Wycieczka do Stargardu żeby odwiedzić biednego Wojtka z obolałym kolanem.
-
DST
51.94km
-
Teren
20.00km
-
Czas
03:14
-
VAVG
3:44min/km
-
VMAX
1:43min/km
-
Sprzęt KTM
Prawda jest że od dawna planowałem wybrać się do Stargardu rowerem.
Ale zawsze coś wypadło i wycieczka była odkładana ....... na później.
Tym razem choć nie planowałem to pojechałem.
Wojtek
pokiereszowany po wywrotce na rowerze siedział w domu i jęczał z bólu
więc postanowiłem zrobić dobry uczynek i go odwiedzić.
Co prawda to kilka razy już tą trasą jechałem ale , albo z kimś kto trasę znał albo od strony Stargardu do Szczecina .
Samotnie i od strony Szczecina do Stargardu pojechałem pierwszy raz.
Na wszelki wypadek miałem telefon i w razie kłopotów mogłem dzwonić z pomocą do znajomych.
Wyruszyłem.
I powiem że już początek wycieczki sprawił mi olbrzymie problemy.
Na
drodze rowerowej Pilchowo-Głębokie były takie tłumy że nie dało się
normalnie jechać. Rowerów i pieszych było wielokrotnie więcej niż
samochodów na pobliskiej ulicy.
Dalej na Głebokim i w Lasku Arkońskim już trochę luźniej ale też tłumy.
Przeciskając się między spacerowiczami , rolkarzami i rowerami dotarłem do Jasnych Błoni a tam .... znowu tłoczno.
Jasne Błonia 03.05.2015 © siwobrody
Tłumy na Jasnych Błoniach © siwobrody
W centrum miasta już trochę luźniej.
I już spokojnie pojechałem przez Zdroje do ulicy Rysiej i Koziej gdzie przejechałem nad autostradą.
Nad autostradą © siwobrody
I to była ta łatwiejsza część trasy bo ją jeszcze jako tako pamiętałem.
Po wjechaniu w las zacząłem się dopytywać przejeżdżających rowerzystów jak dojechać do Płoni.
Ktoś poradził jechać główną droga do torów i za nimi skręcić w lewo.
Jadę
, jadę i żadnych torów nie widać ( i tak sobie zacząłem przypominać że
jakoś nie pamiętam żadnych torów z wcześniejszych przejazdów).
Sunę tą piękną puszczą , mijam te drzewa i trzęsę się na tej brukowanej drodze jak diabli.
W końcu znowu trafiam na jakiegoś rowerzystę i próbuję się dopytać jak dalej jechać.
Nowy przewodnik poleca się trzymać czerwonego szlaku i później gdzieś skręcić , chyba w niebieski szlak.
Jadę , jadę i szlak jest czerwony , ja jestem czerwony i trafia mnie szlag.
Brukowana droga to nie dla mnie , w końcu nie zważając na nic skręcam w lewo i jadę dalej .
Trafiam na drogę oznaczoną czerwoną cyfra 10 .
Cholera nie dosyć że bruk i to sfatygowany to jeszcze droga zaczyna się piąć w górę jak głupia .
Kurcze toż to nie Tatry tylko Nizina Szczecińska.
Jak
się wdrapałem na szczyt to stwierdziłem że jednak pobłądziłem i skręcam
w lewo i szukam jak najkrótszej drogi do 10- ki i choćbym miał jechać
poboczem to wolę widzieć gdzie jestem niż wylądować np. w Pyrzycach.
Czas płynie , ja jadę , droga co chwilę skręca i się wije a ja nie wiem gdzie jestem.
Już zacząłem tracić nadzieje aż nagle wyjechałem z lasu i ujrzałem potężna polanę a za nią pola i ................ gdzieś w oddali , za mną komin z dawnej fabryki kontenerów w Płoni.
Włączam telefon , uruchamiam "mapy" a telefon odmawia współpracy i za żadne skarby nie che mnie zlokalizować.
LUDZIE GDZIE JA JESTEM ??????????
Trudno , kieruję się w najbardziej prawdopodobny kierunek i jadę jakimiś polami po śladach ciągnika rolniczego
aż nagle
.......................................................................................zbawienie
- w oddali widzę człowieka.
I tu muszę powiedzieć że owszem mam zdolność do błądzenia w lesie , i nie jest to jakiś straszny pech bo wielu
osobom się taka sytuacja zdarza ale tym razem to miałem mega pecha .
Więc
pędzę do tego człowieka z przewieszonym aparatem fotograficznym na szyi
i drę się z oddali " halo , panie gdzie ja jestem , jak dojechać do
Płoni" i gdy podjeżdżam bliżej to głos mi zamiera.
To tylko
ja mogę mieć takiego farta , żeby w środku lasu w którym zabłądziłem
trafić na człowieka .............................. z Azji , ze skośnymi
oczyma który na mój widok , przestraszony mówi " ja nie mówić polski" .
Załamany
ruszam dalej i nagle gdzieś w oddali widzę dachy budynków. Im bliżej
tym droga coraz bardziej zaczyna się robić lepsza.
Nagle jadąc już między drewnianymi płotami odradzającymi pola spotykam jakiegoś tubylca na rowerze. Po chwili już wiem gdzie jestem.
Jestem na polach które leżą za budynkami w Śmierdicy .
Teraz już wiem jak jechać dalej .
Jestem w okolicach cywilizowanych i porzucam Puszczę Bukową na rzecz dróg asfaltowych.
Jadę
do ul. Pyrzyckiej , skręcam w prawo na Pyrzyce , kawałek dalej skręcam w
lewo na Jezierzyce i w Jezierzycach telefon do Wojtka z meldunkiem
gdzie dotarłem i z zapytaniem jak dalej jechać bo................ nie
pamiętam.
Po krótkiej rozmowie wjeżdżam w odpowiednią drogę i już spokojnie bez kłopotów lasem do Motańca.
Dalej to już prosta droga "drogą dla rowerów" do samego Stargardu.
Rzut oka na Miedwie .
Jezioro Miedwie © siwobrody
Piękna pogoda nad Miedwiem © siwobrody
Nad Miedwiem też tłumy © siwobrody
I dalej do Stargardu.
Wreszcie widać Stargard © siwobrody
Na drodze dla rowerów cały czas mijam rowerzystów jakby to była sobota a nie niedziela.
Po zameldowaniu że dotarłem do bram miasta , ruszam do Wojtka.
Pod domem Wojtka © siwobrody
Nad głową ramię żurawia © siwobrody
No
to teraz, relaksując się herbatką i olbrzymim ciastkiem bezowym ,
opowiadam swoją wycieczkę a Wojtek chwali się swoimi zdobycznymi ranami
Łokieć Wojtka jako tako wygląda © siwobrody
Kolano niestety spuchnięte i nie do użytku © siwobrody
Jako
że moje kolano zaczyna mnie pobolewać po tych cholernych brukowanych
górkach w lesie , zabieram Wojtkowi samochód służbowy , pakuję do niego
rower i wracam do Szczecina samochodem.
A teraz biegusiem spać , bo rano trzeba wcześnie wstać.
Kategoria samotnie, śWIĄTECZNIE
komentarze
Następnym razem, jak będziesz nad tą autostradą przejeżdżał, pamiętaj, że do Berlina tylko 150 km...
Azjata pewnie pewnie podobnie jak Ty zbłądził, tylko że on bardziej.