zdążyłem zapomnieć ( ach ta skleroza).
Podziwiam wszystko jakbym był pierwszy raz.
Przewodnik opowiada o dębach
Dzieciaki pozują do zdjęć
a "karawana" rusza dalej
i poznajemy uroki puszczy
i podążamy za przewodnikiem dalej
Następny punkt programu.
Dość ciekawe miejsce i dość urokliwe ale szlag człowieka trafia na ludzką głupotę i wandalizm.
a widoki naprawdę piękneDziewczynki jeszcze pełne wigoru , pozują do zdjęć
© siwobrody
jedziemy dalej.
I to miejsce jest dość ważne w dzisiejszej trasie.
W tym miejscu przewodnik straszy nas jakąś górką z którą trzeba będzie się zmierzyć.
Oj tam , strachy na Lachy , co to może być za atrakcja dla takich rowerzystów jak my.
I tu się myliliśmy.Droga pod górkę
© siwobrody
To nie droga , to piaskownica Droga piaszczysta
© siwobrody
Jak nawet rowerzyści wytrzymywali to rowery padały.
Ale , dla chcącego nic trudnego , więc przy pomocy scyzoryka awaria została osunięta.
Jedni jechali poboczem
inni pchali rowery przez piach
Tak przy okazji Jewti udowodnił mi że jego słabsze wyniki na "piaskowym podjeździe" nie są wynikiem słabszej kondycji a jedynie węższym oponom w jego rowerze.
Wreszcie koniec piaskowego podjazdu , bardziej przystosowanego dla miłośników MTB niż turystów .
Po odczekaniu chwili , aby wszyscy dotarli na szczyt , ruszyliśmy dalej .
Tak , tak , jak już ostatnie osoby dotarły , to zgodnie ze starą dewizą " są już wszyscy ? to czas zakończyć odpoczynek - ruszamy dalej"
Jesteśmy w Przęsocinie .
Stacja paliw której największą atrakcją jest wyeksponowany stary MIG.
Przewodnik opowiada o czasach , wcale nie tak odległych , gdy można było sobie zakupić różne egzemplarze wyposażenia armii za niewielkie pieniądze a dziś są to swego rodzaju rarytasy o całkiem konkretnej wartości .
Niektórzy łapali się za głowę że przegapili takie okazje.
Po wysłuchaniu informacji na temat miłośników militariów i związanych z tym tematem atrakcji dostępnych w różnych zakątkach kraju ruszamy w poszukiwaniu następnych ciekawych miejsc w Przęsocinie.
No ja jedno znalazłem.
I to obiekt który cały czas krążył w okolicy.
Jedna z najmłodszych uczestniczek wycieczki cały czas jechała na rowerze mojej ulubionej marki.
No tej atrakcji , to nawet przewodnik wycieczki nie przewidział.
Ale wracajmy do atrakcji jakie miał w zanadrzu przewodnik.
A to pomnik ku czci ( i tu nie wiadomo do końca czyjej bo dokumentnie zatarto wszelkie ślady w czasach PRL-u)
Ale nawet jak nie do końca było wiadomo o co chodzi to i tak wszyscy słuchali w skupieniu
Przy okazji oglądamy takie dawne obiekty których na szczęście nikt nie zniszczył.
i to pochodzące z czasów gdy Kolumb odkrył Amerykę.
Podziwiamy
A przewodnik palcami wskazuje " no i kto w to nie wierzy?"
Nikt się nie przeciwstawił.
Wracamy z powrotem do Puszczy Wkrzańskiej.
Niektórzy mają tych piachów trochę dość
inni całkiem dość.Najmłodsze uczestniczki opusciły siły
© siwobrody
W tym miejscu najmłodsi uczestnicy wycieczki opadli z sił i jako że byli już nie daleko od znanych im dróg podziękowali za dalszą wycieczkę.
I tak wszyscy byli pełni podziwu dla ich zdolności i hartu ducha i wytrzymałości.
Ci których siły nie opuściły ruszyli do Wodozbiorów.
A tam wieża i widoki.
A ja tradycyjnie zrobiłem sesję zdjęciową niektórym rowerom.
I jeszcze rzut obiektywu na wieżę widokową
I w tym miejscu miałem już zrealizowane trzy z pięciu powodów dla których wyruszyłem na wycieczkę .
Pierwszy , trzeci i czwarty.
Teraz przyszedł czas na realizację drugiego .
I się udało .
W moim egzemplarzu książki "Tajemnice Szczecina" mam osobisty wpis autora książki z dedykacją.
Właściwie to już niewiele do szczęścia potrzeba.
Został już tylko ostatni piąty powód.
Serdecznie dziękując przewodnikowi i organizatorom ruszamy w celu spełnienia ostatniego powodu.
I w związku z nim , pożegnaliśmy pozostałych uczestników wyprawy i ruszyliśmy w przeciwnym kierunku.
Przewodnictwo objął Jewti.
W końcu doświadczony rowerzysta z grupy "koksów" .
Ruszyliśmy.
Podał nam azymut.
Jedziemy w wyznaczonym kierunku.
Trasa nie do końca była przejezdna.
Jako że nie do końca byliśmy przygotowani do trasy jak uczestnicy wycieczek Montera , to zawróciliśmy i pojechaliśmy bardziej cywilizowanymi drogami.
To znaczy tak się man wydawało bo nie o taką cywilizację nam chodziło :
Po ominięciu tego śmietnika ruszyliśmy dalej z powrotem do Przęsocina aby dojechać do szosy Szczecin - Police.
Jewti jak poczuł szosę to dostał takiego kopa że nikt nie mógł nadążyć.
I tak w trójkę : ja , Paweł , Jewti ruszyliśmy do Polic.
Najpierw Jewti , ja za nim , a za mną Paweł.
Jewti wiedząc o mojej rywalizacji z Trendixem przejął rolę trenera .
Opracował trasę i strategię.
Trasa była do Polic a strategia " zapieprzać tak szybko aby nikt nas nie wyprzedził" .
I niewielu się udało.
Z Przesącina do Polic co prawda z górki ale ............ pobiłem życiowy rekord szybkości na rowerze.
52.36 km/godz.
Kosmos.
Ale nie o szybkość a o dystans w wyścigu chodzi więc Jewti poprowadził trasą która była treściwa w kilometry.
Z Polic mieliśmy pojechać skrótami do Tatyni.
I pojechaliśmy .
Przez Jasienicę.
Właściwie to nie powinienem narzekać bo mogło być przez Berlin czy też w wersji maxi przez Paryż.
W Tatyni złapał nas przelotny deszczyk co zresztą można rozpoznać po minie mojego trenera
Zwiedziliśmy kościółek
i spiętrzenie wody w pobliskim miejscu.
Przy okazji zaliczając pierwsze opady deszczu.
Lekko zmoknięci ruszyliśmy do Tanowa gdzie przy herbatce i kawałku potężnego ciacha odpoczęliśmy , podeschliśmy i .......... ruszyliśmy dalej.
W Pilchowie pożegnałem współtowarzyszy podróży w tym swojego trenera i udałem się do domku.
Piąty powód wycieczki też został zaliczony.
I teraz boję się zasnąć bo trener zapowiedział na jutro " trasa Szczecin - Berlin " bez przystanków i tempo powyżej 30 km/godz.
To ja chyba wolę się poddać.
Kategoria Ciekawostki miasta Szczecin, piwko, Szczecin na rowerach, żubrówka
"Tajemnice Szczecina" wyprawa druga.
-
DST
27.23km
-
Czas
02:00
-
VAVG
13.62km/h
-
VMAX
34.26km/h
-
Temperatura
19.0°C
-
Aktywność Jazda na rowerze
Jako że zdrowie nie za bardzo pozwala mi na wycieczki (z "koksami" i innymi "harpaganami ") typu :nie mniej niż 100 a nie więcej niż 500 kilometrów więc kontynuuję zwiedzanie Szczecina z książką "Tajemnice Szczecina" autorstwa Andrzeja Kraśnickiego juniora.
Na dziś co prawda krótka trasa ale za to aż cztery rozdziały.
"Tajemnicza twierdza" str.6 , "mówią o nim więzienie" str.18 , "gdzie jest Sedina?" str 76 , "stara trasa przez rzekę " str.127 .
A wszystkie te miejsca są w promieniu kilku kilometrów.
Na wycieczkę zaprosiłem pewną Joannę vel "havranek" a i kolega Maciej z synkiem Kubusiem wyraził chęć na wycieczkę.
Wyruszyłem po 15,00 .
Pilchowo , Głębokie a później już prosto najdłuższą ulicą w mieście czyli al. Wojska Polskiego . Cicho , pusto większą część drogi przejechałem ulicą. Szkoda że tak rzadko ulice są tak puste. Dojechałem na miejsce spotkania z "havrankiem" i dzwonię czy już jest gotowa do wyjazdu . Okazuje się że sprawy rodzinne uniemożliwią jej udział w dzisiejszej wycieczce.
Bywa , mówi się trudno i jedzie dalej.
Ale nie ma tego złego co by na .... ciekawe nie wyszło. W trakcie rozmowy przez telefon rozglądam się wokół i nagle widzę ciekawostkę.
na jednej ze ścian starej kamienicy widzę jakieś dziwne "zdobienia".
Przyglądam się przez autofokus aparatu ( bo tak własnymi oczami to nie wiele widzę) iiiiiii
No tak , w samym centrum miasta ( a nie w lesie) , na ścianie budynku ( a nie na drzewach ) są umieszczone budki lęgowe dla ptaków.
i to różnych rozmiarów i kształtów.
No i proszę , jeszcze nie zacząłem poszukiwania ciekawostek miejskich a już same się cisną w obiektyw.
Ruszam więc dalej do planowanych celów mając tylko nadzieję że Maciej nie zrezygnuje z udziału w wycieczce bo do jednego miejsca nie wiadomo czy da się dotrzeć bez pozostawienia roweru. W tym wypadku wolałbym aby rower został pod nadzorem.
Na razie , samodzielnie zaliczam pierwszy punkt zwiedzania.
"mówią o nim więzienie" str.18
Trafiam łatwo i bez kłopotów.
Znalezione , obfotografowane:
Stary mur stanowi ścianę dużo późniejszej budowli.
Wszystko zgodnie z opisem autora.
Punkt zaliczony.
Teraz jadę zgodnie z własnym planem wg. dawnych wspomnień. Jest w okolicy jeszcze jeden fragment murów tak schowany że mało kto go odnajduje i ogląda.
Tak , dobrze pamiętam.
Kombinowałem na różne strony ale przy tym świetle nie udało mi się zrobić dobrego zdjęcia.
Skoro jestem w pobliżu to pokażę jak wygląda dziś przyszła galeria a do niedawna ruina. Oj dużo się dzieje w mieście.
Oby jak najwięcej niedawnych ruin zmieniało się w ciekawe miejsca.
Teraz czas zacząć następny temat z książki.
Bardzo ciekawa historia o której bym nie wiedział gdyby książka nie trafiła w moje ręce.
"Rok 1948 Ul.Wielka (obecnie Wyszyńskiego ) zrujnowana , most Długi nie istnieje.Stalowe konstrukcje mostu Bayleya (frontowe wyposażenie zachodnich aliantów) stają nad Odrą u wylotu ul. Dworcowej. Auta mogą przejechać , ale tramwaje nie ... bo nie ma torów. Ówczesny prezydent miasta Piotr Zaremba zarządza "pierwsza inwestycję komunikacyjną". Rozebrano tory z ulicy Staszica ( czy ktoś z Was wie że tam była linia tramwajowa aż do Emilii Plater?) i położono na Dworcowej aby połączyć lewobrzeże z prawobrzeżem." To skrót informacji z książki ciekawskich odsyłam po większą ilość ciekawych informacji.
Uwieczniam to miejsce na zdjęciach.
Tu gdzieś był ten most.
Przy okazji robię zdjęcia poczty.
Widok na pocztę (gmach Poczty Cesarskiej) z placu Tobruckiego .
Proszę zwrócić uwagę że część budynku poczty ma dwa piętra a część trzy.
I tu wyjaśnienie .
Tym razem informacje czerpię z niezwykłej książki "Był sobie Szczecin " autorstwa Macieja Czekały . Cytat "po 1899 roku okazało się , iż zapotrzebowanie na usługi pocztowe było tak duże , że południową część budynku powiększono poprzez dobudowanie trzeciej kondygnacji. "
A teraz czas na przerwę od historii i mały odpoczynek we współczesnym świecie.
Kurcze naprawdę w tym mieście jest coraz ładniej i urokliwiej.
I trafiam na współczesną zagadkę. Kto i dla czego założył kłódkę na tej ławce?
Chyba jacyś zakochani upamiętnili tą ławkę kłódką ? Ot i następna zagadka.
Uff , jeszcze nie dojechałem do następnych " zagadek a już zrobiła się powieść z tej wycieczki. Jak tak dalej pójdzie to relację będę pisał dziesięć razy dłużej niż trwała sama wycieczka.
A może jednak ... jeszcze dłużej?
Czas zakończyć przerwę i ruszać w drogę.
Ale co to?
Jak można dopuścić do takiego stanu psa?
Chyba pogadam z właścicielem.
Czy On wie jak taki pies się czuje z czymś takim na sobie?
Ups , nie będę robił żadnych uwag. Właściciel chyba doskonale wie.
I nawet przeprowadzamy sympatyczną rozmowę o upodobnianiu się właścicieli do psów i na odwrót. Oczywiście rozmawiam z właścicielem , nie z psem.
To miasto jest naprawdę fascynujące.
W oczekiwaniu na kolegę Macieja i jego syna Kubusia podziwiam piękno "Czerwonego ratusza".
Nie jeden szczecinianin na widok tych zdjęć ( nie chodzi o jakość tylko o obiekt) powiedziałby : a gdzie takie piękne budowle? - Szwecja , Dania , Niemcy?
No wreszcie.
Jest Maciej z Kubusiem i ruszamy do ostatniego punktu dzisiejszej wycieczki.
"Tajemnicza twierdza"
Cytat : "Najbardziej intrygująca to wspomniany już mur ciągnący się wzdłuż ulicy Czarneckiego. Dziś podpiera skarpę , na której stoją garaże , przez co dostęp do niego od ulicy jest praktycznie niemożliwy."
Oczywiście jakbym doczytał dokładnie dalszy ciąg opisu to bym nie zaczął poszukiwań od drugiej , tej "niemożliwej" strony.
Ale nie doczytałem. Dotarliśmy na miejsce od strony dworca .
Dobrze pomyślałem że zwiedzanie tego miejsca może wymagać " porzucenia " roweru i udania się "pieszo" . Maciej z synem zostali na "straży " mojego pojazdu a ja wyruszyłem w niezwykłą podróż.
Najpierw pod stromą jak cholera górę z obsypującym się piachem.
Tak naprawdę to nie byłem przygotowany na te poszukiwania.
Nie miałem ani raków ani czekana.
Stromo jak diabli , nie wiele widać w tych chaszczach , wokół pełno śmieci a tych murów to nie wiele widać.
Ale jak się wspiąłem na wyżyny ( moich możliwości ) to dokonałem odkrycia.
Wśród wmurowanych cegieł znalazłem jedną która miała sygnaturę producenta. ( no coś na wzór współczesnego certyfikatu.
No naprawdę , dokonałem odkrycia.
A teraz dalej , byle tylko się nie zwalić w dół te kilka metrów.
Miałem chwilę słabości i miałem zamiar zrezygnować. No jak się pchać w te chaszcze bez zabezpieczenia jak skarpa prawie pionowa a asekuracji zero.
I jeszcze te mury tak mało atrakcyjne.
Gdyby nie te porastające zbocze drzewa to nie dałoby się czego trzymać na tej pochyłości .
Nie , no teraz to już przesada.
Nie dosyć że stromo to jeszcze droga zarośnięta jak nie przymierzając puszcza amazońska.
No to jak poszukiwacz "zaginionej arki" czy też innej zagubionej świątyni w Ameryce Południowej przedzieram się w poszukiwaniu skarbów.
drzewa wyrastają z murów.
Chaszcze blokują drogę.
A ja jak ten odkrywca brnę przez te liany i baobaby z dusza na ramieniu.
I nagle widzę że te drzewa co wrastają w mur to ..... razem z resztami tego muru spadają w dól.
A ja nie mam ani kasku , ani liny asekuracyjnej, a Maciej to już zapewne myśli że poległem na tej wyprawie bo już dobre pół godziny jak mnie nie ma .
Docieram w coraz bardziej dzikie i ciekawe miejsca
aż wreszcie docieram do końca muru i okazuje się że to w .... tym miejscu należy rozpocząć zwiedzanie tej atrakcji
Po wyjściu w rejony "cywilizowane " już ulicami , wracam do miejsca postoju roweru i "mojej ekipy towarzyszącej w wyprawie". Powrót droga która przeszedłem uważałem za zbyt niebezpieczny. Zresztą chyba każdy wie że wejść na górę , czy to drzewa , ruin czy góry jest łatwiejszy niż zejście z powrotem w dół.
Po dotarciu na miejsce rozpoczęcia "wyprawy " zastałem swoich towarzyszy dość zdenerwowanych i będących w rozterce : wezwać policję , straż pożarną czy pogotowie ratownictwa górskiego.
I wysłuchałem reprymendy: "Mogłeś choć zadzwonić że żyjesz".
Ja im się nie dziwię .
Oni też mogli paść ........ z nudów , czekając na mnie.
Plan zwiedzania zakończony.
Co było do zobaczenia i utrwalenia na zdjęciach zostało wykonane.
Teraz chwila relaksu po zakończeniu zadań.
Różne napisy widziałem na bramach ale tego jeszcze nie
Ruszyliśmy w drogę powrotną .
Chwilę podziwialiśmy widoki znad dworca , pokazaliśmy Kubusiowi gdzie jest "Stara Komenda" aby wiedział gdzie tatę na piwo zaprosić i pojechaliśmy każdy w swoją stronę.
Macieju , serdeczne podziękowania za opiekę nad moim rumakiem i chęć niesienia pomocy " zaginionym w akcji" . Kubusiu masz u mnie lody na następnej wycieczce albo watę cukrową ( jak lodów tata nie pozwoli) .
Po zakończeniu poszukiwań "tajemnic " ruszyłem do domu.
Ulicami pustego i wymarłego miasta.
Aż dojechałem do Jasnych Błoni.
A , to tu się wszyscy zebrali.
Lawirując miedzy spacerowiczami dotarłem do kawiarenki na rowerze .
Zamówiłem kawę ( nie wiem dla czego bo kawy nie piję ) i rozpocząłem rozmowę z właścicielem.
Naprawdę ciekawa osoba .
A to co podaje i jak rozmawia z ludźmi to bajka.
Wyobraźcie sobie że gdy tak stałem i rozmawiałem podeszły dwie panie i zamówiły herbatę. Po krótkiej rozmowie i zamówieniu herbaty wg. wymagań jednej z pań właściciel kawiarenki podjął dyskusję na temat wyższości kawy nad herbatą .
Pani postawiła na swoim i zamówiła herbatę i: żeby była bez mleka i że nie lubi mięty i nie lubi mleka i czegoś tam jeszcze . A pan udowodnił Jej że lubi kawę i to z mlekiem i................... nie , na dzisiaj wystarczy tych tajemnic a ta konkretnie historia to już na odrębny wpis .
Zasuwam do domu . Po drodze spotykam znajomego rowerzystę - "Waldi".
Po krótkiej wymianie informacji ruszam dalej.
Zmieniam trasę tak aby nie jechać klasyczną drogą.
rzut oka na ptaki i rowery
Oraz na Rusałkę
I jak najszybciej do domu bo robi się coraz zimniej - 13 stopni.
Po drodze jeszcze tabuny ludzi wokół grilli i ognisk .
I wreszcie dom.
No tak .
Dystans mizerny , czas przejazdu mierny ale za to wrażeń na kilka wycieczek.
I tylko byłoby fajnie gdyby nie to że za dużo do opisania.
Ech , a można było zrobić te 100 km. , dwa zdjęcia i opisać to w trzech słowach.
Kategoria Ciekawostki miasta Szczecin, KRÓTKO WOKÓŁ DOMU, piwko
Gril u "Misiacza" czyli cykliczne spotkanie rowerzystów.
-
DST
20.00km
-
Czas
01:05
-
VAVG
18.46km/h
-
Sprzęt KTM
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dokładnie w rocznicę ubiegłorocznego spotkania i w tym roku Misiacz zarządził spotkanie na działce.
Zjechało się wiele osób lubiących jeździć rowerami.
Co prawda z opóźnieniem , ale ja też dojechałem.
Niestety nie wszystkim dane było uczestniczyć w imprezie bo informacje wysłane drogą internetową do wielu osób nie dotarły . ( gdyby nie wczorajsze spotkanie z Misiaczem w "Starej Komendzie" - też bym nie wiedział).
Ale to już siła wyższa albo ........ robota tajnych agencji.
Jako że dojechałem , to upamiętniłem to spotkanie kilkoma fotkami.
Zresztą nie tylko ja.
Z czasem zrobiło się chłodno.
Misiacz , na wszelki wypadek , zgromadził zestaw śpiworów.
Jedni grzali się pod śpiworami a inni przy grillu .
W związku z niską temperaturą i oziębieniem nastrojów Monter ( widoczny na drugim planie) postanowił pojechać do domu po siekierę aby móc narąbać drewna na ognisko.
I zapłonęło ognisko.
Wreszcie można było się napić piwa aby schłodzić żar buchający z ogniska.( wcześniej zimne piwo powodowało drętwienie zębów).
Monter ( no nie tylko on ) wytrwale , z narażeniem życia i portek ( trzeba było przełazić przez płot) regularnie dostarczał paliwa do ogniska.
Wszyscy z podziwem patrzyli na jego wyczyny.
A ci co nie patrzyli , w kółko gadali na temat dwóch kółek.
A ogień wciąż płonął.
Stół w pełni zastawiony.
A z grilla wciąż donoszono następne porcje smakołyków.
Było wesoło i rozmowy powoli zaczęły schodzić na wspomnienia i plany wycieczek rowerowych.
No poza tym kącikiem. Tu gadano o górach zdobywanych pieszo albo na deskach.
Słoneczko zaszło i zrobiło się nastrojowo.
No cóż czas wracać do domu.
Zimno , ciemno i kawałek drogi do domu.
Wreszcie w domku.
Jeszcze rzut oka na księżyc na tle jodły
I czas pójść spać.
Dziękuję organizatorom i ich gościom za mile spędzony czas i ............ do łóżka jutro też trzeba wcześnie wstać.
Kategoria KRÓTKO WOKÓŁ DOMU, piwko