siwobrody prowadzi tutaj blog rowerowy

Żuławy - czyli tam i z powrotem . Część druga - maraton.

  • DST 100.01km
  • Czas 05:14
  • VAVG 19.11km/h
  • Sprzęt KTM
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 29 września 2012 | dodano: 30.09.2012

Dla niecierpliwych powiem tylko że i tak staram się ograniczyć z opisem i ilością zdjęć a mimo to lepiej przed rozpoczęciem czytania przygotować sobie kanapki i herbatę.
No to zaczynamy.
Jest sobotni poranek. Słoneczko wschodzi . Widok z pokoju na most na Wiśle cudowny.

Noc przespałem rewelacyjnie i pełni animuszu szykujemy się do wyjazdu.
Ubrani już do wyjazdu schodzimy na śniadanie i wśród pozostałych uczestników naszej ekipy oczekujemy na posiłek.
No może nie wszyscy bo kilka osób jest już po śniadaniu i właśnie wyruszają na miejsce startu ( część to te osoby co jadą na dłuższy dystans).
Śniadanie się trochę przedłużyło z powodu kłopotów z kuchnią która nie wyrabiała się z zamówieniami ale szczęśliwie zdążyliśmy się posilić i trzymając harmonogramu szykować do wyjazdu na start.

Żuławy Wkoło . Dzień drugi - MARATON 4 © siwobrody



Żuławy Wkoło . Dzień drugi - MARATON 7 © siwobrody

W pewnym momencie zauważyliśmy tajnego agenta któregoś z teamów którzy chcieli zdobyć wiedzę na temat naszej wspaniałej ekipy.
Nic dziwnego w końcu takiej ekipy to ze świeca szukać.


Wiedząc że i tak żaden agent nam nie zaszkodzi pozwoliliśmy mu podglądać do woli.
Ruszamy na start.


Ci którzy byli na trekkingach i góralach musieli poczekać na szosowców

którzy w terenie zostali daleko w tyle.

Dalej ruszyliśmy wszyscy razem. Dojeżdżamy na miejsce startu.


Sprawdzanie rowerów, ostatnie zabiegi kosmetyczne,

sprawdzenie czy wszyscy dotarli,

wspólna fotka,

radość z pięknego słoneczka ,

pozowanie do zdjęć ,

ostatnia kawka ,( na tym zdjęciu poniżej , obok naszych wspaniałych pań popijających kawkę , po lewej , stronie widać pana z którym wspólnie przejechałem kilkanaście kilometrów)

i ruszyliśmy jak burza.

To znaczy niektórzy ruszyli jak burza a inni widzieli tylko burzę w oddali

Myślałem że Trendix jedzie za mną i że jak zwolnię to na niego poczekam .
Okazało się ze dostał takiego szwungu że poszedł do przodu z koksami i cyborgami.
Oj niedobrze . zostawił mnie samego . Cóż , włączam najszybszy bieg i go gonię.
tak goniłem że aż mi w oczach pociemniało.( stad taki dziwny odcień zdjęć).


W końcu doszedłem do siebie , wzrok powrócił do normy i już spokojniejszym tempem ruszyłem za uciekająca ekipą.

W tym miejscu muszę przyznać że trasa była świetnie przygotowana . Większość dróg była bezpieczna i mało uczęszczana przez samochody a nawet w miejscach gdzie był większy ruch kierowcy samochodów bardzo bezpiecznie i kulturalnie wyprzedzali rowerzystów.
Tak że pochwała nie tylko dla organizatorów ale i dla mieszkańców i użytkowników dróg w tym zakątku Polski.


Mimo że cała ekipa uciekła do przodu wcale nie jechałem samotnie.
Mijający się rowerzyści pozdrawiali się , prowadzili rozmowy i zatrzymywali się gdy widzieli stojących na poboczu innych uczestników maratonu.
Sam kilka razy zatrzymywałem się chcąc pomóc pechowcom którzy łapali gumy ale albo nie miałem tego rozmiaru dętki albo nie ten typ. W jednym przypadku okazało się że młodzi ludzie nawet mieli swój zapas , tylko kupili 28 cali jak potrzeba ale nie z tym zaworkiem co trzeba i musieli czekać na pomoc serwisu.
W tym mniej więcej miejscu dołączył do mnie ten pan o którym wspomniałem prezentując zdjęcie naszych pań z kawą.
Był on mieszkańcem jednej z miejscowości które mijaliśmy na pierwszym etapie maratonu i opowiadał po drodze trochę o sobie i okolicy. Dowiedziałem się że bierze on pierwszy raz udział w tej imprezie ale na co dzień dość często jeździ rowerem i trasę do Gdańska i z powrotem robił już wielokrotnie.
Był na tyle uprzejmy ze mimo iż mógł szybciej jechać dotrzymywał mi towarzystwa przez wiele kilometrów. Wiatr się zaczął wzmagać . Nie był to ten wiatr co pod koniec ale trochę przeszkadzał. Gdy mój towarzysz podróży powiedział " dobrze że dziś nie wieje" zacząłem się zastanawiać jaka musi być prędkość wiatru , dla tubylców, żeby powiedzieć " dziś jest wiatr".
I tak gawędząc jechaliśmy dalej.
Nagle mym oczom ukazał się widok

Jakie to szczęście że Trendix lubi pomagać ludziom ( w szczególności tej piękniejszej części ludzkości). Zatrzymaliśmy się i wspólnie dokończyliśmy reanimacji tylnego koła rowerzystki.
Jeszcze tylko wspólne zdjęcie

i już w czwórkę jedziemy dalej.
Mijają nas następni zawodnicy.



teraz już jedziemy spokojnie .

To nie kapeć to tylko mała przerwa.

Jako że wiele osób robi sobie takie fotki to ja też.

Nadal jedziemy w czwórkę.

Drogowskazy kuszą inna trasą

ratownicy czuwają nad naszym bezpieczeństwem

do Gdańska chyba nie pojedziemy

jedziemy prosto.
Nadal w czwórkę.

Raz ktoś nas wyprzedza

a innym razem ....znika nam z daleka


cały czas sznur rowerzystów




W końcu zostaliśmy we dwójkę bo nasi towarzysze podróży zniecierpliwieni naszym tempem poszli do przodu.

Ale i tak nie byliśmy sami bo cały czas ciągnął się sznur kolarzy.


większość trasy wiodła wzdłuż Wisły.

powoli zbliżamy się do pierwszego etapu.
Już widać z oddali przeprawę promową i pierwszy bufet.

jeszcze tylko kawałeczek

I pierwszy etap zakończony.

No to czas na popas.
Jedzenie picie i rozmowy.
I robienie zdjęć.



I nagle znienacka dowiadujemy się że jesteśmy w Gdańsku.

I pomyśleć że jeszcze kilka kilometrów wcześniej żartowałem sobie że "do Gdańska to nie jedziemy".
Nie do końca zrozumiałem skąd jest ten Gdańsk skoro do niego jest jeszcze wiele kilometrów ale naprawdę to była dzielnica Gdańska .
Nie ma co nadmiernie się trudzić zrozumieniem tej anomalii . Lepiej korzystać z przerwy zanim dobije prom.

Wjeżdżamy na prom.Ponownie się spotykam z wcześniejszym współtowarzyszem podróży.

I robię sobie fotkę z obsługą promu.

Odpływamy. Gdańsk zostawiamy za sobą.

Po drugiej stronie spotykamy (najprawdopodobniej) najmłodszego uczestnika maratonu.

I ruszamy pełni animuszu dalej.

Dojeżdżamy do drugiego postoju i bufetu.

Teraz czas na dożynki.
W kolejce do picia i jedzenia.


Piękne panie dbające o nasz posiłek i dobry nastrój chętnie pozują do zdjęć.

Nie tylko one.

Wokół pełno fotoreporterów


i fotoreporterek

Tak powiem że wielokrotnie po drodze pytano nas skąd jesteśmy.

Herb Szczecina nie za bardzo jest znany i nawet słyszałem raz " oni to chyba ze Słupska".
Po uzupełnieniu płynów i kalorii ruszamy dalej.
Po drodze mijamy charakterystyczne dla regionu budynki.



Jedziemy dalej.Trendixowi powoli zaczyna dolegać ból " przedłużenia pleców".
Niedawno kupił nowe siodełko. Przetestował je na kilku wycieczkach ale nie za długich. Wygląda jednak na to że jego tyłek nie przystosował się do nowego siodełka. Robimy przerwę .

On daje odpocząć czterem literom a ja robię zdjęcia przejeżdżającym cyklistom.



Koniec przerwy czas ruszać w drogę.

To jazda.


A tu możecie obejrzeć sytuację w której

to nie nas wyprzedzają tyko my wyprzedzamy.

Dumni z siebie wjeżdżamy na ostatni punkt bufetowy.

No stąd już do mety jest bliżej niż dalej.


I tu podano nam świetny żurek o którym usłyszałem od pewnego już niemłodego człowieka " takiego żurku to w życiu nie jadłem."

Po wspaniałym posiłku ( nie mówię że w innych miejscach nie było wspaniałości bo po pierwsze nie wszystkiego próbowałem a po drugie nie wszystkim smakuje to samo) ruszyliśmy na zwiedzanie miasteczka.
W pewnej chwili awansowałem na " pana redaktora".
Tak się zwrócił do mnie pewien tubylec przesiadujący na ławeczce.
" Może mi pan zrobić zdjęcie"
No to zrobiłem.

Po chwili zostałem uraczony opowieścią jak ciężkie jest życie .
Że obywatel mówiący do mnie "panie redaktorze" jest bezdomny i miał ciężkie i burzliwe życie. No dobra ale skąd pomysł na ten tytuł redaktora? No po chwili się wyjaśniło. Jak nie wiadomo o co chodzi to wiadomo że chodzi o ....kasę.
No tak. Ale po prawdzie to skoro ja nie jestem redaktorem a rozmowa jest bardzo sympatyczna i w ogóle to życie jest piękne to czemu tym szczęściem się nie podzielić. Za marne 10 złoty zostałem mianowany na " królu złoty" i dostałem obietnicę że cały datek pójdzie na opijanie szczęśliwego powrotu wszystkich maratończyków na metę.
Prawdę powiedziawszy to na taką intencję nie ma co żałować.
Po zakończeniu "wywiadu" ruszyliśmy dalej.
Nie ujechaliśmy daleko gdy naszym oczom pojawił się " dawnych wspomnień czar"

Kto jeszcze pamięta "EB". No cóż zabytków po drodze widzieliśmy kilka ale ten obiekt przypomniał dawne czasy gdy piwo z EB zdobywało polski rynek.
Koniec wspomnień czas dojechać na metę.
Wiatr się wzmaga. Siły opadają. Trendix coraz bardziej odczuwa nowe siodełko a mi wysiada kolano. Myślę że to zarówno brak treningów przed wyjazdem jak i silny wiatr w twarz.( zapewne mieszkańcy okolic powiedzą " jaki wiatr ledwo wieje")
Nie tylko my odczuwamy trudy maratonu.
Coraz częściej spotykamy po drodze zmęczonych rowerzystów i rowerzystki. Niektórym też dokuczają siodełka i próbują jechać na stojąco albo wręcz na pytanie " co tyłek boli?" odpowiadają " nie tylko tyłek , wszystko boli".
Jadę z przodu , za mną Trendix a z czasem za nim pojawia się rowerzysta który wsiada mu na koło i korzysta z osłony przed wiatrem.
Prędkość drastycznie spada.
Zjeżdżamy na piękną asfaltową ścieżkę dla rowerów .

Przy tej prędkości to i bezpieczniejsze dla nas i dla kierowców.
Robimy częstsze przerwy.
Wojtek daje odpocząć "siedzisku" a ja masuję coraz bardziej bolące kolano.

Już nie ma znaczenia kiedy dojedziemy , ważne aby dojechać.
W końcu widać słynny most w Tczewie.
To już koniec .
Damy radę.

Razem obok siebie mijamy metę.
Hura , hura ,hura

Licznik pokazuje przejechaną trasę wraz z dojazdem na metę.

Kolano boli coraz bardziej a Wojtek dostaje takiej adrenaliny z okazji ukończenia wyścigu ze zapomina o bolącej części ciała.
Ruszamy przez most na drugą stronę.

Jejku jaki ten most długi.

W końcu jesteśmy na miejscu oficjalnego zakończenia wyścigu.
Odbieramy medale i gratulacje oraz żetony na poczęstunek.
Jeść nam się nie chce ale pić trochę.
Jeszcze rozmowy z innymi uczestnikami maratonu , wywiad którego udziela Trendix i możemy wracać do motelu.
Wracamy w trójkę bo dołączył do nas nasz kolega z teamu który jechał na dłuższej trasie.No może nie do końca wracamy razem bo Wojtek wyrwał do przodu a ja wlokłem się z tyłu jadąc praktycznie na jednej nodze.
Gdy dojeżdżaliśmy do motelu usłyszeliśmy głośne wiwaty.
Do dziś nie jestem pewny czy to był aplauz na naszą cześć że dojechaliśmy czy też okrzyk radości że nie będą musieli szukać naszych " zwłok" na trasie wyścigu.
Wskazania licznika po dojechaniu do motelu.

Teraz już tylko pozostało pożegnać tych którzy wcześniej wrócili , wykapali się i wyruszają już spakowani do domu.
Chwila pożegnania , i oni ruszają do domu a my pod natryski.
Jedyna korzyść ze spóźnionego przyjazdu , że nie musimy czekać w kolejce do łazienek.
Po kąpieli , przebraniu się i spakowaniu my też ruszamy w drogę.
Żegnamy tych co zostają do niedzieli ( w tym Janusza który wraca do Szczecina już nie rowerem a pociągiem - bo żadnych manewrów po drodze już nie ma szansy zaliczyć )i ruszamy. Po drodze jeszcze zakupy bo nie wracamy do domu tylko na następną wyprawę . I tak po drodze wyprzedzamy po kolei wszystkich tych którzy nas wyprzedzali na maratonie. ( wbrew temu co mówił Jewti wcale nie łamaliśmy przepisów ). W Wałczu odbiliśmy na Gorzów i pojechaliśmy w rejon Dobiegniewa gdzie mieliśmy nocleg.
Tam jeszcze kolacja

i powiem prawdę , nawet nie mieliśmy sił na degustację zakupów zrobionych na wzór słynnego Benaska z Berlina który zaszczepił w nas chęć próbowania trunków z mniej znanych browarów.
I wreszcie spać.


Kategoria maratony, Szczecin na rowerach


komentarze
hombredelrio
| 17:15 poniedziałek, 15 października 2012 | linkuj przy kawce, w miękkim fotelu i bez wiatru w twarz, bardzo miło czyta się powyższą relację...
Jaszek
| 23:01 czwartek, 4 października 2012 | linkuj Ale mnie wkopałeś. Córka chciała, żeby jej coś kopić w IKEI w Gdańsku. Jak mam jej teraz udowodnić, że tam nie bylem ;-)
jewti
| 19:41 wtorek, 2 października 2012 | linkuj Super.......w następnej edycji 2013 jadę z Tobą......
Trendix
| 19:40 wtorek, 2 października 2012 | linkuj Krzysztof, już sobie wszystko przypomniałem :) :D
rowerzystka
| 07:45 poniedziałek, 1 października 2012 | linkuj Czekam z niecierpliwością, bo między wierszami zrozumiałam, że dzieło się u Was na trasie :)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa epeza
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]